291 Kocham to, co robię! Magdalena Woźna

Dzisiejsza bohaterka serii Kocham to, co robię, nie prosi o łatwiejsze życie. Zaciska zęby i idzie do przodu. Jest pełna energii i wszystkiego ciekawa. Zawód dziennikarki zdaje się do niej idealnie pasować. Twierdzi, że miasta nie muszą być piękne, a ciekawe. Wszystko zależy od naszej perspektywy i ja osobiście się z nią zgadzam. Wszystko zależy od nas i naszego postrzegania. Magdalena Woźna, kobieta, która słowa carpe diem ma wytatuowane na sercu, to kobieta, która zainspiruje was swoją energią i ciekawością życia. Zapraszam więc na rozmowę z dziennikarką Leszczyniaka, gazety z mojego ukochanego, rodzinnego miasta.





Opowiedz o sobie i swojej pasji.

Przysłowie Baptiste Beaulieu: „Trzeba natychmiast żyć. Jest później, niż się wydaje” najlepiej opisuje moje podejście do życia. Nienawidzę nie wykorzystywać każdej danej mi chwili na działanie. Mam wrażenie, że moja dusza jest na tym świecie już po raz ostatni, dlatego potrzebuję ciągle nowych wrażeń. Tak jakby jutra miało nie być. Ciężko mi to wytłumaczyć, zwłaszcza mojemu partnerowi, który nie potrzebuje do życia aż tylu wrażeń. Lubię być tam, gdzie coś się dzieje, zatem praca dziennikarza wydaje się być tą najbardziej pasującą do mojego trybu życia. Uwielbiam czuć, że żyję, że każda chwila ma sens, że jest po coś. Tak samo, jak ludzie, których poznaję dzięki mojej pracy. Każdy człowiek to nowa historia, która zmienia w nas coś na zawsze. Można powiedzieć, że poniekąd to ludzie są moją pasją, ponieważ to oni mnie inspirują, motywują i sprawiają, że jestem jeszcze ciekawsza świata. W swojej pracy najbardziej lubię fakt, że osoby, które opisuję, dzięki moim tekstom widzą siebie na nowo, mają okazję przyjrzeć się sobie z innej strony, często tej zapomnianej lub niedocenianej. Uwielbiam odświeżać ich pryzmat i przypominać, a czasem nawet uświadamiać, że są wyjątkowi, jak każdy z nas. Zachwycam się ludźmi i ich historiami, uwielbiam, gdy z ogromną pasją w głosie i iskierką w oku opowiadają mi o swoim hobby. Moi rozmówcy chyba czują, że szczerze interesuję się nimi i tym, co mają do powiedzenia, dlatego nasza znajomość często nie kończy się tylko na jednym spotkaniu na gruncie zawodowym, a przekształca się w prywatną relację.

Mam potrzebę próbowania wciąż nowych rzeczy i przekraczania własnych ograniczeń. Dlatego na przykład kilka lat temu będąc zmarzluchem, zostałam morsem. To przełamanie się uświadomiło mi, że wszystko zaczyna się w głowie i tylko ona jest naszym hamulcem. Morsując mam poczucie, że robię coś nadzwyczajnego, przesuwam granice swojej wytrzymałości, czuje się wręcz nadczłowiekiem. Podczas zimnych kąpieli hartujemy nie tylko swoje ciało, ale także psychikę. W zimnej wodzie można wyłączyć na chwilę swoje myśli i zapomnieć o problemach. Pokonanie własnych słabości, czyli strachu przed nieznanym jest doskonałym treningiem mentalnym. Przekłada się to później również na inne dziedziny życia. Gdy przełamiemy jedną barierę i poczujemy w sobie tę moc sprawczą, to chcemy więcej. Jesteśmy odważniejsi w podejmowaniu innych życiowych decyzji, gdyż wiemy, że coś, co wydawało się dla nas wcześniej niemożliwe, stało się osiągalne. Poczułam to wszystko na własnej skórze, dlatego morsowanie można również zaliczyć do jednej z moich pasji, która zmieniła moje życie na lepsze.

Uwielbiam jeździć na rowerze, ponieważ czuję podczas jazdy dziecięcą radość, którą pamiętam z dzieciństwa i którą staram się w sobie pielęgnować. Jazda rowerem daje mi również poczucie wolności. Nie jestem ograniczona staniem w korkach, wskaźnikiem poziomu paliwa czy brakiem miejsc parkingowych. Nawet gdy czasami wjadę w ślepą uliczkę, mogę się z niej szybko wycofać. Przemieszczanie się rowerem po mieście daje mi także możliwość poznawania miejsc niedostępnych zmotoryzowanym. Dzięki temu odkrywam zakątki, które dla wielu pozostają tajemnicą. Fotografuję je, by pokazać inne oblicze miasta, te widziane z perspektywy kierownicy roweru. Udostępniam je na swoim profilu na Instagramie @fotograficzna_podrozniczka. Moją misją jest pokazać innym, że można być turystą we własnym mieście, a także uświadamianie innym, że miasto nie musi być piękne, ono ma być ciekawe. Tylko od nas samych zależy, co będziemy chcieli i potrafili w nim dostrzec. Bardzo mnie cieszy, gdy moi obserwatorzy piszą do mnie, że dzięki mnie i moim zdjęciom odkrywają swoje miasto na nowo i że uwielbiają na nie patrzeć przez mój pryzmat – kolorowy, świeży, czasami dziecięco naiwny, ale odkrywczy i zaskakujący. Jestem dumna, że moje zdjęcia są wizytówką naszego miasta i zachęcają innych do odkrycia jego potencjału. Można wręcz powiedzieć, że jestem uzależniona od robienia zdjęć. Uwielbiam to, ponieważ  w życiu piękne są tylko chwile, a fotografie zatrzymują je na zawsze. Dlatego przejechanie tych 7 kilometrów rowerem z pracy do domu zajmuje mi przeważnie około 3 godzin, ponieważ jestem jak ten chiński turysta, którego wszystko interesuje i który wszystko chce uwiecznić. Uwielbiam odkrywać nowe miejsca w mieście, w którym żyję od ponad 30 lat. 

Ogólnie można powiedzieć, że moim żywiołem są miasta. Kocham Łódź, Warszawę, Rotterdam…W miastach czuję podekscytowanie jak dziecko w sklepie z zabawkami. Za każdym rogiem, w każdym podwórzu czy zaułku odkrywam coś niesamowitego – przynajmniej dla mnie. Gdy mieszkałam w Rotterdamie, prowadziłam fanpage „Rotterdam i inne dysonanse”, by swoich rodaków zarazić miłością do tego Holandii, dlatego publikowałam zdjęcia odkrytych miejsc, opisywałam podróże do innych miast, a także holenderską kulturę. Moje życie bez pasji byłoby niemożliwe, ponieważ nie wyobrażam sobie mieć tak zwanych pustych przebiegów, czyli spędzać większość dnia na robieniu rzeczy, które mnie nie rozwijają i są pozbawione głębszego sensu.

Jak wygląda twoja poranna rutyna?

Każdy dzień zaczynam od szklanki wody z cytryną oraz od przemycia twarzy lodowatą wodą. Nie piję kawy, ponieważ nie potrzebuję tego. Najlepszą kawą ranną jest dla mnie aktywność fizyczna. Dlatego w weekendy lub wtedy, gdy rano mam więcej czasu, idę pobiegać. Uwielbiam to uczucie, gdy jest godzina 9 rano, a ja już mam na swoim koncie zrobienie czegoś dla swojego ciała i ducha i z tą myślą mogę zaczynać dzień. W tygodniu, gdy zaczynam pracę o 7 i nie mam czasu na poranny jogging lub jogę, to moją aktywnością jest przejazd rowerem z domu do pracy i z powrotem. Codzienne niezależnie od pory roku pokonuję w jedną stronę dystans prawie 7 kilometrów. Wiele osób dziwi mi się, że znajduję w sobie motywację, by w mroźny, zimowy poranek wsiąść na rower, ale dla mnie to nie jest żadne poświęcenie, to przyjemność. 

