329 Miasta pełne romansu - POZNAŃ

 


Ula nienawidziła tej okolicy. Wysokie, szare bloki nie wpasowują się do żadnego krajobrazu. Są smutne cały rok, na okrągło. Otoczenie straszy śmietnikami, teraz obudowanymi z każdej strony, zardzewiałymi trzepakami i tragicznym zagospodarowaniem terenu.

Wychowała się tu. Między tymi blokami spędziła swoje dzieciństwo. Nie było złe. Nie było nawet jakieś smutne. Dobrze im się razem mieszkało, tylko ona i ojciec. Tylko wolała tu nie wracać. Żeby tylko ojciec się zgodził przeprowadzić do niej. Uparty starzec powtarzał, że starych drzew się nie przesadza. 

Jej dwupoziomowy apartament, w nowoczesnym budynku mu nie odpowiadał, choć był tam tylko raz. Jeden jedyny. Ojciec upierał się, że jest samodzielny i nie potrzebuje jej opieki. Tylko reumatyzm mu ostatnio bardzo doskwierał i nie wychodził po zakupy. Więc chcąc nie chcąc, musiała wyjechać na chwilę z firmy, żeby przywieść mu zakupy i zobaczyć jak się ma.

Odebrała wcześniej zamówione zakupy i ledwo przedarła się przez korek. To nie była dobra godzina na podróżowanie. Sfrustrowana, zaparkowała pod tak znajomym jej blokiem. Przez tyle lat tak niewiele się tu zmieniło. Pośpiesznie chwyciła torby z zakupami i ruszyła do klatki. Mogła zamówić zakupy z dostawą, ale czuła wtedy cholerne wyrzuty sumienia. 

Kochała swojego ojca. Poświęcił dla niej wszystko. Każdy grosz odkładał, żeby zapewnić jej najlepszą edukacje. W wakacje wysyłał ją na kursy i obozy, żeby poznała świat. Tak naprawdę zawdzięczała mu tak wiele. Nie mogła więc zastąpić troski kasą, której teraz jej nie brakowało. 

- Tato! Jestem! - zawołała otwierając zacinające się drzwi, które skrzypnęły wymownie. 

- W kuchni, kochanie - zawołał radosnym tonem - właśnie zaparzam kawę.

Mieszkanie było niewielkie, ale wygodne i ciepłe. Generalny remont, który przeprowadziła parę lat temu sprawił, że to miejsce było nawet okej. Tylko tych cholernych drzwi nie pozwolił wymienić, żeby nie odstawać od sąsiadów. 

- Co cię widzę, jesteś coraz chudsza - powiedział z wyrzutem patrząc na nią - może dla odmiany zrób sobie zakupy. 

- Bardzo zabawne, ojcze. Jem normalnie, nie masz o co się martwić. A zakupów nie muszę robić, bo mam opłacony catering. Nie mam czasu gotować. 

- Ach, tam. Wy młodzi nigdy nie macie czasu. Kiedyś to wszystko było prostsze. 

- Tak, tak. Za kawę dziękuje. Ostatnio po twojej kawie nie mogłam usnąć. Tak długo mnie trzymała - przyjrzała się ojcu uważnie. Wyglądał naprawdę dobrze, więc trochę się uspokoiła.

- Bo to jest prawdziwa kawa a nie te wasze starbaki w papierowych kubkach - zaśmiał się głośno.

- Kocham cię tato, przyjadę pojutrze. Muszę lecieć, za godzinę mam telekonferencję z Chicago. 

- Przyjdź na obiad. Na 15. Zrobię plyndze ze śmietaną. 

- Zobaczę, okej? No to pa, lecę - ucałowała ojca i wybiegła z mieszkania.

Wbiegła do windy w ostatniej chwili. Odetchnęła głęboko. Każdy dzień był taki - wszystko w biegu. U ojca rozpakowywała zakupy nawet bez ściągania płaszcza. Gdy dotrze do biura, pewnie z niego nie wyjdzie przed wieczorem. Nie narzekała, o nie. Uwielbiała swoją pracę. Czasem tylko marzyła o chwili spokoju. Jej myśli uciekły do spotkania, które ją czekało. W tej chwili winda stanęła i drzwi się rozsunęły.

Nie lubiła tych wind. Były zawodne i zawsze nieładnie pachniały. Facet, który wszedł, wyglądał bardzo podejrzanie. Narzucony na głowę kaptur. Nieogolona buzia. Ciemne ciuchy i glany na stopach. Widać było, że ma ładną sylwetkę ale nie był to zdecydowanie facet w jej typie. Nawet słowa nie powiedział wchodząc do windy. Odwrócił się do niej plecami, wcisnął guzik i winda ruszyła. Nie minęło dziesięć sekund a stanęła ponownie. Tylko tym razem nic się nie wydarzyło. Nie otwarły się drzwi. Nikt nie wszedł a mimo to, winda dalej stała.

Nieznajomy gwałtownie przycisnął jakieś przyciski na panelu windy. Bez rezultatu. A potem zgasło światło. 

- Kurwa - syknął gościu pod nosem. 

- No z tym to się akurat z panem zgodzę.

Minęła minuta, dwie. Nic się nie działo. Ula poczuła jak żołądek się jej ściska ze stresu. Nie lubiła jak coś się wymykało spod jej kontroli. 

- Ma pani może telefon? Gdzieś tu jest numer alarmowy a mój się właśnie rozładował - usłyszała głos faceta, którego obecność coraz bardziej odczuwała koło siebie. W tej ciemności jego głos brzmiał bardzo dźwięcznie. Bardzo męsko. 

- Tak, tak oczywiście - odpowiedziała i zaczęła szukać telefonu w torebce. 

Najpierw spokojnie. Po chwili bardziej nerwowo. A potem sobie przypomniała i wszystko stało się jasne. Spojrzała na swój zegarek i jej obawy się potwierdziły. Na okrągłym ekranie widniał symbol bluetooth przekreślony jedną kreską. Disconnected. Rozłączony.

- Kurwa - wyrwało się jej. 

- To już ustaliliśmy - usłyszała jego głos w ciemności. 

- Zostawiłam telefon w aucie. Płaciłam nim pod Auchan, jak odbierałam zakupy i musiałam włożyć go obok torebki, zamiast do środka. Co teraz? - zapytała bezradnie rozkładając ręce.

- Teraz to czekamy - westchnął i zaczął wydawać jakieś dziwne dźwięki. Jakby szuranie. 

- Co pan robi? - zapytała niepewnie. Winda była naprawdę niewielka i choć się nie dotykali, czuła jak powietrze się ruszyło wokół nich. 

- Usiadłem. Chwilę tu zostaniemy - oznajmił. Był spokojny i opanowany. Jakby ta sytuacja nie zrobiła na nim wrażenia. 

- Chwilę, to znaczy ile? 

- Ciężko powiedzieć. Ktoś się musi skapnąć, że winda nie działa. Zgasło światło więc to pewnie awaria prądu. Kumpel ostatnio siedział dwie godziny. 

- Dwie godziny?! - wykrzyknęła z rozpaczą - na pewno jest coś, co możemy zrobić. 

- Co niby? Mechanizm nie działa. Nie mamy telefonów. Morze się pani ewentualnie nadrzeć, żeby ktoś usłyszał - powiedział, z wyraźną nutką rozbawienia w głosie. 

- Mam krzyczeć? 

- Nic innego nie przychodzi mi do głowy.

Było jej strasznie głupio, tak po prostu ma krzyczeć? Ale co innego mogła zrobić? Powinna już być w drodze do firmy. Więc przemogła się i zaczęła krzyczeć. 

- Pomocy! Pomocy!

Krzyczenie na dłuższą metę okazało się bardzo męczące. Po chwili przestała. Było jej gorąco i źle.

- Ja pierdole, no! - wyrzuciła siebie, na znak poddania. 

- Odpuść sobie. I tak nic nie zdziałasz.

Ula nie lubiła nikogo słuchać. W sumie to jedyną osobą, którą jeszcze czasem słuchała był jej ojciec. Ale miała dosyć stania. Stanie w szpilkach było średnio wygodne. Wymacała ścianę i powoli osunęła się na podłogę. Na pewno była brudna i zniszczy jej kremowy płaszcz, ale w tej chwili, miała to gdzieś. Gdy jej pupa dotknęła ziemni poczuła, że siedzi tuż obok tego faceta. I niechcąco kopnęła go w coś prostując nogi. 

- Auuu! Co ty masz na nogach? Noże? Dźgnęłaś mnie prosto w łydkę - powiedział z niezadowoleniem w głosie. 

- Szpilki. Markowe, więc jak przypuszczam, to mogło być dość bolesne - wytłumaczyła, bez cienia przykrości w głosie. 

- Było - odpowiedział, a ona przypuszczała, że próbował rozmasować sobie bolące miejsce. Niby się nie dotykali, ale czuła każdy jego ruch.

Nie zamierzała przepraszać. Nic nie zamierzała. Chciała to przeczekać i po prostu stąd wyjść. 

Mijały minuty, a oni siedzieli w ciszy. Ale nie takiej kompletnej. Co jakiś czas gdzieś coś przeskoczyło, tąpnęło, ruszyło się. Nie podobało się to Uli. Facet, który siedział tak blisko niej, też jej się nie podobał.

Chociaż, teraz gdy siedziała tuż obok, poczuła jego zapach i wcale nie był nieprzyjemny. Była przekonana, że będzie śmierdział potem, albo chociaż fajkami. A on naprawdę ładnie pachniał. Czymś świeżym i męskim. Nie była pewna czy to perfumy czy woda po goleniu czy szampon czy cokolwiek innego. Ku jej zaskoczeniu, ten zapach był bardzo przyjemny.

Na ten moment, był to jedyny pozytyw tej sytuacji i skupiła na nim myśli. 

- Tak będziemy w ciszy siedzieć cały czas? - odezwał się w pewnej chwili, przerywając ich milczenie.

- A co? Mam pan ochotę na pogawędkę? 

- Czas by szybciej zleciał. A tak ciągnie się niemiłosiernie. 

- Nie wiem o czym mielibyśmy rozmawiać. Nie znam pana. Może o podłodze, która jest tak brudna, że się lepi? Zniszczę sobie płaszcz. 

- Paniusia jakoś to przeżyje - zaśmiał się dość wrednie. 

- Tylko nie paniusia. Pana impertynencja jest porażająca. 

- Tylko taki komentarz, nic więcej. Jestem Paweł - powiedział.

- Ula - powiedziała trochę z łaską. Nie była pewna czy ma ochotę z nim gadać. Tylko bardzo już chciała stąd wyjść. Może faktycznie czas szybciej zleci jak czymś się zajmą. 

- No więc, czym się zajmujesz, Ula? - zapytał. 

- Czyli co, teraz będzie przesłuchanie? - zapytała, przerażona jego bezpośrednim tonem. 

- Ja pierdziele, to tylko pytanie. Nie chcesz gadać, to nie gadaj. Wszystko mi jedno.

I zaczął cicho nucić. Naprawdę zaczął nucić. Znała skądś tę melodie ale nie bardzo wiedziała skąd. Można powiedzieć, że miał ucho i głos pewnie też dobry. Może był muzykiem?

- Co to za melodia? 

- Nie znasz bankowo, więc nie ma znaczenia. 

- Jezu, ale pan obrażalski, co? Nie chciałam odpowiedzieć na twoje pytanie więc teraz ty jesteś wredny? 

- Nie jestem wredny. Stwierdzam fakt. 

- Ja sobie chcesz - odpowiedziała i dodała po chwili - Nie lubię mówić o swojej pracy obcym, bo to wprowadza złą atmosferę. Kobiety mi zazdroszczą a faceci czują się zagrożeni. 

- Ja na pewno nie będę ci niczego zazdrościć. Z tym poczuciem zagrożenia to też wątpię. 

- A ty co robisz? 

- Ja? - zamyślił się chwilę - jestem wuefistą w ogólniaku. 

- Poważnie? Jesteś nauczycielem? 

- Czemu cię tak to dziwi? 

- Nie wyglądasz na nauczyciela. 

- Widziałaś mnie ledwo przez ile, dwie minuty? Max. I twierdzisz, że na coś nie wyglądam? To na kogo wyglądam? 

- Na kogoś niebezpiecznego - wyrwało jej się szczerze, zanim zdążyła się powstrzymać. 

- Jestem niebezpieczny. Ale nie dla ciebie. Chyba, że kibicujesz Legii. 

- Co proszę? - nie wiedziała o co mu chodzi.

- Jesteś stąd? 

- Tak. Mój ojciec tu mieszka. Tu się wychowałam - powiedziała, a potem ugryzła się w język. Czy to było mądre tak się zwierzać? 

- A chodzisz na piłkę? 

- Czasem. Mamy spotkania na loży, na stadionie

- Poważnie? 

- Tak. Czemu to cię tak dziwi? 

- Nie wyglądasz mi na fankę piłki. Chociaż tych z loży kibicami chyba nazwać ciężko. - A ty jesteś kibicem? 

- Całe życie. Piłka to moje całe życie. 

- Nie udało ci się zostać piłkarzem więc teraz uczysz młodzież jak kopać? 

- Nie. Nigdy nie chciałem grać zawodowo. Z uczenia nie ma wielkiej bejmy ale lubię swoją pracę. 

- Poważnie? A gdzie uczysz? 

- Na Piątkowie. A ty mi wreszcie powiesz, czym się zajmujesz? 

- Mam swoją firmę. 

- A więc jesteś szefową - powiedział i znowu bardziej usłyszała niż zobaczyła jego uśmiech. 

Jej oczy przywykły już do ciemności na tyle, że potrafiła rozróżnić kształt jego ciała wśród mroku windy. 

- Tak. 

- Duża ta firma? - dopytywał nieznajomy.

- Tak - odpowiedziała zgodnie z prawdą.

- Wygadana jesteś, to ci trzeba przyznać. 

- Zatrudniam ponad 200 osób. Moja firma działa w branży eCommerce. Zajmuje się też networkingiem. Mój pierwszy biznes został unicornem. 

- Szczerze? To ja kurwa nie rozumiem co ty do mnie powiedziałaś. Tak po polsku mogę? 

- Buduje firmy od podstaw. Czasem je sprzedaje. Współpracuje z innymi na rynku, szukam dziur i je zapełniam. eCommerce to handel elektroniczny.

- Brzmi poważnie. Mężatka? 

- Nie. A ty? 

- Ja też nie mam męża - odpowiedział, znów śmiejąc się. 

- Zabawny jesteś, co? 

- Zależy - odpowiedział krótko.

- Żona, dziewczyna? 

- Nie. Nie jestem typem do stałych związków. 

- Latasz z kwiatka na kwiatek, jak to mówią? 

- Mam za dużo na głowie, żeby się angażować w cokolwiek ponad to. 

- A co ty masz takiego na głowie? 

- Taka bizneswoman jak ty może nie zrozumieć problemów zwykłego poznaniaka. 

- Pamiętaj, że się tu wychowałam. Opowiedz mi o twoich uczniach.

- O moich uczniach? Niezła zmiana tematu. No okej. To w większości dobre dzieciaki. Wcześniej pracowałem w branżówce i bywało różnie. Dużo wynosi chujowy przykład z domu. Jak ojciec chleje a matka się puszcza, ciężko, żeby ich dziecko zostało w przyszłości inżynierem. 

- Moja mama była alkoholiczką. Spowodowała wypadek jak miałam pięć lat - powiedziała, nawet nie wiedząc czemu się tym z nim podzieliła. 

- Chujowo. Mój ojciec też pił. Potem siedział jakiś czas. Teraz jest czysty i pracuje na platformie wiertniczej. Fuksło mu się. Dzięki temu mogłem zaocznie skończyć studia. 

- Mój tata też jest nauczycielem, ale historii. Poświęcił wszystko, żebym ja mogła się uczyć. Jak inwestowałam w pierwszą firmę, wziął kredyt pod zastaw tego mieszkania. 

- Szacun. Bałaś się? 

- Tak. Cholernie. Ale wiedziałam, że jestem bystra. Istniało ryzyko. Zawsze istnieje. Ale bez ryzyka nie da się zarobić. 

- Czyli oboje lubimy ryzyko. 

- Dużo masz tego ryzyka w ogólniaku? 

- Wiesz, to nie jedyna rzecz, którą się zajmuje - powiedział takim dziwnym głosem - sama mówiłaś, że wydaję się niebezpieczny. 

Czy on z nią flirtował?? 

- No to czym jeszcze? Zaciekawiłeś mnie. 

- I tak się pewnie nie spotkamy, co nie? Należę do grupy kiboli Kolejorza. 

- Czekaj, jesteś tym co zakłada na meczu kominiarkę i podpala race? - wybuchła niekontrolowanym  śmiechem.

 - Czasem. Nie wiem, co w tym takiego śmiesznego.

Po prostu mnie zaskoczyłeś. Nie boisz się, że cię kiedyś wsadzą? -zapytała już poważnie.

- Bez ryzyka, nie ma zabawy. 

- A poza tym, poza sportem, co cię kręci? 

- Jedzenie. 

- Poważnie? - wykrzyknęła, zaskoczona - jesteś pełen niespodzianek.

 - Czemu to cię tak dziwi? 

- Ale lubisz jeść czy gotować? 

- I to, i to.

W windzie było dość ciepło. Nie wiedziała czy ogólnie jest tu ciepło czy to Paweł jest źródłem tego ciepła. Odetchnęła głęboko wdychając jego zapach. 

- Czy ty mnie właśnie obwąchałaś? 

- Nie. Po prostu głęboko odetchnęłam. 

- Pochyliłaś się w moją stronę i dałbym sobie rękę uciąć, że mnie obwąchiwałaś. 

- Szkoda ręki. 

- Lecisz na mnie? - zapytał wprost. 

- Chłopie, ja ledwo cię znam. Nawet nie wiem dokładnie jak wyglądasz. Nie przyjrzałam się. Więc nie schlebiaj sobie. Po prostu w tym chujowym miejscu i w tej chujowej sytuacji, chociaż ładnie pachniesz. 

- Ładnie pachnę? 

- No tak. Zazwyczaj faceci twojego pokroju pachną potem, alkoholem albo fajkami. A ty nie śmierdzisz, wręcz pachniesz. 

- Faceci mojego pokroju czyli jacy? Strasznie stereotypowo patrzysz na świat, mówił ci to ktoś?

- Może trochę. Tylko faceci w czarnej bluzie z kapturem na głowie i glanach to mi się tak kojarzą ala typ spod ciemnej gwiazdy. 

- Dziecinko, ta bluza to Fred Perry. Kosztowała pięć stówek i to na promce. 

- A no, jak tak to wszystko jasne.

Milczeli chwilę ale im dłużej tam byli, cisza stawała się coraz bardziej nie doniesienia. Do tego była już ścierpnięta. Siedziała tak bez zmiany pozycji już dłuższą chwilę. Chciała się podnieść, wyprostować i niechcąco dotknęła jego ciepłej dłoni. Pośpiesznie cofnęła rękę. Niezręczne milczenie było zbyt uciążliwe. Tym razem to ona przerwała milczenie. 

- Gdzie nauczyłeś się gotować? 

- Sam, w domu. Matka pracowała na dwa etaty. Mam młodsze rodzeństwo a obiady na stołówce były niejadalne. Więc się nauczyłem. Sąsiadka pożyczyła mi jakieś książki kucharskie. 

- I co umiesz zrobić? 

- Wszystko. Umiem zrobić schabowego ale krewetki też zrobię. 

- Uwielbiam owoce morza. 

- A ty gotujesz? - zapytał ją.

- Nie. Nie umiem wcale gotować. Mam wielką kuchnię ale jeszcze w niej nic nie gotowałam. W mojej lodowce są same napoje. A w spiżarce mam orzechy i wino. 

- To jak długo tam mieszkasz? 

- 3 lata. 

- 3 lata i nie używałaś swojej kuchni? 

- Jakoś nie. 

- Nawet jajecznicy? 

- Nie. Nawet jajecznicy. 

- A jak się żywisz w takim razie? 

- Catering. Dostaje codziennie odpowiednie porcje. Nie muszę o niczym myśleć. Tylko odgrzewam i cyk. 

- Nie cierpię odgrzewanego jedzenia. Nie brzydnie ci to? 

- Jakoś nie myślę o tym. Jedzenie to tylko pokarm dla ciała. Makro się zgadza więc o czym tu myśleć. 

- A gdzie delektowanie się? Smakowanie? 

- Czasem jadam w restauracji. 

- Nie rozumiem cię. Nie umiałbym tak żyć. 

- Jak już wspomniałam, nie myślę o tym za wiele. 

- To co ci sprawia frajdę? Czy cały czas jesteś taka sztywna? 

- Nie jestem sztywna! Wypraszam sobie. 

- Możesz sobie wypraszać. Nie jesteś sztywniarą, to mi udowodnij - rzucił jej wyzwanie. 

- Mam prawo jazdy kategorii A i motocykl Suzuki GSX-R125 w garażu - Ula odpowiedziała z lekką dumą w głosie po chwili namysłu. 

- Ty? Panna co pobrudzi sobie płaszczyk w brudnej windzie, ty masz motocykl? 

- A co? Nie można? 

- Chyba nie chce mi się wierzyć. 

- Pokazałabym ci zdjęcie ale nie mam telefonu - powiedziała trochę się stresując. Teraz zdała sobie sprawę, że nie ma telefonu od ponad godziny. Nie odwołała spotkania. Co sobie pomyślą? 

- Co ciebie skłoniło do zrobienia prawka? Jakiś chłoptaś? - dopytywał Paweł.

- Poniekąd. Jacek Frankowski. Na trzecim roku. Wszystko przez niego. Dogryzał mi na studiach. Chciałam utrzeć mu nosa. I spodobało mi się. Mimo, że początki były trudne. 

- Wyobrażam sobie - zaśmiał się. 

- To co? Dalej jestem sztywniara? 

- Może. Trochę na pewno. Poukładana pani prezes nie może nie być sztywniarą. Zamiast do kina chodzisz pewnie do opery a pizze jesz widelcem. 

- Nie lubię pizzy. A od opery wolę teatr.

- Jak to nie lubisz pizzy? Wszyscy lubią pizzę! - z wrażenia obrócił się w jej stronę. Nie widziała dokładnie jego buzi ale dosłownie czuła jego wzrok na sobie. 

- Nie lubię. 

- Pewnie nie próbowałaś porządnej tylko jakieś z tych pięciogwiazdkowych restauracji - prychnął pod nosem. 

- Owszem, próbowałam. Na studiach odgrzewana pizza z sieciówki była tanim obiadem. Jadłam nawet taką włoską w knajpce, w Rzymie. I żadna mi nie smakowała. 

- Dziwna jesteś. To najlepsze comfort food na świecie. 

- Nie dla mnie. Żadne jedzenie nie jest dla mnie jakoś specjalnie znaczące. Chociaż jakbym miała już coś wybrać, to lubię burgery. Rzadko jadam, ale lubię. Popite Budweiserem potrafią być nawet okej. 

- Nawet okej? Ja pierdziele. Kobieto , nie wiesz co mówisz. 

- Myślisz, że nas szukają? - Ula zapytała, nagle zupełnie poważna. 

- Mam nadzieję. Pewnie dostanie mi się opierdziel od dyrka. Za chwilę zaczyna się lekcja, na której mnie nie będzie. 

- A co ty tu właściwie robisz? Odwiedzasz kochankę?

Zaśmiał się. Miał naprawdę ładny śmiech. Nienachalny, męski, przyjemny. Ula poczuła jak się poprawia w swoim miejscu. Powietrze zawirowało. Jego noga znalazła się tuż obok jej i tak ją zostawił, nie odsunął się. Poczuła się dziwnie. Jakby jakieś napięcie budowało się w jej żołądku. Ta ciemność. Jego zapach. Byli zamknięci w tym ciasnym pomieszczeniu. Nie mieli nawet pojęcia kiedy stąd wyjdą. To wszystko sprawiało, że całkowicie wbrew sobie, poczuła pożądanie. Nie pamięta kiedy ostatnio coś takiego poczuła.

- Nie odwiedzałem kochanki - powiedział, bardzo cicho, prawie szeptem.

Chciała coś odpowiedzieć. Cokolwiek, żeby przełamać to napięcie, tą cholerną ciszę. Ale nie wiedziała co. On chyba czuł to samo. Nie siedział już bez ruchu. Co chwilę zginał i prostował nogę, te która jej nie dotykała. I wtedy zaczął się do niej przysuwać. Coś upadło. Coś zgrzytnęło. Powietrze znów zawirowało. I poczuła jego dłoń na swojej i jego tors tuż przy swoim. Jego ciepły oddech lekko pachnący miętą. Czy on ją zamierzał pocałować?! 

- Halo! Jest tam ktoś w tej windzie? - ich ciszę zagłuszyło donośne wołanie gdzieś nad nimi - winda zaraz ruszy, proszę się nie denerwować.

Paweł wyprostował się i oparł z powrotem o ścianę windy. Słyszała jego przyśpieszony oddech. Słyszała swój przyśpieszony oddech. 

Wróciło światło. Oślepiona jego intensywnością, próbowała osłonić oczy ręką. Winda ruszyła ciągnąc jej żołądek ze sobą w dół. Poczuła mdłości. Ale już chwilę później drzwi windy się otwarły i mogli wreszcie stąd wysiąść.

Spojrzała w górę. Zobaczyła, że Paweł stoi nad nią z wyciągniętą dłonią. Chciał pomóc jej wstać. Patrzył na nią intensywnie. Jego oczy już przyzwyczaiły się do światła. Były niebieskie i takie piękne. Miał bardzo przystojną twarz pomimo blizny na lewym policzku. Można było spokojnie powiedzieć, że niezłe z niego ciacho. Podała mu dłoń i stanęła na nogi. Niepewnie. Całe ciało ją bolało od siedzenia na twardej i niewygodnej podłodze. Trzymał jej dłoń. Jego była ciepła i lekko szorstka w dotyku.

- Wygląda na to, że jesteśmy wolni - powiedział, patrząc na nią.

- Tak, na to wygląda.

I wtedy puścił ją, odwrócił się i już go nie było. Zrobiła parę niepewnych kroków. Winda zmuszała ją do podjęcia decyzji. Drzwi chciały się zamknąć a ona stała na progu. Rozejrzała się po pomieszczeniu.

Było naprawdę małe. Nie do wiary, że siedzieli tu koło siebie, w ciemności ponad dwie godziny. Zobaczyła na podłodze czarny prostokąt. Pewnie jego telefon. Podniosła go i wyszła z tego okropnego miejsca. Tylko co ona ma z nim teraz zrobić? Wyszła na zewnątrz, żeby odetchnąć świeżym powietrzem. Rozejrzała się wokoło. Nigdzie go nie było. Wsunęła więc telefon do torebki. Wyjęła kartkę z notesu i zapisała piórem swój numer telefonu oraz informacje o znalezionym telefonie. Potem pośpiesznie ruszyła do auta.

Świat się nie zawalił przez te dwie godzin gdy była odcięta od komunikacji. Chociaż jej telefon pękał w szwach od nowych powiadomień. Postanowiła napisać tylko krótką wiadomość do swojej sekretarki, resztą zajmie się na miejscu. Włączyła cicho muzykę. Jej playlista zaczynała się od Claude'a Debussy.

Wyciszyła się. Odprężyła. A gdy wróciła do firmy, była już gotowa do działania.

Nie mogła usnąć tej nocy. Przewracała się w łóżku dobre dwie godziny nim sen wreszcie ją pochłonął. Miała przed oczami jego oczy. I cały czas czuła jego zapach. Pomimo gorącego prysznica, cały czas czuła jego zapach, jakby wsiąkł w jej skórę.

Obudziła się o wschodzie słońca. Wskoczyła od razu na bieżnię słuchając Metallica'i, żeby zagłuszyć natrętne myśli. Za oknem rozkwitała wiosna. Nieśpiesznie. Delikatnie. Drzewa miały już zielone pączki a krzewy niewielkie listka. Rozglądała się przez okno bezmyślnie, gdy jej wzrok stanął na pizzerii na przeciwko. Nigdy tam nie jadła. Knajpka była dość duża i sporo ludzi tam chodziło.

Pomyślała o Pawle. Wyobraziła go sobie w swojej kuchni, jak robi dla niej pizzę. Jego męskie ręce zagniatające cisto. 

- Ja pierdole, no! - wykrzyknęła na głos, schodząc z urządzenia. Była cała zgrzana, spocona.

Zazwyczaj nie miała takiego tempa. Ale czuła w sobie jakąś zabutelkowaną frustrację, która nie chciała z niej wypłynąć. Rozdzwonił się jej telefon. Nieczęsto dzwonił. Mało kto go miał. Firmowe sprawy przechodziły przez jej sekretarkę.

- Halo - powiedziała, odbierając telefon. 

- Znalazłem ogłoszenie o znalezionym telefonie. Chyba mi wypadł wczoraj w windzie - usłyszała jego głos. Dokładnie taki, jakim go zapamiętała. A zapamiętała go bardzo dobrze.

- Tak. Tak myślę, że to twój.

- Ula?

- Tak, to ja. Musiał ci wypaść. Czekałam chwilę, myśląc, że wrócisz, ale się nie zjawiłeś a ja nie chciałam go tam po prostu zostawić. 

- Mogę… mogę go odebrać? 

- Jasne. Jestem jeszcze w domu. Pasuje ci teraz? 

- Tak. Zaczynem lekcje dopiero w południe. Wyślesz mi adres na ten numer? 

- Okej. Jasne.

- Dzięki - i się rozłączył.

To nie było mądre. Podawać mu swój adres. Powinni się spotkać na mieście. Przecież mógł okazać się kimś okrutnym. Mógł ją okraść, zabić. Jednak ona wcale o tym nie myślała. Nie bała się go. Teraz zastanawiała się tylko nad tym, ile miała czasu? Daleko był? 

Wzięła szybki prysznic i ubrała się. Materiałowe spodnie przed kostkę, czarne i delikatne w dotyku. Oversizowy, nakrapiany sweter. Lekki makijaż. Perły. 

Kochała perły. Pierwsze dostała od ojca na osiemnastkę. Po mamie. Po babci. Były w rodzinie od dawna. Gdy szła do kuchni zrobić sobie kawę, usłyszała dźwięk domofonu.

Otwarła i poczekała przy drzwiach. Gdy usłyszała kroki za drzwiami, otworzyła je. Jej żołądek był jakiś dziwny, ciało napięte. Czy ona się denerwowała? 

- Hej - Paweł stał w drzwiach, wyprostowany, z poważną miną. Był podobnie ubrany, tylko zamiast glanów miał brązowawe addidasy i rozpinaną bluzę bez kaptura. Zauważyła symbol firmy, o której wspomniał. Widać wierny jednej marce. 

- Hej, wejdź - uchyliła drzwi, by go wpuścić - właśnie robiłam sobie kawę. Napijesz się? 

- Spoko - odpowiedział cicho, mijając ją. 

- Jaką pijesz? 

- Z mlekiem. Słodką. 

- Okej - przytaknęła i ruszyła do kuchni.

Stanęła do niego tyłem, by zrobić kawę. Wcisnęła odpowiedni guzik przy ekspresie i podstawiła filiżankę. On usadowił się na stołku, przy wyspie kuchennej. 

- Niezła chata. Sama tu mieszkasz? 

- Tak. Sama.

- I to jest ta kuchnia, co w niej tylko kawę robisz. 

- Tak - odpowiedziała, podając mu filiżankę z kawą.

Unikała jego oczu. Coś jej mówiło, że to powinno być ich ostatnie spotkanie. Nie mogła się w nic wplątać. Nie z kimś tak zupełnie różnym, z innego świata. Jednak kiedy podniosła wzrok, biorąc łyk swojej czarnej kawy i ich spojrzenia się spotkały, czuła jak ją do niego ciągnie. 

- Straszne marnotrawstwo - skomentował, popijając swój napój - Ale okolica przyjemna. 

- Tak, owszem.

Obserwowała go jak się rozgląda, jak pije kawę. Miło się na niego patrzyło. Miał bardzo ładną buzię i wydawał się taki, hmm, jaki? Sympatyczny? Nie potrafiła znaleźć słowa. A jednak nie mógł być. Przecież wspomniał, że jest niebezpieczny. Jeśli jest tym, kim mówi, że jest, to mógł być bardzo niebezpieczny. Ten światek nie był miły. A już na pewno nie był bezpieczny.

Sięgnęła pod ladę i podeszła do niego z telefonem w ręce. 

- Twój telefon. 

- Dzięki.

Wziął od niej telefon i wsadził go do kieszeni dżinsów. A potem położył jej rękę w tali i przyciągnął do siebie wpatrując się w nią tym swoim poważnym, pełnym pożądania spojrzeniem.

Chciał jej. Czuła to. 

- Nie jestem jakiś zbokiem. Jak nie chcesz to wystarczy, że powiesz i zniknę stąd w mgnieniu oka - szepnął w jej usta. Był tak blisko niej.

Nic nie odpowiedziała. Sprawdziła go wczoraj. W wolnej chwili między jednym i drugim spotkaniem, włamała się do komputera jego szkoły. Znała jego dane, adres, wiek. Było nawet całkiem przyjemne zdjęcie. Na Facebooku ich szkoły było ich nawet więcej. Z treningów szkolnych. Z lekcji, z jakiś zawodów. Był cholernie fotogeniczny. Czuła, że jej nie skrzywdzi. Zamiast cokolwiek odpowiedzieć przycisnęła swoje usta do jego. Były pełne, ciepłe i takie gładkie w dotyku.

Zareagował natychmiast. Oddał pocałunek i pogłębił go. Gdy poczuła jego język na swoim, jęknęła. Nie mogła się powstrzymać. Minęło tak dużo czasu odkąd ostatni raz z kimś spała. I nigdy nie czuła tego, co teraz.

Przyległ do niej a jego ręce zaczęły błądzić, by po chwili jednym ruchem ściągnąć jej sweter.

Spojrzał na nią, a potem poczuła jego usta na swoich piersiach. Jezu, jak on potrafił całować. 

- Sypialnia? - wyszeptał.

- Te drzwi na lewo. Moje lewo - odpowiedziała, jej oddech był urywany, nie poznawała go.

Zwinnym ruchem podniósł ją do góry a ona oplotła go nogami wokół pasa. Całował ją z taką namiętnością. Pachniał nawet lepiej niż wczoraj. Świeżością i czymś jeszcze. Pachniał czystym seksem.

Jej łóżko było szerokie, przykryte delikatną kołdrą. Pościele kosztowały niemały majątek a on posadził ją na brzegu i sprawnym ruchem ściągnął wszystko z łóżka. Następnie położył ją delikatnie i całując jej ciało, zszedł niżej, między jej nogi. Rozpiął i ściągnął z niej spodnie, potem majtki, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Jakby chciał się upewnić, co czuje w każdym momencie. Czy jej emocje były tak oczywiste, wymalowane wręcz na jej twarzy?

Nikt nigdy jej tak nie całował. Nie tam. Nie w ten sposób. Objął ustami jej łechtaczkę i zaczął lizać. Przeciągał nieśpiesznie językiem po jej wrażliwym ciele, jakby ją smakował. Jakby była czymś najpyszniejszym. Potem poczuła jak jego język w nią wchodzi i miała wrażenie, że eksploduje. Poruszał nim tak wprawnie, jakby dokładnie wiedział gdzie i jak dotknąć, by doprowadzić ją do szaleństwa. Nie wstydziła się swoich reakcji. Jęczała głośno gdy dochodziła, zaciskając nogi po obu stronach jego głowy.

Nie dał jej wytchnienia. Stanął przed nią i sam siebie rozebrał a ona patrzyła, wciąż głodna jego dotyku. Miał piękne ciało. Gdzieniegdzie dostrzegła drobne blizny. Dodawały mu tylko uroku. Jego ciało było twarde, umięśnione. Lekko opalone. Jego członek sterczał, gotowy do działania. Był idealny. 

Położył się na niej i rozchylił jej nogi. Zaczął ją całować, jego ręce przyciskały jej nogi do jego ciała. A gdy w nią szedł, krzyknęła. Nie z bólu. Z rozkoszy. Poruszał się szybko, wprawnie, napierając na nią całym ciałem. Byli tak blisko siebie, dociśnięci do siebie jak dwa kawałki jednego elementu. Nie przerywając swoich ruchów, uniósł jej jedną nogę i założył na swoje ramię. Całował jej stopę, lizał jej palce, jednocześnie wsuwając się w nią coraz głębiej i głębiej. Gdy poczuła, że dochodzi, wyrwała stopę i przyciągnęła go do siebie, blisko. I rozpadła się w jego ramionach, szczytując.

Miała wcześniej orgazmy. Ale nie takie. Nie w czasie stosunku. Zazwyczaj musiała udawać.

Czasami, pomagając sobie palcem, dochodziła szybko i delikatnie. Teraz, to uczucie wypełniło ją całą i całkowicie pozbawiło energii. Tylko, że on nie przestał. Odsunął twarz i wpatrywał się w nią, posuwając ją dalej. Mocniej i mocniej. Po chwilowym rozluźnieniu, poczuła jak znowu się spina, uczucie znów się w niej budowało. Pochylił się ku jej szyi, całując ją i liżąc przeciągle. A ona nie mogła się ruszyć. 

Leżała pod nim, całkowicie bierna. Jej dłonie wczepione w niego, jakby bała się go puścić. Uwielbiało to, że nic nie mówił. Nienawidziła jakiś głupich komentarzy czy sprośnej gadaniny. Milczenie było najbardziej podniecające. Czuła, że jest znów na krawędzi. 

On też. Jego nabrzmiały członek wydawał się większy z każdą chwilą i wypełniał ją całkowicie. Nie poczuła jego spermy w sobie gdy szczytował. Sama włożyła mu wcześniej prezerwatywę w dłoń. Ale ciepło, które poczuła i spazmy jego orgazmu, doprowadziły ją do ostatecznego upadku. Doszła, gdzieś w środku, w sobie. Odpłynęła całkowicie na moment zapominając o wszystkim. To było jak narkotyk. Próbowała raz. Jeden raz, z ciekawości. I było jej wtedy zajebiście. Nigdy więcej się na to nie odważyła. Ze strachu. Z rozsądku. Tylko, że to, co czuła teraz, było jeszcze lepsze. Jej własny narkotyk.

Leżeli koło siebie, w ciszy, oddychając szybko. Ona na boku, wpatrując się w niego. On na plecach, z przymkniętymi oczami. 

- Jak masz w południe zajęcia, to chyba musisz się pomału zbierać - powiedziała cicho, zerkając na budzik stojący przy łóżku. 

- Wyrzucasz mnie? - zapytał, z lekkim uśmiechem na ustach. 

- Bynajmniej, stwierdzam fakt. 

- Okej. Jasne, rozumiem. 

- Ale…hmmm…- zaczęła, tylko, że nie wiedziała jak ubrać w słowa to, co miała mu do powiedzenia. 

- Niech zgadnę, fajnie było ale zapomnij gdzie mieszkam? - nie wiedziała czy droczył się z nią, czy mówił poważnie. 

- W sumie to chciałam zapytać, czy możemy to kiedyś powtórzyć. Tak niezobowiązująco.

Usiadł, podpierając się na łokciach. Przechylił głowę w jej stronę i spojrzał na nią. Kosmyki ciemnych włosów opadły mu na oczy. Był cholernie seksowny. 

- Chcesz się jeszcze spotkać? 

- Tak. Jeśli ty chcesz. 

- Żadnych randek. Tylko… 

- Nie mam czasu na randkowanie. Ale na to mam - powiedziała kiwając głową na łóżko. Zaśmiał się i pochylił, by ją pocałować. 

- Wyjeżdżam jutro na wycieczkę z moją klasą. W niedzielę jedziemy na mecz wyjazdowy. W poniedziałek? Wieczorem? Może… może skorzystam z twojej dziewiczej kuchni i coś nam ugotuje? 

- Okej, brzmi nieźle.

Wstał, kompletnie nieskrępowany stając przed nią. Jego nagie ciało lśniło w promieniach wiosennego słońca. Nieśpiesznie wkładał na siebie ubranie. Widać było, że czuje się dobrze w swojej skórze. Był pewny siebie. Dobrze wiedział, że wygląda jak półbóg.

Odprowadziła go do drzwi, wcześniej okrywając ciało jedwabnym szlafrokiem. Chłodne kafelki cudownie chłodziły jej rozgrzane ciało. 

- Napisz mi listę zakupów, dosłownie wszystko co ci potrzebne, bo ja nawet przypraw nie mam w domu. 

- Dobrze. Do zobaczenia Ula - uśmiechnął się i wyszedł.

Gdy zniknął za drzwiami, uśmiechnęła się sama do siebie. Nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło. Po wypiciu kolejnej kawy, przygotowała się do wyjścia do pracy. Postanowiła wziąć motocykl. Wieki na nim nie jeździła. A pogoda była bardzo zachęcająca. Czuła się fantastycznie siedząc na nim i prując przez miasto. Pomimo kolejnego prysznica, wciąż czuła go na sobie, jego zapach i jego dotyk. Był uzależniający. Wiedziała, że to sygnał alarmowy. Że powinna przyznać mu rację, gdy zasugerował, że to była jednorazowa sprawa. Nie mogła jednak sobie tego odmówić. Zawszę się dziwiła tym, dla których seks był czymś wow. Nie czuła nigdy tego, co dziś. Tych emocji, tego napięcia. Teraz zrozumiała, o co w tym wszystkim chodziło.

Czekała na niego w poniedziałkowe popołudnie ubrana w bawełnianą, beżową sukienkę i sneakersy. Nie miała ochoty paradować po mieszkaniu w szpilkach. Zrobiła konkretne zakupy. Kupiła rozmaity alkohol, bo nie była pewna, co pije. Miała nadzieję, że nie przyjedzie autem. Była już cholernie podekscytowana tym, że tu przyjedzie, żeby się z nią pieprzyć. I żeby coś ugotować. Chociaż zawsze mogli zamówić sushi.

Otwarła mu drzwi a on stał tam, pochylony o framugę, w białym t-shircie i kurtce przewieszonej przez ramie.

- Pięknie wyglądasz - powiedział, wchodząc do środka.

Pocałował ją w policzek, delikatnie obejmując ją w tali. Nie miała doświadczenia w tych sprawach. Choć miała już trzydzieści cztery lata, nie była doświadczona ani w sprawach seksu, ani w sprawach facetów. 

Tylko raz była w stałym związku. Na stażu, w Londynie. Pierwszy miesiąc było nawet fajnie. Tylko jakoś tak ich drogi się rozjechały. Dużo pracowali. A potem ona wróciła do Poznania, do Polski. I samo się zakończyło. A teraz zaczęła sypiać z wuefistą z mrocznym sekretem, który był od niej młodszy i żył w zupełnie innym świecie. 

- Czego się napijesz? 

- A co oferujesz? - spojrzał na nią z uśmiechem na ustach. Miał takie cudowne dołeczki przy ustach. 

- Wszystko. 

- To potem, kochanie - zaśmiał się 

- Masz piwo? 

- Budweiser 'a? 

- Może być zwykły Lech. Byle schłodzony. 

- Jasne.

Podała mu piwo. Musnął palcami jej dłoń. Uśmiechnął się. Nie pomyślałaby, że on tak często się uśmiecha. Wydawał się taki poważny a w jego oczach jakby utonął smutek. Jednak przy niej, uśmiechał się cały czas.

Siedziała przy kuchennej wyspie i obserwowała jak robił im kolacje. Makaron z owocami morza. Nie mogła oderwać od niego oczu gdy oblizywał palce. Był tak cholernie zmysłowy. 

Rozmawiali o głupotach. O filmach jakie obejrzeli, książkach jakie przeczytali. O dziwo oboje mieli słabość do tych samych thrillerów.

Gdy skończyli jeść, wzięła go za rękę i zaprowadziła do sypialni. Myślała o tej chwili od ich ostatniego spotkania. Osunęła swoja sukienkę na ziemię, stając przed nim w nowej, koronkowej bieliźnie. Potem ściągnęła z niego obiema rękami koszulkę. Jego żebra były posiniaczone, lekko fioletowe.

- Skąd to - zapytała, głaszcząc delikatnie to miejsce. 

- Nic takiego. Zwykłe przepychanki po meczu. Nic, o czym chciałabyś słuchać. 

- Skąd wiesz? 

-Sama powiedziałaś, żyjemy w dwóch innych światach. 

- Nie w tej chwili. Teraz jesteśmy tu i teraz, razem.

I po chwili jego usta były już przyklejone do jej. Całował ją z taką pasją, z jaką nawet nie myślała, że ktoś mógłby ją całować. Nigdy nie czuła się pożądana. Ba, nigdy nawet nie czuła się piękną kobietą. A pod jego rękami, pod jego ustami, czuła wszystko. Uwielbiała gdy ją kochał, mocno, namiętnie, jakby jutra miało nie być. A potem się śmiali. Żartowali z byle czego.

Wiedziała, że to tylko na chwilę, że to nie będzie żadne love story, który zakończy się na ślubnym kobiercu. Póki trwało, chciała wszystko, co mógł jej zaoferować. 

Komentarze

  1. Super opowiadanie. Aż chciałoby się coś takiego samej przeżyć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz