232 Poświęcenie





Jedni piszą, że najgorszym poświęceniem, jest poświęcenie swojego szczęścia dla szczęścia innych. Inni, że poświęcenie siebie dla innych, jest najczystszym rodzajem miłości.


Czym właściwie jest więc poświęcenie?? Słownik mówi, iż jest to czyn bohaterstwa, pełen samozaparcia, gotowość do ponoszenia ofiar. To zrezygnowanie z czegoś dla kogoś, dla czyjegoś dobra. 


Ja się zastanawiam jak może być poświęcenie siebie dobre w jakimkolwiek kontekście?

A może my źle to wszystko odczytałyśmy?


Miliony kobiet w Polsce borykają się z tym problemem - zapomniały o sobie, poświęcając się dla rodziny. Czym to się kończy? To przecież już wiemy. Smutkiem, poczuciem niesprawiedliwości, żalem. Poświęcamy się latami i nie czujemy za to wdzięczności, nie czujemy, że nasze poświęcenie jest doceniane. I mając już ileśdziesiąt lat na liczniku, czujemy, że zmarnowałyśmy życie i samotnie błądzimy, niejednokrotnie zmierzając ku depresji.


Znam dziesiątki kobiet osobiście. Kobiet, które są nieszczęśliwe i nie wiedzą jak wyjść z tego błędnego koła, w które dały się wmanewrować. Lub same się wmanewrowały.

Co my tak naprawdę poświęcamy?


Zacznijmy od początku.


Kto słyszał opowieść o związku partnerskim Pana Andrzeja Bakuły i jego żony Jadwigi? Tu macie link. Niby śmieszne, ale czy na pewno? 

Czy nasze oczekiwania i oczekiwania naszych partnerów pokrywają się? Czy może nasza rola i obowiązki są ponad miarę naszych możliwości?


Poświęcamy wiecznie czas, zdrowie, uwagę dla naszych dzieci i naszych partnerów czy rodziców.  Na utrzymanie domu i zadowolenie naszych szefów. I kładziemy się spać smutne, niedocenione i z wiecznym poczuciem porażki. Czujemy, że nie jesteśmy dość dobre w żadnej z ról, które odgrywamy i tym samym, same siebie piętnujemy a nasze poświęcenie na nic się zdaje.


Wychowywanie dzieci, ogarnianie domu, sprzątanie, robienie zakupów i tysiące innych rzeczy jest na naszej liście. I robimy to, codziennie. Nikt nam nie musi mówić co mamy robić. Wiemy, gdzie jest nasze miejsce. Obserwowałyśmy nasze babki, matki, siostry i sąsiadki. Wiemy, jakie są oczekiwania innych. Zdajemy sobie z tego sprawę.

To inni nie wiedzą co mają robić, to inni nie wiedzą co i jak. My wiemy. A oni przecież bez nas nie dadzą rady.., nie poradzą sobie. Więc wysilamy się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej zapominamy o sobie.

Co to znaczy nie zapominać o sobie, powiem wam później.

Ale najpierw zastanówmy się nad jednym. Czy my naprawdę musimy ?


Czy naprawdę nie wolno nam wypić ciepłej kawy, posiedzieć z książką czy robótką w fotelu albo, uchowaj Boże, wyjść z koleżankami na miasto? Czy choć na spacer? Czy poświęcanie czasu sobie oznacza brak oddanie rodzinie? Czy nasze życie kręcić się musi tylko wokół rodziny? Czy jeśli chcemy robić karierę, to musimy być piętnowane i czy to aby na pewno znaczy, że nie kochamy tak mocno własnych dzieci? 

I najważniejsze! 

Czy my, jako kobiety, musimy siebie nawzajem tak piętnować, krytykować i wytykać jedna drugiej błędy, choć nie tylko błędy? Czujemy na sobie wzrok innych kobiet i nie raz, nie dwa, udajemy, kłamiemy, zakładamy maski, by nie pokazać tego co naprawdę jest, nie pokazać siebie, której niestety i niesłusznie, się wstydzimy.


Nasze poświęcenie wiąże się z poczuciem, że nie jesteśmy doceniane. Bo jak docenić poświęcenie życia jednej jednostki dla drugiej? Kwiatami na dzień kobiet i dzień matki? Biżuterią na urodziny?

A co ze śmiechem i zabawą ? Co z beztroską? Co z docenieniem każdej chwili? Czy my potrafimy docenić ten czas nad mopem, z ścierką w ręce czy przy sznurku na pranie? A co z  docenieniem samej siebie?