Za co jesteś w życiu najbardziej wdzięczna?

W życiu jestem najbardziej wdzięczna za to, że potrafię zacisnąć zęby i iść do przodu. Nigdy nie proszę o łatwiejsze życie, ale o siłę, która pozwoli mi przetrwać trudne momenty. Było ich wiele, ale to właśnie one mnie ukształtowały i wzmocniły. Ciekawość, świata, uczenie się na błędach najbliższych i ciągła praca nad sobą to kolejne elementy, które sprawiły, że jestem dumna, że mimo wielu przeciwności losu dopięłam swego i jestem tym, kim jestem. Czyli osobą, która zaakceptowała siebie i teraz o wiele łatwiej jest jej lubić innych ludzi. Oczywiście życie to ciągłe dążenie do doskonałości, której prawdopodobnie nigdy nie osiągniemy, ale na jej poszukiwania warto poświęcić całe życie, ponieważ droga do celu jest bardziej wartościowa niż on sam. 

Najbardziej znaczące przeżycie?

Znaczących doświadczeń było wiele w moim, ale jednym z ostatnich, które zmieniło coś we mnie i zwolniło blokady i strach przed nieznanym była śmierć mojego dziadka. Była to pierwsza mi tak bliska osoba, która odeszła za mojego życia. Dziadek był dla mnie jak ojciec, którego mi zastępował. Wspomnienia z mojego dzieciństwa są wypełnione wspólnymi wycieczkami rowerowymi, chodzeniem na grzyby do pobliskiego lasu, oglądaniem meczów, tańcami przed telewizorem i wspólnymi wygłupami. Jedną z rzeczy, których zawsze najbardziej bałam się życiu była utrata bliskiej osoby. Ten strach mnie wręcz paraliżował, dlatego jak dziadek zachorował, to byłam pewna, że nie dam rady pójść na jego pogrzeb, ponieważ moje ciało będzie sparaliżowane tęsknotą, żalem, strachem… Dziadek umierał w domu wśród bliskich. Siedziałam przy jego łóżku i trzymałam go za rękę, która stawała się coraz zimniejsza. Byłam z siebie dumna, że dałam radę być z dziadkiem w jego ostatnich chwilach życia i że miałam to szczęście pożegnać się z nim w taki sposób. Gdyby ktoś miesiąc wcześniej powiedział mi, że znajdę się w takiej sytuacji i nie zemdleję, to nie uwierzyłabym, bo nie znałam siebie od tej strony. To doświadczenie wzmocniło mnie życiowo. Mimo że było to bardzo bolesne przeżycie, to potrafiłam przekuć je w coś wartościowego. Ta sytuacja uświadomiła mi, że całe życie uczymy się siebie i, że strach przed nieznanym nie powinien determinować naszych wyborów życiowych.

Czytasz? Co? Co robisz chwilę przed snem?

Czytam różne książki, ponieważ mam różne zainteresowania. Zaczytuje się w reportażach o miastach, zjawiskach społecznych czy kulturze danego kraju. Potrafię z zaciekawieniem czytać przewodniki po miastach, ale nie stronie też od literatury obyczajowej. To świetny przerywnik od cięższych tematów. Książki z zakresu psychologii również znajdują się w mojej biblioteczce. Niestety nie mam zbyt wiele czasu na czytanie, ale książka zawsze leży przy moim łóżku i przeczytanie kilku stron dziennie przed snem jest moim rytuałem. Nie potrafię zasnąć, gdy nie przeczytam, chociaż kilku linijek. Niestety przeważnie jestem tak zmęczona, że szybko usypiam. Uwielbiam, gdy dana historia potrafi mnie tak wciągnąć, że jestem wstanie zrobić wszystko by szybko wrócić do domu, by tylko dorwać się do lektury. Książki przenoszą mnie w inne światy podobnie jak sny, które uwielbiam. Mam taką teorię, że niektóre książki pojawia się w naszym życiu nie przypadkowo. Wiele razy zdarzyło mi się tak, że nie potrafiłam zrozumieć czyjegoś postępowania w realnym życiu i to właśnie w książce znajdowałam odpowiedź. Żyje bardzo aktywnie, dlatego dla równowagi potrzebuję przenieść się czasami w inny wymiar, by odpocząć od nadmiaru wrażeń. Z utęsknieniem po intensywnej wiośnie i lecie czekam na jesienne wieczory, które sprzyjają czytaniu książek. Brzydka pogoda za oknem jest moim usprawiedliwieniem do zwolnienia na chwilę i tylko ona sprawia, że zostaję w domu bez wyrzutów sumienia.  

Plany? Marzenia? Cele?

Największym luksusem w życiu jest żyć ze swojej pasji – do tego dążę. Poniekąd mi się to udało, ale dziennikarstwo to nie moja jedyna pasja. Na tę chwilę moim największym marzeniem zawodowym jest robić to, co kocham najbardziej, czyli uwieczniać otaczający mnie świat na fotografiach. I znów poniekąd mi się to udaje, ale w nieprofesjonalnym wydaniu, a chciałabym się poświęcić temu w 100 procentach i tylko temu. Największą tajemnicą jednak jest dla mnie, to dlaczego tego nie zrobię? Co mnie powstrzymuje? Brak wiary we własne siły, podświadomy strach, że jednak się do tego nie nadaję? Czas, którego ciągle mam za mało? Cały czas powtarzam sobie i innym, że życie jest zbyt krótkie, by nie robić tego, co się kocha…zatem jakie obłudne i niezrozumiałe jest to, że ciągle coś mnie powstrzymuje przed spełnieniem swoich marzeń…A może po prostu, to jeszcze nie ten czas?


Na co brak ci czasu?

Brak mi czasu na wszystko! Jednak nigdy nie na to, by zatrzymać się i zrobić zdjęcie…Zawsze jestem w niedoczasie, ponieważ czas jest dla mnie abstrakcją i kompletnie nie mam jego wyczucia. Notorycznie zdarzają się sytuacje, że jadę rowerem i widzę coś, co mnie zachwyci, zdziwi, przykuje moją uwagę. Mam świadomość, że nie mam czasu, by się zatrzymać, ponieważ jeżeli to zrobię, to spóźnię się na spotkanie, do pracy czy gdziekolwiek, dlatego z ciężkim sercem jadę dalej. Jednak po kilku sekundach i stoczonej walce rozsądku z sercem zawsze wygrywa serce i cofam się, by jednak uwiecznić to, co nie pozostało mi obojętne. Wschody słońca za każdym razem powodują, że jestem w pracy kilka minut po czasie. Natomiast zachody słońca opóźniają mój powrót do domu. Brak mi było czasu nawet, by udzielić tych odpowiedzi, dlatego robię to o 1 w nocy i na ostatnią chwilę…

Jak odpoczywasz? Z jakimi zmagasz się problemami? Jakie miewasz wątpliwości?  Jak sobie z nimi radzisz?

Uwielbiam aktywny wypoczynek. Gdy po weekendzie przychodzę do pracy, moi koledzy zawsze pytają mnie: jak tam weekend, odpoczęłaś? Na co ja odpowiadam: intensywnie, ale efektywnie. Przebiegłam 10 kilometrów, przejechałam 60 kilometrów rowerem, byłam u znajomych, na grzybach, napisałam artykuł itd. Często jest tak, że weekendy bywają bardziej intensywne niż dni w tygodniu, ponieważ od poniedziałku do piątku nie mam czasu dla siebie – moja praca jest tak absorbująca. Dlatego w weekend muszę nadrobić wszystko to, co chciałam zrobić w tygodniu, a na co nie miałam czasu. Dlatego weekend jest przeładowany totalnie, a zdarza się także, że pracuję także w weekend. W sumie charakter mojej pracy jest taki, że ja zawsze jestem poniekąd w pracy. Muszę mieć oczy i uszy szeroko otwarte, ponieważ wciąż muszę szukać nowych tematów, bohaterów, okazji do zrobienia fotoreportażu, czy wrzucenia postu na media społecznościowe. Moja kreatywność nigdy nie śpi i to bywa męczące, ponieważ często jestem przebodźcowana. Uwielbiam wyjeżdżać na weekend, by zdobyć górski szczyt, obfotografować kolejne miasto lub wytańczyć się z przyjaciółką na koncercie ulubionego zespołu. Mimo że kocham Leszno, to potrzebuję czasem od niego odpocząć i pobyć w innym otoczeniu – to świetnie resetuje i otwiera głowę. 

Co lubisz w ludziach najbardziej? Czego najbardziej nie znosisz?

Lubię optymistów, którzy na nic nie narzekają i zarażają innych swoją energią. Kocham artystyczne dusze, mimo że są niełatwe. Uwielbiam ludzi, którzy z pasją oddają się jakiejś czynności niezależnie od tego, czy jest to pilotowanie samolotu, czy pielęgnowanie ogródka. Doceniam w ludziach ciekawość świata i otwartość na wszystkie inności.

Nie znoszę obłudy, zakłamania i udawania kogoś, kim się nie jest. Nie lubię ludzi, którzy nie lubią siebie i wyżywają się z tego powodu na innych, ale jeszcze bardziej nie lubię tego, że nie robią nic, by to zmienić. Denerwuje mnie, gdy ludzie idą w życiu na łatwiznę i nie walczą ze swoimi nałogami, ograniczeniami, wadami, bo tak łatwiej. Albo poddają się zbyt szybko. Nie lubię w ludziach egoizmu i myślenia, że ich problemy są tylko i wyłącznie ich sprawą i nie dotykają nikogo innego. Życie to wieczna walka, dopóki trwa – wszystko jest możliwe! Brak tolerancji również jest dla mnie kompletnie niezrozumiały.

Co dla ciebie znaczy czuć się dość dobrą? Czy miałaś kiedyś problemy z poczuciem własnej wartości? Jak sobie z nimi poradziłaś?

Myślę, że każda kobieta w okresie dorastania ma problem z samoakceptacją. Niektórym to mija, innym nie. W moim życiu momentem przełomowym były 30 urodziny. Pracowałam wtedy w Holandii jako pracownik fizyczny. Mimo że byłam tam tylko czasowo, by zarobić na rozpoczęcie samodzielnego, dorosłego życia w Polsce, to czułam, że marnuję swój potencjał i nie dam rady dłużej tak żyć. Ciężka harówka w fabrykach przy taśmie z jednej strony hartowała mój charakter, a z drugiej coraz bardziej uświadamiała mi, że życie jest zbyt krótkie, by ciągle sobie powtarzać: jeszcze trochę, jeszcze chwilę…Trzeba żyć tu i teraz, bo nie wiemy, co czeka nas jutro! Nie odkładajmy swojego życia na później. Większość ludzi, z którymi pracowałam, było zmęczonych życiem, rozczarowanych sobą i brakiem perspektyw. Próbowali mi wmówić, że mnie również czeka taki los. Powtarzali mi, że jak wrócę do Polski, to na pewno nie znajdę pracy w zawodzie, ponieważ nie mam żadnego doświadczenia po studiach. Na szczęście mam przekorny charakter i ich brak wiary, zamiast mnie stłamsić, zmotywował mnie do zawalczenia o siebie i swoje marzenia. Na szczęście ci ludzie nie mieli racji. Ta sytuacja świetnie pokazuje, że nie ma złego czasu na zmianę swojego życia.

Dziękuje za tak piękną i interesującą rozmowę! Polecam znaleźć naszą bohaterkę w mediach społecznościowych i zarazić się jej energią!

A ja zapraszam do spisu treści na inne wywiady i do Sklepiku Mistrzyni po moje książki, w tym najnowszą, WOJOWNICZKA!


Komentarze