297 Seria fortunnych nieprzypadków Rozdział 3.




            Gdy wracałam następnego dnia z miasta, lało jak z cebra. Byłam, na którejś z kolei rozmowie o pracę, by po raz kolejny zaliczyć porażkę. Zapomniałam parasola i ubrałam za cienką kurtkę, bo lepiej się w niej prezentowałam. Wiem, że to było głupie. Zmarzłam jak cholera i przemokłam do suchej nitki.

-     Tego tylko brakuje, żebyś mi się przeziębiła - przywitała mnie mama, gdy przekroczyłam próg kuchni.

-     Nie panikuj, zaraz się przebiorę - choć czułam, że w jej słowach mogło być sporo prawdy. Pomyślałam, że to będzie cud, jeśli wyjdę z tego bez choćby kataru.

            Tak się oczywiście stało. Nad ranem obudziłam się trzęsąc z zimna, cała zasmarkana. Nasze piece nie grzały już jak kiedyś. Jak wszystko w tym domu lata świetności miało już za sobą. Wydałam sporo kasy na leki a i tak leżałam do niedzieli w łóżku.

            Tak bardzo chciałam działać, chciałam nadawać nowy kształt mojemu życiu, ale nie wiedziałam jak. Brak mi było siły i odwagi. Przede wszystkim, chyba jednak było mi brak wiary w siebie.

            Gdy zaczął się nowy tydzień, miałam nadzieję, że przyniesie mi coś dobrego. Kiepski był to jednak początek. W poniedziałek odwiedziła mnie kumpela, Basia. Gdy powiedziałam jej o pomyśle zarabiania na czesaniu, który gdzieś tam zaczął się tlić w mojej głowie, wyśmiała mnie, choć czesałam ją za darmo na wszystkie imprezy. Zabolało mnie to. Rozmowa się nie kleiła i szybko wyszła. Dziewczyna miała do czego wracać. Narzeczony, dom świeżo po remoncie i ciepła posadka. A ja zostałam z moimi myślami i masą nowych wątpliwości. Mój pomysł na siebie dopiero kiełkował a już ktoś zwyzywał go od chwastów.

            Wtorek przyniósł wichury i ulewne deszcze. Pomimo złej aury, pojechałam do miasta podpytać w urzędzie o posadę fryzjerki, ewentualnie jakieś kursy. Nic nie mieli. Wyszłam, rozdygotana, ale by nie stracić tych cieniutkich niteczek poczucia własnej wartości jakie ostatnio uplotłam, potrzebowałam sukcesu, czegoś pozytywnego, by się nie załamać. Wzięłam się w garść i postanowiłam przejść przez miasto do biblioteki. Zdecydowanie nie miałam co czytać. Z desperacji po raz setny już chyba czytałam serię Siedmiu Sióstr, która urzekła mnie jak nic w ostatnich latach, pomimo naprawdę niewielkiej ilości scen miłosnych, które tak ubóstwiałam. Starałam się oddychać głęboko i nie myśleć tych wszystkich negatywnych myśli, które jakby automatycznie do mnie przychodziły, gdy życie dawało mi w kość. Renia powtarzała mi, bym przestała myśleć o tym, że życie jest niesprawiedliwe, że inni mają łatwiej. Użalanie się nad sobą było moją specjalnością, ciężko było tak zwyczajnie przestać to robić. Więc pomimo kolejnego kosza w PUP’ie, pomimo okropnej pogody i nieciekawych perspektyw przede mną, uśmiechnęłam się do siebie. Po drodze kupiłam mojego ulubionego hot-doga. Proste przyjemności potrafiły dawać ogrom radości. Trzeba być tylko bardziej uważnym i zwracać uwagę na to, co się dzieję wokół, jak powtarzała mi Renia.

            Wracając na autobus miałam już znacznie lepszy humor. I zdarzyło się coś, czego nie oczekiwałam. Przechodząc alejką za starówką, na oknie dużego salonu fryzjerskiego wisiała kartka z ogłoszeniem o pracę. Nie myśląc za wiele weszłam do środka i spytałam o nią. Kobiety tam pracujące zmierzyły mnie od stóp do głów po czym jedna z nich siadła na fotel i kazała się uczesać.

-     Zaskocz mnie - powiedziała, a ja poczułam jak wszystko mi się w środku trzęsie ze stresu. Nigdy wcześniej się na coś takiego nie zdecydowałam. Bałam się nowych rzeczy jak ognia. Nie lubiłam niekomfortowych sytuacji jak ta, gdzie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Ale wzięłam kolejny tego dnia głęboki wdech, ściągnęłam przemoczoną kurtkę i zaczęłam działać.