Cudowna kobieta, Dr. Shefali, mówi, że źle rozumiemy wychowywanie dzieci. Zaczyna od tego, że dzieci nie są nasze, to nie coś, co do nas należy. I niestety, wychowujemy je na takie "małe wersje nas". Może trochę bardziej doskonałe, bo wiemy co jest z nami nie tak i często chcemy by to dzieci były lepszymi wersjami nas. A dzieci są i będą zupełnie innymi ludźmi, których od małego ograniczamy zamiast dać im się rozwijać i decydować kim chcą być. Nie dajemy im szansy, twierdzimy, że nie dadzą rady bez nas, nie poradzą sobie... ale czy aby na pewno?


Czemu my same nie chcemy być lepszą wersją siebie ? Czemu we własny rozwój nie wkładamy takiej siły i determinacji? Może gdyby tak było, nie musiałybyśmy nic poświęcać, a dzieci uczyłyby się tak, jak lubią najbardziej - z obserwacji. Bo dziecko nie robi tego, co mówisz. Dziecko naśladuje ciebie. Więc idąc tym tropem, lepsza ty, lepsze dziecko. Lepsza jak? Bardziej świadoma, z szerokimi perspektywami, z wiedzą i z determinacją. Z wyuczoną odwagą i pewnością siebie.


Moja mama często mi powtarzała, że miałam zwyczajne, proste dzieciństwo, bo ona nie zostawiła ojca wtedy, gdy zdradził ją po raz pierwszy. Trwała w wyniszczającym związku, pełna żalu. Związku, w którym cierpieli wszyscy. Poświęciła się dla nas. A my? Oczywiście, że jej nie docenialiśmy. Do tego, z czasem zrozumiałam, jak wielkim ciężarem była dla mnie ta wiedza. Ciężarem, który bardzo źle wpłyną na mój własny rozwój. Czułam się winna. Winna jej cierpienia, jej utraconych szans, okazji i nadziei. Może gdyby odeszła wcześniej, nie musieliśmy przetrwać tak trudnego rozwodu. Może nie czułabym się wiecznie winna błędów, które nie ja popełniałam. Może poznałabym moją mamę, taką jaką była naprawdę. Nie poświęcającą się męczennicę ale cudowną kobietę, artystkę, którą od dziecka była. Dzielną i żądną przygód. Ale nie dane jej było rozwinąć skrzydeł. A może to ona nigdy nie zdecydowała się spróbować, wierząc, że musi być jak jest?


Moja babcia umierała samotnie. Urodziła dwie córki i doczekała się czworo wnucząt i prawnucząt. Jedna córka ledwo trzyma się przy życiu a drugą pochłonęła choroba. Wnuki nie spędzały z nią wiele czasu. Na starość nikt jej nie lubił. Bo była zgorzkniała, marudna. Byłam z nią często w ciągu tych ostatnich miesięcy. Opowiadała mi, jak wyszła za dziadka, bo nalegał, choć ona nie czuła takiej potrzeby. Była młoda. Nie chciała większości rzeczy w swoim życiu. Ale to inni za nią decydowali a ona przytakiwała. Zgubiła siebie na samym początku drogi i już jej nigdy nie odnalazła. Wychowywała dzieci, potem wnuki poświęcając siebie całkowicie na rzecz innych. Nikt jej nigdy za to nie był wdzięczny. Własny mąż ja zniecierpiał i szukał towarzystwa gdzie indziej. Czy tak chcemy skończyć? Z wspomnieniami szorowania chaty, zmieniania pieluch, stania godzinami w kuchni i ... samotności?


Ja nie chciałam wychodzić za mąż. Nie chciałam nigdy przechodzić tego, co moja mama. Nie chciałam rozwodów, traumy ani żadnych więcej wyrzutów sumienia. A wychowywanie dzieci? W życiu. Nie chciałam być matką. Ale samotność bardzo mi doskwierała. Ciężko być samemu ze sobą, zwłaszcza kiedy się siebie nie lubi. A ja nie lubiłam. Bardzo. Dziś byłoby inaczej.


Kiedy przyszedł moment i przestałam się nad sobą użalać, przestałam się sama niszczyć od środka, postanowiłam poświęcić się rodzinie. Nasza sytuacja była trudna. Kiepskie warunki mieszkaniowe, brak kasy, problemy z moim bratem, choroba mojej mamy. Wiele trudności, kłód na naszej drodze. Więc zrezygnowałam z marzeń, z typowego życia młodej kobiety zaczynającej studia, i zamiast imprezować, filozofować czy próbować różnych rzeczy, studiowałam i pracowałam bardzo ciężko. Zrezygnowałam z własnych przyjemności, zrezygnowałam z siebie. Tak mi było łatwiej, wygodniej. Czułam podświadomie, jak heroiczny jest mój czyn i sama sobie poklaskiwałam. Ale po jakimś czasie poświęcania się, przychodzi zawsze czas, kiedy na chwile się zatrzymasz i zastanawiasz się czy ktoś dostrzega twoje poświęcenie, czy ktoś rozumie twoje stanowisko... i przychodzi wtedy smutek, żal, poczucie niesprawiedliwości.


