334 Mistrzyni: Opowiadania Emilia





Pot spływał jej z czoła stróżkami. Była brudna, mokra i cholernie zmęczona. Marzyła o chłodnym prysznicu, o mrożonej kawie z syropem orzechowym i chwili oddechu. Tylko jeśli teraz odpocznie, to jutro już wcale się nie wyrobi.

Posiadanie własnego ogródka było takie romantyczne, modne i ekologiczne. No i zdrowe dla dzieci. Mieli trójkę. Dziesięciolatków, Jasia i Olka oraz Nikodema, który właśnie miał zaczynać szkołę podstawową. Jednak praca w ogrodzie, opieka nad dzieciakami, zajmowanie się domem i prowadzenie własnego biznesu, to czasami było za wiele. Emilia bywała nieustannie zmęczona. 

Wytarła dłonie w płócienny fartuch, wyprostowała się i otarła pot z czoła. Zbliżała się siedemnasta. Zaraz wróci jej mąż, Radek, z ich dziećmi i wszyscy będą głodni jak wilki. Była jedyną kobieta w domu. Nie narzekała. Dzieciaki mieli super. Takie wygadane, mądre i naprawdę nie było z nimi większych problemów. Radek był bardzo pracowity i szanował ją. Miała dobrą rodzinę. Wiedziała, że powinna być wdzięczna za to życie, które razem zbudowali. Tylko w tych chwilach największego zmęczenia, przychodziły do niej okropne myśli. Czasem po prostu czegoś jakby brakowało jej do szczęścia.

Poznali się na pielgrzymce. Emilka nie była jakoś specjalnie wierzącą osobą, ale przyjaciółka ją namówiła. Zapowiadało się ciekawe doświadczenie i naprawdę dobrze się bawiła. Praktycznie już pod koniec, ktoś ich sobie przedstawił. Pamiętała jak Radkowi oczy się zaświeciły, gdy ją zobaczył. Urzekło ją to i to, jak ją traktował. Jakby była najpiękniejszą kobietą na świecie.

Monika, jej przyjaciółka, była bardzo kochliwa i zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Nieustannie opowiadała o fajerwikach, o motylach w brzuchu, o wyjątkowych chwilach uniesienia. Emilka tego nie czuła. Owszem, polubiła Radka. Świetnie się dogadywali, ale gdy zbliżał usta, by ją pocałować, nigdy nie poczuła tego, o czym mówiła przyjaciółka. 

Wkrótce po pielgrzymce, u jej mamy zdiagnozowano złośliwego raka przełyku. Żonglowała opieką nad mamą i pracą na pełen etat w piekarni. Nie miała nikogo, kto by jej pomógł, żadnej innej rodziny i to wszystko byłoby nie do zniesienia, gdyby nie Radek. Wspierał ją, jeździł z nimi do lekarza. Choć mieszkali dobrą godzinę drogi od siebie, widywali się praktycznie codziennie. Trwało to pół roku nim mama zmarła. Okropnie się męczyła. Cierpiała tak bardzo i Emilia wylała ocean łez patrząc, jak powoli znika z jej życia. 

Po pogrzebie została sama. Bała się, że nie da sobie rady. Bez dochodów mamy, wszystko było teraz na jej głowie. Radek chciał pomóc, chciał by razem zamieszkali. 

Gdy wreszcie miała chwilę, by się nad wszystkim spokojnie zastanowić, nie miała pojęcia co zrobić. Wiedziała, że nie może być wybredna. Nigdy nie była pięknością. Miała zdecydowanie za duże piersi, była niska i krępa. Jej włosy były cienkie a twarz bardzo pospolita. Chłopaki nie ustawali się do niej w kolejce. Wiedziała to wszystko. Te sprawy wcale jej jakoś nie interesowały. A teraz miała z kimś zamieszkać, dzielić z kimś łóżko? Ale przecież nie tylko o to chodziło. Prawda?

Musiała spróbować. Zanim się zdecyduje, zanim ostatecznie się zaangażuje, musiała spróbować jak to jest. Ich pierwsza wspólna noc była dziwna. Radek był bardzo zdenerwowany, chyba też dość podekscytowany. Miał przystojną twarz, zadbaną brodę i bujne, rude włosy. Jego ciało od pracy fizycznej było umięśnione i przyjemnie się na nie patrzyło. Jednak Emilia nie poczuła nic ponad to. Wszystko trwało może z pięć minut. Nie zrobiło na niej wrażenia. Chwilę bolało, poczuła to dziwne uczucie wypełnienia. I nic więcej. Gdy Radek opadł koło niej, cały zdyszany i uśmiechnięty, roześmiała się. Chyba pomyślał, że to ze szczęścia. A ona śmiała się z tej całej sytuacji. O co tyle hałasu z tym seksem?

Czas leciał szybko a ona nie widziała dla siebie żadnych perspektyw czy alternatyw, do tego, jak miało wyglądać jej życie. Gdy Radek się oświadczył, zgodziła się. Nie tyle, że czuła się w pułapce czy bała się odmówić. Była zbyt przerażona życiem w pojedynkę. Chciała mieć rodzinę, chciała kogoś kochać. Radek naprawdę był dobrym człowiekiem. Czy musiało być coś ponad to?Byłaby zwyczajnie głupia, pozwalając mu odejść. Czyż nie?

Po roku już była w ciąży. Zrezygnowała z pracy. Sprzedała mieszkanie po mamie. Niewielkie i kiepskim stanie, ale zawsze coś. Radek odziedziczył po ojcu dom na wsi. Trochę trwało nim go wyremontowali. Dopiero rozkręcał swoją firmę. Byli cierpliwi. Przez rok pomieszkiwali w jego kawalerce, w mieście. Przy niemowlakach czas płynął szybko. Ani się nie obejrzała, a była prawdziwą gospodynią i to właśnie na wsi uwili swoje gniazdko. Zrezygnowała z siebie i oddała się rodzinie. Była naprawdę szczęśliwa. Kochała to, że ma wokół siebie ludzi, którzy naprawę jej potrzebują. Czuła się chciana. Czuła się kochana. 

Powoli się zadomowiła, poznała ludzi i wtopiła w ten wiejski świat. Ludzie byli tu różni, ale chyba to jak wszędzie. Znalazła swoich, zawarła przyjaźnie, zaangażowała się w co się dało. Nie miała czasu się nudzić.

Na dożynkach, gdy była już w ciąży z Nikodemem, a bliźniaki spały spokojnie u wujostwa, spędzała czas z innymi dziewczynami z okolicy. Wiele z nich w jej wieku, niektóre starsze. Większość naprawdę śliczna, o długich włosach koloru pszenicy. Choć czuła się przy nich jak szara myszka, polubiła je.

  • Który to już miesiąc?
  • Szósty - odpowiedziała, uśmiechając się lekko. Cieszyła się na to dzieciątko. Naprawdę nie mogła się doczekać. Bycie mamą było czymś wyjątkowym dla niej.
  • Jak sobie radzisz z chłopem? Daje ci spokój? Bo ja wcale nie miałam ochoty na seks w ciąży! - powiedziała jedna, gdy usiadła na chwilę pomiędzy nimi, by odsapnąć od tańca i zgiełku.
  • A mi to się tylko w ciąży chciało! - zaczęła inna, śmiejąc się głośno - normalnie to mi się nigdy nie chce. Rozkładam nogi raz w tygodniu i czekam aż skończy. A z brzuchem to mogłam na nim skakać codziennie!
  • Bo z tymi chłopami to tak jest, ciach-ciach i po sprawie, a tu by się trzeba było trochę wysilić.
  • Wysilić jak wysilić, ale komu to się chcę po całym dniu?!
  • Chłopom! Im to zawsze i wszędzie staje, starczy, że się smyrniesz i już gotowy.

Dziewczyny śmiały się głośno a Emilka poczuła nawet lekką ulgę. Zawsze myślała, że to tylko ona tak neutralnie do tego podchodzi. 

  • A ja już myślałam, że to tylko u mnie bez tych fajerwerków - zaczęła nieśmiało - w filmach to wszystko inaczej wyglada.
  • A gdzie tam. Filmy to tylko w kinie. Czasami bywa fajnie ale generalnie tak to już jest, ich napędzają hormony. Jak knur, chcą jak najwięcej z siebie wylać - zaczęła jedna ze starszych kobiet i śmiech wybuchł po raz kolejny - a my mamy inne instynkty. Nic nie poradzisz.

Myślała o tym chwilę. Nie chodzi o to, że się brzydziła Radka albo coś, ale seks był jej raczej obojętny. Nigdy nie czuła podniecenia a ich zbliżenia był szybkie i bardzo do siebie podobne. Cieszyła się, że on się cieszy i tyle.

Gdy na świecie pojawiły się dzieci, poczuła, że żyję. Kochała macierzyństwo. Uwielbiała się z nimi bawić, gotować dla nich, troszczyć się o nie. Bywało ciężko, gdyż większość czasu była zdana na siebie. Radek pracował w biurze maklerskim. Handlował zbożem. A po pracy często pomagał u wuja na gospodarstwie niedaleko nich. 

Był dobrym ojcem. Nie mogła narzekać. A to ją utwierdziło tylko w przekonaniu, że poszła dobrą drogą. Zbudowali naprawdę szczęśliwy dom. Radek każdą wolną chwilę spędzał z dziećmi na barana, bawiąc się i wygłupiając. Potrafił je rozśmieszać jak nikt inny. A to, że seks nie był udany, przynajmniej dla Emilki i że nie było tej iskierki między nimi, to widocznie tak miało być. Każda miłość jest inna. Ich była taka. Bo naprawdę kochała Radka. Był jej mężem ale też i jej najlepszym przyjacielem.

Gdy bliźniaki zaczęły przedszkole, pomyślała o powrocie do pracy. Chciała coś robić, poza byciem mamą, żoną i gospodynią domową. Pracowała odkąd skończyła szesnaście lat. Tego była nauczona. Nigdy nie krytykowałaby kobiet, które nie wracają na ścieżki porzuconych karier. Jej matka nie miała wyboru. Musiała pracować. Emilka teoretycznie nie musiała. Radek zarabiał wystarczająco. Jednak tu nie chodziło o pieniądze. Chyba po prostu tego chciała.

Powrót do piekarnii odpadał. Godziny były szalone. Chciała być w stanie zaprowadzać dzieciaki do przedszkola i szkoły. Zupełnym przypadkiem wyskoczyła jej reklama targów rękodzieła. Zaczęła przeglądać różne oferty. 

Uwielbiała kamienie. Jak była mała, to miała całkiem pokaźną kolekcje. Zbierała różnego rodzaju kamienie do pudełka po duńskich herbatnikach, które dostała w trzeciej klasie za pierwsze miejsce w konkursie recytatorskim. Wszyscy wiedzieli o jej pasji, bo paplała o tym na lewo i prawo. Pan Karol, spod dziewiątki z ich bloku, kiedyś przywiózł jej ametyst z wycieczki na jakiej byli z seniorami w Czechach. Był taki śliczny. Błyszczał odcieniami fioletu. A jeden z szefów mamy, kiedyś z zagranicznego wyjazdu przywiózł jej topaz i cytryn.

Poczuła w sobie tę iskierkę, te motyle, o których czytała w książkach. Będzie działać! Będzie sama tworzyć taką biżuterię. 

Bardzo się do tego zapaliła. A Radek pomógł jej ze wszystkim. Wspólnie napisali wniosek o dofinansowanie na rozpoczęcie działalności. Urząd pracy oferował 26 tysięcy, za który mogła zakupić odpowiedni sprzęt, trochę materiałów jak i mieć fundusze na reklamę. Bez tego człowiek nie istnieje. Media społecznościowe. Strona internetowa. I niezbędny zapał. Zaliczyła wszystkie targi rękodzieła w promieniu 200 kilometrów. Synowie je uwielbiali. Szukała inspiracji i kontaktów. Okazuje się, że kiedy ma się w sobie dość cierpliwości i motywacji do działania, można wiele zdziałać. 

Początkowo nie było kolorowo. Wniosek do urzędu poprawiała chyba z cztery razy, nim go zaakceptowali. Minęło około pół roku od podjęcia decyzji do momentu, aż pieniądze wpłynęły na konto. Potem powoli budowała wszystko od podstaw. Pomogły jej kobiety z koła gospodyń, gdyż nikt tak jak one, nie miał znajomości w hurtowniach. Pomógł syn sołtysa, który świeżo po studiach, zrobił jej stronę za połowę ceny rynkowej, żeby mieć co wpisać w swoje portfolio. 

Niezbędna cierpliwość. Wszystko trwało tygodniami. Nim zaczęły spływać dostawy, potem pierwsze zamówienia. No i samo wykonywanie, było czasochłonne, a ona nie chciała, by cokolwiek było kosztem jej czasu z rodziną. Gdy przyszła wiosna, tym bardziej było jej ciężko, trzeba było zająć się ogródkiem. Pierwszy rok ledwie dała radę. Była naprawdę wykończona. W kolejnym, do pomocy w ogrodzie najęła córki sąsiadek. One zbierały na swój salon kosmetyczny, a ona miała niezbędną pomoc. 

Nie poddała się. Wiedziała, że czas i tak minie. To od niej zależało co z nim zrobi. Więc działała, pomimo przemęczenia i strachu. Radek ani razu nie powiedział jej nic, co by sugerowało, że potępia ją za to, co robi. Wręcz przeciwnie. Byli naprawdę świetnymi partnerami. Tylko im lepiej jej szło z firmą, tym większe miała wyrzuty sumienia. 

Każdy kolczyk, każdą bransoletkę, dosłownie każdy element biżuterii, który tworzyła, robiła z pasją. Potrafiła czuć ekscytację i podniecenie gdy ktoś kupił od niej komplet biżuterii. Zwłaszcza uwielbiała, gdy to było na prezent dla bliskiej osoby i mogła poszaleć z pakowaniem. Jednak nie czuła kompletnie nic, gdy Radek ściągał z niej ubranie i całował jej ciało. Kompletnie nic. I zaczęła się zastanawiać, co jest z nią nie tak? Kochał ją, szanował, był dla niej naprawdę dobry. Dbał o nią i pamiętał o jej urodzinach. Dał jej szansę zbudować dobry dom dla ich dzieci. Czemu nie mogła odwdzięczyć się mu tą samą ekscytacją i podniecaniem, jakie nie raz widziała u niego?!

Czas płynął dalej. Nie miała za wiele czasu na rozmyślania ale wstyd i poczucie winy stały się jej nieodstępującymi na krok towarzyszkami. Chyba nawet samą siebie lubiła odrobinę mniej z każdym kolejnym razem, kiedy odmawiała seksu lub kiedy udawała, że jej też jest dobrze. 

W czerwcu odbywały się największe targi rękodzieła w Polsce i Emilia była zdecydowana wziąć w nich udział. Była teraz przedsiębiorcą. Naprawdę dobrze jej szło. Miała zatrudnioną jedną z kobiet z jej wsi do pomocy. Dla kobiety z małymi dziećmi, to była niesamowita okazja pracować z domu. 

Na targi miała jechać właśnie z Otylią, jednak ta musiała zostać w domu. Jej córki przyniosły z podwórka szkarlatynę. Nie mogła nieporadnego męża, który do tego lubi zaglądać do kieliszka, zostawić na cały weekend z chorymi dziećmi. Gdyby były zdrowe, teściowa by ich przypilnowała. Ale sama była leciwa i nie mogli ryzykować, że się zarazi. Więc Emilia wybrała się sama. 

Uwielbiała te atmosferę targów i ożywionych ludzi. Na codzień otacza ją spokój i cisza. Tu, było dokładnie odwrotnie. Po godzinie trzynastej, postanowiła na chwilę zamknąć stoisko i zrobić sobie przerwę na lunch i toaletę. Rozglądała się ciekawie po stoiskach innych rękodzielników i podziwiała ich żmudną pracę. Jedno zwłaszcza przykuło jej uwagę. Można by je spokojnie nazwać kocim stoiskiem. Wszystko tu przedstawiało koty. Ręcznie szyte pluszaki, słodkie i zabawne. Koszulki i spódniczki. Zabawki jak i cudowna kolekcja grafik. Jednak najbardziej podobały się Emilii koty z masy solnej. Miały skrzydła jak anioły i były prześliczne. Catradise. Cudna nazwa. 

  • Coś pani wpadło w oko? - usłyszała naglę nad sobą. Kobieta była naprawdę wysoka. Bardzo szczupła a jej ciemne włosy spływały z pięknie uczesanego boba na policzki. 
  • Tak, tamten anielski kot jest przecudny. Mogę go prosić? Jego postawa i to spojrzenia. No i skrzydła. Piękny. A do tego uwielbiam kociaki.
  • Ja też - uśmiechnęła się szeroko. Tak szeroko, że Emilia sama uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Miała cudny uśmiech. Piękny, czarujący.
  • Dziękuje - powiedziała, przyjmując opakowanego w papier anielskiego kota - Będę mogła go postawić w salonie. Innych kotów niestety nie możemy. Najstarszy syn ma alergię i musieliśmy oddać nasze kociaki.
  • Ja mam dwanaście. Niezła z nas rodzinka!
  • O tak. Dwanaście kociąt. Muszą cię naprawdę inspirować, skoro tworzysz takie piękne rzeczy.
  • Bardzo. Każdego dnia, mam tysiące pomysłów. Moje dłonie, aż rwą się do pracy.
  • Masz piękne dłonie - powiedziała Emilia szczerze, nie myśląc za wiele. Naprawdę tak uważała. Dłonie kobiety były gładkie, z długimi, delikatnymi palcami. 
  • Och, dziękuje - jakby się zarumieniła - jestem Dominika.
  • Hej, miło cię poznać. Właśnie szłam coś zjeść. Nie chcę zbyt długo zostawiać stoiska zamkniętego, więc muszę po mału zmykać. Powodzenia z kociakami.
  • Dziękuje! Jakbyś chciała pójść w fajne kocie miejsce, to możemy się wybrać na kolacje po osiemnastej. Co ty nia to?
  • Jasne. Bardzo chętnie! - rozpromieniła się, ciesząc się, że tego wieczoru nie spędzi sama.

Zjadła na szybko hamburgera i popiła go Bubble Tea. Nagle czas zaczął inaczej płynąć. Ona sama czuła się jakoś inaczej. Klienci ustawiali się do stoiska w kolejce. Nawiązała wiele interesujących współpracy i odesłała mnóstwo ludzi na swoją stronę internetową. Czuła się jak w bajce. Gdy rozmawiała z Radkiem tuż przed zamknięciem, był zdziwiony jej entuzjazmem. 

  • Kochanie, aż przyjemnie się ciebie słucha. Nie masz pojęcia jak się cieszę, że robisz coś, co sprawa ci radość.
  • Uwielbiam być w domu, razem z moimi chłopakami. Wiesz przecież! To tylko taka fajna odskocznia.
  • Baw się dobrze i wracaj do nas bezpiecznie. Co będziesz dzisiaj porabiać? Pewnie jesteś padnięta. 
  • Chyba pójdę na kolację z jedną koleżanką po fachu. Poznałyśmy się parę godzin temu. Chyba mam w sobie jeszcze trochę energii.
  • Kocham cię, napisz tylko jak będziesz w hotelu, żebym się nie martwił. Okej?
  • Jasne, napisze. Kocham cię.

Skoczyła szybko do toalety i próbowała ocenić swój stan. Potargane włosy rozczesała szybko grzebieniem. Były suche i wszędzie świeciły się siwe pasemka. Radek mówił, że je lubi i nie farbowała włosów, ale sama nie była do końca przekonana. Miała na sobie lniany garnitur o kolorze suchej ziemi. Wyglądała w nim przyzwoicie pomimo solidnej budowy ciała. Nigdy nie była drobna. Pogodziła się z tym i nie przeżywała zbytnio swojego wyglądu. Tylko dzisiaj jakoś tak poczuła, że mogłaby ciut bardziej o siebie zadbać. Stać było ją na odrobinę więcej wysiłku.

Spędziły cudowny wieczor. Spacerowały po ulicach tego wielkiego miasta, ramie w ramie podziwiając uroki tak innego miejsca niż to, w którym spędzała większość swoich dni. Zjadły po kanapce i wypiły kawę w klubokawiarni z masą kotów. Jeden wgramolił się jej na kolana, gdy próbowała prowadzić inteligentną rozmowę jednocześnie jedząc swoją kanapkę. Nie wiedziała czemu, ale czuła się lekko zestresowana a może trochę poddenerwowana.

Dominika opowiadała jej o swoich kotach i o swojej pracy. Kiedyś studiowała psychologię, ale rzuciła to w połowie trzeciego roku, gdyż nie miała czasu zajmować się tym, co kochała najbardziej.

  • Nie ma sensu robić coś, co nie daje ci tego dreszczyku, nie sądzisz?
  • Może. A nie myślisz, że z czasem wszystko staje się codziennością i ten dreszczyk znika? - odpowiedziała ostrożnie Emilia.
  • Eee, chyba nie. Moja mama powtarzała, że zawsze gdy na mnie patrzy, czuje motyle w brzuchu. Byłam jej największą pasją. Ja i tysiące innych dzieciaków.  Była cudownym nauczycielem.
  • No tak, ale z dzieciakami to chyba jest inaczej. Motyle w brzuchu i podniecenie to domena młodych. Dojrzali ludzie inaczej patrzą na świat.
  • Rozumiem, że to ty jesteś ta dojrzała, której wszystko spowszedniało? Coś mi się nie wydaje, nie wyglądasz na taką. W twoich pracach widać pasję w najczystszej postaci. Gdy mówisz o dzieciach, świecą ci się oczy. Jesteś kobietą pełną pasji.
  • Hmmm, skoro tak mówisz. Nigdy tak siebie nie postrzegałam. Mam stabilne życie. Stabilną rodzine.
  • Jezu! Za dużo tej stabilności w tym wszystkim. A może sama sobie to wmawiasz? Ludzie z pasją, jak kochają, to jakby wpadali do oceanu na główkę. Bez zająknięcia i z uśmiechem na ustach. Całą sobą zanurzasz się w tym co czujesz.
  • Na taką wyglądam?
  • Tak. Twój mąż jest wielkim szczęściarzem.

Nagle zabrakło jej słów. Co ma odpowiedzieć na takie stwierdzenie? Czy jej małżeństwo był jak skok do oceanu? Czy kochała całą sobą? Dzieci na pewno, ale Radka?

  • Nad czym tak się zastanawiasz? - zapytała Dominika, wpatrując się w nią ciekawie.
  • Nie wiem, jakoś tak.

Po tym zmieniły temat i skupiły się na trudach prowadzenia biznesu i istnienia w mediach społecznościowych. Dominka to nawet lubiła, Emilia robiła to z przymusu. Gdy zrobiło się późno, Dominka odprowadziła ją do hotelu, gdyż sama mieszkała całkiem niedaleko. Jak się okazało, była Warszawianką z krwi i kości.

  • Dziękuje za ten wieczór. Gdyby nie ty, spędziłabym go samotnie w pokoju hotelowym.
  • Coś mi się wydaje, że też nie miałabyś nic przeciwko temu. Lubisz swoje towarzystwo? 
  • Tak, muszę przyznać, że tak. 
  • A moje? - zapytała a jej głos nagle opadł o dwie noty. Jej spojrzenie stało się bardziej intensywne. Zrobiła krok do przodu jakby, jakby chciała Emilię pocałować.
  • Tak, dziękuje, miło się rozmawiało. Czas wypocząć - odpowiedziała, wytrącona z rowonwagi. Odsunęła się bardziej niż to było konieczne. Dominika chciała ją pocałować a ona w tej chwili czuła tak cholernie wiele, że niewiedziała jak to wszystko nazwać. Ale przede wszystkim, poczuła jak ciężki jest jej żołądek i jak nogi się pod nią uginały. Chciała patrzeć na Dominikę i tonąć w niej.

O… mój…boże…

Uciekła do swojego pokoju. Z walącym sercem zamknęła za sobą drzwi i od razu napisała do męża. A potem zobaczyła nieodczytaną wiadomość od Dominiki.


Wiem, że ty też to poczułaś. 

Coś między nami zaiskrzyło. 


Zaiskrzyło? Nie, nie, nie. Definitywnie nie! Co ona sobie wyobraża!? Jest sympatyczna ale chyba jednak nic je nie łączy. Nie powinna się przyjaźnić z lesbijką. Nie powinna, przecież jest mężatką. Co by o niej pomyśleli? Co by Radek pomyślał?!

Emilka myślała tysiąc rzeczy naraz. Jej myśli dosłownie szalały, jak opętane. Nie chciała tego do siebie dopuścić, tej myśli, że pierwszy raz w życiu poczuła to, na co tak czekała mając te naście lat, na tamtej pielgrzymce.

Nie mogła usnąć. Czuła się ohydnie. Jakby zrobiła coś okropnego i teraz zjadały ją jej własne emocje. Jak Raskolinkow. Tylko od tyłu. Jeszcze nic nie zrobiła, a czuła się tak fatalnie jakby zabiła 101 dalmatyńczyków i ze cztery staruszki. Razem z ich kotami.

Kolejnego dnia ledwo stawiła się na targach. Rozłożyła stanowisko i resztę swojej biżuterii. Nie myślała, że tak wiele się sprzeda. Ta inwestycja naprawdę się opłaciła. Jednak nie mogła zrozumieć tej swojej huśtawki nastroju. Zamknęła na chwile, żeby poleciec do toalety. Wypiła zdecydowanie za dużo kaw i teraz ciągle jej się chciało siusiu. W toalecie wpadła na Dominikę.

  • Wszystko, okej? - zapytała Emilię, zmartwionym głosem.
  • Tak, tak. Tylko zalatana.
  • Słuchaj. Nie chciałam cię wystraszyć ani nic. Przepraszam, jeśli cie zniesmaczyłam. Nie pierwszy raz by mi się to przydarzyło. Tylko byłam pewna, że coś między nami iskrzy. Może po prostu obie mamy te pasję do tworzenia, może to mnie tak w tobie urzeka.
  • Tak, może. Musisz zrozumieć. Ja mam męża i troje dzieci. Za chwilę obchodzę dziesiątą rocznicę ślubu.
  • I jesteś niesamowitą kobietą pełną pasji, chyba że myślisz o swoim mężu. Mówisz o nim jak o najlepszym przyjacielu.
  • Bo nim jest.
  • A kochankiem? Jest też twoim kochankiem - pyta, całkowicie bezpośrednio, wpatrując się w twarz Emilki.
  • To zbyt osobiste. Nie powinnaś o to pytać.
  • Kochasz go, ale nie jesteś w nim zakochana - naciska, jej spojrzenie ciężkie od wszystkich emocji jakie między nami przepływają - nie znam cię, wiem, że nie. Widzę, jednak jak się męczysz. Chcesz być dobrą osobą, chcesz wszystkich uszczęśliwiać. Ciężko pracujesz i wmawiasz sobie, że to wystarczy. A gdzie w tym pasja?
  • Pasja? Nie wszystkich stać na pasję.
  • Ciebie tak. Jest w twoim rękodziele. Tylko braki ci odwagi, by była w twoim życiu.

Wybiegła z hali wystawowej tak szybko, jak się dało. Przedarła się przez tłum, przez kolejki ludzi ustawionych w nierównych liniach. Unikała przeszkód na swojej drodze ale przynajmniej dwa razy wpadła w jakiś śmietnik i prawie skręciła sobie kostkę schodząc z chodnika. Te przeklęte krawężniki! Są zabójcze! 

Jej kondycja nie była zbyt dobra. Mogła pracować godzinami w ogrodzie czy domu. Ale to nie to samo, co bieganie. Najpierw zwolniła, całkiem już zdyszana, a po chwili zaczęła iść, oddychając ciężko. Musiała usiąść, wypić coś. Po dłuższej chwili zabaczyła szyld. Cinema Café. Miejsce wyglądało uroczo. Ceglany budynek, wysokie sufity i te łuki w oknach! Postanowiła wejść. Wnętrze było znacznie większe, niż wydawało się z zewnątrz. Mimo to, było przytulne i inteligentnie rozplanowane. Na ścianach wysiały ręcznie namalowane wersje plakatów filmowych. Wiele z nich znała i podziwiała. Usiadła w wygodnym, butelkowo-zielonym foteliku i odetchnęła. Serce dalej jej waliło. 

Ktoś powitał ją w kawiarni i podał menu. Gapiła się w nie bezmyślnie przez dłuższą chwile i rozmyślała nad wszystkim, co czuła. Co się z nią właściwie działo?! Wspominała wydarzenia z ostatniej godziny i kręciło jej się w głowie.

  • Czy mogę przyjąć zamówienie? - usłyszała po chwili, co całkowicie wytrąciło ją z jej myśli.
  • A gdzie w tym pasja? Czy we wszystkim w życiu musi być cholerna pasja? - wspominała usłyszane niedawno słowa. Niechcąco wypowiedziała je na głos.
  • Myślę, że to powinna być nasza złota zasada numer jeden, proszę pani. Tego powinni w szkołach uczyć - odpowiedziała jej kobieta, stojąca przed nią jakby ta zadała zupełnie zwyczajne pytanie.
  • Słucham? - Emilia nie do końca wiedziała, o co tej kobiecie chodzi.
  • Pytała pani o pasję.
  • Powiedziałam to na głos, przepraszam - zaczęła się tłumaczyć.
  • Nic się nie stało. Czasami są takie chwile w życiu, kiedy człowiek wszystko kwestionuje. Ma się wszystkiego dosyć, codzienność przytłacza. Tylko ciągle praca i obowiązki i ograniczenia. Więc ja się pytam, ja to przetrwać bez pasji? Jak można przetrwać życie, pomimo tych przeszkód i utrudnień, jeśli nie będziesz pasjonatem życia? Po co żyć w takim razie? Czy to nie to jest naszym celem? Kochać, czuć pasję i wdzięczność. Bez tego nie ma nic. My nie istniejemy.
  • Może. Możliwe, że ma pani rację - przyznała, jakby niechętnie.
  • Zaraz do pani wrócę. Proszę mi dać sekundkę.

Całkowicie skonsternowana, wpatrywała się w te kobietę, jakby była conajmniej istotą nie z tej Ziemi. Rozmyślała nad swoją sytuacją, nad tym co czuła i zastanawiała się czy jest w stanie wrócić do domu i żyć dalej, jakby nic nic nie zmieniło…?


  • Jestem Letycja - powiedziała kobieta, siadając z powrotem na przeciwko niej.
  • Emilia - opowiedziała, patrząc na nią z rozdziawioną gębą.
  • Powiem ci kochana, że masz wypisany na twarzy dylemat, taki z natury końca świata. Ja żyłam po obu stronach i wiem, że życie, w którym nie kochasz całą sobą, to nie życie tylko egzystencja. Marna egzystencja. I możesz okłamywać siebie i ludzi wokół, że jest okej. Koniec końców, i tak wszyscy wiedzą, że nie jest okej. Z miłości przechodzicie w nienawiści w mgnieniu oka. Poświęcasz się, żeby wszyscy byli szczęśliwi i w rezultacie, nikt nie jest szczęśliwy. Ani ty, ani nikt wokół ciebie - powiedziała kobieta, która przedstawiła się jako Letycja. Miała ciepłą, okrągłą twarz, piękne rude włosy i okrągłe okulary na nosie w czarnych oprawkach.
  • Tyle lat budowałam to, gdzie jestem i mam to wszystko rzucić, bo mnie mój mąż nie podnieca? - wyrzuciła z siebie, z tak ogromnym żalem do całego świata, że czuła. Sekundy dzieliły ją od łez. Od złości po żal, smutek. Czuła to wszystko bardzo intensywnie.
  • Ja myślę, że ty wiesz jaka jest odpowiedź na to pytanie. Myślę, że nawet wiesz, co powinnaś zrobić i co jest najlepsze nie tylko dla twojej rodziny, ale i dla ciebie samej. Dlatego to tak boli i dlatego jesteś taka poruszona.
  • Nie wierzę, że gadam z obcą kobietą o swoim życiu - przyznała cichutko, jakby dla samej siebie.
  • Chyba czasem łatwiej się wygadać komuś obcemu niż komuś bliskiemu. Otworzyć serce nie jest łatwo. Cokolwiek ukarzesz, nie da się tego cofnąć. W prawdziwym życiu na wszystko masz jedną szansę. Nie możesz wypróbować czegoś, żeby zobaczyć jak ludzie zareagują. 
  • Wiem, ja to wszystko wiem. Tylko nie dam rady się z tym zmierzyć.
  • Niestety życie nie pyta czy damy sobie radę czy nie. Choć lubię wierzyć, że przytrafiają nam się tylko takie trudności, z którymi jesteśmy sobie w stanie poradzić.
  • Tak myślisz?
  • W to chce wierzyć - odpowiedziała patrząc jej w oczy Letycja.

Zjadła najpyszniejsze kruche ciasto z masą jabłkową i popiła to cytrynową lemoniadą. Gdy wyszła, czuła się odrobinę lepiej. Obiecała sobie zrobić coś dla tej kobiety o nietypowym imieniu w ramach podziękowania. Może kolczyki z kamieniami koloru kanap w kawiarni?

Gdy wieczorem pakowała stoisko, czuła się słaba i wyczerpana. Musiała mimo to zebrać się na odwagę, by przed wyjazdem porozmawiać z Dominiką. Szukała jej dość długo, obawiając się, że jest za późno. Odważyła się nawet zadzwonić. Dominika nie odebrała. 

Była już gotowa do odjazdu. Upewniła się, że bagażnik jest zamknięty, napisała do Radka, że wyrusza do domu i już chciała wsiadać i odjeżdżać, z duszącym ją w sercu żalem, kiedy podniosła wzrok i ją zobaczyła. Kręcili się jeszcze jacyś ludzie ale od razu ją zauważyła. Jej piękne włosy, błyszczały w zachodzącym słońcu. Szła prosto w jej kierunku.

  • Dzwoniłaś - powiedziała sucho, gdy stanęły naprzeciwko siebie.
  • Tak. Chciałam przeprosić i pożegnać się. Masz rację - przerwała, wzięła głęboki wdech i wydusiła z siebie prawdę - Tyle co się poznałyśmy ale ja też poczułam coś, czego chyba nie czułam nigdy wcześniej. Wpadłaś mi w oko od pierwszego spojrzenia. Nie myślałam, że jestem w stanie coś takiego poczuć.
  • Coś takiego czyli co? - zapytała zalotnie a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
  • Pożądanie - odpowiedziała szczerze, czując jak głos jej się trzęsie. Jej puls przyśpieszył. Rumieniec oblał jej policzki. Poczuła ciepło w miejscach, które dotąd były zimne i sztywne.

Patrzyły na siebie chwilę, nie odrywając od siebie oczu. W powietrzu czuć było to napięcie między nimi, ten prąd przepływający po dwóch ciałach, które właśnie się odkryły. Dominika pochyliła się i przywarła swoimi usta i do ust Emilii. Ta nie miała już w sobie dość siły, by się odsunąć, by zaprzeczyć temu, co czuje.

Niewiele pocałunków się pamięta a te, które pamiętamy, często wcale nie dlatego, że są spektakularne. Jak ten ich pierwszy z Radkiem. Zapamiętała go dlatego, że przeraziło ją uczucie pustki, które wtedy poczuła. Nie potrafiłaby odróżnić pocałunku od grzecznościowego pomachania dłonią na do widzenia. Teraz, kiedy poczuła ciepło warg Dominiki, a po chwili jej smak i to ciepło, poczuła się jak w niebie. Taniec ich języków, stał się jedyną rzeczą, które istniała w tamtym momencie. Zasmakowała jej i to była najpyszniejsza i najcudowniejsza rzecz na świecie. Poczuła wszystko na raz. Jakby ktoś wypełnił jej wnętrze kwiatami, bujnymi i wonnymi, jak w pierwszych dniach lata.

Nie wiedziała czy trwało to chwile czy całą wieczność. Gdy powróciła do rzeczywistości, trzymała w ramionach te obcą kobietę, która pokazała jej fajerwerki, o których marzyła od tak dawna. I znienawidziła ją za to. Po chwili jej już nie było. Zwyczajnie uciekła. Nie potrafiła stawić jej czoła. Ani jej, ani swoim emocjom, a już tym bardziej temu, kim była.

Wróciła do domu i wróciła do swojej roli idealnej matki i idealnej żony. Każdego dnia coraz głębiej w siebie spychała prawdziwe uczucia. Nie pozwoliła sobie nawet wspominać tamtego dnia i tamtego pocałunku. Postanowiła udawać. Każdy inny scenariusz nie wchodził w grę. Nie była dość odważna, by przełamać jakikolwiek stereotyp. Bała się, że straci dzieci z tego czy innego powodu, a tego by nie zniosła. Mogła żyć bez pożądania. Nie mogła jednak żyć, bez swoich dzieci. 

Kolczyki dla Letycji były ostatnią biżuterią, jaką zrobiła. Wmawiała sobie, że dla niej jest już za późno, ale jakby faktycznie dane jej było odkryć siebie wcześniej, może nie byłaby teraz w takiej kropce. Może. A może nic by to nie dało. Tak czy siak, przebranżowiła się. Zaczęła robić to, co jej mąż. Najmniej kreatywne i najmniej pasjonujące zajęcie na świecie. Przestała się zastanawiać nad tym, co jest z nią nie tak, czy może ze światem było coś nie tak. Nie miało to znaczenia. Przestała tak naprawdę żyć. Egzystowała. Bo na nic więcej nie było jej stać.


To chyba pierwsze opowiadanie, które nie ma szczęśliwego zakończenia, z tych które opublikowałam. Długo myślałam nad tym, czy zmienić to zakończenie, czy zostawić takim, jakie było. Prawda i proprawdziwe emocje w moich słowach zawsze były tym, czego się trzymałam więc i teraz tak zostało. Tę opowieść usłyszałam dość dawno i kobieta, które mi ją opowiedziała, żałowała tego, jak potoczyło się jej życie. Niestety, ale duszone emocje sprawiły, że stała się zimna i rzadko okazywała emocje. Gdy dzieciaki wyfrunęły z domu, rzadko wracały w odwiedziny. Drugi raz postąpiła by zupełnie inaczej. Tego była pewna.


Jak powtarzała Brene Brown w swoich książkach, nie da się postawić ściany i blokować tylko to, co potencjalnie nas zrani. Jak stawiasz mur, to nic przez niego nie przeniknie. Ani złe, ani dobre.


Czy z takiej sytuacji nie ma wyjścia? Głęboko wierzę, że odkrywamy siebie cale życie i nieustająco się zmieniamy. Podążanie za utartymi schematami daje często poczucie bezpieczeństwa i tej złudnej stabilizacji. Czy jest to aż tak ważne, by czuć się stabilnie w swoim życiu? Watpię. Jedyne co może dać nam wsparcie życiowe i utrzymać nas przy zdrowych zmysłach to umiejetność adaptacji i akceptacja zmian.


Złości nas wiele rzeczy. Niektórzy chcieliby, żeby nic się nie zmieniało. Żeby dzieci nie dorastały, żeby dobre chwile się nie kończyły, żeby lato było wieczne. To niemożliwe, gdyż jedyną pewną rzeczą w życiu jest zmiana.


A pasja i pożądanie? Czy one naprawdę są tak istotne? O tak. Bez nich nigdy nie poczujemy, że naprawdę żyjemy. 


Trudno zmierzyć się z emocjami. Jeszcze trudniej przyznać się, że odstajemy. Że jesteśmy inni. Boimy się konsekwencji. Boimy się odrzucenia. Że zostaniemy sami. Wiem coś na ten temat.

Udawanie nie uchroni nas przed bólem. Wręcz przeciwnie. Zmieni nasze życie w bolesne kłamstwo. Odwaga jest niezbędna, by podążać za sercem, ale każdy z nas ma prawo do miłości. Nie wierze w ograniczenia ani konserwatywne podejście do związków. Masz prawo kochać kogo chcesz i nie ma w tym nic złego. 


A poświęcenie się dla dzieci? Czy ja poważnie sugeruje, że Emilia powinna ujawnić się przed rodziną, że jest lesbijką? Wystawić się na hańbę i odrzucenia? Owszem, ale to każdego indywidualna decyzja! Ja mówię za siebie. Bo cóż dostała Emilia za to poświęcenie? Życie pełne strachu, wstydu i żalu. Naprawdę nie warto. Walczymy o siebie, o własne emocje, o prawo do szczęścia.

Walczmy i miejmy odwagę być sobą. 


Jeśli chcesz przeczytać pozostałe opowiadania, Alfabet kobiecości możesz zakupić na Allegro za 14,99 :)


Komentarze