311 My i nasze odcienie miłości. Powieść. Diana. Część 3.


Poprzednie części znajdziesz tu:

Choć skończyłam szkołę, ostatnie dwa miesiące były intensywniejsze, niż przypuszczałam. Najpierw graliśmy koncert we Wiedniu. Duża scena. Ogromna publika. Potem stolica i parę koncertów nad morzem, na otwartych amfiteatrach. Potem warsztaty pianistyczne. W międzyczasie egzaminy na Uniwersytet Muzyczny w Warszawie. Jestem z moim zespołem, z ludźmi,        z którymi gram od wieków. Ale nie ma ze mną najważniejszych ludzi. Tęsknie za mamą. Za tatą.    I ogromnie tęsknie za Mają. Nie ma nocy, kiedy bym o niej nie śniła. Każdego wieczora muszę kochać sama siebie, by ulżyć własnej tęsknocie za jej dotykiem. Po dziewiętnastu latach postu, moje ciało jest głodne. Bardzo, bardzo głodne. Ale moje dłonie nie zastąpią jej. Są tylko namiastką tego, co czuję gdy to ona doprowadza mnie nad przepaść rozkoszy. Gdy przesuwam palce, w dół, po moich piersiach, po moim brzuchu, oczyma wyobraźni widzę, jak ona to robiła. Gęste fale jej loków opadały na mnie, pieszcząc mnie delikatnie, łaskocząc tak przyjemnie. Pisałam do niej od czasu do czasu. Czasem wysłałam jej jakieś zdjęcie czy klip z tego, jak gram. Ona wysyłała mi głównie okładki książek, które czytała i stylizacje w nowych, wyszukanych przez siebie kreacjach. Zawsze wyglądała nieskazitelnie i powabnie. Była jak Marlin Monroe, seksowna i ponętna.

Minęły prawie trzy miesiące od naszej upojonej nocy. Wróciłam do domu pod koniec sierpnia. Zmęczona i pełna nadziei. Nie lubiłam tych ciągłych rozjazdów, ale takie było życie muzyka. Do tego nie lubiłam wracać do pustego domu. Choć tym razem miało to swoje dobre strony.

-Przyjedziesz? Jutro na śniadanie?

-Na obiad. Rano nie dam rady.

-Zostaniesz? - pytam, błagając ją w myślach, by powiedziała tak.

-Tak. Zostanę. Mam coś ze sobą wziąć?

-Nie. Nie ma takiej potrzeby. W razie czego możesz chodzić nago. Wcale mi to nie przeszkadza- mówię, trochę się drocząc, a trochę w sumie będąc szczerą.

-Wierzę. Ale mogę zmarznąć.

-Ogrzeję cię, kochanie. Zadbam o ciebie, jeśli mi pozwolisz - wyznaję.

-Tęskniłam za tobą. Chyba nawet nie myślałam, że tak bardzo.

-Mam taką nadzieję. Czekam jutro.

-Czekaj na mnie.

Nasza gosposia miała wolne, ale poprosiłam ją o przyrządzenie paru rzeczy i oczywiście się zgodziła. Nie byłam orłem w kuchni. Nie można mieć talentu do wszystkiego. Ubrałam się w białą sukienkę, którą kupiłam we Wiedniu. Marszczona, z tysiącem fal opadających mi kaskadami aż do łydek. Była ostatnia, na przecenie. Bo białej nikt nie chciał kupić. Za bardzo ślubna. A mnie to nie przeszkadzało. 

Umalowałam się lekko po długim, dokładnym prysznicu. Sprzątnęłam pokój, nałożyłam świeżą pościel i wyciągnęłam z szafy drugą poduchę i zapasowe kapcie. Byłam gotowa. Siadłam na tarasie, z papierosem w dłoni. Nie paliłam praktycznie przez wakacje. Ale namyśl o Mai, byłam spięta jak klamerka. Napisałam jej, że drzwi są otwarte. Rzadko miewaliśmy gości a dzwonek nie działał od paru lat. Musiała wpuścić się sama. Byłam w połowie papierosa gdy weszła do ogrodu. Miała na sobie dżinsową spódniczkę i czerwony T- Shirt z okiem i Wielkim Bratem. Na stopach miała czerwone conwersy, pierwszy raz nie szpilki czy pantofle. Wyglądała praktycznie jak moja rówieśniczka.

-Jeżeli chciałaś się odmłodzić tym strojem, to ci się udało - śmieję się.

-Jestem tu od 10 minut. Nie mogłam cię znaleźć, ten dom jest ogromny i bardzo piękny.

-Tak. Należy do rodziny od dawna. Dwadzieścia lat temu przeszedł totalną renowacje. Lubię tu mieszkać. To jedyny dom, jaki znam.

Następuje chwila ciszy, kiedy nie wiemy co powiedzieć. Ale przełamuje wstyd. Przecież jest tu dla mnie. I nachylam się wjej kierunku, całuje ją w usta.

-Smakujesz równie dobrze jak to zapamiętałam.

-Dziękuje - uśmiecha się.

Po chwili lekko krępującego milczenia, biorę ją w moje otwarte ramiona. Jej przyśpieszony oddech, jej zapach i jej ciepło, sprawiają, że czuję się jak w niebie. Delikatnie muskam jej usta ponownie. Ma rumieńce. Patrzy na mnie, lekko przestraszona. Nic się nie zmieniło. Dalej za mną szaleje.

-Kawy?

-Tak, poproszę.

Robię nam kawę, podaję szarlotkę domowej roboty i po prostu cieszę się z jej obecności. Pijemy na mojej ulubionej sofie, przy kominku. Prosi bym coś zagrała. Słyszała mnie na żywo tylko raz, w grudniu, na koncercie. Za mną stoi moje pianino. Więc siadam i po chwili zastanowienia, zaczynam grać. Gorąca kawa spływa mi do żołądka. Kręci mi się w głowie od emocji. Jest tu ze mną, to liczy się najbardziej. Słucha jak gram, a że znam tekst na pamięć, zaczynam śpiewać. Mam dobry głos, silny. Ale wolę pianino. Ta forma ekspresji bardziej do mnie przemawia.

When the rain is blowing in your face

And the whole world is on your case

I could offer you a warm embrace

To make you feel my love

Czuję jej wzrok na sobie. Słucha mnie uważnie. Pewnie nie myślała, że śpiewam. Wkładam całe swoje serce w każde słowo. Nasze prawie rozstanie było dla mnie bolesne, bardzo bolesne. Bywały chwile, kiedy chciałam rzucić wszystko i wrócić tu, do domu, do niej. Ale coś mnie powstrzymywało. Jakbym czuła, że ona nie jest gotowa. Bo choć była dużo ode mnie starsza, widziałam strach w jej oczach, widziałam jej wątpliwości. Stała tuż nad krawędzią i bała się skoczyć. Czułam to. Sama bałam się jak to przetrwam. Teraz jest tutaj ale za chwilę nasze drogi się rozejdą ponownie. I wiedziałam, że to będzie bolało, wiedziałam to doskonale. Jednak jak mogłam zatrzasnąć te drzwi, jak mogłam zrezygnować z czegoś tak prawdziwego?

I'd go hungry, I'd go black and blue

I'd go crawling down the avenue

No, there's nothing that I wouldn't do

To make you feel my love*

*Adele

-Ja cię pierdzielę, Diana, to było naprawdę przepiękne - mówi, gdy moje palce lądują na moich kolanach. Przynajmniej jedna łza musiała spłynąć po jej policzkach. Słyszę to w jej glosie. Nagle czuję dziwną nieśmiałość. Nie mogę na nią spojrzeć. Nie mogę wiedzieć co teraz czuje. Bo albo usłyszała to, co chciałam jej powiedzieć i co powiedziałam na swój własny sposób i ona czuje to samo. Albo jest jej wstyd, że dla niej to aż tyle nie znaczy. Może nie ma dość odwagi?

-Dziękuje - odpowiadam po dłuższej chwili. Milczenie wypełnia salon. Za oknem szumią brzozy i wierzby, które moja mama sadziła gdy miała dziesięć lat. I dąb, który mój ojciec posadził w dniu moich urodzin. Słyszę jak ptaki urządzają sobie swój własny koncert i słyszę jej oddech. Szybszy, równomierny, melodyjny.

-Diana - odzywa się a ja czuje jej głos tuż za sobą. Siada przy mnie na podłodze i bierze moje dłonie w swoje. Są zimne i spocone jednocześnie. Podnoszę wzrok i napotykam jej spojrzenie. Nie widzę w nim wstydu. Nie widzę strachu. Tylko miłość - Diana. Czemu ja? Czemu przez tyle lat nikogo nie chciałaś? Czemu akurat mnie? Nie wiem czemu i nie daje mi to spokoju. Nie potrafię sama sobie na to pytanie odpowiedzieć. Nie chce na nie odpowiadać, bo mam tendencje dopisywania scenariuszy, które mnie ranią. Fatalny nawyk wyniesiony z domu. Proszę, powiedz czemu ja byłam pierwsza?

-Wszyscy wokół paplali zawsze o miłości. W książkach, w filmach, w mojej codzienności. A ja ją tak naprawdę rzadko widziałam. Same namiastki miłości, na które mnie szkoda było czasu. Jak można rozdawać swoje ciało i swoje serce z kaprysu? Albo pod presją społeczeństwa, które nagabuje do tego? Nie chciałam tego. Szkoda mi było siebie. Mama zawsze mi powtarzała, że ból jest po to, by go czuć. Przetrwałam już niejedno swoje piekło. Każdy jakieś przeszedł. Po co jednak tam wchodzić bez powodu? Przecież miłość zawsze boli, w ten czy inny sposób. My też cierpimy. Niezależnie od podjętych decyzji, od starań czy chęci, kogoś zaboli. Nie uciekam przed tym. Nie bronię się. Po prostu nigdy wcześniej nie czułam tego, co poczułam gdy pierwszy raz na mnie spojrzałaś. Zauroczyłaś mnie. Może gdyby każdy czekał dość długo, bez ujadania po drodze jak zamknięte szczenię, może każdy by tego doświadczył?

Maja patrzy na mnie, łzy spływają jej po policzku. Ocieram je swoim palcem wskazującym. I całuje je, scałowuje jej ból, bo mogę. Mam do tego prawo.

-Nie płacz kochanie. Jestem tu. Jestem przy tobie. Jesteś wyjątkowa.

-Ale ile mnie tu zostało? Tobie było szkoda siebie rozdawać. A ja mam wrażenie, że rozdałam już wszystko, co mogłam. Czasem mam wątpliwości, czy jeszcze choć odrobina mnie została - płacze, opierając głowę o moje ramie.

-Jesteś tu. Widzę cię. Czuję cię. Słyszę. Może tak właśnie miało być? Może miałam cię spotkać i pomóc ci posklejać siebie w całość. Jak w tej japońskiej sztuce klejenia ceramiki, kintsugi, skleję cię swoją miłością. Jeżeli mi pozwolisz.

-A co jeśli wezmę od ciebie zbyt wiele i to ty będziesz cierpieć?

-Jest taka szansa. Ale zaryzykuję. Bo jesteś tego warta. My jesteśmy tego warte.

Kiedy przykłada swoje usta do moich, jestem na nią gotowa. Przytulam ją mocno. Wplatam się w nią z całą siłą mojej tęsknoty. W wirze miłości, przenosimy się na kanapę i w pośpiechu ściągamy z siebie ubrania. Chce ją przy sobie nagą, bez żadnych przeszkód, by pokazać jej jak bardzo mi jej brakowało. By pokazać jej intensywność mojej tęsknoty. Całuje jej ciało z taką determinacją, jakby od tego wszystko zależało. Drażnię jej piersi nieustającymi pocałunkami, ssam jej ciało, dotykam każdy jego fragment znacząc swoją ścieżkę pocałunkami. Gdy czuję, że jest blisko, kładę się obok niej, tak blisko jak się da i nie spuszczając z niej oczu, rozsuwam jej nogi i zatapiam w niej swoje palce. Jej ciało wita mnie wiwatami, wygina się na spotkanie zemną. Jej twarz jest taka słodka, skupiona. Jej zamknięte oczy pełne jej tajemnic, które mam nadzieję kiedyś usłyszę. Po chwili jej ciało spręża się i słyszę najseksowniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałam. Nieprzerwany, niski, niczym okrzyk godowy jęk, który wypełnia moje uszy po brzegi.

Tej nocy kochamy się do samego rana, nie śpiesząc się, nie popędzając niczego. Gdy po raz pierwszy schodzi w dół i zaczyna mnie lizać. Czuję jak moje ciało się rozluźnia i wita ją jakby wróciła do domu. Bo ja tak się właśnie czuje. Jakbym dopiero teraz wróciła do domu. Zasypiam w jej ramionach, a ona zasypia w moich. Z uśmiechem na ustach. Zmęczona. Spełniona. Zadowolona.

-Więc to nie był twój pierwszy raz. Podzielisz się ze mną swoimi doświadczeniami? - pytam, gdy następnego ranka siedzimy razem na kanapie. Dopiero co zjadłyśmy śniadanie. Maja zrobiła nam omlety i jakąś sałatkę. Jestem pełna i szczęśliwa. W nocy rozmawiałyśmy niewiele, raczej o zwyczajnych rzeczach. Ulubiony film, ulubiona książka i takie tam.

-Interesuje cię to? - pyta, lekko zmartwiona.

-Wszystko co ciebie dotyczy mnie interesuje.

-Straciłam cnotę jak miałam szesnaście lat. Miała na imię Paula. To przy niej odkryłam swoją seksualność. Ale to nie trwało długo - mówi bardzo szybko, jakby w tej historii było znacznie więcej ważnych szczegółów, którymi nie chce się dzielić - Potem nawiązywałam dłuższe bądź krótsze romanse, ale nic poważnego. Tylko ten jeden raz byłam zakochana - jej twarz pochmurnieje, jakby było coś jeszcze, coś czego nie chce powiedzieć.

-Byłaś kiedyś z mężczyzną?

-Tak. Ale wolę kobiety - czuję, że nie chce o tym rozmawiać. Musiała cierpieć wiele razy.

-W twoim głosie jest tyle cierpienia.

-Mój ojciec zmarł jak byłam mała. Moja matka, ona miała problemy ze sobą. Gdy miałam 15 lat zmarła. To fakt, sporo wycierpiałam. Ale nie ja jedna. Do tego mi się poszczęściło. Rodzice mojego najlepszego przyjaciela zaopiekowali się mną. Mieszkali naprzeciwko nas. Gdyby nie oni, nie wiem co by ze mną było. Chciałam coś umieć, chciałam być niezależna. A z języków byłam najlepsza, więc uczyłam się jak wariat. Zaczęłam uczyć dzieciaki z mojej szkoły, wieści się rozeszły i tak zostało. Studiowałam i pracowałam tak ciężko, jak mogłam. I jak widzisz jakoś dałam radę.

-Jesteś najdzielniejsza. A te dziewczyny? Dużo ich było?

-Czemu pytasz? Przeszkadza ci to? Bo boje się twojej reakcji.

-Nie, nie przeszkadza. To twoja sprawa ale jestem zwyczajnie ciekawa. Twoje ruchy są takie celowe, zamierzone. Masz doświadczenie i to czuć - po chwili milczenia, dodaje - Wiesz, cokolwiek powiesz, nie zmieni się to, jak na ciebie patrzę.

-Nie wiem czy dużo, więcej niż kilka. Nie liczyłam. Ale to były przelotne znajomości, czasem tylko tak potrafiłam chociaż na chwilę wyłączyć się, wyłączyć moje emocje, moje traumy. Zawsze uciekałam od bólu. Wypełniałam swoje życie przypadkowymi ludźmi, którzy dawali mi ciepło choć na jedną noc.

-Mogę jeszcze o coś zapytać? Ale obawiam się, że to może być bardzo niedyskretne pytanie.

-Jeszcze bardziej niedyskretne niż poprzednie? Wątpię. No dawaj - śmieje się, ale czuję znów cień strachu w jej głosie.

-Skąd wziął się twój niesamowity styl? Kocham twoje sukienki!


Śmieje się i bierze mnie znów w ramiona. Przytulam ją, wdycham jej zapach, próbując zapisać go w pamięci. Pachniała trochę jak cytrusy. Gdzieś pod skórą czułam domieszkę wanilii i może lawendy? Pokochałam ten zapach. Gdy dwa dni później wróciła do siebie do domu, moje łóżko pachniało nią i naszą miłością.

Wieczorem tego dnia wysłała mi zdjęcie moich majtek pod jej poduszką. Tych samych, które zostawiłam u niej na podłodze gdy po raz pierwszy ją pocałowałam. Uśmiechnęłam się do siebie. Przeszedł mnie dreszcz. Cokolwiek czułam, nie byłam sama. Ona czuła to samo.


Komentarze