319 Kocham to, co robię - Wywiad z Bogną Golec

Kocham to, co robię. Wywiad z Bogną Bubu Golec, makijażystką i modelką plus size.

Instagram Bogna Bubu Golec

 


Zdjęcia: Sara Czarna

Bogna Golec to kobieta zadaniowa, zdeterminowana i pewna siebie. Choć przeszła niejedno piekło i przerobiła niejedną traumę, przełamała się i zaczęła sięgać po to, czego pragnie. Jej głowa jest pełna pomysłów i motywacji. Zobaczymy co z tego kiedyś powstanie. 

Dziś Bogna Golec robi karierę modelki w do niedawna zamkniętym dla wielu świecie mody i wybiegów. Jest promotorką ciało-autentyczności i reprezentuje wiele Polek, które przecież nie zawsze noszą rozmiar 36.

Zapraszam Cię na wywiad z modelką plus size, Bogną Bubu Golec.

 

Skąd miłość do makijażu? Czym dla ciebie jest makijaż?

Pochodzę z rodziny artystycznej. Mój tata ukończył malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych i można powiedzieć, że edukował mnie i moją siostrę w tych kwestiach. Nauczył nas wrażliwości na piękno, na sztukę i to na pewno ma z tym związek. Gdy miałam około 10-11 lat zaczęłam eksperymentować ze swoim wyglądem. Pamiętam, gdy w szóstej klasie przyszłam na apel w pełnym makijażu, za co wyrzucono mnie ze sztandaru. Raz pomalowałam koleżankę na dyskotekę na turkusowo-kanarkowo. Choć zostałam za to „dzieło” wyśmiana, nie zniechęciło mnie to. Odkąd skończyłam siedemnaście lat, malowałam wszystkie dziewczyny z mojego otoczenia na wszystkie okazje. Jakoś w 2017 roku przyjaciółka fryzjerka zapytała mnie czemu nie biorę za to pieniędzy? Miałam już kufer pełen niezbędnych rzeczy, więc pomyślałam - dobra, może masz rację.

Od makijażu do modelki?

Przez zupełny przypadek trafiłam na sesję zdjęciową Top Model jako asystentka i tak poznałam Dawida Wolińskiego, który mnie obserwował, a na koniec dnia poprosił mnie na rozmowę. To był 2018. O modelingu plus size wtedy się nie mówiło, a Dziewczyny były zmuszane do chudnięcia z rozmiaru 36 do 34. Dawid Woliński stwierdził, że kogoś takiego jak ja szukają w Top Model. Mówił, że jestem przepiękna, że świetnie się ruszam i ja muszę przyjść na casting, a on mnie będzie tam wspierał. Ten pomysł wydawał mi się absurdalny. Dopiero półtora roku po tym zdarzeniu zgłosiłam się do agencji modelek. To był tak naprawdę o wiele dłuższy proces niż mogłoby się wydawać.

 Na swoim Instagramie mówiłaś, że czułaś się niewidzialna mniej więcej w czasie matury. Jak od czucia się niewidzialną do decyzji zgłoszenia się do agencji modelek. Jaka rewolucja wydarzyła się w twojej głowie?

Zawsze miałam masywniejszą budowę, ale w latach dziecięcych nie miałam nadwagi ani nie byłam otyła. Problemy z zaburzeniami odżywiania zaczęły się w wieku nastoletnim. Najwięcej przytyłam po gimnazjum, gdy wyjechałam na wymianę do Stanów Zjednoczonych. Pomimo bardzo aktywnego stylu życia i treningów soft ball-u, amerykańskie zmodyfikowane jedzenie dało mi się we znaki. Po powrocie uczyłam się w szkole średniej z internatem Sióstr Nazaretanek i doszłam tam do 112 kg. Nie czułam się kobietą. Byłam śmieszną, grubą Bogną, a nie kobietą godną uwagi. Wszyscy mi mówili, że byłabym bardzo ładna gdybym schudła, gdybym coś ze sobą zrobiła.

Zauważyłam, że mam problem z jedzeniem, że jedzenie stało się moją ucieczką, sposobem na nadrabianie jakiś deficytów emocjonalnych.

Studia chciałam zacząć jako nowa osoba. Schudłam, bardzo dużo w krótkim czasie niekoniecznie w zdrowy sposób. Najpierw była dieta białkowa, a potem wyjechałam do Londynu i dosłownie nie miałam kasy na jedzenie. A do tego ciężko pracowałam fizycznie. Moje zaburzenia odżywiania tylko się wzmogły.

Gdy wróciłam, byłam przerażona reakcją w moich kręgach. Nagle mężczyźni, którzy wcześniej mnie ignorowali zaczęli zwracać na mnie uwagę. Nagle Dostrzegali moją kobiecość, widzieli we mnie atrakcyjną kobietę. Do tego sporo ludzi otwarcie mówiło mi to co przemilczali, gdy byłam grubsza. Że fajnie, że wreszcie się za siebie wzięłam. Mówili, że byłam obleśna. Pomimo mniejszej wagi przestałam znów lubić moje ciało, bo nie czułam, że w pełni należy do mnie, że wciąż rządzą nim oczekiwania innych. Zdałam sobie sprawę, że uzależniłam poczucie własnej wartości od opinii innych i postanowiłam z tym skończyć. Przestałam się głodzić.

Od 2019 roku miałam typową pracę biurową, totalnie nieodpowiednią dla mojej osobowości i zaczęłam odczuwać stany lękowe, bezsenność, bóle somatyczne. Martwiłam się o swoje zdrowie. Zaczęłam się zastanawiać nad sobą. Nie chciałam tak żyć. Zaczęłam myśleć o wszystkich okazjach jakie mi życie podsunęło. Nie chciałam już słuchać czyichś rad tylko chciałam zrobić coś dla siebie. Przypomniały mi się słowa Dawida Wolińskiego. Biłam się parę miesięcy z myślami, bo bałam się odrzucenia. Znalazłam jedyną agencję plus size w Polsce i postanowiłam się zgłosić. 

Podpisałam kontrakt, ale to nie było tak, że zaraz następnego dnia miałam zlecenie. Nie, to tak nie działa. Około rok minął nim zaczęłam dostawać zlecenia.


Wydajesz się pewną siebie i swojej wartości kobietą. Fasada czy fakt?

Jestem pewna siebie, choć też bardzo nieufna, czasami łatwo mnie zawstydzić, spłoszyć. Mam swoje kompleksy, swoje wątpliwości, ale nauczyłam się nie pokazywać wszystkim moich słabszych stron. Z wiekiem stałam się bardziej introwertyczna. Kiedyś potrafiłam wyśmiać samą siebie publicznie, żeby odebrać innym broń. Dziś wiem, kim jestem. Wiem co mam do zaoferowania i jestem przekonana o swojej wartości. To był długi proces. Nic się nie dzieje z dnia na dzień.

Pracujesz w otoczeniu wielu kobiet. Czy rywalizacja jest odczuwalna? Można w tej branży mieć przyjaciół?

„Przyjaciel” to dla mnie bardzo duże słowo, ale na pewno można się nawzajem wspierać, dobrze komuś życzyć, nie plotkować, zachować kręgosłup moralny. Uważam, że zdrowa rywalizacja jest dobra, motywująca. To nie znaczy, że mam zamiar się do kogokolwiek porównywać. Ja wiem, że nie ma drugiej takiej jak ja. To nie jest próżność. To poczucie własnej wartości. Wszyscy jesteśmy piękni i wyjątkowi. W tej branży dla wszystkich starczy miejsca niezależnie od wieku, wagi, budowy ciała. Uważam, że w modelingu nie chodzi o to, kto jest najładniejszy. W tej pracy chodzi też o autentyczność, reprezentację i o to, żeby odbiorca mógł się z nami utożsamiać.

Widzę jednak rywalizację lub zazdrość u koleżanek. Ja staram się w tym nie uczestniczyć. Odnoszę wrażenie, że „standardowe” modelki o wymiarach 90-60-90 mogą się nas (różnorodnych modelek) obawiać, zwłaszcza, że na rynek przebijają się inne naprawdę skrajne reprezentacje. Pojawia się też lekka dezorientacja, bo skoro pojawiają się różnorodne modelki i modele, to w takim razie jakie są kryteria? Moim zdaniem niesłusznie się obawiają.  My dodajemy zawodowi modelki nowe cechy, nie odbieramy nikomu niczego. Wydaje mi się, że dla osoby, która zawsze mieściła się w obowiązującym standardzie piękna może być ciężko sobie wyobrazić skąd w społeczeństwie potrzeba takiej reprezentacji.

 Jak się czujesz przed obiektywem?

Wolna. To niesamowite jak moje ciało reaguje na planie. Pandemia uświadomiła mi, że ch robić więcej tego, co kocham. Pozwoliła przewartościować wszystko. Myślę, że nie tylko mi. Ja chcę robić to co robię. Przed obiektywem czuję euforię, choć czasem jest zimno, niewygodnie. Ostatnio na sesji musiałam sporo biegać, nosić ciężki kask. Mi to nie przeszkadza.

Do tego na niektórych sesjach mogę pokazać swoją inna stronę, tę, którą zazwyczaj wszyscy ukrywamy. Nie muszę być poprawna, przyjazna, z neutralną miną, mogę pokazać różne swoje oblicza.

Niekomfortowe sytuacje na sesji zdarzają się nieustannie, jak niewłaściwy rozmiar ubrań dla ciebie ( Mówiłaś o tym na Instagramie). Jak nie brać tego do siebie? Jak nie zniszczyć poczucia własnej wartości?

Tak, to bywa bardzo trudne i nieprzyjemne, ale przede wszystkim rozpraszające w mojej pracy. To taki absurd, że żeby dostać angaż trzeba pokazać swoją osobowość, pokazać się od ludzkiej strony, ale na planie często zapomina się o tym, żeby modelki traktować jak ludzi, a nie jak manekiny. To nie jest nic osobistego. Zazwyczaj nikt nie chce nam dopiec dając nam za małe buty czy spodnie. Ja wtedy mówię wyraźnie Nie, a jeśli sytuacja jest wyjątkowo niezręczna lub nieprzyjemna proszę moją agencję o interwencję.

Ale to naprawdę nie jest ani moja wina, ani moja sprawa i nie ma co tego traktować osobiście.

Mówisz o tym, że nie jesteśmy opatrzeni z widokiem większych ciał. Jak to przełamać? Jak przestać nosić swetry bezpieczeństwa i długie kiecki i zacząć nosić to, co chcemy?

Ekspozycja. Stała ekspozycja. Więcej angaży tego typu modelek. Więcej reklam pokazujących różnorodnych bohaterów. To jeszcze jest kontrowersja. Kiedyś kontrowersją były na przykład tabletki antykoncepcyjne lub bikini, dziś to już coś normalnego. W niektórych sklepach są już większe manekiny, to mały krok, ale daje nadzieję.

Potrzebujemy większej reprezentacji starszych osób, osób z niepełnosprawnościami, niedoskonałościami skóry, we wszystkich rozmiarach, kolorach. Wciąż mówi się też za mało o różnorodności wśród mężczyzn, brakuje normalizacji męskich ciał.

Czym dla ciebie jest ciałopozytywność?

Ja średnio wierzę w ciałopozytywoność. Ja wolę swój własny termin, może ktoś już go użył, nie wiem. Dla mnie to jest ciałoautentyczność. Moje ciało tu i teraz jest jakie jest. Mogę dążyć do jego zmiany, ale bez stawiania sobie nieosiągalnych celów, bez ukrywania się przed światem, też bez przesadnego samouwielbienia. Mamy jedno życie i jedno ciało. Czy ja mam czas na myślenie o tym co myślą inni? Mam czas rozmyślać nad tym, czy moje ciało jest takie czy inne? Nie. Nie mam czasu na kompleksy. Życie mi ucieka.

Religia katolicka wpłynęła na postrzeganie cierpienia, jako czegoś, co nas uszlachetnia i to dalej jest w Polsce widoczne. Wiele osób nie chce się pożegnać z kompleksami, bo w pewien sposób cenią to cierpienie, które odczuwają w związku z nienawidzeniem swojego ciała. Może dlatego ciałopozytywność budzi takie kontrowersje, bo stoi w absolutnej kontrze i mówi o czerpaniu radości ze swojego ciała. Kwestionuję też to, że religia mówi, że mamy duszę, która jest nieśmiertelna i ciało, które jest grzeszne, brudne. Dusza duszą, ale uważam, że ciało i umysł to jedność, oddziaływają na siebie nawzajem, trzeba się troszczyć o nie jednakowo i jednocześnie. Moje ciało jest moim narzędziem do życia. Niesie mnie przez świat. Wykonuje za mnie ciężką robotę. Więc ciało autentyczność.

Największy sukces?

Ja jestem osobą zadaniową, zdecydowanie perfekcjonistką. Nie uważam, żebym miała jakiś największy sukces, chyba że to, że w ogóle mogę wykonywać ten zawód, mam też kochających ludzi w swoim życiu. Jestem szczęśliwa, pomimo tego, że wiecznie mi czegoś tam brakuje. Jeszcze nie czuję się spełniona, patrzę w przyszłość i czekam na więcej.

Nieustannie zachęcam moje czytelniczki do czytania. A ty czytasz? Co najchętniej? Ulubiona książka?

Ostatnie niewiele czytam nowości. Wiem, że to jest do nadrobienia. Ja i moja siostra jesteśmy zdecydowanie molami książkowymi. Rodzice od małego kupowali nam książki. Oni szli na zakupy a my do Empiku. Czytałyśmy, dużo i szybko. Czytam głównie fikcję, czasami fantasy, żeby przenieść się na chwilę do innego świata. Taką książką, która miała wpływ na mnie i na moją kobiecość była Duma i uprzedzenie. To ona sprawiła, że zaczęłam doceniać mój intelekt bardziej, niż moją urodę, a dla nastoletniej dziewczyny to spore osiągniecie. I też nabycie umiejętności obserwowania społeczeństwa. W tej powieści możemy tak wiele zaobserwować o relacjach międzyludzkich, konwenansach i miłości. Tak na marginesie jestem mistrzynią przemówień publicznych stanu Wisconsin. Moje przemówienie było właśnie o tej książce.

Uwielbiam też serię fantasy Strzała Kusziela Jacquelline Carey oraz powieści Colette, francuskiej pisarki, która jest uznawana za ikonę LGBT+ i queerowego stylu życia. One mnie nauczyły dużo o tolerancji.

Taką książką, do której wracam, gdy potrzebuje się poczuć jak w domu jest Harry Potter. Te książki mówią o szlachetności, o prawości, przyjaźni, o tym, że nikt nie jest dobry ani zły, wszyscy jesteśmy odcieniami szarości. To najbardziej poznaczone użytkowaniem książki jakie mam.

Lubię też powieści w nurcie realizmu magicznego, na przykład noblisty Mario Vargas Llosa. Ma świetne poczucie humoru.

Twoje motto życiowe?

W zasadzie nie mam motta, ale mam obecnie swój hymn - Halina Kunicka „Niech się dzieje co chce”. Niech mi się zdarzy to wszystko przed czym ostrzegano mnie - śpiewa i ja uwielbiam tę piosenkę i ciągle ją podśpiewuję.

Na co brak ci czasu?

Na jedzenie. To trochę pozostałości po zaburzeniach odżywiania. Na dziś jedzenie to dla mnie albo potrzeba, którą muszę wypełnić albo totalny luksus. To skrajne traktowanie jedzenia jest niezdrowe. Albo nie odczuwam głodu albo odczuwam go jako ból. Bardzo podziwiam osoby, które codziennie gotują i drobiazgowo dbają o dietę. Chciałabym nad tym popracować, nie jeść w biegu. Może już nie jem niezdrowych rzeczy ale brak mi czasu na to, żeby na poważnie się za to zabrać.


Jak odpoczywasz? Jak ładujesz baterię?

Będąc sama ze sobą. Ja nie pracuję nad sobą, pracuję ze sobą. Dlatego na bieżąco reaguje na swoje potrzeby, nie mam jednego przepisu. Lubię się wyciszyć, wsłuchać w siebie, być sama ze sobą, w domu czy na świeżym powietrzu. No i taniec, nieskrępowany, naturalny!

Plany? Marzenia? Cele? Aspiracje?

Nauczyłam się, że Bóg się śmieje z moich planów. Jednak nie po to przeszłam to wszystko co przeszłam, by usiąść znowu za biurkiem. Może nie wybiegam do przodu, nie planuję dziesięciu kroków w przód, ale mam wielkie aspiracje. Oprócz dalszego rozwijania się w modelingu chciałabym rozwinąć własną markę. Kocham perfumy i od 14 roku życia marzę o swojej linii perfum. Zmysł węchu jest dla mnie najbardziej fascynujący.            

Dziękuje za poświęcony mi czas i życzę wielu sukcesów na ścieżce kariery jak i ogromu miłości i zdrowia w życiu prywatnym. Uwielbiam twoje zdjęcia i na pewno będę obserwować dalej! Cieszę się, że w mediach zaczyna być widoczna reprezentacja nie tylko tych "standardowych" kobiet.

Rozmawiała

Małgorzata Szafrańska

Moje inne wpisy i wywiady znajdziesz w Spisie Treści!

Moje książki znajdziesz tutaj a pierwszy tom Mistrzyni wszędzie tam, gdzie można słuchać audiobooków.
                             





Komentarze