296 - Seria fortunnych nieprzypadków Rozdział 2



            Obudziłam się pełna nadziei. Pomimo obolałego ciała, bólu głowy i braku pracy, chciało mi się wstać, chciało się żyć. Dla mnie było to zupełnie nowe uczucie. Umyłam się, ubrałam i weszłam do kuchni. Rodzice siedzieli nad stertą rachunków.

-     Musimy wymienić ten fragment dachu. Jak zaczną się roztopy, dach zacznie przeciekać.

-     Ale mieliśmy wymienić pralkę! - mama przerywa ojcu - ledwo już chodzi. Bez pralki nie damy rady. O, cześć kochanie - przerywa, gdy widzi mnie kątem oka jak wchodzę do kuchni - W dzbanku jest kawa, nalej sobie. Powinna być jeszcze gorąca.

-     Hej - witam się, jakoś tak niezręcznie. Wiedziałam już, że ciężko będzie mi dołożyć się do wspólnego budżetu bez pracy. Ostatnie oszczędności jakie miałam, wydałam na wymianę telefonu. Wpadł mi do jeziora pod koniec października. Żałosna historia, wstyd opowiadać. Zanurkowałam po niego, bez powodzenia, no jakżeby inaczej - Mogę wziąć tę pralkę na raty, mamo. Zaraz z suszarką, tak jak chciałaś. Możemy pojechać coś wybrać, jak chcesz?

            Wcale nie byłam taka pewna tego, że dostanę cokolwiek na raty, ale musiałam coś powiedzieć. Musiałam pomóc, by zmienić jej zestresowany, zasmucony wyraz twarzy.

-     Och, dziękuję kochanie. Naprawdę doceniamy twoją pomoc - mówi, z wyraźną ulgą w głosie.

-     Daj spokój, ja też tu mieszkam. Też korzystam z tej pralki. Więc nie ma o czym mówić.

-     No tak, ale powinnaś myśleć o tym, jak stąd wyfrunąć a nie dokładać się do długoterminowych inwestycji.

-     Mamo, dobrze wiesz, że to szybko nie nastąpi.

-     Słońce, jesteś młoda, śliczna. Musisz wyjść do ludzi - dodał swoje wyświechtane trzy grosze ojciec. Ciągle to powtarzał. Muszę znaleźć jakiegoś zaradnego kawalera. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak trudno jest kogoś poznać! A wcale nie byłam wybredna.

            Po śniadaniu moje serce wcale nie było już lekkie, a moje chęci spadały na łeb na szyję. Nie wiedziałam co mam ze sobą począć. Gdy rodzice wyjechali do pracy, chwyciłam za wyczekany romans, ale nie mogłam się skupić. Wysprzątałam więc cały dom, zrobiłam zakupy i przygotowałam obiad. Następnego dnia to samo. W mojej głowie kłębiły się miliony negatywnych myśli. Tyle sytuacji wymagało wyjaśnienia, jakiegoś rozwiązania a ja siedziałam w domu i sprzątałam. Każdego dnia patrzałam w lustro i miałam coraz gorszą opinię o sobie. I żadnego pomysłu jak to zmienić. Jedynie rosnące marzenie, nie, nie marzenie, rosnąca, pilna potrzeba zmiany. Zmian na lepsze, gdyż moje życie wydawało się ostatnio serią niefortunnych zdarzeń.

            Parę dni później, gdy kolejny raz chwyciłam w dłonie niedawno nabyty romans, przypomniała mi się Renia i jej pozytywna energia, której tak bardzo mi było potrzeba. Ubrałam więc płaszcz, kozaki, które praktycznie już nie grzały (musiałam nakładać trzy pary skarpet, by nie odmrozić sobie stóp) i ruszyłam w stronę domu Reni.

            Było lekko wietrznie, ale słońce świeciło mocno na praktycznie bezchmurnym niebie. Nasze miasteczko nawet w szarości lutego wyglądało uroczo i klimatycznie.

-     Tosia! - przywitała mnie z entuzjazmem Renia, gdy otwarła mi drzwi chwilę później.

-     Hej, Reniu. Obiecałam ci spacer po okolicy. A dziś całkiem ładnie.

-     Chętnie! Ale potem musisz wpaść na herbatę - wykrzyknęła radośnie, rozglądając się za płaszczem.

-     Jasne, nigdzie mi się nie śpieszy - odparłam, z lekkim żalem. Do siebie, do świata. Telefon milczał.

            Wyszłyśmy, ja stawiając niedbale nogę za nogą. Ona żwawo, z energią jakiej niejeden nastolatek nie ma.

-     Co cię gryzie, Tosiu? Jesteś taka przygaszona - stwierdza, patrząc na mnie, zamiast podziwiać okolicę.

-     Tutaj odbywają się wszystkie imprezy w miasteczku. Koncerty i takie tam. Rzadko bo rzadko, ale jednak. Czasami zdarzy się też jakieś wesele, stypa czy impreza okolicznościowa.

-     Tak, mistrzyni zmian tematu, co? - żartuje ze mnie.

-     Przyzwyczaiłam się. Jakoś weszło mi w krew, bo tu tak wszyscy. Nie rozwodzimy się nad problemami, nie analizujemy uczuć. Ewentualnie narzekamy - wyznaję, zgodnie z prawdą. Narzekamy, to owszem. Ale to takie niekonstruktywne paplanie o wszystkim i o niczym.

-     Tak. Ale przy narzekaniu otrzymuje się tylko jeden wniosek - mówi, już zupełnie poważnie.

-     Jaki? - zapytałam, zaintrygowana.

-     Życie jest niesprawiedliwe a innym jest łatwiej niż tobie.

            Myślę chwilę nad jej słowami. Ma stuprocentową rację. Często dochodzę do tego wniosku. Przypominają mi się słowa mojego ojca, jak oglądając telewizję mruczy pod nosem o niesprawiedliwości losu.

-     Tak, coś w tym jest.

-     To powiesz co cię gryzie?

-     Nie chcę cię zarzucać moimi problemami. Poza tym, praktycznie się nie znamy. Miałam oprowadzić cię po miasteczku - próbuje się wymigać, choć z drugiej strony takie ciepło od niej bije, takie zrozumienie. Ma się ochotę z nią rozmawiać. Mam ochotę powierzyć jej moje wszystkie sekrety, wyrzucić to z siebie, żeby poczuć się choć odrobinę lżej. Ale wiem, że to nieuczciwe wobec Reni.

-     Przecież to ja cię spytałam. Chcę cię lepiej poznać! - Renia nie odpuszcza. Nie mogę uwierzyć, że rozmawiam z tą starszą panią o swoim życiu.

            Waham się chwilę, ale nie potrafię przekonać sama siebie do milczenia.

-     Chodzi o to, że wszystko w moim życiu się wali. Rodzice ciężko pracują a ja siedzę w domu. Zapisałam się do pośredniaka, przeglądam oferty w Internecie. I nic.

-     A co byś chciała robić?

-     Co?

-     No co byś chciała robić? O jakiej pracy marzysz?

-     Jak to mówi mój ojciec: łatwej, dobrej i przyjemnej. I najlepiej za duże pieniądze.

-     A tak na poważnie?

-     Całe życie mieszkam tu a zawsze interesowały mnie inne miejsca. Chciałam podróżować, ale mnie nie stać. Moja mama nigdy nie była za zagranicą. Ojciec był parę razy w Holandii w pracy. Chyba chciałabym móc podróżować. Albo być przewodnikiem. Dużo czytałam na temat moich ulubionych miejsc. Ale ojciec mówi, że nie potrafię wciskać ludziom kitu i nie nadawałabym się do turystyki - wyznaję, przypominając sobie mój żal, kiedy mi to powiedział przy kolacji, tuż po tym jak zdałam egzamin licencjacki. Nie kontynuowałam studiów, przestałam widzieć w tym sens.

-     A próbowałaś w biurach podróży, tak na początek?

-     Nie. Nigdy jakoś taka oferta się nie pojawiła w pośredniaku.

-     A może lepiej wziąć szczęście w swoje ręce? Wiesz w co ja wierzę? Że sukces to działanie i wiara w siebie. A tobie za grosz tej wiary. I za grosz takiego prawdziwego działania. Widzę piękną, młodą kobietę, która zachowuje się jak podstarzała babcia, co najmniej jak ja.

-     Ojciec mnie wyśmieje.

-     Ale to nie jest jego przyszłość. To, że on czegoś nie rozumie czy nie potrafi sobie wyobrazić, to nie znaczy, że to nie możliwe.

-     Co według ciebie powinnam zrobić?

-     A skąd ja mam to wiedzieć? Nikt nie da ci gotowego przepisu, to twoje szczęście, twoja przyszłość. Ale przede wszystkim musisz obrać kierunek, wiedzieć, gdzie chcesz dojść. Jak to będziesz wiedzieć, jak będziesz tego pragnąć całą sobą i wierzyć, cały wszechświat zacznie ci sprzyjać, żebyś zrealizowała swoje marznie.

-     Wiesz, że tego dnia, kiedy byłam u ciebie ostatnio, dostałam miesiączkę?

-     To chyba dobrze?

-     No raczej! Ale to nie może być takie proste. Kupić podpaski, poczuć ból w podbrzuszu. Wyobrazić sobie, że coś masz, zanim to będziesz mieć.

-     Zaiste. I wcale nie jest to proste. Nic a nic. Sama wiesz jak łatwo wpadają do głowy negatywne myśli. Odganianie ich potrafi być pracą na pełen etat. Przede wszystkim musisz znać siebie, być świadoma swoich mocnych stron i tych słabszych również.

-     To ja mam chyba tylko te słabsze - wyznaję z żalem. Taka prawda. Nic tak naprawę nie umiem.

-     Wiesz, każdy coś umie, coś potrafi i w czymś jest dobry. Każdy. Te głupoty, które powtarzasz, ty i miliony innych kobiet, wynika z tego, co nam się wmawia. Że niby nic nie umiemy i do niczego się nie nadajemy. Wieki wmawiania nam, udowadniania, że nasze miejsce jest w kuchni i przy dzieciach. A to też umiejętności tak na marginesie. Nie każdy umie dbać o dom a bycie dobrą matką to sztuka. Naucz się doceniać własne umiejętności.

-     Ale ja naprawdę nic nie umiem. No bo niby co? Zajmuje się domem, sprzątam, gotuje chyba nie najgorzej, to fakt. I umiem się uczesać czy ściąć. Ojca zawsze ścinam. Mamę zresztą też.

-     Tosiu, to są umiejętności. Nie wszyscy to potrafią, uwierz mi. A to czesanie, to lubisz?

-     Tak, bardzo - uśmiecham się - Wszystkie koleżanki się u mnie czeszą. Jak byłam mała to wszystkie psy w miasteczku fryzowałam. Mama mówiła, że nikomu nie odpuściłam.

-     To koniecznie musisz mnie uczesać! I farba, bo siwe włosy już mi widać. Nie chce mi się stąd wyjeżdżać tylko do fryzjera więc spadłaś mi jak z nieba.

-     Jasne, mogę cię uczesać. Żaden problem.

-     A czemu jak tak bardzo to lubisz, nie poszłaś za fryzjerkę?

-     Mama mówiła, że muszę iść na studia, a fryzjerstwo jest dla głupich dziewczyn, co nie mają żadnych perspektyw.

-     Całe życie słuchasz innych.

-     Tak, chyba tak. Potrafię nie kupić tego, co mi si podoba, gdy moje przyjaciółki choćby krzywo spojrzą. Może taka już jestem? - pytam, jakby sama siebie.

-     A może nie dałaś sobie szansy być zwyczajnie sobą, bo czujesz, że nie jesteś dość dobra, wartościowa?

-     Może- odpowiadam, sama zaczynając się nad tym zastanawiać. Nigdy jakoś się nad takimi rzeczami nie zastanawiałam.

            Przeszłyśmy moje miasteczko rozmawiając cały czas. Wątpię czy można by zaliczyć ten spacer jako wycieczkę krajoznawczą, skoro skupiłyśmy się na mnie i moich problemach.

            Gdy siadamy w domu Reni do herbaty, na włosach ma już farbę w swoim kolorze głęboko orzechowego brązu. Nie wiele mamy tu sklepów, ale niedaleko mnie jest hurtownia fryzjerska, z której wysyłają towar na całą Polskę.

-     Śliczne jest to miasteczko, będzie mi tu dobrze - mówi niespodziewanie.

-     To chyba będziesz pierwsza. Większość ludzi, którzy tu mieszkają, narzeka, że tak daleko od miasta, że za mało sklepów, że zimą nie ma dojazdu. Zawsze jest powód.

-     Wątpię w to. Ludzie marudzą ale wgłębi duszy kochają swój dom. Tylko za mało w nich wdzięczności. Przestali doceniać to, co mają. Moja babcia kochała to miejsce całym sercem. Wspominała jezioro i lasy jakby to były cenne diamenty.

-      

-     Może masz rację. Mam skromny, ale naprawdę piękny dom. Wymaga remontu, ale to dom. Ciepły, w niedzielę pachnący pieczenią i pyzami, pełen wspomnień. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam za to wdzięczna - zaczynam się zastanawiać. Dziwne jak wiele rzeczy człowiek bierze za pewniaka, a przecież nie każdy ma ciepły dom czy rodzinę.

-     Nie ty jedna. Tego trzeba się nauczyć. Trzeba to praktykować każdego dnia a nie tylko chcieć i chcieć. Tak nigdy nie zaznamy szczęścia. Musimy umieć docenić to, co mamy. Tak od serca. Sama uczyłam się tego od mojej mamy o czterdzieści lat za późno. Za młodu była ze mnie niezła buntowniczka.

-     Tak? Ciężko mi to sobie wyobrazić - nie dowierzam. 

            Pół godziny później układam jej włosy, dopijam herbatę i zwijam się do wyjścia.

-     Dziękuje ci, naprawdę oszczędziłaś mi wizyty w mieście. Spadłaś mi dosłownie z nieba. Tak miało być. Ile się należy? - podchodzi, wyciągając z torebki portfel.

-     Żartujesz sobie ze mnie? Ja nic nie chcę. Zwyczajnie po koleżeńsku pomogłam.

-     Nie ma mowy. Dam ci połowę tego, co płacę w Warszawie. Koniec tematu. Za wykonaną pracę należy się wynagrodzenie.

-     Ok, ok - odpuszczam, lekko zdziwiona, gdyż włożyła mi do ręki 200 złotych - dziękuje.

-     Musisz się cienić. Naprawdę masz rękę do tego.

-     Tak myślisz?

-     Tak myślę.

 

            W domu, leżąc już w łóżku, zrobiłam listę rzeczy za jakie byłam wdzięczna. Jakoś nieswojo się czułam, ale coś mi mówiło, że tak musi być. Napisałam więc jak doceniam moich kochanych rodziców, ciepłe pieczywo, które mama piecze nieraz o czwartej nad ranem, ten dom, ludzi w moim życiu. Sporo tego było. Miałam sprawne dwie ręce i dwie nogi. Mogłam biegać i tańczyć. Miałam powietrze wokół siebie, rzeczy na sobie. Miałam naprawdę wiele. Warto było to docenić.


KOLEJNE ODCINKI ZNAJDZIESZ W SPISIE TREŚCI!

MOJE KSIĄŻKI ZNAJDZIESZ NA ALLEGRO!


Komentarze

  1. Niedowierzam w to co czytam to takie prawdziwe. Wszyscy szukamy czegoś co nam brakuje porównujemy się do innych. Nie doceniamy tego co już posiadamy. Słuchamy opinii innych i bierzemy je za pewniak. A prawda jest taka, że każdy ma równe szanse na sukces tylko musimy w siebie uwierzyć i pracować na niego nie poddając się. Mimo że inni mówią, że to zły pomysł.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz