335 Mistrzyni: Opowiadania Dalia

 


  •  Jak masz na imię - zapytał, pocierając kciukiem o jej nagie udo. 

Siedzieli koło siebie, ich ciała jedno obok drugiego. Jego ręka na oparciu, tuż nad jej ramieniem. Druga przy jej rozgrzanej skórze. Nie byli skrępowani. Wręcz przeciwienie. Dalia dawno nie czuła się tak swobodnie, nie tylko w pracy. W życiu rownież.

  • A jakie imię cię kręci? - zapytała, patrząc mu w oczy.
  • Ty mnie kręcisz, niezależnie od imienia - przyznał, oblizując dolną wagę koniuszkiem języka.
  • Okej. Dalia, mam na imię Dalia - odparła, po czym pochyliła się i musnęła językiem jego opaloną skórę, tuż obok kącika jego ust.
  • Nietypowe. Matka była miłośniczką kwiatów? - chwycił ją silnymi dłońmi za ramiona, by odsunąć ją od siebie i spojrzeć jej znów w twarz. Był delikatny, aczkolwiek stanowczy.
  • Wszyscy tak myślą - powiedziała, zsuwając szpilki ze stóp i siadając wygodnie ze stopami pod pupą - ale tak faktycznie to imię litewskiej bogini losu czy przeznaczenia - zamyśliła się na chwilę - nie pamiętam dokładnie. Studiowała historię. Ale chyba nie jesteśmy tu, by rozmawiać o etymologii mojego imienia? - zapytała, lekko już znudzona tą zabawą w kotka i myszkę. 
  • Zapłaciłem za twój czas i to ja decyduje, co będziemy robić, czyż nie?
  • Czyż nie? - zaśmiała się, prostując - czyli jesteś jednym z tych, którzy chcą się wygadać a nie bzykać?
  • Nie, skąd - powiedział, również się śmiejąc - nie czuje potrzeby się wygadać, ale w przeciwieństwie do, no coż, innych kobiet twojej profesji, wydajesz się nawet bystra.
  • Nawet? 
  • Nie znam cię dość, by stwierdzić cokolwiek konkretniejszego.
  • Okej. Ty tu ustalasz zasady. O czymś jeszcze chcesz pogadać?
  • Studiowałaś?
  • Nie na uczelni. Dużo czytam. Jestem samoukiem. Nie lubię instytucji edukacyjnych.
  • Czemu to robisz?
  • Co? Czemu czytam?
  • Czemu pracujesz jako dziwka?
  • Czemu zaraz tak wulgarnie? Prostytutka, jeśli można.
  • Coś to zmienia? Róża pachnie tak samo, nieważne czy nazwiesz ją różą czy ostem.
  • Oset jest też piękną rośliną. Wiedziałeś, że to symbol narodowy Szkocji uznawany za szczęśliwy?
  • Nie wiedziałem.

Popatrzył na nią przez moment. Na jej skąpy top, bardziej służący za bieliznę. Na jej zielone oczy. Na piękną cerę. Jej skóra miała zupełnie inny odcień niż innych Polek. I dało się z nią rozmawiać.  Podniecały go słowa, które mówiła i sposób w jaki je wypowiadała. Miała lekko ochrypły glos i piękne, czerwone usta. Do tego była naturalna. Bez tych wszystkich sztucznych rzęs i napuchniętych ust. Naprawdę była piękną kobietą.

  • No wiec? - zapytał raz jeszcze.
  • Co więc?
  • Dlaczego to robisz?
  • Tak wyszło.
  • Tak po prostu? Tak wyszło, że pracujesz w drogim klubie jako prostytutka?
  • Tak. Nie byłam ani bezdomna, ani spłukana. Tak wyszło. Zaczynałam jako kelnerka na dyskotece. Potem jako barmanka. Ćwiczyłam. Stałam się cholernie dobra. Dostałam pracę w knajpie z dziewczynami, które tańczyły na rurach. Zapragnęłam się tego nauczyć. Dwa lata dochodziłam do perfekcji. Szef zaproponował mi pracę w swoim ekskluzywniejszym lokalu, bez zobowiązań. Miałam sprawdzić, czy mi to odpowiada. Spróbowałam. I tak zostało.
  • Lubisz to?
  • Czasem. Spotykam ciekawych ludzi. Cholernie dużo się od nich nauczyłam. Nie będę tego robić wiecznie. Mam to szczęście, że pracuje w bezpiecznych warunkach. I tak naprawdę robię za pieniądze to, co inne laski w moim wieku za darmo. Naoglądałam się tego więcej, niż bym chciała.
  • Co lubisz? - zapytał, jego ton głębszy, seksowniejszy tym razem.
  • W łożku?
  • W życiu.
  • Książki, koty i kawę. A ty?
  • Pieniądze, władze i sztukę. Moja matka była malarką ojciec marszandem. Co teraz czytasz?
  • Wczoraj skończyłam Wojny Makowe. Dzisiaj w tramwaju czytałam Białe noce a w przerwie słuchałam Percy'ego Jacksona.
  • Moja córka to czyta. Albo ona czyta za poważne książki albo ty masz specyficzny gust.
  • To ja. To książka dla dzieciaków, jedna z tych mądrzejszych. A ty? Co ty czytasz?
  • Głównie książki historyczne, non- fiction. Nie przepadam za beletrystyką. Chyba znudziło mi się gadanie - stwierdził i po chwili ich usta już tańczyły w namiętnym tańcu.

Był bardzo namiętny i zdecydowanie nie ślepy na jej przyjemność. Nie pamiętała kiedy ostatnio doszła z klientem tyle razy. Jego silne ciało potrafiło ją utrzymać a jego sprawność i wytrzymałość, była godna pochwał. Podobał jej się. Rzadko kiedy ktoś jej się naprawdę podobał. Niedługo kończyła trzydzieści lat i jeszcze ani razu nie była zakochana. Może ze względu na to, ta praca jej pasowała. Lubiła czuć się chciana i nikt nie oczekiwał, że jej uczucia będą szczere. Wręcz przeciwnie. Mogła udawać i bawić się tym. 

  • Nie powiedziałeś mi jak ty masz na imię- zapytała, gdy złapała już oddech, leżą koło niego, opatulając jego ciało swoimi nogami.
  • Marek, ale możesz mi mówić Boney.
  • Boney? Nie mów, że straszą tobą dzieci jak Napoleonem?
  • Znasz ten przydomek? - zapytał, wyraźnie pod wrażeniem.
  • Tak. Moja rodzina jest wielonarodowościowa. Mojego ojca matka był Brytyjką i często czytała mi bajki na dobranoc. Jakoś mi to zapadło w pamięć. To też znaczy kościsty ale do ciebie nie pasuje. Na miłośnika Boney M. też nie wyglądasz.
  • Jesteś fascynującą kobietą, Dalio - stwierdził poważnie.
  • Tak uważasz?
  • Zdecydowanie. Napewno się jeszcze spotkamy.
  • Okej, rozumiem, że to mój sygnał do wyjścia. 
  • Możesz wziąć prysznic przed, jak chcesz.
  • Wolę nie. Do zobaczenia więc - pocałowała go w usta i wyszła z łóżka.

Ubrała się nieśpiesznie i nałożyła na to swój ciepły płaszcz. Luty był wyjątkowo zimny tego roku.


Dużo, dużo wcześniej…


Rodzice Dalii byli w sobie cholernie zakochani. Poznali się na Erazmusie w Amsterdamie. On był Hiszpanem. Śniada cera, ciemne oczy, dołeczki i piękny uśmiech. Do tego fantastycznie śpiewał. Ona była Polką, która pomimo zastrzeżeń rodziny, postanowiła studiować historię. Co ty po tych studiach będziesz robić? Uczyć historii? - pytali. Była wysoką blondynką z figurą jak marzenie. I jak już coś sobie postanowiła, to tak zrobiła.

Spotykali się kilka lat wbrew wszystkim i wszystkiemu. Związek na odległość? Nie dacie rady! A oni dali. Bez soków w bok i tragizowania. Skończyli studia i zamieszkali w Maladze. Harowali na pierwszą wpłatę na mieszkanie. Potem odłożyli trochę na wesele. Pobrali się i niedługo potem, urodziła im się Dalia. 

Ona pracowała jako animator w szkołach. Hiszpański znała świetnie. Miała spore umiejętności aktorskie. On dostał pracę jako urzędnik, wieczorami grał w różnych knajpkach. Miał swoją kapelę a wpływy z koncertów, pomagały spłacać hipotekę. 

Życie toczyło się swoim tempem, czyli inaczej mówiąc, czas leciał jak szalony. Byli szczęśliwą rodziną i jakoś sobie radzili. 

Gdy Dalia miała jedenaście lat, rodzice się rozwiedli. Spadło to na nią, jak grom z jasnego nieba. Jej mama kogoś poznała. Kogoś, kto nie był jej ojcem. I odeszła. Tak po prostu. Pożegnała się i wyjechała. Płakała cały czas. Tłumaczyła, że inaczej nie da rady, że z tatą będzie jej lepiej. Nie rozumiała z tego nic. Nie rozumiała jej motywów. Dalia na wszelki wypadek śmiertelnie się obraziła i przez trzy miesiące nie odbierała od niej telefonów. 

Ich drogi się rozeszły. Nie rozumiała tego. Jak można tak po prostu przestać kogoś kochać? Nie mogła zwyczajnie wyprowadzić się do mieszkania na drugiej stronie miasta? Połowa jej klasy była z rozwiedzionych rodzin. Nic niespotykanego. Ale tylko jej mama, nie tylko zniknęła z życia jej ojca, ale i z jej. Choć przez długo czas w to wątpiła, po pół roku jakoś się unormowało. Przyzwyczaiła się do sytuacji. Matka dzwoniła co drugi dzień, brała ją na weekend do siebie co drugi miesiąc. No czasem co trzeci.

Jak tylko jej życie znowu popadło w rutynę, ojciec zaczął słabnąc. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Schudł. Włosy mu się przerzedziły. Kaszlał, chociaż on zawsze kaszlał. Palił jak smok. Tym razem to nie był zwykły kaszel tylko rak. Złośliwiec jeden. Jej dziadkowie, rodzice taty, już wtedy nie żyli. Mama podróżowała po świecie ze swoim nowym mężem, zbierając materiały do książki, na którą dostała już zaliczkę więc po trzynastu latach spędzonych w ciepłej, południowej Andaluzji, zamieszkała z rodzicami mamy, we Wrocławiu. 

Początki były ciężkie. Znała polski, ale nie tak, jak hiszpański. Dzieciaki niby były takie same, a jednak inne. Wszystko zdawało się inne. Dalia najpierw była czymś ciekawym. Nowością w szkole. Hiszpanka! Potem, potem już nie była nowym, błyszczącym gadżetem, tylko była inna. Z nosem w książce, wielkimi okularami, karnacją trochę jak cyganie, których nikt nie lubił. 

Przetrwała podstawówkę. Jakoś. Ojciec zmarł dzień po jej piętnastych urodzinach. Została sama, z dziadkami. Wcześniej, gdy była jeszcze dziewczynką z Andaluzji, widziała ich może z trzy razy. Teraz, gdy przeprowadziła się do Polski, była obcą. Nie wytworzyła się między nimi  żadna więź. O dziwno, uwielbiali jej ojca. Ale ją? Czuła się ledwie tolerowana. I bardzo tęskniła za tatą.

Dotrwała do matury. Nie chciała iść na studia. Lubiła czytać, ale studiowanie ich nie było dla niej. Nie lubiła żadnych klasyków. Kochała za to thrillery, dramaty i horrory. Miała trochę kasy po ojcu. Postanowiła się usamodzielnić, poszukać własnej ścieżki, bez dziadków patrzących jej przez ramię. 

Wynajęła z kumpelą mieszkanie. Podjęła pierwszą pracę, która się nawinęła. Kelnerowała w tanich knajpach, potem na dyskotece. Tam lepiej płacili. Zafascynowana patrzyła jak barman bawi się shakerem, tworząc wymyślne drinki. Kupiła sobie taki i ćwiczyła w domu. Zużyła tysiące role najtańszych ręczników papierowych, nim zaczęła być zadowolona z efektów swojej pracy. Potem zapisała się na kurs. Zaliczyła bez zająknięcia i dzięki swojej wytrwałości i umiejętnościom, mogła zmienić pracę. 

Kochała stać za barem. Znała wszystkie smaki i alkohole. Umiała robić z tego show. Uwielbiała czuć na sobie spojrzenia zazdrosnych i pełnych pożądania ludzi, którzy chcieli albo mieć ją, albo umieć to, co ona. Ona sama od czasu do czasu szła z kimś do łóżka, ale poza pożądaniem, nie czuła nic. Denerwowało ją to, że po iluś razach, ktoś zawsze zaczynał od niej więcej wymagać. A ona nie chciała. Miała swoją paczkę, z którą chodziła na imprezy. Do kina wolała chodzić sama. Nie wyobrażała sobie mieszkać z kimś. 

To za namową swoich przyjaciół, zapisała się na terapię.

  • Myślicie, że coś ze mną nie tak? - zapytała, oburzona.
  • Nie. Jesteś tak normalna jak my. Zwyczajnie się troszczymy. Jesteś strasznym samotnikiem. Coraz rzadziej się widujemy. Zaczęłaś nawet nas unikać. To nie jest dobre. Nikt nie może żyć sam.
  • Niby czemu? - fuknęła, oburzona.
  • Naprawdę nie czujesz, że ta samotność cię zmienia? Coraz mniej się uśmiechasz a jedyny moment, kiedy wydajesz się zadowolona, to jak stoisz za barem.
  • Słuchaj, kochamy cię. To tylko taka sugestia. Nie będziemy cię namawiać, ale może wiesz, byłoby ci trochę lżej z tym wszystkim.
  • Jakim wszystkim? - prawie krzyknęła, ale zaraz się opanowała - okej, znam was nie od dziś, wiem, że skoro się na to zdecydowaliście, to naprawdę się troszczycie. Rozumiem, że już mi kogoś znaleźliście?
  • Tak. I ściepaliśmy się na trzy sesje. Masz trzech do wyboru.
  • Okej. Spróbuje.

Nie czuła potrzeby uzewnętrzniania się ale była ciekawa, jak to będzie. Lubiła nowe wyzwania i tak to potraktowała. Od tamtego czasu nie zrezygnowała z terapii. Zrozumiała, że odejście matki i ten brak w jej życiu, odcisnęły na niej duże piętno. Straciła zbyt wielu ludzi i może bała się stracić jeszcze kogoś, na kim by jej zależało.

Jeśli chodziło o matkę, to od paru lat wymieniały ze sobą już tylko e-maile. Od czasu wleciała jakaś fotka. Głównie to były życzenia okolicznościowe, podstawowe informacje i uściski online. I tyle. Na tym kończyło się macierzyństwo jej matki. Na buziakach i uściskach w podpisie maila. 

Próbowała sobie przypomnieć jak to było kiedyś, kiedy jeszcze mieszkali we trójkę. Owszem, matka dużo pracowała i zdecydowanie była rzadziej w domu niż ojciec. To z nim jeździła na koncerty, które grał i słuchała dobrego rocka. To z nim pokochała życie w knajpach. Ale to matka zaraziła ją miłością do książek. Pamiętała jak jej czytała. Nie tylko do snu. Robiły to praktycznie wszędzie. W każdej kolejce do lekarza i w każdym tramwaju. W sumie nie pamiętała, by robiły razem coś innego. Czasem Dalia coś tam bazgrała w swoich zeszytach a mama siedziała tuż obok, czytając po cichu jakąś książkę, która pewnie nie nadawała się do czytania na głos. Czy ją przytulała, tak jak to robił ojciec? Czy brała ją w ramiona i mówiła, że ją kocha? Może…

Problemem Dali była rutyna. Nie lubiła jej. Dlatego często wynajdowała sobie nowe zajęcia jak prawko na motocykl czy kurs pieczenia croissantów. Gdy dostała się do jednego z lepszych klubów w Polsce jako barmanka, obserwowała kątem oka dziewczyny tańczące na rurach. Fascynowało ją to, jak poruszały swoimi umięśnionymi, zgrabnymi ciałami. Zupełnie jakby miały władzę nad wszystkim. To wydawało się trudne ale jej psycholożka zasugerowała, żeby też spróbowała. 

  • To, co dobre dla ciała, jest też dobre dla umysłu - powiedziała jej na którejś sesji.

Okazało się, że ma do tego smykałkę i predyspozycje. Ćwiczyła wytrwale przez dwa lata, nim zapytała szefa, czy może któregoś dnia spróbować zająć miejsce jednej z dziewczyn. Tak na próbę. Oczywiście, zgodził się i nie żałował swojej decyzji. A jakieś pół roku pózniej, zaprosił ją do swojego gabinetu.

  • Niezły dziś ruch, co szefie?- zapytała, lekko poddenerwowana. Nie wiedziała, co może od niej chcieć. Nie miała nic na sumieniu. Nie ćpała w toalecie jak inne koleżanki ze zmiany. Nie kradła i nie podpijała drinków. Była profesjonalistką w każdym calu.
  • Dalia, słuchaj. Chciałbym ci zaproponować coś ale jeśli to nie dla ciebie, wal śmiało. Możesz odmówić bez żadnych konsekwencji. To oferta tylko dla kogoś, kto czuje, że się nadaje. A to wiesz tylko ty. Twój profesjonalizm jest na wysokim poziomie. Nie pomyśl tylko sobie o mnie źle. To dobry interes, ale jak nie jest dla ciebie, odmówisz i wrócisz do pracy jakby ta rozmowa się nie odbyła.
  • Zaintrygował mnie szef. Co to za praca?
  • Mam drugi klub, bardziej ekskluzywny. Przez większość czasu możesz robić to, co tu. Ale klienci mogą tam wybierać osoby do towarzystwa, niektórzy mówią na nie eskorty i zdarza się, że spędzają z nimi noc.
  • Och - Dalia westchnęła i oparła się o krzesło.
  • Nie musisz od razu odpowiadać. Przemyśl to.
  • Mogę sprobować a potem zrezygnować? 
  • Możesz zrezygnować w każdym momencie. 
  • Okej. To chcę spróbować. Dostanę nowe warunki pracy na piśmie, żeby się z nimi zapoznać? Jakieś specjalne wymagania?
  • Jasne. Wszystko ci prześlę.
  • Okej. Sprobujmy. Mogę wrócić do pracy?
  • Oczywiście.

I tyle. Nie rozmyślała o tym zbyt dużo. Gdy pierwszy raz poszła do klubu Kokarda, w samym centum miasta, była podekscytowana. Stanęła za barem w wysokich szpilkach i skórzanej, małej czarnej. Była seksownie elegancka. Czerwona szminka. Ciemne oczy podkreślone kredką. Perły na jej szyi, które nosiła tu każda kobieta i które otrzymała wraz z nową umową.

Przykuła uwagę wielu osób, ale to kobieta zapłaciła za noc z nią. Szefowa banku. Dość niska kobieta o wydatnym biuście. Nie miała żadnego doświadczenia z kobietami w łóżku, ale miała wyobraźnie i wiedziała, co sama lubi. Seks z kobietą wydawał się dużo łatwiejszy. 

Kolejny był starszawy hiszpański dyplomata. Gdy odezwała się do niego po hiszpańsku, był w niebowzięty. Spędził z nią kolejne dwie noce. Był stary i bardziej chciał nacieszyć oczy niż cokolwiek z nią robić. Miał delikatne, ciepłe dłonie i nawet go polubiła. Spotkali się ileś razy nim musiał wyjechać.

Mijały miesiące a ona nie czuła wcale, że chce zrezygnować. Tu nie było miejsca na rutynę i chyba to ją tak urzekło w tej pracy. Na koncie zbierała się spora sumka a ona wcale nie czuła się źle z tym, co robiła. Nie powiedziała swoim przyjaciołom ale przyznała swojej lekarce. Nie rozmawiamy o tym często. Od czasu do czasu analizowały Dali decyzje i satysfakcję, jaką miała z tego, co robi. I wtedy poznała Marka.

Był starszy, ale nie aż tak. Na oko około czterdziesto paro letni. Ciemne, kręcone włosy, chyba farbowane, bo bez grama siwizny, miał zawsze dobrze ułożone. Opadały mu lekko na jego czarne oczy i zadbaną cerę. Ubierał się elegancko i gustownie, ale nie lubił garniturów. Był naprawdę przystojny. Dojrzały i wygadany. Mogli rozmawiać godzinami. Seks też był niesamowity. Był kimś dla niej. 

Spotykali się przynajmniej raz w miesiącu, czasem częściej. Gdy stała za barem, a on wchodził do klubu, uśmiechała się mimowolnie. Zauważyła, że od jakiegoś czasu nie patrzy na inne kobiety. Tylko na nią. Przychodził wcześniej, żeby być pewnym, że nikt go nie uprzedzi. A Dalii to schlebiało. Popisywała się, robiąc najbardziej finezyjne drinki jakie potrafiła przyrządzić. 

Nim ostatecznie wylądowali w łóżku, każdego wieczoru, który razem spędzali w hotelowym pokoju, jedli dobre jedzenie, oglądali dobre filmy, głównie psychodeliczne i zawiłe jak Momento i rozmawiali o literaturze. Czasem nawet czytali sobie ulubione fragmenty z ostatnio przeczytanych  książek.

  • Umów się ze mną - zapytał, kiedy leżeli koło siebie. Za oknem zaczynało świtać.
  • Słucham?
  • Umów się ze mną.
  • Przecież ciągle się umawiamy.
  • Nie tak. Nie chce ci za to zapłacić. Umów się ze mną jak kobieta z facetem, któremu się podoba.
  • Żartujesz sobie? 
  • Nie. Mówię całkiem poważnie.
  • I co? Weźmiesz mnie do pieprzonej opery samolotem albo na wyścigi konne? Nie będziesz się chwalił kolegom, że też mogą mnie kupić. Potem poznam twoją rodzinę i będziemy żyli długo i szczęśliwie? - zapytała, oburzona, że się odważył jej to zaproponować.
  • Czemu tak mówisz? Czemu się wściekasz? Dobrze nam ze sobą. Czemu nie sprobować? Nie spotkałem jeszcze takiej kobiety, jak ty. Chcę się z tobą umówić.
  • A ja nie chce. Będę się już zbierać. 
  • Dalia!
  • Co?
  • Czemu ciekasz?
  • Nie uciekam. Nie chce związku. Nie chcę z nikim mieszkać. Lubię moje życie takim, jakie jest.
  • Gówno prawda.
  • Słucham?
  • Wymyślasz sobie nowe wyzwania i ciągle uczysz się czegoś nowego, wręcz obsesyjnie, do perfekcji, bo nie umiesz usiedzieć na dupie pięć minut, chyba że zatopiona w cudze życie.
  • Poznałeś mnie trzy miesiące temu. I to płacąc za mój czas. Jakim prawem ci się wydaje, że mnie znasz?
  • Nie powiedziałem, że cię znam. Ale chcę cię poznać. A to co powiedziałem, to tylko moje obserwacje. Zgódź się. Spróbujmy - powiedział, patrząc jak się ubiera. 
  • Dziękuje, ale nie skorzystam. Do zobaczenia.

Wyszła, cała buzując z wściekłości. Dawno jej nikt tak nie wyprowadził z równowagi. Jak on śmiał!

Upiła się jak tylko wróciła do domu. A wieczorem pracowała, jakby nic się nie stało. Spędziła noc z kimś, kto nie był Markiem, kto nie miał wobec niej żadnych innych oczekiwań, jak dobrze spędzona, wspólna noc.

Następny dzień był trudny. Miała wpisane w grafiku trzy dni wolne. Chciała posprzątać, zrobić zakupy. Ale nie miała na nic ochoty więc kupiła spontanicznie bilet do Londynu. Nigdy tam nie była. Kupiła na lotnisku  przewodnik i z nim w rękach, schodziła pół Londynu. W ciągu dwóch dni zrobiła 60 tysięcy kroków. Wróciła do domu i wróciła do pracy. 

Gdy miała następne wolne, wysprzątała cale mieszkanie conajmniej jakby planowała je sprzedać. Szorowała i polerowała swoją kawalerkę, którą kupiła za swoje oszczędności, jak i resztę spadku po ojcu. Dziadkowie już też nie żyli, ale po nich nie dostała nic. Zapisali wszystko na kościół. 

  • Dalio, czemu Marek cię tak zdenerwował? - zapytała Jola, jej psycholożka. Odmówiła dwa spotkania, ale nie mogła tego już dłużej ciągnąć. Potrzebowała stałości tych wizyt.
  • Wydaje mu się, że mnie zna. A przecież nie może mnie znać. Nie w warunkach, w jakich się poznaliśmy.
  • Tak uważasz? A tobie się wydaje, że trochę go znasz?
  • Wiem o nim to i tamto. Czy to znaczy, że go znam?
  • A nie? Wiesz co lubi. Znasz trochę historię jego życia. Wiesz o jego córce dość sporo. Czy to nie oznacza, że go znasz?
  • Może. Trochę - przyznała, niechętnie.
  • Myślę, że nie to cię zdenerwowało. Myślę, że przeraża cię umówienie się z kimś prywatnie, poza pracą. Kiedy ostatnio byłaś z kimś w ten sposób?
  • Nie wiem. Jakoś z dwa lata temu? Nie pamietam. 
  • Nie poznałaś nikogo wartego uwagi w tym czasie? - zapytała Jola.
  • Nie szukałam. Dobrze mi tak, jak jest.
  • Napewno? To nie ty ostatnio myślałaś nad kolejnym kursem? Co to miało być? Ach, nurkowanie! Stwierdziłaś, że musisz spróbować czegoś nowego.
  • Co w tym złego?!
  • Nic. Ale między tymi zajęciami brak ci czasu na cokolwiek innego. Na zaczerpnięcie powietrza, na lenistwo, na poznanie kogoś. Może faktycznie uciekasz?
  • Od czego niby?
  • Ty mi powiedz.
  • Nie cierpię jak to robisz! - stwierdziła, zapadając się w fotel.
  • Czego nie cierpisz?
  • Jak zadaje ci pytanie, na które sama muszę potem odpowiedzieć.
  • Nie jesteśmy tu, by rozmawiać o mnie.
  • Ja pierdolę!

Dalia przeklęła i nastała cisza. Jola siedziała dalej, niewzruszona, siedząc spokojnie na przeciwko, czekając cierpliwie. W tym była naprawdę dobra. Potrafiła czekać i potrafiła być cierpliwa. Potrafiła siedzieć w miejscu i słuchać o problemach innych cały dzień. Dalia musiała być w ruchu. Czy uciekała?

  • Załóżmy, że się boję.
  • To normalne. Wszyscy się czegoś boimy. Jedni boją się wysokości, inni robaków, a jeszcze inni emocjonalnego zaangażowania.

Minęło parę miesięcy a Dalia dalej nie potrafiła podjąć decyzji. Inne podejmowała od razu, bez zmrużenia oka, a tym razem zastanawiała się tak, jakby od jej decyzji zależały losy całego świata. Marek nie pojawił się w klubie. Nie napisał do niej. Nie odezwał się. Może tak było lepiej?

Trzydzieste urodziny świętowała z przyjaciółmi na open air festiwal nad morzem. Grały świetne kapele. Pili zimne piwo i spali w brudnym namiocie. Była szczęśliwa. Naprawdę. Kiedy była z nimi, była szczęśliwa. Tylko, że gdy wracała do domu, nikt jej nie witał. Nie miała żadnego zwierzaka, bo za dużo jej nie było w domu. Jej przyjaciele żyli w stałych związkach, niektórzy mieli dzieci. Nikt nie wracał do pustego mieszkania. Tylko ona. Czy naprawdę tak chciała żyć?

Już miała się położyć spać pomimo wczesnej godziny, gdy dostała SMS od Inpost. Paczka na ciebie czeka! Jaka paczka? I to nie był jej paczkomat. Nie chciało jej się spać. W sumie, to nic jej się nie chciało. Ale ubrała się w swoje ciuchy do biegania i ruszyła w trasę. Gdy stanęła pod odpowiednim paczkomatem, wyjęła telefon i otwarła skrytkę. W środku była mała paczka kartonowa. Piękny, czarny karton. Pierwszy raz widziała takie opakowanie. Pociągnęła za czerwoną taśmę z boku i otwarła karton. Znalazła tam książkę i kartkę.


Umów się ze mna. 

To moja ostatnia próba, potem dam ci spokój.


W domu, w swoim ulubionym fotelu, usiadła z podwiniętymi nogami i zaczęła czytać. Mistrzowie Śmierci. Pięknie wydana. Ciekawa. Czytało się ją szybko. Zupełnie nietypowa opowieść. Śmierć ma do kogoś słabość? Ciekawe wątki. A na końcu kolejna karteczka. 

"Nic nie mówi więcej o charakterze człowieka niż ciche życzenia, które skrywa dla siebie, ukryte w małych zakamarkach swojego serca."


Wiem, że to nie najromantyczniejsza książka ale wiem też, że cię zainteresuje. 

Skąd to wiem? Bo dałaś mi się poznać. Wbrew wszystkiemu co ci się wydaje.

Spotkajmy się jutro w południe - pinezka na mailu.


Był prawie ranek. Czuła się jak znokautowana. Za oknem słońce powoli rozświetlało mrok nocy. Nie miała pojęcia co ma zrobić. Miał rację. Książka była dokładnie czymś dla niej. Porwała ją i wiedziała, że przeczyta ją raz jeszcze żeby wydobyć z niej ukryte smaczki i wątki, na które nie zwróciła uwagi za pierwszym razem. Nawet Nikodem, jej najlepszy kumpel od liceum jeszcze, ostatnio jak kupił dla niej książkę, to oddała ją do biblioteki. Jakieś pseudo romansidło z wątkiem fantasy. Kompletnie nie jej klimaty. Nie mówiąc o tym, że była to zła książka ogólnie.

Czuła jak serce wali jej w piersi. Ostatni raz coś ją tak poruszyło wieki temu. Rodzice już wtedy nie byli razem a relacja z mamą już była w miarę stabilna. Rozmawiały, czasem się widywały. Jeszcze wtedy czuła, że ma matkę. Do Madrytu miał przyjechać jej ulubiony zespół. Tata miał problemy w pracy i nie chciała nawet go prosić, by nie było mu przykro, gdy będzie musiał odmówić. Mama sama zaproponowała, że mogą wybrać się we dwie i przysłała bilety. To był ich ostatni wspólny weekend pełen radości.

Dwa miesiące później zaczęła pisać te swoją książkę. Ganiała po świecie zapominając, że gdzieś tam w Europie ma córkę, która na nią w dalszym ciągu czeka. Bardzo chciała, by ją to nie bolało. Chciała się wyzwolić od tej potrzeby bycia dostrzeganą przez własną matkę. Próbowała mieć to w dupie. Nieskutecznie. To było silniejsze od niej. Każdą wiadomość witała entuzjazmem, licząc, że to od niej. Przestała się łudzić dopiero po przeprowadzce do Polski. 

Jola od lat jej powtarza, że powinna skonfrontować się z matką. Zapytać wprost: Czy przestała ją kochać czy pragnienie odniesienia sukcesu było ważniejsze? Czy była tak nieszczęśliwa, że musiała szukać radości gdzie indziej? Czy gdyby była lepszą córką, wszystko potoczyłoby się inaczej? Bo do tego wszystko się sprowadzało. Czasami, gdzieś w środku czuła, że była nie dość dobra, by ją przy sobie zatrzymać.

Nie zmrużyła oka nawet na minutę. Zaraz po śniadaniu napisała do szefa. Wieczorem miała pracować ale załatwiła sobie inną zmianę. Otwarła szafę i wybrała długą, wiśniową sukienkę, nie za bardzo obcisłą ale z ładnym dekoltem. Do tego jej ulubione szare Handballe. Rozczesała włosy, które lekko opadały jej na ramiona. Nie malowała się praktycznie wcale poza tuszem i kreską na oku. Wyglądała naprawdę dobrze. 

Słońce świeciło je prosto w twarz. Stała w umówionym miejscu o umówionej godzinie wmawiając sobie, że to nic nie znaczy. Że to zwyczajne spotkanie z facetem, nic więcej. Zobaczyła go jak tylko zegar zaczął wybijać południe gdzieś niedaleko. Miał na sobie lniane spodnie i lnianą kamizelkę. Białe ubranie pięknie podkreślało jego opaleniznę.

  • Hej, nieznajoma - powiedział, stając tuż przed nią - pięknie wyglądasz.
  • Ty również. Nie spodziewałeś się, że przyjdę, prawda?
  • Wręcz przeciwnie. Byłem tego pewny - zaśmiał się.

Podał jej swoją dłoń. Zawahała się lekko ale podała mu swoją. Ruszyli nieśpiesznie w stronę rzeki. Widok wokół był zapierający dech w piesiach. Ostrów Tumski to jej ulubione miejsce w mieście. Zwłaszcza w taki dzień jak dziś. 

  • Dokąd idziemy?
  • Na zakupy a potem na obiad. 
  • Zakupy?
  • Tak. Zakupy. Musisz mi się zrewanżować.
  • Nie bardzo rozumiem.
  • Książka za książkę. 
  • To nie fair. Ty miałeś czas się zastanowić.
  • Nie jesteś typem, który się nad takimi rzeczami zastanawia. Pewnie nie spędzimy w księgarni nawet pół godziny. 
  • Okej. Przyjmuje wyzwanie. I przyznaje, zapunktowałeś.
  • Wiem - uśmiechnął się do niej szeroko.

Nie odzywali się już do siebie, aż doszli do galerii, w której był salon z książkami. W sumie, zdecydowała co mu kupi, jeszcze zanim weszła. Puściła jego rękę i poczuła się dziwnie. Brak jej było tego dotyku. Ale potrzebowała chwili, by się zastanowić. Przeszła przez wszystkie alejki, rozglądając się dookoła. Zdecydowanie ściągnęła książkę z półki i ruszyła do kasy. Zapłaciła i podała mu torbę. Czekał na nią tuż przed wejściem.

  • Co teraz?
  • Kawa. Ty pijesz, ja czytam. Jestem ciekaw, co wybrałaś.
  • Okej - powiedziała - chodźmy.

Usiedli w prawie pustej kawiarni. Dopiero za godzinę czy diw zejdzie się tu więcej ludzi. Póki co, mieli trochę prywatności. Piła swoją kawę patrząc jak siedzi wyprostowany, prziwrając kartkę za kartką.

  • "Normalne nie jest jak pogoda; nie można spodziewać się normalnego. Normalnego nie można nawet zrobić. Z tego, co się orientuję, normalne może wcale nie istnieje."
  • Nie wierzę, że właśnie to dla mnie wybrałaś. Szczerze powiedziawszy,  byłem pewien, że to będzie Duma i uprzedzenie.
  • Żartujesz? 
  • Oczywiście, że żartuje. Nie miałem pojęcia czego się spodziewać.
  • Podoba ci się.
  • Wciągnęła mnie. Na pewno ją dziś przeczytam. Coś świeżego.
  • Kupiłam ci dwie książki tak naprawdę. Nie dla tego, że nie mogłam się zdecydować, ale dlatego, że obie mi pasowały do sytuacji. Te Lekcje Chemii może nawet miały być taką nutką sarkazmu. Proszę - podała mu książkę, uśmiechając się.
  • Niepowstrzymani? To wygląda jak książka dla dzieci.
  • Trochę nią jest. Czytałam ją. I czytałam Sapiens. Mądra wersja twoich ulubionych książek non-fiction, którą możesz czytać z twoją córką.

Uśmiechnęła się szeroko. Bała się, że będzie niezręcznie ale wcale tak nie było. Tak jak wcześniej, czuła się swobodnie w jego towarzystwie. O też się uśmiechał. Jeśli to był jakiś test, to była pewna, że go zdała. 

Gdy dokończyli kawę, ruszyli w dalszą drogę. Słońce świeciło mocno a oni rozmawiali o literaturze, o historii, o jego córce, która w zeszłym tygodniu skończyła dziesięć lat. Gdy zatrzymali się przed ślicznym budynkiem, otworzył jej drzwi puszczając ją przodem.

  • Panie Starak, zapraszam, stolik już czeka - powiedział ktoś z obsługi jak tylko weszli.
  • Dziękuje Mateuszu - odpowiedział mu Marek.
  • Znają cię tu, często tu jadasz? - zapytała Dalia.
  • Czasami. Córka lubi to miejsce. Zaraz po jej ulubionej pizzerni.
  • Nigdy tu nie byłam.
  • La Maddalena to miejsce gdzie każdy ma apetyt. Pozwoliłem sobie już dla ciebie zamówić. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe.
  • Zobaczymy.
  • Wiem, że lubisz sama decydować. Zamówiłem nie dlatego, że chcę to robić za ciebie. Wręcz przeciwnie. Chcę, żebyś wiedziała, że cię słucham.
  • Okej. To po co kelner dał mi menu?
  • Zamów dla mnie.
  • Jesteś niesamowity - przyznała, lekko zdziwiona. Naprawdę ją zdumiewał. Chyba podchodził do tego na poważnie.

Ona zjadła krem z groszku, który smakował jak jej dzieciństwo. Jej dziadek gotował coś bardzo podobnego. Do tego tatar wołowy i risotto. Na  deser ptyś. Wszystko bardzo jej smakowało. Więcej, czuła, ze mogłaby jeść to cały czas. Jemu zamówiła krewetki. Nie lubił zup, więc te pominęła i na główne danie sandacz. Sernik na deser. Wyglądał na zadowolonego.

Po obiedzie spacerowali jeszcze chwilę. Gdy się żegnali, wieczór był jeszcze wczesny ale gdy Dalia ziewnęła niechcąco i przyznała się, że całą noc czytała, uparł się, by się pożegnać.

  • Mam nadzieję, że miło spędziłaś czas - powiedział, całując ją w policzek.
  • Szczerze powiedziawszy tak. Spodziewałam się czegoś innego.
  • Tak? Czego?
  • Nie mam pojęcia. Nie miałam aż tyle czasu, żeby się nad tym zastanowić. Czemu paczkomat, jeśli mogę zapytać? I to tak daleko od mojego mieszkania? Bo mnie to zaintrygowało.
  • Przecież nie znałem twojego adresu! Nie szpieguje cię, Dalio.
  • No tak. Jesteś przedsiębiorcą nie mafiozem.
  • Dokładnie. Dobranoc, Dalio.
  • Dobranoc, Marku.


Spotkali się jeszcze trzy razy nim poruszyli jakikolwiek trudny temat. Byli w teatrze. W kinie i na warsztatach pieczenia chleba. Oboje go uwielbiali. Siedzili przy kieliszku wina na wrocławskim rynku, gdy wreszcie odważyła się zacząć niebezpieczny temat.

  • Nie wolno mi umawiać się z klientami. To znaczy być z nimi w związku.
  • Wiem.
  • Musiałabym zrezygnować z tej części mojej pracy. 
  • Nalegałbym wręcz na to. Nie chcę by dotykał cię ktoś inny.
  • Ale chcesz mnie.
  • Tak. Nie byłem z początku do tego przekonany. Odkąd moja żona umarła, nie byłem w żadnym związku.
  • Nigdy o niej nie mówiłeś. Jak zmarła? Jeśli mogę zapytać.
  • Możesz. To było małżeństwo z rozsądku. Chciałem rodziny, chciałem dzieci. Nie spotkałem dotąd nikogo, kto by mnie w sobie rozkochał. Więc wybrałem kogoś takiego jak ja. Z dobrej rodziny, po studiach. Lubiłem ją. Nie była złą żoną. Ale nudziliśmy się w swoim towarzystwie. Gdyby nie zaszła w ciążę, na pewno byśmy się rozstali. Gdy Basia się urodziła, miała straszną depresję poporodową. Nie mogła wręcz patrzeć na naszą córkę. Nie chciała się nią zajmować. Gdy Basia skończyła sześć miesięcy, przedawkowała leki. 
  • O kurcze. Przykro mi.
  • Mi też, ze względu na Basię przede wszystkim. Jakoś daliśmy sobie radę. Moja matka mi pomagała z początku. Gdy poszła do przedszkola, zatrudniłem dobrą opiekunkę. Zajmuje się Basią gdy mnie nie ma. Czasem muszę wyjechać w interesach a czasem…
  • Chcesz wynająć sobie na noc kobietę - dokończyła za niego Dalia.
  • Tak. 
  • Mam ochotę pójść z tobą do łóżka.
  • Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo. Chcę najpierw uregulować sprawy z twoją pracą. Chcę związku na wyłączność, wierność jest dla mnie ważna. Kluczowa wręcz.
  • Okej. Spotkam się jutro z szefem. Powiem mu, że rezygnuję. 
  • Będziesz dalej pracować za barem?
  • Tak, lubię to. 
  • U tego samego pracodawcy?
  • Sugerujesz, żebym zmieniła szefa?
  • Czułbym się bardziej komfortowo.
  • A jak będziesz się czuł, jak któryś z twoich znajomych dowie się, że byłam prostytutką?
  • Jestem świadom, że taka sytuacja może mieć miejsce. 
  • I co?
  • A co ma być? Zakochałem się w kobiecie, która sypiała z innymi facetami za pieniądze. Jakbym tego nie akceptował, albo miał z tym jakikolwiek problem, nie umówiłbym się z tobą na poważnie. Ostatecznie mam dobry prawy sierpowy
  • Zakochałeś się?
  • Tak. Tak mi się wydaje. Nigdy nie poznałem kogoś takiego jak ty - powiedział i pochylił się, by ją pocałować.
  • Ja nie jestem pewna, co do ciebie czuję - przyznała po chwili - chcę być z tobą szczera. Bardzo cię lubię i chcę spróbować. Ale nie kocham cię, póki co.
  • Szczerość, tego od ciebie oczekuje. Tylko tak może nam się udać.

Znów ją pocałował. Tym razem nie był to delikatny pocałunek. Chciał więcej. Dużo więcej. Musiał tylko jeszcze poczekać.

Ich pierwszy raz, w jej własnym łóżku, nie w hotelu, był czymś niesamowitym. Nie mogli się sobą nacieszyć. Jakby dopiero co się poznali.

Dali sobie czas. Nie śpieszyli się z niczym. Spotykali się, spędzali ze sobą noce. Powoli dzielili się ze sobą wszystkim. Wspomnieniami. Marzeniami. Tym, co jest teraz. Gdy pierwszy raz Marek został na noc i obudziła się rano, w swoim domu, w jego ramionach, rozpłakała się. Tak bardzo się rozpłakała, że obudziła Marka i przez dłuższy czas nie potrafiła mu wytłumaczyć, że nic się tak naprawdę nie stało. Tylko poczuła tę pustkę, w której żyła i która ją przygniatała tak bardzo, że nie mogła oddychać. A teraz, wzięła taki prawdziwy oddech, biorąc w płuca powietrze nasycone jego zapachem. I ten ciężar znikł. 

Były chwilę, kiedy się bała. Bała się bardziej niż kiedy skakała na bungee czy kiedy poszła pierwszy raz do Kokardy, wiedząc, co ją tam czeka. Bała się spotkania z Baśką, córką Marka. Bała się, że ją kiedyś zostawi, że odejdzie jak wszyscy inni, których kochała. Kiedy przedstawiła go swoim przyjaciołom, przerażenie było prawie nie do zniesienia. Kochała ich. I chyba do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo. Trzymała ich zbytnio na dystans. Nie chciała tego. Ich zdanie się liczyło i marzyła o tym, by go zaakceptowali. 

Ich życie nie było usłane różami. Nie pobrali się i nie żyli długo i szczęśliwie. Ich związek był pełen wyzwań począwszy od tego, iż oboje mieli trudny charakter i brak doświadczenia w prawdziwych związkach, skończywszy na tym, że był starszy, zamożny i miał dojrzewającą córkę. Kłócili się. Bywało, że byli śmiertelnie obrażeni i Dalia już się pakowała, by spędzić parę nocy u przyjaciółki na kanapie. Nauczyli się jednak tego, żeby nie kłaść się z tym swoim gniewem i niedopowiedzeniami spać. 

Nim usnęli, mówili sobie nawzajem co ich boli, co siedzi w ich głowie i co ich przytłacza. Czasami to były głupoty. Marek lubił porządek i harmonie. Miłował powtarzalność i często wracał do ulubionych filmów i rzeczy. Dalia miała bałaganiarskie usposobienie. Jej życie to był zawsze chaos i pełen spontan. Probowali spotkać się w połowie drogi. 

Dalia postanowiła otworzyć własny klub. Główną jej misją było dać pracę i szansę na lepsze życie dzieciakom z ulicy. Oferowała darmowe szkolenia z kelnerowania, serwowania drinków. Dwa razy w tygodniu otwierała od rana i wraz ze znajomymi, gotowali dla tych dzieciaków darmowe posiłki. Była przy tym muzyka, paczki z czystymi ubraniami oraz przemycanie do ich głowy ciut nadziei. Żeby wiedzieli, że niezależnie od tego, co spowodowało, że są tam, gdzie są, mają szansę i zasługują na lepsze życie. To chyba dawało jej najwięcej satysfakcji i to też sprawiło, że pokochała ją Basia. Pomogła dwum dziewczynom z jej szkoły, które uciekły z domu.

Tylko jedno ją jeszcze męczyło i nie bardzo wiedziała jak ma się z tym uporać. Od jakiegoś czasu już czytywała takiego babskiego bloga. W jednym ze wpisów, była sugestia, by pisać listy. Do siebie samej, do siebie jako dziecka. Żeby wylać z siebie to wszystko, co czuliśmy, a czego nie dane nam było powiedzieć. I Dalia tak też zrobiła. 

Napisała bardzo długi list do siebie, jako do jedenastolatki. O tym, żeby była odważna, bo czekają ją wyzwania. Żeby nie chroniła się przed miłością, bo mimo, że nie raz ją zaboli, to jest warta każdego cierpienia. Napisała do siebie o tym, żeby nie obwiniała się za rozpad związku rodziców i żeby nie myślała, że to z nią jest coś nie tak, dlatego mama odeszła. Gdy skończyła, skopiowała jego zawartość i wysłała swojej mamie. Automatycznie poczuła ulgę. Nie ważne, czy matka zrozumie jak wielki wpływ miała na swoją córkę i na to co czuje. Ważne, że Dalia to zrozumiała. Patrzyła na córkę Marka i już wiedziała, że nie jest możliwe, by tak młodego człowiek obwiniać za błędy dorosłych. Skoro jej nikt nie obwiniał, czemu ona sama była dla siebie kiedyś taka surowa?

Ta mała dziewczynka, która gdzieś jeszcze w niej mieszkała, poczuła jakby dotarła do domu po bardzo długiej i męczącej podróży. Zaopiekowała się nią. Zatroszczyła. Opatrzyła rany. I razem, były gotowe, na kolejne wyzwania jakie życie dla nich przygotowało.



Czujemy tyle emocji, że czasem ciężko się w tym połapać a przyznanie przed samą sobą, co boli nas najbardziej i dlaczego, bywa ponad nasze siły. 

Rozmowa może być wszystkim, może zmienić bieg naszego myślenia i naszego życia. 


Jako dzieci zbyt często zakładamy, że coś jest naszą winą. Cierpimy w ciszy. Nie pozwólmy na to, rozmawiajmy! 


Nie możemy się obwiniać za to, co robią nasi rodzice. Ani rozpad małżeństwa ani inne sytuacje, nie są winą dziecka. Jeśli jesteś rodzicem, zastanów się, o czym warto porozmawiać z dzieckiem. Nie zakładaj, że nie rozumie, że jest za małe. Porozmawiaj i wytłumacz tak, jak potrafisz. Nie unikaj konfrontacji, bo tak łatwiej. Zmierz się z tym co czujesz i co czują ludzie, za których jesteś odpowiedzialna.

Wiem co mówię, traumy z dzieciństwa nosisz całe życie. Chyba chcesz ich zafundować jak najmniej. Bo nie okłamujmy się, nie ma idealnego rodzica i w ten czy inny sposób, skrzywisz swoje dziecko, ale możesz zrobić to w najmniej inwazyjny sposób, będąc otwartym i odważnym człowiekiem.


Pamiętaj.

Kiedy chronimy się przez bólem, unikając angażowania się, unikamy nie tylko bólu, ale też wszystkiego tego, co piękne. Unikając bólu, unikamy miłości, a to jest sens naszego istnienia. Bo jak nie to, to cóż innego. Sensem naszego istnienia są relacje jakie tworzymy. Bez tego, nie mamy nic.

Jeśli przeżywasz coś pięknego, trafi to na znaczeniu jeśli jesteś wtedy sama i nie masz z kim się tym podzielić. To jak mieć ochotę na papierosa i mieć go, ale nie mieć zapalniczki.


Niezależnie jak długo i szybko będziemy uciekać, spokój ducha zaznamy dopiero wtedy, kiedy zmierzymy się z własnymi obawami. Nie uciekniemy od niczego. Jedynie odłożymy to w czasie.  

Ból, którego unikasz, wróci silniejszy. Jak ząb, który się psuje, a którego nie wyleczysz. Wreszcie przyjdzie dzień, że ból będzie tak silny, że nic innego nie będzie miało znaczenia. A wystarczyło przyznać, że boli i coś z tym zrobić. Mała odwaga może zapobiec ogromnemu cierpieniu.


Nie ma idealnego związku ani idealnych dla niego warunków. Możesz jednak wykorzystać to, co los ci podsuwa pod nos, i wycisnąć z tego ile się da.  

Nie narzekaj, szkoda czasu. Działaj.

I przede wszystkim- kochaj!

Siebie i innych.

Komentarze