Potem poznałam mojego męża, zakochałam się ( choć opierałam się jak mogłam) i już nie miałam wyjścia. Musiałam sama zdecydować. Czy dalej będę się poświęcać? Czy muszę się poświęcać? 


Nie muszę i nie chcę. Zrozumienie tego zajęło mi całe lata. 


Trochę z przymusu sytuacji wróciłam do pracy bardzo szybko po urodzeniu Nadii. Musiałam podjąć wiele decyzji. Dalej pracować na dwa etaty? Dalej rozwijać swoje pasje? 


Z niczego nie chciałam rezygnować. Chciałam być idealną żoną, mamą i robić wszystko na 100% Ale robiąc tyle rzeczy nie da się robić wszystkiego na 100%. I przychodzi poczucie winy, poczucie bycia nie dość dobrą, niedoskonałą.

Ale ja nie zrezygnowałam. Wiedziałam kim nie chce się stać. Pisanie zawsze było dla mnie odskocznią. Więc zamiast narzekać, użalać się nad sobą czy cierpieć w samotności, zorganizowałam jakoś swoje życie, z ogromną pomocą najbliższej rodziny. Skończyłam wtedy pisać moją pierwszą książkę ( nie znacie jej, nie udostępniam jej, jest po angielsku) i sama ją wydałam. 

Patrząc na moją córkę, wiedząc dokładnie czego dla niej nie chce, wiedziałam, że nie mogę poświęcić siebie bo ona kiedyś będzie robić to samo. Chciałam, by czuła, że może wszystko, że jest wartościowa taka jaka jest, że jest równie wartościowa jak inni w jej otoczeniu jak i na całym świecie. Chciałam by była odważna, by nie bała się popełniać błędów i czuła, że może być sobą i to wystarczy, nie musi nigdy nikogo udawać. By umiała być z siebie dumna. Chciałam by nie bała się własnych uczuć, nie wstydziła własnych marzeń i była dla siebie samej bardzo ważna. By ją tego nauczyć, musiałam sama te cechy przyswoić. Nie poświęceniem, ale ciężką pracą, przede wszystkim nad sobą.


Dzieci wcale nie chcą byśmy się poświęcały. Nikt, kto kocha, nie będzie chciał żadnego poświęcenia. Ale przeżywanie życia u boku kogoś, kto każdego dnia chce być najlepszy jaki potrafi, kto traktuje życie jak wyzwanie i cudowną przygodę, kogoś kto będzie obecny i szczęśliwy sam ze sobą, i kto będzie potrafił dzielić się pasją do życia z innymi to cudowne doświadczenie i wspaniały sposób na dorastanie. 

Myślę, że moja córka kiedyś będzie cudowną kobietą.

Ale nie myślę o tym, by była mi za cokolwiek wdzięczna.

Ja nie muszę słyszeć podziękowań od nikogo. Nie muszę być doceniana. 

Dlaczego? Bo wszystko co robię, robię z potrzeby serca, przede wszystkim dla siebie, bo jestem tego warta. Nawet jeśli robię obiad, sprzątam czy pochłaniają mnie inne, codzienne obowiązki, nigdy nie robię ich dla innych, ale dla siebie. I sama siebie doceniam, doceniam moje starania. I choć dalej jestem swoim największym krytykiem, to moja krytyka jest bardziej konstruktywna. Jestem też swoim największym fanem i potrafię sobie wybaczać.


Każdego dnia się odkrywam. Każdego pokazuje swoje słabości, swoje błędy, swoje obawy. Odsłaniam się i mówię o tym otwarcie. Ryzykuje, zaczynając każdy nowy projekt, nawet jeśli nie jestem na niego w 100% gotowa. Tak naprawdę nikt nigdy nie jest gotowy na 100%. Działam, choć dalej się boję. Ale przyzwyczaiłam się do tego poczucia niewygody. Wiem, że mogę wiele stracić, mogę zaliczyć ogromny upadek. Ale nie zatrzymuje mnie to, bo wierzę, że nawet jeśli upadnę, to dam radę wstać i wstanę silniejsza. Nigdy wiecznie nie świeci słońce. Ale też nigdy wiecznie nie pada.


Cokolwiek robię, nie poświęcam się a angażuje. Angażuje się w swoją pracę, we wszystko to, co robię. Czasem inni to widzą, czasem nie. Ale to naprawdę nie ma znaczenia. 


Nie możemy żyć  przestarzałymi zasadami . Nie możemy dalej żyć w przekonaniu, że musi być tak, jak jest. Może być inaczej, możesz być bohaterką swojego życia. Ale musisz podjąć decyzję i podążyć to najtrudniejszą drogą, która jest wyzwaniem ale jednocześnie i nagrodą. Drogą zaangażowania we własne życie, własne marzenia, drogą odkrywania samej siebie,


Na koniec krótko, co to znaczy o sobie nie zapomnieć, zadbać o siebie ?


  1. Po pierwsze porzucić mrzonki o ideałach i idealizowaniu czegokolwiek. Ideałów nie ma, nawet jeśli inni ci wciskają, że są. Jesteśmy wszyscy ludźmi. Wszyscy jesteśmy wartościowi i zasługujemy na dobro, szacunek, miłość i szczęście. Wyświadcz sobie przysługę, uwierz w to.
  2. Daj sobie czas. Nawet jeśli masz długą listę rzeczy do zrobienia, odpuść sobie. Wypij gorącą kawę, przeczytaj gazetę czy chwyć za książkę. Uwielbiam samotne wieczory, przed włączonym w telewizji kominkiem, z parującą herbatą, zapachem kadzidła i blaskiem świec. Słucham moich ukochanych książek, czytam czy pisze i jestem szczęśliwa i spełniona. Znajdź coś, co tobie da radość, co cię pochłonie. Próbuj! Jeśli znajdziesz jakąś pasję, łatwiej będzie znieść trudy życia. 
  3. Praktykuj pozytywne afirmacje, wybaczaj sobie i sama bądź z siebie dumna. Doceniaj siebie samą. Pisz dziennik i zapisuj, z czego jesteś zadowolona. Pamiętaj, życie to nie same heroiczne czyny. Najbardziej podziwiam kobiety dnia codziennego, które ogarniają wszystko nie gubiąc przy tym siebie. 
  4. Rób coś tylko dla siebie. Dla mnie to joga, medytacja, czytanie. Ale każda z nas jest inna. Znać coś dla siebie. 
  5. Ucz się, rozwijaj. Nigdy nie przestawaj być uczennicą życia. Czytaj, słuchaj, bądź obecna i uważna. Poszerzaj swój punk widzenia, bądź otwarta.
  6. Dbaj o siebie. Szanuj swoje ciało i swój umysł. Szanuj siebie. Pokochaj tę cudowną osobę, którą jesteś!
  7. Nie bądź dla siebie taka ostra. 
  8. Baw się. Zluzuj gacie i znajdź w sobie dziecko. Nie musisz być wiecznie poważna. Nawet jeśli świat ci się wali na głowę, znajdź czas na zabawę, na śmiech. Wtedy lepiej się myśli i przychodzą do głowy lepsze rozwiązania.
  9. Nigdy nie myśl, że czas dla ciebie jest czasem straconym czy zmarnowanym.
  10. Mniej swoje zdanie i trzymaj się go. Nie musi by takie jak innych. Nie musisz być kopią kogoś. Bądź dumna z kobiety, którą jesteś dziś.


Polecam ci ten tekst o dbaniu o siebie!


Dziękuje, że przeczytałaś do końca. Czekam na wasze komentarze i opinie. 

Do następnego,

Z życzeniami odwagi, siły, inspiracji i pomyślności.

Gosia.


Ps. Zbliżają się święta i czarny piątek.

Zapraszam na Allegro do zakupu moich książek w naprawdę wyjątkowych cenach.

Idealny prezent pod choinkę dla każdej kobiety.

Rozpieść siebie paczką Mistrzyni! Jesteś tego warta!


Komentarze

  1. Dziękuję za tyle mądrych słów, za dopingowanie do bycia sobą, za tzw. Zdrowym egoizmem, za uświadomienie mi m. in. tego, że w każdym wieku warto zawalczyć o siebie i swoje marzenia...... I za przysłowiowy koniak w tyłek, by wrócić do dawnego, codziennego czytania👍🍀💚🌺📖📖📖📖. Zaczynam też jogę, mata zakupiona💃. Pozdrawiam serdecznie 🍀🍀🍀

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny tekst.przypomina mi moje wcześniejsz podejście do życia.rozwoju nie zależnego od lat ile mamy.Jestem mamą siódemki cudownych dzieci którym się poświęciłam i -jak to widzę ,zatraciłam ,zapomniałam o sobie.Przejżałam , myśę że jeszcze zdąże być na tyle silna by rozwijać pasje które ,,ukryłam,zakopałam.Świetnie ,-że czytając cenne uwagi,rozwiewa moje wątpliwości że ,nie jest głupie rozwijać się mimo upływu straconego czasu.Moją siłą ,motywacją -modlitwa,nie zależna od czasu.Świetnie że wracamy do książek.Dziękuje za cenne uwagi,pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz