295 Seria fortunnych nieprzypadków Rozdział 1
- Ja to mam pecha.
Myślałam tak
często. Dla mnie każdy dzień był piątkiem trzynastego. Przez ostatnie
dwadzieścia siedem lat mojego życia miałam pod górkę. Nawet w dniu moich
narodzin. Ojciec wiózł drącą się matkę do szpitala, o dobry tydzień przed
terminem, gdy na drogę spadł wielki konar. Była straszna zamieć. Luty z
największą ilością opadów śniegu w historii mojego województwa. I urodziłam się
w samochodzie. Nim przyjechała karetka, ja już byłam na świecie. Ojciec dostał odmrożenia
od klęczenia w śniegu. Jemu chyba nigdy w życiu nie było lekko. I tak już było
mam wrażenie zawsze. Wiecznie pod górkę.
Dziś kończyłam
dwadzieścia siedem wiosen i stałam przed kolejnym dylematem, a nawet dwoma.
Parę dni temu zwolnili mnie z pracy. Papierkowa praca w administracji nie była
moją mocną stroną. Zapodziałam dwa papierki i żeby nikt nie zauważył,
wydrukowałam je i podrobiłam podpis. Ja nie widziałam różnicy. Niby mogłam
jechać do klienta i poprosić go o ten podpis osobiście. Ale w nawale pracy tak
było szybciej. I wyleciałam. Wiem, moja głupota nie zna granic. Ale na tym nie
koniec. Od roku nie mam faceta. Jędrek, mój ostatni, zostawił mnie dla jakiejś
cizi z Internetu. Że niby taka zorganizowana i ambitna. Dodatkiem do tej
ambicji i inteligencji jest duża miseczka stanika i smukła talia. Ciężko
stwierdzić czy ładna pod toną tapety, którą wciąż nosi.
Ale dwa miesiące
temu kumpela wyprawiała urodziny na dyskotece. Nie chodzę często, ale fajnie
było się odchamić, potańczyć trochę i wyluzować się. Niestety za dużo wypiłam i
obudziłam się następnego ranka u obcego faceta w łóżku. Wymknęłam się
cichaczem, nawet nie patrząc jak wygląda, a z samej nocy nie pamiętam dosłownie
nic. A teraz okres mi się spóźnia i nie mogę uwierzyć we własnego pecha. I to
nie jest tak, że ja jestem jakaś pusta czy upośledzona. Nawet leniwa nie
jestem. Zawsze lubiłam się uczyć. Nie
stronie od ciężkiej pracy. Tylko jakoś tak wszystko, za co się chwytam, nie
wypala. Po części to słomiany zapał, po części kompletny brak wiary w siebie.
Słowa I tak mi się nie uda powinnam wytatuować sobie na czole, na
dłoniach, na dupie nawet, żeby języka tak często nie strzępić. I tak mi się nie
uda. Rodzice tego nigdy nie powiedzieli przy mnie na głos, ale słyszałam, jak
mówili to między sobą. Nieustannie. Gdy mama otwierała mały sklepik u nas w
miasteczku, miałam może z sześć lat. Po roku zamknęła, a długi spłacaliśmy dwa
lata. Gdy ojciec zmieniał pracę, jak nadarzyła się okazja na lepsze zarobki.
Zrobił kosztowny kurs, a jak tylko zaczął, tak od razu złożył wypowiedzenie.
Nie dał rady z samymi młodymi w wyścigu szczurów. Słyszałam jak nawzajem się
dołują, jak powtarzają nieustannie I tak się nie uda. I jakoś to tak
wsiąknęło we mnie. I nigdy nic się nie udawało.
Więc siedziałam
sama we własne urodziny, gdyż żadna z moich przyjaciółek nie mogła przyjść.
Jedna się pochorowała, druga wyjechała w delegację. Rodzice pracowali akurat na
popołudniową zmianę. I czułam się taka samotna. Dalej pod dachem rodziców, bez
pracy i najprawdopodobniej z dzieckiem w brzuchu, którego spłodziłam z ojcem
widmo. Koszmar jakiś. Masakra. Nie potrafiłam pohamować tych czarnych
scenariuszy, które przepływały mi przez głowę.
Pozwoliłam sobie
na łzy, na użalanie się. A potem postanowiłam kupić sobie prezent. Od dawna
chciałam zamówić te serię powieści dla kobiet. Kochałam się w romansach. Nigdy
nie miałam ich dość. A o tej serii słyszałam wiele dobrego. W bibliotece była
na nie taka kolejka, że pewnie na przyszłą gwiazdkę bym się załapała.
Zignorowałam mój nieatrakcyjny stan konta, weszłam na swoje konto w Empiku i
kupiłam dwie pierwsze części plus piękny notatnik z babeczkami na przecenie.
Potem dopiłam piwo i usnęłam, chlipiąc jeszcze przed snem, marząc o lepszym
życiu, o jakiś perspektywach. Bo jakież ja miałam perspektywy. Żadne. Zerowe
wręcz. I na faceta, i na dobrą pracę, i na to, że kiedyś się stąd wyprowadzę na
swoje.
Zarejestrowałam
się w pośredniaku czując lekki wstyd. Jakby to, że tu jestem, bez pracy,
czyniło ze mnie gorszego człowieka. I przechodząc przez próg myślałam już o
tym, że przecież na pewno się nie uda. Co mogliby mi znaleźć? Pracę na kasie, a
może w jakiejś fabryce za najniższą krajową? Mam już te doświadczenia za sobą.
Wolę do nich nie wracać.
W drodze
powrotnej do domu odbieram paczkę z Empiku, ciesząc się na tę obietnice
zapomnienia. Mieszkam dobre pół godziny drogi autobusem od miasta w uroczym
miasteczku z populacją około 10 tysięcy ludzi. W autobusie rozmawiałam z Agą.
Czuła się już lepiej. Paczkę otwarłam pod domem, żeby karton wyrzucić do
śmietnika na papier. I oczywiście! Złe zamówienie. Praktycznie niemożliwe, a
jednak. Imię na kartonie nie jest moje, tylko jakiegoś faceta. Książka w środku
również. Nudna, czarna okładka i złoty napis. Moje finezyjne romanse zaginęły w
akcji. Z tej frustracji jaka przeze mnie przepływa, kopie kosz i potem podskakuje
chwilę, czując, że chyba znowu złamałam palec u stopy, który pierwotnie
złamałam na rolkach w zeszłym roku. Jakaś paniusia nie pomyślała, że na ścieżce
rowerowej długa smycz może być niebezpieczna.
Czekały na mnie
resztki z wczorajszego obiadu, ale jakoś wcale mi się nie chciało jeść, więc
postanowiłam zanieść książkę pod właściwy adres, po drugiej stronie mojej
miejscowości. Znałam ten dom, długo stał pusty, aż zeszłego lata przyjechała
ekipa i zaczęła go remontować. Miał świetną lokalizację. Blisko sklepu, daleko
od głównej drogi i praktycznie z własnym dostępem do naszego jeziora. Nie
wiedziałam nawet, że ktoś tam się wreszcie wprowadził.
Remont wyszedł
im bajecznie. Wymieniono okna i drzwi, podrasowano ogród, odmalowano płot. Dom
był drewniany i wyglądał teraz jak luksusowa chatka w górach. Odważnie otwarłam
furtkę i zapukałam do drzwi. Otwarła mi starsza pani, dobrze po
sześćdziesiątce. Miała na sobie długi, soczysto niebieski, przedłużany sweter i
czarne dżinsy. Pomimo wieku, miała świetną figurę i piękną cerę. Na nosie
spoczywały okulary w eleganckich oprawkach.
-
Dzień dobry, jak mogę pomóc? - była bardzo miła.
Jej kręcone blond loki rozsypywały się kaskadą wokół jej twarzy.
-
Dzień dobry. Ja chyba przez przypadek odebrałam
Pani zamówienie z Empiku. Miejscowość się zgadza, mamy podobne nazwiska, ale
pewnie coś pokręciłam.
-
Doprawdy, proszę wejść, syn odebrał dziś moją
paczkę, nawet nie przyszło mi do głowy sprawdzić. Te kartony zawsze takie duże
a w środku raptem jedna, mała rzecz.
Weszłam do
środka. Korytarz, kuchnia, wszystko gustownie urządzone, dalej pachniało
drewnem i świeżością.
-
Spójrz, to moja paczka - podaję mi kartonik.
-
Mają taki sam kod odbioru. To dziwne. Straszny
zbieg okoliczności.
-
Doprawdy? Nie wierzę w zbiegi okoliczności. Nic
się nie dzieje bez przyczyny, kochanieńka.
-
Naprawdę tak pani uważa? Cóż, ja chyba jednak obstaję
przy swoim. W moim życiu zdarzyło się zbyt wiele rzeczy, które zwyczajnie nie
miały sensu. Mam po prostu życiowego pecha. Tak już bywa.
-
A ja uważam, że jesteśmy tym, co sobie
powtarzamy. Uważałabym na te słowa - mówi zupełnie poważnie - Chodź, zrobię nam
herbaty.
-
Dziękuje, bardzo pani miła - odpowiedziałam, z
chęcią przyjmując zaproszenie. Nie chciało mi się wcale wracać do pustego,
zimnego domu.
-
Syn kupił ten dom na moją prośbę. Moja matka się
tu urodziła, jeszcze przed wojną i zawsze marzyłam, że kiedyś tu zamieszkam.
Kochała to miasteczko.
-
Ja mieszkam tu całe życie. Strasznie tu nudno.
Chyba tylko takie… - zająknęłam się.
-
…stare baby jak ja mogą się tu dobrze czuć, co?
Owszem, nie ma tu dużo rozrywki, ale do miasta wcale nie tak daleko a szum i
zgiełk na dłuższą metę szkodzą każdemu. Ostatnie pięć lat mieszkałam w
Warszawie i miałam już dość.
-
No to z pani mieszczuch, ino sielanki się
zachciało. Znudzi się pani. Pyszna herbata powiedziałam siorbiąc napój, który
mi podała. Pachniał cudownie i choć parzył mi usta, rozgrzewał mnie od środka
jak ciepły kocyk.
-
Dziękuje, lubuje się w dobieraniu herbat i
podawaniu idealnej kompozycji. Zapraszam do siebie częściej.
-
Dziękuje. Chwilowo nie mam pracy, więc może
skorzystam.
-
Takie młode piękności to myślałam, że raczej
studiują.
-
Nie, ja nie. Skończyłam licencjat zaocznie z
turystyki i pracowałam, odkąd tylko zdałam maturę - przyznaję, z lekkim żalem.
-
Pracowita a ciebie dziewczyna, co?
-
I co mi z tego przyjdzie? Nie pracowici ludzie
się dorabiają a raczej ci, co mają szczęście i znajomości.
-
Mówisz jak moja mama za czasów PRL, kochanieńka.
Skąd w tobie tyle pesymizmu?
-
Jakoś tak, nie wiem, pech towarzysz mi całe
życie.
-
A co by sprawiło ci szczęście? - pyta, patrząc
mi prosto w oczy. Ma hipnotyzujące spojrzenie.
-
To znaczy? Co ma pani na myśli? - pytam,
zdziwiona.
-
No co by się musiało wydarzyć, żebyś była
szczęśliwa?
-
Nie wiem. Chyba nie mam na myśli nic
konkretnego. Zwyczajnie chcę być szczęśliwa - odpowiadam, dalej zamyślona.
Dawno nie zastanawiałam się nad tym.
-
To jak chcesz o to poprosić, jeśli nie wiesz
czego chcesz? To jak z urodzinami. Żona chce od męża wyjątkowy prezent. Sama
nie wie co, ale ma być wyjątkowy. A jak mąż kupuje jej nowy fartuszek do
kuchni, bo stary jest zniszczony, to się obraża. Czego pragniesz, Tosiu? Jak ty
tego nie wiesz, to kto ma?
-
Skąd Pani wie, jak mam na imię?
-
Jest na paczce, o tutaj - przysuwa mi paczkę
bliżej - a Ty możesz mi mówić Renia. Tak wszyscy na mnie mówią.
-
No tak, jasne. Czego ja pragnę? Na początek
dostać miesiączkę. Boję się, że jestem w ciąży a wcale mi to teraz nie na rękę.
-
Nie skupiaj się na strachu. Na czym skupiasz
myśli, to masz. Co sobie powtarzasz, tym jesteś. Wyobraź sobie, że czujesz ten
dyskomfort w podbrzuszu i idziesz do sklepu po nowe podpaski.
-
Pani tak na poważnie?
-
Tak, jak najbardziej.
Próbuje. To
wcale nie takie trudne. Miesiączki mam raczej bolesne. Łatwo zapadają w pamięć.
Ale czuję się dziwnie z tą obcą kobietą i tą dziwną rozmową.
-
Przepraszam cię, ale to czas mojej drzemki.
Przeproszę cię teraz - mówi, wstając od stołu i zbierając kubki. Nawet nie wiem,
kiedy wypiłam te herbatę, była naprawdę pyszna. Zwłaszcza z tak pięknego,
porcelanowego kubeczka o naprawdę fikuśnym kształcie - Odwiedź mnie jeszcze,
koniecznie. Nie znam tu nikogo. Może pokażesz mi okolice?
-
Chętnie. Do zobaczenia w takim razie - biorę
moje książki, dziękuje za herbatę i wychodzę. Jakoś tak dziwnie się czuję. Może
ta starsza pani to jakaś wiedźma?
