332 Seria fortunnych nieprzypadków Odcinek 13

  



- Cierpienie nie jest twoim przeznaczeniem, więc przestań się w nim taplać - skrzyczała mnie Renia, gdy tydzień później siedziałyśmy przy filiżance herbaty w jej salonie.

Na kominku płonął ogień, w tle słyszałam tak znaną mi już melodię. Renia uwielbiała Cztery pory roku tak bardzo, że ta płyta leciała w kółko, a ja rozpoznawałam poszczególne nuty. Pierwszy raz w życiu słyszałam muzykę z gramofonu właśnie tutaj. Byłam pewna, że ma ciut inne brzmienie. Takie bliższe duszy.

- Nie taplam się. Nie mogę nic poradzić na to, że się martwię. Mama prawie się do mnie nie odzywa. Mam stracha powiedzieć jej o wyjeździe, którym też się strasznie przejmuje.

- A co tu do przejmowania!? Jedziesz i robisz swoje. Przecież lubisz to, co robisz! - upiera się Renia.

- Reniu, taka już jestem. Rozmyślanie i roztrząsanie mam we krwi - bronię się, całkiem bliska łez.

- Kochana - zaczyna, odwracając się w moją stronę. Jej oczy są ciepłe, dojrzałe - od godziny słucham twoich ale i może i może nie. Wiem, że się boisz. Naprawę. I głupia byś była, jakbyś się nie bała. Nie możesz jednak pozwolić, żeby cię to paraliżowało. Wszystko jest w twojej głowie. Wszystkie te doświadczenia, które sprawiły, że tak ciężko ci spojrzeć pozytywniej na życie. To tylko myśli. Wspomnienia to tylko obrazy w twojej głowie. Nie istnieją poza twoją głową. Musisz znaleźć w sobie siłę, żeby skupić na się czymś innym, żeby nie dawać im energii, bo to…

- Na czym skupiam myśli jest obecne w moim życiu. Wiem, wiem. Tyle razy mi to powtarzałaś.

- No więc? - pyta, a ja całkiem nie wiem, o co jej chodzi.

- No więc, co?

- Na czym skupiasz swoje myśli? Co gości pod tą twoją bujną grzywą najczęściej?

- Szczerze? Ostatnio jestem taka zalatana, że czasami nie myślę o niczym. Zliczam wydatki i przychody, myślę o klientkach, o tym, co słyszałam w radiu…- zastanawiam się chwilę. O mamie też sporo myślę, jeśli mam być szczera. Nigdy nie lubiłam jak się na mnie gniewała. Tata zawsze mnie przytulał i wspierał dobrym słowem. Mama nigdy nie była specjalnie wylewna i chyba zawsze czułam potrzebę właśnie jej akceptacji, żeby zasłużyć na jej bliskość, którą dawała mi tylko wtedy, gdy była ze mnie zadowolona - o mamie, myślę sporo o mamie. O tym, żeby nie zawieść, nie ponieść porażki, bo wtedy będzie zawiedziona.

- To twoje życie Tosiu. Nie możesz ciągle myśleć o innych. Drobna doza samolubności jest wskazana. Tylko ty będziesz ze sobą całe życie. Tylko i wyłącznie ty.

- Chciałabym mieć tę pewność siebie, którą ma Dorian. Cokolwiek robi, robi to z pełnym przekonaniem.

- Uczył się tego latami. Nie myśl, że mu było łatwiej. Obserwowałam go i martwiłam się. Chciałam go wspierać i czasem nie wiedziałam jak. Bezradność jest okropna. Czasem jednak wystarczy być, wysłuchać, wesprzeć obecnością. Nie zawsze słowa są najlepszą radą.

- A co jeszcze może nią być? - pytam, bo nie mogę sobie wyobrazić czyjejś rady, nie wyrażonej słowami.

- Wszystko. Drogowskaz, spojrzenie, gest. Cokolwiek, co pomoże ci wejść na odpowiednią drogę. Drogę w przyszłość, a ta jest tym, co sobie wyobrazisz. Więc na tym się skup, twórz to, co ma być. Odłóż wspomnienia, których już nie zmienisz. Buduj to, co jeszcze możesz zbudować.

Myślę chwilę nad tym, co mi powiedziała i patrzę badawczo na jej twarz. Lubię na nią patrzeć. Jest taka ciepła i delikatna. Popijam łyk herbaty i biorę głęboki oddech. Dam radę. Dam radę!

- Uwielbiam sobie z tobą tak tu dywagować, ale czy ty czasem nie masz jazd za jakieś pięć minut?

- O kurczę! To już ta godzina? - pytam, patrząc na zegarek na mojej ręce. Prezent od taty na dwudzieste pierwsze urodziny. Klasyczny, srebrny, prosty i elegancki.

- No zmykaj, zmykaj. Dobrze, że umówiłaś się z nim tutaj. Przyjemnej lekcji. Przyda się kolejny kierowca. Moje Mini ledwo co wyjeżdża z garażu.

- Ty masz auto? Nigdy nie widziałam, żebyś gdzieś jechała - zagaduje, zdziwiona, zbierając w pośpiechu swoje rzeczy.

- Nie lubię jeździć. Już jakiś czas. Kiedyś przepadałam za tym. Teraz wolę być pasażerem niż kierowcom.

Całuje ją w policzek na pożegnanie i już mnie nie ma. Mój instruktor już czeka. Witam się szybko i wsiadam za kierownicę. Przygotowuje auto do jazdy, zapinam pasy i ruszam. Ja to chyba jednak polubię to jeżdżenie.

Następny dzień jest szalony. Musiałam wstać już po piątej żeby o siódmej przyjąć klientkę, która miała jakieś ważne spotkanie i chciała wyglądać na nim świetnie. Zaraz potem trzy dziewczyny na warkocze bokserskie. Tańczą w zespole i pojutrze mają ważny występ. Chyba w jakiś zawodach. Nadawały jak katarynka i na parę godzin przeniosłam się w świat szkolnych rozterek i problemów. Nie kwestionowałam znaczenia i siły ich trosk. Dobrze pamiętałam, że problemy w tym wieku mają jakby potrójną siłę przyszpilania cię do gleby, więc nawet było mi ich trochę żal. Nie chciałabym już nigdy być nastolatką.

Na koniec miałam dwóch panów z bujnymi brodami, które wymagały naprawdę dużo zachodu. Najbliższy Barber był w Warszawie, więc wprowadzenie tych usług do ofert wydawało się trafione w punkt. Skończyłam po dziewiętnastej i już chciałam zamykać, gdy drzwi zakładu się otwarły i stanął w nich ktoś, kogo wcale się nie spodziewałam.

- Hej - powiedział, uśmiechając się do mnie lekko. Nic się nie zmienił. Dalej był wysokim, smukłym facetem z okrągłymi policzkami. Szczerze powiedziawszy, nie miałam pojęcia co mi się w nim wcześniej podobało. Dziś wcale nie wydawał mi się atrakcyjny. Raczej nudny i pospolity.

- Co tu robisz?

- Czemu zaraz tak ostro? Pisałem, ale nie odpowiedziałaś.

- Nie myślisz, że była to sugestia, że nie chce z tobą rozmawiać? - nie miałam ochoty z nim rozmawiać, ani go widzieć. Skrzywdził mnie, okłamał i nie widziałam dla nas jakiejkolwiek możliwości relacji. Więc po co tu był?

- Nie mogę się nawet u ciebie ściąć?

- Nie możesz. Mam pełen grafik - powiedziałam oschło.

- Słuchaj odpuść już, co? Przecież nic ci nie zrobiłem. Czemu zadzierasz nosa? Myślisz, że co? Teraz masz swój zakład to jesteś lepsza niż ja?

- Wcale tak nie myślę, Jędrzej. Zwyczajnie nie mam ochoty mieć z tobą nic do czynienia.

- Czemu tu jesteś? Maszynka ci się w domu popsuła? Zawsze powtarzałeś, że fryzjerzy tylko zdzierają kasę za 5 minut roboty. Co, może laska cię rzuciła i pomyślałeś, że ja dalej czekam na ciebie z otwartymi ramiona jak jakaś naiwna cizia?

- Może nie z otwartymi ramionami, ale przecież było nam dobrze, co nie?- pyta nieśmiało, a ja nie mogę w to uwierzyć. Naprawdę przyszedł, bo szuka pocieszenia. Czy ja naprawdę byłam kiedyś tak naiwna?

- Spadaj. Chcę, żebyś wyszedł. Teraz! - wskazuje mi ręką drzwi. Serce mi wali. Jezu jaka ja byłam głupia. Byłam z nim tak długo, a on nie dość, że mnie zdradzał, to miał mnie za zapatrzoną w niego debilkę.

- Dobra, już dobra. Nie wiem co cię ugryzło. Spadam. Mogę tylko skorzystać z kibla?

- Masz trzy minuty - powiedziałam, bo co niby miałam zrobić?

Nic mi nie powiedział tylko ruszył w stronę, którą mi wskazałam ręką. Chciałam, żeby już zniknął. Jego obecność sprawiała, ze czułam się bardzo niekomfortowo. Wydawało mi się, że zniknął tam na całe wieki. Będę musiała jutro dokładnie umyć toaletę po nim. Skończyłam zamiatać, ścignęłam fartuch i powiesiłam go na haku na ścianie. Już myślałam, że wyszedł niepostrzeżenie, bo było tak cicho, kiedy chwycił mnie od tyłu, mocno, boleśnie.

- Jędrzej, zostaw mnie! - krzyknęłam, czując jak robi mi się niedobrze.

- Co ty taka niedotykalska. Kiedyś byłaś chętna na każde moje skinienie.

- A ty mnie zdradziłeś i zostawiłeś dla jakieś lafiryndy z Internetu - krzyczałam, próbując się wyrwać.

- Bo byłaś za łatwa. Chłopy nie lubią jak laska jest za łatwa. Teraz za to wyglądasz i pachniesz smakowicie.

- Nie chcę cię, słyszysz?! - krzyczałam.

- Oj tam, zaraz nie chcę. Każda dziewczyna chce. Pindrzycie się całymi dniami a potem niby mówicie, że nie chcecie. Co za bzdura.

Trzymał mnie mocno przywartą do niego plecami. Jedną ręką chwycił mnie boleśnie za pierś. Czułam jak jego męskość się boleśnie we mnie wbija. Pomyślałam, że mnie zaraz zgwałci. I zrobiło mi się słabo. Czułam jak uginają się pode mną nogi. A już było tak dobrze. Zaczęło się układać, zaczęło być naprawdę super. On wszystko teraz zepsuje. Bo było zbyt dobrze, by to było prawdziwe. Przynajmniej dla mnie. Nie zasługuje na to…

I jak tylko to pomyślałam, poczułam wściekłość. Nie na niego. Na siebie. Nie mogę tak myśleć. Czułam jak próbuje podwinąć moją dzianinową sukienkę w górę. Tak niewiele mu zostało, by mieć do mnie łatwy dostęp. A ja poczułam w sobie spokój.

- Jędrzej, przestań. Nie musisz tego robić tak na siłę. Masz rację. Tęskniłam za tobą. Masz rację.

Zatrzymał się. Zwątpił. Poczułam jak jego uścisk się zwalnia. Powoli odwróciłam się w jego stronę. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnął się szeroko, jak dziecko w wigilijny wieczór, czekając na prezenty. Potem opadłam przed nim na kolana i zaczęłam rozpinać mu pasek. Pachniał sikami. Odepchnęłam tę myśl na bok, żeby nie zwymiotować. Jak tylko miałam go w ustach i poczułam jak jego ciało się rozluźnia, ugryzłam tak mocno, jak tylko mogłam.

- Ty kurwo - zawył przeraźliwie głośno, chwytając się za krocze. Ja jednak nie czekałam na dalszy rozwój wypadków. Wzięłam klucze i telefon z biurka, gdzie czekały uszykowane i pędem wybiegłam z zakładu. Szybko zamknęłam za sobą drzwi i wykręciłam numer ratunkowy.

Nie wróciłam do domu tej nocy. Nie chciałam niczego tłumaczyć rodzicom. Nie dzisiaj. Pojechałam do Reni. Popłakałam, wypiłam dwa kieliszki wina i zasnęłam. Nie chcę być już ofiarą. Zasługuje na to, by być szczęśliwą. Chyba wreszcie to do mnie dotarło.

Policja zapytała mnie czy chcę wnieść oskarżenie. Jego też o to zapytali, co przyprawiło mnie o salwę śmiechu. Nic nie odgryzłam. Ale było mu tak głupio, że tylko pokiwał głową. Obiecał, że już się do mnie nie zbliży. Niech spróbuje. Nie dam z siebie już zrobić ofiary. Nigdy więcej. 

Komentarze