-     To praca tylko na weekendy. Piątki i soboty. Wtedy mamy urwanie głowy. Możesz też przychodzić w poniedziałki, żeby się podszkolić, bo wtedy mamy mały ruch. Płacę 20 złotych na godzinę, na rękę oczywiście, czy to ci odpowiada?

-     Tak! -  wykrzyknęłam entuzjastycznie.

-     Zaczynasz pojutrze. Zapraszam o 07:30. Przygotuję wszystkie papiery.

-     Dziękuje. Będę na czas. Do zobaczenia.

           

            Gdy wracałam do domu zaczynało już strasznie wiać. Marzec nas nie rozpieszczał. Ale ja fruwałam ze szczęścia. Co więcej, postanowiłam iść za ciosem. Całe popołudnie pracowałam nad ulotką, którą ładnie zalaminowałam i rozwiesiłam po naszym miasteczku. Następnego dnia wydrukowałam też ulotki i rozwiozłam po okolicznych wsiach.

Fryzjer na każdą okazję i każdą kieszeń.

-     Mamo, nie uwierzysz co się stało? - osaczyłam mamę jak wchodziła do domu. Ona mój entuzjazm jednak wzięła za strach.

-     Co się stało? Ktoś chory? Ktoś umarł?

-     Nie, nie. Dostałam pracę. I to gdzie! W salonie fryzjerskim.

-     W salonie?

-     Wiem, że jestem po studiach i w ogóle, ale to chociaż tak na chwilę. Żeby zarobić, póki nie znajdę czegoś na stałe. Poza tym to tylko w weekendy i dobrze płacą - próbowałam tłumaczyć się z mojego entuzjazmu, czując się trochę jak idiotka.

-     To świetnie kochanie. Dobrze, że jesteś otwarta na nowe perspektywy. Elastyczna.

-     No tak.

-     I zawsze miałaś do tego rękę, co nie?

-     Zdecydowanie.

            Już po tygodniu miałam parę klientek a w zakładzie, w mieście, szło mi świetnie.  Dziewczyny były sympatyczne, cierpliwe i panowała tam naprawdę miła, rodzinna atmosfera. Trochę od nich odstawałam, ale nie dały mi tego odczuć. Pracowałam tylko te dwa dni w tygodniu, ale po 12-13 godzin i naprawdę była to ciężka praca, choć bardzo satysfakcjonująca. Nie znałam tego wcześniej. Zrozumiałam jaką różnicę robi sam fakt, że lubi się to, co się robi. Dotychczas pracowałam ciężko robiąc to, co musiałam, a nie co lubiłam. Chwilami bliska załamania, ciężko znosiłam zwłaszcza nocne zmiany. Po pracy w salonie, choć ledwo stałam na nogach, czułam ogrom satysfakcji i poczucie spełnienia.

            Chciałam odwiedzić Renię i wszystko jej opowiedzieć. Brakowało mi jej towarzystwa i jej pysznych herbat. Ale jakoś czas się rozpływał i nie miałam kiedy. Do tego wiatr się nasilał, a po dniu kobiet zaczął sypać śnieg. Znów miałam złe przeczucia. Ta cholerna pogoda psuła mój cały optymizm. Nie miałam auta i wszędzie chodziłam pieszo lub jeździłam autobusem. Gdy jechałam kogoś czesać, z wielkim kufrem sprzętów i butelek, źle mi się szło pod wiatr, gdy śnieg lub deszcz zacinał i kąsał mi twarz. Pozostawało mi się ciepło ubierać i nie dać jakiemuś przeziębieniu. Każdą złotówkę skrupulatnie odkładałam, tylko buty kupiłam nowe jako dobrą inwestycję w siebie.

            Bardzo nie chciałam stracić tego entuzjazmu jaki we mnie kwitł. Ale naprawdę nie było to łatwe. Myśl optymistycznie- to straszne słyszeć te słowa, gdy wszystko wisi na włosku. Ale starałam się z całych sił widzieć swoją przyszłość w lepszych barwach. I dopomagałam szczęściu jak mogłam. Pracowałam ciężej niż kiedykolwiek i przestałam narzekać.

            Całe moje miesięczne zarobki dałam rodzicom na remont dachu. Był w fatalnym stanie. Zaczynał przeciekać. Ojciec był zdziwiony jak dawałam mu pieniądze. I wdzięczny. Wiedziałam, że sam będzie to robił razem z mamy bratem. Zawsze wszystko robił sam, a jak nie umiał, to się uczył. By wszechstronny. Tylko zawodowo nigdy nie potrafił o siebie zadbać. Uściskałam go mocno i poszłam spać, padnięta jak nigdy, ale szczęśliwa. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam.

            W kolejny piątek ojciec wziął wolne i z moim wujem, od rana do nocy naprawiali dach. W domu było zimo jak w lodówce, ale na szczęście z salonu wracałam zawsze późno i szłam prosto do łóżka. Doceniłam jak nigdy puchowe kołdry, na które nieraz narzekałam. Modliłam się o pogodę, by nie zaczęło padać. Starałam się zmieniać swoje myślenie. Zamiast skupiać się na obawach jakie miałam wobec wszystkiego, próbowałam myśleć o tym, co mogło dobrego z czegoś wyniknąć. To naprawdę było trudne. Lata całe widziałam oczyma wyobraźni wszystkie możliwe katastrofy. Tyle razy się zastanawiałam- co jeszcze może się spieprzyć? Albo - gorzej już być nie może! A w chwilach nikłego szczęścia, przekonywałam siebie, że to zbyt piękne, by było prawdziwe. I jak na zawołanie działo się coś strasznego. Gubiłam portfel z całą wypłatą, traciłam coś cennego, zrywał ze mną chłopak, na którym mi zależało a raz nawet wpadłam pod samochód, kiedy z rozpędu weszłam na ulicę. Trzy dni leżałam w szpitalu. Złamałam sobie nogę i rękę i byłam cała poobijana. Pracowałam wtedy na czarno więc przez miesiąc byłam bez kasy. Dobrze, że byłam zarejestrowana w pośredniaku i miałam ubezpieczenie! Generalnie nieszczęścia zwykły przychodzić zawsze parami, a nawet trójkami i zawsze w najmniej odpowiednim momencie.

            Tym razem było inaczej. Myślałam o tym, jak siedzimy w domu podczas burzy, uśmiechnięci, świadomi, że nowy dach jest szczelny. I tak się stało. Już w niedziele wieczorem, kiedy tata po zakończonej pracy brał gorący prysznic, zaczęło strasznie wiać. Kolejnego dnia, gdy wracałam z salonu po kolejnym dniu szkolenia, ledwo doszłam do domu, tak wiało. Wszyscy dostaliśmy ostrzeżenia o silnych wiatrach, które były więcej jak trafione. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak wiało! Trwało to całe trzy noce. Na szczęście dom stał cały i poza bałaganem w ogródku, toną śmieci, którą przywiało nie wiadomo skąd, wszystko było ok. Przetrwaliśmy. W autobusie do pracy w czwartek widziałam ogrom zniszczeń, w tym dom Renaty! Zaraz do niej zadzwoniłam. Drzewo przewróciło się na bok domu i zniszczenia naprawdę były spore. I to akurat w tę część domu, gdzie spała Renia! Byłam przerażona. Oczywiście zaprosiłam ją do nas na czas sprzątania i naprawy. Udało jej się jakimś cudem zatrudnić lokalnego stolarza, który miał odtworzyć okno i poszycie domu. Potrzebował na to trzech dni.

-     Reniu, nie wierzę, że to się przydarzyło właśnie tobie, najbardziej pozytywnej osobie na świecie!

-     Kochana, złe rzeczy spotykają nas wszystkich. Pozytywne nastawienie nie ma tu nic do rzeczy. Ale wierzę, że tak miało być. Naprawa w toku, ja jestem cała i zdrowa i mamy okazję spędzić ze sobą trochę czasu dzięki twojemu zaproszeniu. Może coś dobrego z tego wyniknie, kto wie? - powiedziała mi, kiedy przyszłam po nią tego dnia po pracy. Specjalnie skończyłam wcześniej, by pomóc jej się spakować. Nie wierzyłam w spokój jaki w sobie miała. Ja bym już panikowała.

-     Jak możesz być tak spokojna?! Co dobrego może wyniknąć ze załamanego drzewa?

-     A kto to wie? Poza tym, co dadzą mi tutaj nerwy? Nic nie pomogą, a tylko zaszkodzą.

            Renia poszła dać swoim robotnikom klucze i kiedy spostrzegłam jednego z nich, serce mi zamarło. Choć nie myślałam, że go poznam, widziałam jego twarz tylko bokiem, przyklejoną do poduszki, gdy wymykałam się z jego mieszkania wczesnym rankiem po tamtej dyskotece. Widziałam go pewnie poprzedniej nocy dość dobrze, ale nie pamiętałam nic z tego, co się wydarzyło. Czułam, jak robi mi się gorąco, jak rumieńce wykwitają mi na policzkach. Poznałam go doskonale. To na bank  był on.

            Jak na zawołanie odwrócił się i spojrzał na mnie. Zdziwiony, zamarł na chwilę a potem się uśmiechnął i zaczął iść w moim kierunku.

-     To ty! Nie myślałem, że jeszcze kiedyś cię zobaczę! - uśmiechał się do mnie jak jakiś głupi. Czułam się jak ostatnia idiotka. Gadam z facetem, z którym spędziłam całą noc nie wiadomo co robiąc i nie pamiętając z tego nawet chwili.

-     Hej. Tak, to chyba ja. Przepraszam, ale my już wychodzimy - powiedziałam speszona, szukając drogi ucieczki.

-     Hej, daj spokój! Umów się ze mną! Tamtej nocy nie mieliśmy okazji się poznać, a naprawdę bym chciał. Cały czas o tobie myślałem od tamtej nocy. Nie daj się błagać! - próbował mnie zatrzymać, a jego słowa rozbrzmiewały mi echem w głowie.

-     Myślę, że poznaliśmy się wystarczająco dobrze. Ja nie jestem taka. Nic z tego nie będzie.

-     Taka, czyli jaka? Tańczyliśmy ze sobą, nic więcej. Potem źle się poczułaś i poprosiłaś, żebym cię odwiózł, ale nie powiedziałaś, gdzie mieszkasz a ja nie mogłem cię już dobudzić, po prostu odjechałaś. Więc położyłem cię u siebie. Nie mam drugiego łóżka, ale tylko się koło ciebie położyłem, słowo daję, nie tknąłem cię. Ty chyba nie pamiętasz nic z tamtej nocy, co?

-     Nie, tak w sumie to nie. Więc nic się nie wydarzyło? - pytam, czując ogromną ulgę.

-     Nie, słowo.

            Patrzymy na siebie chwilę. Jest naprawdę przystojny, dobrze zbudowany, ma piękne, piwne oczy, takie duże i bystre. I pachnie tak znajomo. Drewnem i cytrusami. Tak, to ten zapach! Pachnie jak mandarynki!

-     Ok - odpowiadam.

            Podaję mu telefon i wbija mi swój numer. Nie mogę przestać patrzeć na niego, tyle emocji miesza się we mnie. Wstyd, jako najbardziej wyczuwalny, ale też trochę mnie fascynuje, trochę onieśmiela.

-     To do zobaczenia? - pyta, cały czas z uśmiechem na ustach.

-     Jasne, do zobaczenia.

            Kiedy wychodzimy z Renią, czuję się dalej lekko oszołomiona. Myślę o tym, co się wydarzyło, co mi powiedziała Renia, i myślę o Maksie, bo tak ma na imię mój tajemniczy nieznajomy, Maks. Przypomina mi się tamten poranek, kiedy obudziłam się w obcym łóżku, w samej bieliźnie. Moje rzeczy leżały tuż obok, równo złożone, ale brudne, całe w błocie. Musiałam wpaść do jakiejś kałuży. Całe mieszkanie składało się z jednego ogromnego pokoju, w którym panował nietypowy jak dla faceta porządek i ład.

-      

-     O czym tak rozmyślasz? Zawsze gadasz jak najęta a teraz milczysz - Renia przerywa moje rozkminki, które rozgorzały w moim świecie wewnętrznym.

-     Pamiętasz, jak się poznałyśmy myślałam, że jestem w ciąży. Generalnie nie mam już od jakiegoś czasu chłopaka. Ale byłam na urodzinach koleżanki na dyskotece. Trochę wypiłam i film mi się urwał. Obudziłam się w łóżku faceta, którego wcale nie kojarzyłam. Uciekłam czym prędzej. Okazuje się, że nic się wtedy nie wydarzyło a tym facetem był twój magiczny stolarz. Co za zbieg okoliczności, co nie? - wyznaję, wprowadzając Renię w mój tok myślenia.

-     Nie wierzę w zbiegi okoliczności. To Bóg działa incognito. Tym właśnie jest zbieg okoliczności. Ręką Boga - Renia odpowiada z powagą w głosie.

            Pościeliłam Reni w pokoju gościnnym, zrobiłam nam ciepłą kolację a wieczorem przedstawiłam rodzicom. Pokochali ją z miejsca. A gdy leżałam już w łóżku, długo nie mogłam zasnąć rozmyślają nieustannie o tym wszystkim, co się wydarzyło. Zastanawiałam się co stanie się teraz, co przyniesie jutro? I jaki tak naprawdę mam wpływ na to, co się wydarzy. Czy miałam jakikolwiek? Czy życie było jednym wielkim zbiegiem okoliczności?



Poprzednie odcinki przeczytasz tu!

Odcinek 1

Odcinek 2

KOLEJNE ODCINKI ZNAJDZIESZ W SPISIE TREŚCI!

MOJE KSIĄŻKI ZNAJDZIESZ NA ALLEGRO!




Komentarze