287 Kocham to, co robię! Marzena Nalepa
Bohaterka dzisiejszego wywiadu z serii Kocham to, co robię! wierzy, że zawsze spotykamy na swojej drodze odpowiednich ludzi. Nic też nie dzieje się od razu. Marzena starała się wyprzeć swoja pasję, ale przecież każdy ma w sobie jakiś skarb, który nie chce długo być ukryty. Pasja dała tej malarce ogromną satysfakcje, głównie z tego, że daje radość innym. Ta charyzmatyczna i przedsiębiorcza kobieta jest przekonana, że to co w nas inne, nawet dziwne- to właśnie nasza siła. I dla mnie to strzał w dziesiątkę. Zapraszam was na wywiad z Marzena Nalepą - artystką, mamą a przede wszystkim, kobietą żyjącą z pasją.
Dlaczego tak ważna jest pasja w twoim życiu? Kto Cię zainspirował? Jak to się zaczęło? Jakie byłoby twoje życie bez pasji?
Malarstwo towarzyszyło mi od zawsze. To moja pasja. Na liście zainteresowań jest na pierwszym planie. Jestem malarzem-amatorem, nigdy nie pobierałam nauki w tym kierunku. Jest to dla mnie rodzaj powołania, to odskocznia od rzeczywistości - mój emocjonalny regulator w świecie, w życiu - kiedy ciężko się odnaleźć i zrozumieć codzienność i drugiego człowieka. W takich chwilach najczęściej uciekam w swój świat kolorów, emocji i magii. Świat, który nie jest w pełni światem w rzeczywistej formie czy barwie.
Moja pasja
jest również przepustką do zrozumienia siebie i innych. Sztuka, pasja, "Ona"
- jest mną, a ja "Nią". Kocham zakradać się w ten świat i szukać
magii w swej rzeczywistości. Znaleźć się w niezwykłym świecie magii, aby choć
na moment pozbyć się świata przepełnionego realizmem, który podrażnia skórę.
W swoim
malarstwie inspirację czerpię z otaczającego mnie świata, przyrody
i ludzi, których spotykam na swojej drodze. Świat i ludzie podrzucają wiele natchnienia.
Są pełni bodźców, podszeptów,
przyczyn, muz, sytuacji, impulsów, powodów...
Jestem typem
obserwatora – obserwuję; zwracam uwagę; wsłuchuję się w ludzi, w to, co mówią, co
robią, jak żyją; jakie są ich wzloty i upadki, pasje, zainteresowania,
przeżycia... W ich historiach szukam powodów, bo każdy człowiek ma swoją
opowieść.
Szukam jej w
podróżach, regionach, lokalnie. Nawet zwykły spacer po mieście, czy na wsi
wystarczy, aby natchnąć mnie i namalować. Ludzie i ptaki są dla mnie niewyczerpaną
skarbnicą i źródłem inspiracji.
Ale nie
zawsze tak było... Był czas, w którym ukierunkowałam się i wybrałam inną drogę
życiową i zawodową. Chcąc o „tym” zapomnieć, wyrzucić "to" ze swojego
życia. Starałam się funkcjonować bez pasji do malowania. Zaczęłam biegać,
chodzić po górach, czytać więcej niż dotychczas, aby myśleć i robić coś innego
niż "to", co tak od dziecka kochałam. Starałam się wyprzeć to z
siebie, ale Bóg stawia na naszej drodze odpowiednich ludzi... i tak było i
u mnie.
Kilka lat
temu namalowałam obraz - w sumie był to w moim mniemaniu bardzo skromny obrazek
na papierze przedstawiający wiolonczelistkę - kobietę pełną pasji, miłości do
muzyki, postać autentyczną - namalowałam ją i po wielu namowach bliskich
wręczyłam obraz tej kobiecie. Sprawiło jej to radość i kiedy odwiedziła mnie w
domu i tak zwyczajnie siedząc u mnie na tarasie i pijąc kawę - podczas rozmowy o dzieciach, o życiu, o
muzyce, o pasji powiedziała do mnie jedno zdanie: "Marzena, zbliż się do
tego, co kochasz najbardziej". To był przełom mój wewnętrzny. Głos osoby
postronnej, który obudził we mnie uśpioną pasję i miłość do malowania. Te słowa
skierowane do mnie, do tego co mam w środku - uświadomiły mi, że przed "tym" co
kocham nie ucieknę, nie zabije tego w sobie, nie wyprę się "tego" i
nie mogę liczyć, że o "tym" zapomnę... Próbowałam żyć bez
"tego", ale wtedy czułam pustkę. I wrzucona znów na te tory -
zaczęłam małymi kroczkami, powoli, nieśmiało wracać do tego, co kocham
najbardziej - do malowania, do tworzenia moich "Myśli zastygłych" do
"moich dam" - bo tak nazywam
swoje kobiety w obrazach. Z tego miejsca jeśli mogę: Aniu, bardzo Ci dziękuję!
Jesteś kobietą o pięknym sercu, pięknej duszy, a swoją artystyczną wrażliwością
potrafisz zaczarować wszystkich wkoło!
Uświadomiłam
sobie wówczas czym jest dla mnie pasja: pilśniowa płyta, farby i pędzel - są dla
mnie narkotykiem, bez którego nie potrafię żyć. Nie potrafię i nie chcę.
Ta rozmowa
bardzo wiele zmieniła, była moim „katharsis”.
Analizując
meandry mojego życia, teraz dostrzegam ludzi i miejsca, które pojawiały się wcześniej
i później w moim życiu, niczym drogowskazy, a które doprowadziły mnie na mojej
artystycznej drodze do tego miejsca gdzie dziś jestem.
Już w
podstawówce cudowna nauczycielka od plastyki – Pani Lucyna, która jako pierwsza
zwróciła uwagę na moją indywidualność plastyczną, indywidualność
tworzenia. Nie pochodzę z rodziny artystów i mało kto zwracał uwagę w moim domu rodzinnym na
moje pierwsze rysunki, obrazki i szkice. W okresie nastoletnim tworzyłam
tym, co miałam pod ręką. Były to: szminki, kredki do makijażu, itp. (jestem wdzięczna
mojej ciotecznej siostrze - która prowadziła drogerie i która nieświadomie
niepotrzebnymi już w sklepie produktami rozwijała we mnie pasje do malarstwa).
Zwieńczeniem tych artystycznych, innowacyjnych metod - była pierwsza w moim
życiu wystawa pt. "Młodzieńcze wołanie", za którą jestem wdzięczna Pani Lucynie, bo
była to nauczycielka z ogromnym sercem. To Ona pokazała jaką moc i magię ma
sztuka w naszym życiu.
Będąc już
mamą kilkuletniej córeczki - przypadkowo trafiłam z nią na "Wielkanocne
warsztaty świąteczne" do Pracowni Artystycznych Wyzwań. Poznałam tam ludzi
z pasją do sztuki. Ludzi, którzy rozmowami i działaniami przełamali pewną moją
barierę do pokazywania tego, co tworzę i wyciągnęli z "mojej
szuflady" moje obrazy i dzięki nim - publicznie pokazałam po wielu latach ponownie
swoje prace. To był ogromny przełom bo tak, jak wspomniałam próbowałam tą magię,
jaką jest sztuka - w sobie stłamsić…, schować, ażeby ta magia już ze mnie nie
krzyczała... Jestem wdzięczna, że Ci wszyscy Ludzie stanęli na mojej drodze i
że dziś mogę się cieszyć zapachem farb…, magicznym ruchem pędzla…, kolorem…,
malowaniem…, ale też tym, że mogę tym, co robię - dawać radość innym - czy na wystawach,
czy w Internecie, czy w ich domach. Dziś należę do tej lokalnej
"artystycznej rodziny", która ciągle
się powiększa i robi cudowne rzeczy dla sztuki.
Jakie czytam książki?
Lubię czytać, ale nie zawsze znajduję na to czas. Jestem przede wszystkim mamą i żoną. Przed pandemią byłam aktywna zawodowo, jednakże Covid pokrzyżował moje plany zawodowe, przez co nauczył pokory, dystansu i doceniania tego, co mam. Za dnia staram się wywiązywać najlepiej z ww. ról, a nocami często maluję.
Bardzo lubię
czytać, ponieważ książki, podobnie jak malarstwo - przenoszą mnie do innego świata - świata
pełnego wydarzeń, emocji, tego, co jest bardzo inspirujące. Od zawsze interesował
i fascynował mnie człowiek: jego stany, lęki, przeżycia... dlatego
wybieram książki o tematyce
psychologicznej, książki „głębsze”, nie te powierzchowne – powierzchowność jest
plagą obecnych czasów, ja jestem człowiekiem minionych epok. Czerpię z książek,
lubię zapisywać w obrazach: ludzi i ich życie. Czytając, zapisuję w pamięci
obrazy, a po powrocie do mojego zacisznego kącika, przemieniam je w moje
„Damy”. Kilka z nich to bohaterowie książek.
Jakie mam motto życiowe?
"Stajesz się odpowiedzialny na zawsze, za to co oswoiłeś".
Poranna rutyna.
Bieganina.
Co robię przed snem?
Czytam z córcią książki, a gdy dom już śpi - maluję. Uwielbiam ten moment ciszy, tylko zapach farby, decha i ja... - to moja "aromaterapia", która uspokaja, ale i pobudza… która niweluje ból i wszelkie dolegliwości.
Plany?
Nie planuję.
Marzenia?
Ciągle je
ścigam.
Cele?
Malować,
rozwijać się.
Jak odpoczywam?
Nie jestem zbyt wymagająca. Kocham:
- góry - zapach
skał i dzikość;
- morze - zapach
morskiej soli na skórze;
- jeziora -
zapach mułu i wodorostów;
- wieś -
zapach skoszonego siana;
- las i długie
spacery.
Najbardziej
cennym odpoczynkiem dla mnie jest czas spędzony z rodziną przede wszystkim z
córcią i maleńką siostrzenicą.
Tak właśnie odpoczywam i tak ładuje baterie.
Co lubię w ludziach?
Bądź takim człowiekiem, jakiego chcesz spotkać na swojej drodze…
Dlatego
cenię w ludziach prawdziwość, szczerość, gardzę kłamstwem, fałszem, obłudą,
dwulicowością. Sama taka jestem. Jestem autentyczna, nigdy nikogo nie udaję,
zawsze mówię wprost i tego samego oczekuję od innych.
Czy jesteś dość dobra dla innych?
Być dobrym
to być dla innych, wspierać, pomagać.
Jakie masz poczucie własnej wartości?
Ja ciągle myślę, że mam jej za mało. Choć dobrze mi w mojej skórze, to są momenty, chwile w życiu, stany psychiczne, wydarzenia, decyzje, których żałuję. Są ludzie, którzy skutecznie potrafią mi obniżyć samoocenę. Ciężko wówczas dobrze o sobie myśleć i być silnym.
Co znaczy czuć się dobrze w swojej skórze?
Akceptować siebie. Wierzyć we własne umiejętności i talenty. Cieszyć się życiem, tymi małymi rzeczami. Istnieć. Bezwarunkowo kochać.
Nie dążyć do
ideału, ale być autentycznym i prawdziwym.
Tu kieruję
przesłanie do wszystkich kobiet: "coś, co czyni cię inną, wręcz dziwną -
to właśnie jest Twoja siła".
I właśnie
tak rozumianej Siły i sobie i Wam wszystkim - drogie Czytelniczki Bloga Małgosi - życzę!
Zapraszam do Spisu treści na inne wywiady oraz na Allegro po moje książki, gdzie wierze znajdziesz masę inspiracji!
Komentarze
Prześlij komentarz