Po drodze
zachodzę do sklepu po herbatę i kisiel, bo mam ochotę a w domu nie ma. Nikt nie
był na porządnych zakupach od dawna. Kupuję też mięso na gulasz, buraki i
kaszę. Gdy staję przed regałem z podpaskami, uśmiecham się sama do siebie i
wkładam moje ulubione do koszyka.
W domu zabieram
się do zrobienia gulaszu. Kroję i marynuje mięso, w tle śpiewa Sting z
gramofonu ojca. Gdy rodzice przychodzą z pracy, dom pachnie pieczonym mięsem i
przyprawami. Zdziwieni rodzice siadają do nakrytego stołu, głodni jak wilki po
długiej zmianie w hurtowni.
Gdy szykuje się
do spania, czuję nagle ukłucie w podbrzuszu. Dostałam moją miesiączkę. Naprawdę
dostałam miesiączkę. Przypadek?
KOLEJNE ODCINKI ZNAJDZIESZ W SPISIE TREŚCI!
MOJE KSIĄŻKI ZNAJDZIESZ NA ALLEGRO!
"Nie potrafię, nie dam rady..a i jedno raz na jakiś czas bądź co miesiąc to: Anita,kompletny brak wiary w siebie." Tak właśnie do siebie mówię. Czy to dziwne i zaskakujące? Bardzo!!!
OdpowiedzUsuń"Na czym skupiasz myśli, to masz. Co sobie powtarzasz,tym jesteś."
W samo sedno Gosiu����
dziękuje!
UsuńNo cóż ja w swoim życiu czuje się jak ofiarą, i jestem ofiarą 😭😭😭 "zrób to, robię, zostań w nadgodzinach, zostaję, pomagam wszystkim,mi nikt, nie mogę jeść napić się o sikaniu nie wspomnę bo to szkoda czasu trzeba pracować" JA nie potrafię powiedzieć NIE 😢 jestem przesiąknięta negatywnymi przekonaniami. Małgosiu jak sobie z tym radzić 🍀
OdpowiedzUsuńKochana jesteś ofiarą tylko wtedy kiedy sama sobie to powtarzasz, dla mnie jesteś mistrzynią własnego losu! wyrwij się z tego, małymi krokami zawalcz o siebie, pokochaj osobę którą jesteś :) trzymam za ciebie kciuki! dasz radę!
UsuńPrzez całe życie czułam smutek, wieczny brak miłości i zainteresowania a ja zawsze stawiałam na uszczęśliwianie mojej rodziny nie sprawiając im problemów w dzieciństwie taka grzeczna dziewczynka. Gdy potrzebowałam ich wsparcia w dzieciństwie to słyszałam ze dzieci nie mają problemów. Myśląc, że w końcu mnie zauważą i obdarzą miłością, wsparciem lecz nigdy to nie nastało. Minęło wiele lat żebym to zrozumiała. Gdy zaczęłam inaczej podchodzić do ich oczekiwań odmawiać im pomocy to jedyne co usłyszałam to ty nigdy w niczym nie pomogłaś, na ciebie nigdy nie można liczyć. A ja tyle rzeczy sobie odmawiałam, żeby oni mieli lepiej, lżej. Teraz już wiem, że nigdy tego nie zmienię i nie ma co na siłę próbować. Gosiu twoje książki dużo mi uświadamiają, że przede wszystkim musimy pokochać same siebie i robić wszystko dla siebie nie dla innych . Jeszcze daleka droga przede mną ale czas najwyższy coś zmienić i słuchać się samej siebie. Pozdrawiam i dziękuję za książki i tego bloga dają inspirację do zmiany.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci że faktycznie często sami sobie wmawiamy że czegoś nie potrafimy i że nam nie wyjdzie. Nie jest łatwo zmieniać taki przekonania ale myślę że warto.
OdpowiedzUsuńCiekawy i bardzo kreatywny wpis. Niesamowicie mi się podoba.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia, przyjemnie się to czyta, pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna i wciągająca opowieść! Tosia od razu wzbudza sympatię, a opis jej codzienności sprawia, że można się z nią utożsamić. Lubię takie historie, w których bohaterka ma swoje drobne rytuały, marzenia i sposób patrzenia na świat – to dodaje autentyczności i sprawia, że chce się czytać dalej.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z poprzednimi komentarzami – świetnie oddany klimat, a narracja płynie lekko i naturalnie. Czuć, że to dopiero początek większej historii, więc jestem ciekawa, w jakim kierunku potoczą się losy Tosi. Chętnie sięgnę po kolejne odcinki! 😊📖