298 Seria fortunnych nieprzypadków Rozdział 4

 


Poprzednie odcinki przeczytasz tu!

Odcinek 1

Odcinek 2 

Odcinek 3

 

-     Reniu, naprawdę podziwiam twój spokój. Ja szalałabym z niepokoju i złości, gdyby mnie to spotkało - wyznałam Reni kolejnego dnia przy śniadaniu.

-     Och, kochana. Lata wprawy. Ale ty coraz lepiej sobie radzisz. Muszę przyznać, że jestem dumna z tego jak dzielna ostatnio jesteś - mówi, nie odrywając oczy od swojej jajecznicy. Jest tak szczera, bezpośrednia.

-     Dzielna? Ja? No co ty? - poddaje jej słowa pod wątpliwość. Nigdy nie należałam do odważnych czy zaradnych ludzi. Raczej czułam się jak życiowa ciapa.

-      Tak, jesteś bardzo dzielna. Żeby nie ty, wasz dach mógłby leżeć gdzieś w jeziorze.

-     Nic takiego..

-     Takiego, takiego! - przerywa mi - Musisz nauczyć się doceniać samą siebie. Świat nie zrobi tego za ciebie. A zbyt dużo jest na świecie kobiet, które nie wierzą w siebie i czują się poniżej przeciętnej. Nie bądź jedną z nich. Uważam, że zachowałaś się cholernie dzielnie. Ostatnio podejmujesz dużo trudnych i ważnych decyzji. Szukasz swojej ścieżki, wychodzisz ze swojej strefy komfortu. Robisz coś, czego w życiu nie pomyślałabyś, że będziesz robić. Znalazłaś pracę, drugą pracę, pomagasz, uczysz się. I nie zniechęciłaś się pomimo wyśmiania przez koleżankę. Wychodzisz ze skorupy duszących przekonań. I jest z czego być dumnym.

            Nic nie mówię. Patrzę na nią w milczeniu, smakując jej słowa. Nikt do mnie tak nigdy nie mówił. Chciałabym, bardzo bym chciała być kobietą, o której mówi.

-     A ty?

-     Co ja?

-     Mówiłaś, że nie zawsze taka byłaś. Że wielu rzeczy nauczyłaś się zdecydowanie za późno.

-     O tak. Kiedyś ci o tym opowiem. Ale teraz leć, bo się spóźnisz do pracy.

-     O kurde - spojrzałam na zegarek i wybiegłam pędem z kuchni.

 

            W autobusie myślałam o słowach Reni i tych jakże inaczej brzmiących, które usłyszałam od mojego byłego chłopaka. Wydawało mi się, że jestem w nim taka zakochana. Świata poza nim nie widziałam. Jego zdanie wydawało mi się kluczowe. Praktycznie we wszystkim. Był przecież bystry, po studiach. Miał dobrą pracę. Gdy coś mówił, był taki pewny siebie. W przeciwieństwie do mnie. Gdy nie podobało mu się co mam na sobie, moja fryzura czy makijaż, zmieniałam to. Wystarczyło, że spojrzał na mnie. Czasem coś mówił, wcale nie był w tym delikatny. Bywało mi przykro. Zwłaszcza kiedy przy ludziach mnie uciszał, nie chciałbym wypowiadała się na jakieś tematy. Raz nawet nazwał mnie głupiutką. I taka się tak naprawdę czułam - głupiutka, niepoważna. Nie miałam ambicji, nie wierzyłam, że cokolwiek mi się od życia należy. Nie sięgałam po swoje marzenia, bo marzyć to się bałam. I tak szłam przez życie. Lekko zniesmaczona. Przestraszona. Osamotniona. Powtarzałam sobie, że powinnam być zadowolona z tego, co mam. Ale nie potrafiłam. Czułam rosnące we mnie poczucie niesprawiedliwości. Bo jeśli tak miało wyglądać moje jedyne życie, to ktoś mnie bardzo okłamał. Ale cóż mogłam zrobić, prawda?

            I wtedy mnie zostawił. Jędrzej poznał Ankę przez jakąś aplikacje randkową. Używał jej będąc jeszcze ze mną.

-     Tośka, nie układa się nam. Chyba sama czujesz, że cokolwiek między nami było, to przeszłość - patrzałam na niego jak na pawia z otwartym ogonem. Nie rozumiałam co znaczą jego słowa. Ale jak koniec? Ja nic takiego nie czułam. Kochałam go na zabój. Byłam na każde zwołanie. Co się skoczyło? O czym on gada?

-     Nie rozumiem- zdołałam wykrztusić - ale ja cię kocham - wyznałam, jak głupia i naiwna baba, którą byłam. Jego nie interesowało co ja czuję.

-     Nie utrudniaj tego, proszę, tylko nie rób scen - mówił, ściszony, głosem. Jakich scen? Miałam nie walczyć o nas, o niego? - Po prostu koniec. Nic już nie da się zrobić.

-     Nie kochasz mnie?

-     Tośka, czemu zaraz takie poważne kwestie? Nasze drogi się rozeszły. Czas zacząć iść do przodu, zamiast tkwić w miejscu.

-     Masz kogoś, prawda? - zapytałam, ale w głębi duszy już znałam odpowiedź. Nie wierzyłam, że to się dzieje. Czekałam, aż mi się oświadczy a nie ze mną zerwie!

-     Tośka, nie o to chodzi. Nie jesteśmy dla siebie. Tak będzie lepiej, zaufaj mi.

            Zaufaj mi. Jasne. Zaufaj mi. Te słowa słyszałam tak często i zawsze się im podporządkowywałam. Tym razem też.

 

            Tydzień później widziałam go już z Anką razem. Uśmiechnięty, zadowolony, szczęśliwy. Mi krwawiło serce. Miałam zdeptaną dumą. Zniszczone poczucie własnej wartości. Czułam się najbrzydsza i najbardziej nieatrakcyjna.  Czułam się tak, jakbym nigdy nie miała już być szczęśliwa. Jakbym dementora prowadziła na smyczy cały czas przy sobie.

            Ta noc z Maksem tylko pogorszyła moje samopoczucie. Choć wszystko skończyło się dobrze, została we mnie jakaś wyrwa, której nie potrafiłam zapełnić, a którą czułam i która uwierała mnie dość dotkliwe.

            Wracając do domu, dostałam od niego wiadomość. Pytał jakie filmy lubię, bo może by mnie do kina zaprosił. Ale ja tak bardzo bałam się zaangażować i znów dać się zranić.

-     Ja śpię pod obcym dachem z wyrwą w ścianie a to ty masz skwaszoną minę. Wytłumacz się! - Renia zapytała mnie w trakcie kolacji tego dnia.

-     Maks chce się ze mną umówić - wyznaję po chwili wahania. Ale nie umiem kłamać. Tylko czemu jest mi tak głupio.

-     Nie rozumiem czemu to takie straszne!

-     Bo jest. Boję się. Z wielu powodów.

-     Okej. To zrozumiałe. Strach jest niezbędny, jeżeli pragniemy czegoś wartościowego.

-     A ty byłaś kiedyś zakochana?

-     O tak. Dwa razy. Od pierwszego męża nie mogłam odejść, bo bałam się życia w pojedynkę. Powiedzmy, że nie był delikatnym i wrażliwym typem. Ale przejrzałam na oczy. I los był dla mnie łaskawy. Poznałam Piotra, który był cudowny. Bardzo się od siebie różniliśmy, ale tworzyliśmy świetną parę.

-     Mówiłaś, że buntowałaś się za młodu?

-     I to jeszcze jak. Tadeusza poznałam na koncercie rockowym. Miałam 19 lat, gdy wzięliśmy ślub i ruszyliśmy autostopem po Europie. Z początku było fajnie, ale stopniowo dałam mu się podporządkować. Wmawiał mi, że do niczego się nie nadaję, że nigdzie w życiu nie zajdę. Uwierzyłam, że bez niego nie istnieje. Gdy uderzył mnie po raz pierwszy, nie mogłam w to uwierzyć. Mieszkaliśmy wtedy na południu Hiszpanii. Było duszno i gorąco. Pracowałam na zmywaku on rozwoził towar do restauracji. Umiał trochę język. Trzymał naszą kasę. Nie miałam nic do powiedzenia. Wiesz, że nawet nie pamiętam za co mnie uderzył, ale pamiętam ten dźwięk i przeszywający ból w policzku.

-     Reniu, nie mogę w to uwierzyć. Tak mi przykro - powiedziałam, kładąc dłoń na jej dłoni - Wiesz, że gdy cię poznałam, założyłam, że jesteś jedną z tych starszych pan, którym się w życiu ułożyło. Wydawało mi się, że życie cię oszczędziło.

-     Wydaje mi się, że życie nikogo nie oszczędza. Nam się tylko wydaje, że jednym łatwiej, innym trudniej. Ale kto nam dał prawo porównywać swoje cierpienie do cudzego? Kto dał nam prawo decydować, kto ma gorzej? To bez sensu. Mamy takie same serca, czujemy równie mocno te same emocje. Porównywanie nie ma sensu. Nikt nie ma łatwiej. Nawet jeśli z pozoru się nam tak wydaje.

-     A co z Tadeuszem? Jak długo z nim wytrzymałaś?

-     Pięć lat. Z początku przepraszał. Kupował kwiaty. Był kochany przez jakiś czas. Ale po jakimś czasie stało się to normą. Wróciliśmy do Polski, bo chciał studiować. Ja pracowałam na dwa etaty, żeby nas utrzymać. I uciekło mi jakoś te parę lat. Jak go przyłapałam z inną kobietą, wtedy do mnie dotarło jaka jestem głupia i naiwna. Wróciłam do domu i zaczęłam od nowa. Mama bardzo mi pomogła. Rady, które mi serwowała jeszcze jak byłam nastolatką, nagle zaczęły mieć sens.

-     I co zrobiłaś?

-     Zapisałam się na parę kursów, znalazłam pracę jako krawcowa. Po nocach uczyłam się jak szyć, jak prowadzić własny biznes. Zajęło mi kolejnych pięć lat by rozkręcić wszystko i zacząć z tego żyć.

-     Naprawdę? Co się stało z twoją firmą? Co szyłaś?

-     Nic się nie stało. Dalej funkcjonuje. Ja zwyczajnie przekazałam jej prowadzenie pracownikom, którym ufam i których przygotowywałam do tej roli od wieków.

-     Jesteś niesamowita. Nie wyobrażam sobie jak wiele pracy musiałaś w to włożyć.

-     A ja myślę, że masz już o tym jakieś pojęcie. Wszystko zależy od tego co sobie powtarzasz. Dużo czasu minęło nim uwierzyłam, że to, co robię ma jakąś wartość. Tak często mi Tadeusz powtarzał, że nic nie umiem i do niczego się nie nadaję, że uwierzyłam mu. Uwierzenie w siebie i w to, że moja praca i to co robię, ma znaczenie, zajęło mi sporo czasu. Pomogła mi terapia i rozmowy z innymi kobietami. Im częściej sobie myślałam o tym, jak dobrze mi idzie samej, bez niego, tym faktycznie lepiej mi szło. Czasem może warto spać na samo dni. Łatwiej się wtedy odbić do góry.

-     Może. Ale wielu ludziom brak woli walki. Nie potrafią się odbić, nie wiedzą jak. Wiem sama po sobie jak trudno się wziąć w garść, kiedy czujesz się beznadziejnie i wydaje ci się, że jesteś w sytuacji bez wyjścia.

-     Wiem, bardzo dobrze to wiem. Ale przychodzi moment w naszym życiu, że musimy zdecydować, czy robimy to co dobre i konieczne, czy to co łatwe.

-     A Piotr? jaki on był? Jak się poznaliście?

-     Jutro ci opowiem, ok? Jestem zmęczona i muszę się położyć.

-     Dobrze Reniu, nie męczę cię już.

-     Nie męczysz mnie kochana. To gadanie o przeszłości mnie męczy. Pogodziłam się ze swoją historią. Z tym kim jestem i kim byłam. Rozpamiętywanie nic mi nie da. Nikomu nigdy nic nie dało, za to sporo zabrało. Zaakceptowałam moje wybory. Nie wstydzę się ich. Nie powtarzam, że chciałabym mieć drugą szansę, bo zdobiłabym wszystko inaczej. Zwyczajnie rozmawianie o tym i przypominanie tego całego ciężaru, jaki czułam, przytłacza mnie. Jestem kim jestem dzięki temu, co doświadczyłam. Pozostaje być tylko wdzięcznym, że dane mi było tyle w życiu doświadczyć - stwierdza, rzucając mi ostatnie spojrzenie stojąc w progu korytarza.

-     A myślisz, co nam zabiera rozpamiętywanie przeszłości? - pytam, bo jej słowa we mnie coś poruszyły. Tak wielu ludzi znałam, którzy rozpamiętywani i żałowali, nie mogą ruszyć do przodu.

-     Szacunek do samego siebie. Zaczynamy wątpić w siebie i swoje wyboru. A nawet jeżeli były niekoniecznie dla nas dobre, to były nasze i powinniśmy je zaakceptować. Bo rosnące zwątpienie ciąży najbardziej. Dobranoc Tosiu.

-     Dobranoc, Reniu.

KOLEJNE ODCINKI ZNAJDZIESZ W SPISIE TREŚCI!

MOJE KSIĄŻKI ZNAJDZIESZ NA ALLEGRO!

Komentarze