283 Kocham to co robię - Małgorzata Szafrańska

 


14 czerwca 2017 zamieściłam na nowo utworzonym blogu W matni kobiecości pierwszy wpis. Ten pierwszy wpis stał się pierwszym rozdziałem mojej książki Mistrzyni.  Zupełnie nie spodziewałam się, że cztery lata później powstaną z tego trzy książki i dwie kolejne w zarysie. Wczoraj opublikowałam 282 wpis na blogu. I troszkę jestem pod wrażeniem tego, że się nie poddałam. Z racji tego, że często zadajecie mi sporo pytań w prywatnych wiadomościach, postanowiłam sama siebie przepytać i trochę o sobie przy okazji opowiedzieć. Zapraszam was więc na wywiad ze mną samą o mojej pasji i nie tylko. Bo ja naprawdę kocham to, co robię.

Dlaczego tak ważna w twoim życiu jest pasja? Kto cię zainspirował? Jak to się wszystko zaczęło?

Moją pasją przede wszystkim jest literatura. Kocham czytać i sama kocham wybierać słowa i tworzyć z nich historie. Opowiadanie o kimś, o jego emocjach i zmaganiach jest bardzo oczyszczające. Pierwsze teksty pisane tworzyłam pod koniec podstawówki. Gdy byłam w siódmej klasie moi rodzice się rozwiedli i dla mnie i mojej rodziny był to ogromnie trudny czas. Dla mnie wręcz szok, gdyż spadło to na mnie jak grom z nieba i zmieniło dosłownie wszystko. Miałam mały tomik wierszy Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej i w sumie mam go do dziś. Chyba jakoś to mnie zainspirowało, by samej napisać o tym, co czuje. Nikt w szkole ani w domu mnie nie zachęcał do rozwijania jakiś pasji. Za to, kiedy już zaczęłam, wiedziałam, że słowa są magią samą w sobie i przez kolejne lata pisałam sporo, praktycznie same wiersze, bo wszelkie opowiadania kończyłam na drugiej stronie. Brak mi było wiary we własne możliwości i moja wyobraźnia czuła to zwątpienie. Gdy na świecie pojawiła się moja córka, wiele nocy spędziłam z nią w ramionach, gdy wszyscy spali. To mimo wszystko był cudowny czas, czas refleksji. Czas otwierania się na nowe. Gdy miała rok zaczęłam pisać ponownie. Ale z braku czasu i nawału obowiązków, gdyż po pięciu miesiącach od porodu wróciłam już do pracy, wszystko czekało na kontynuacje. Gdy E.L.James odniosła sukces, nie wiedziałam o czym są jej książki. Gdy doszłam do setnej strony lekko się zdziwiłam. Ale pochłonęłam wszystkie trzy czytając po nocach i w dosłownie każdej wolnej chwili. Dla mnie nie była to trylogia o seksie a raczej o miłości i o tym, że każdy z nas na nią zasługuje. Tak mnie zainspirowała historia E.L.James (też zaczęła swoją przygodę z pisarstwem od wydania swoich książek samodzielnie), że postanowiłam wrócić do pisania z nową siłą i determinacją. I dopięłam swego. O piątej rano wymykałam się z domu, kiedy moja córeczka jeszcze spała do pracy. Od skończenia studiów pracowałam w biurze rachunkowym mojego taty i do dziś tu pracuje w pełnym wymiarze czasu. Pracowałam do południa, po czym wracałam do domu, gotowałam, byłam z Nadią, zmieniałam domowników na warcie. Po piętnastej mykałam dalej do pracy, uczyć tęgie umysły angielskiego. Do dziś zresztą to robię. Wieczorem karmiłam moją córeczkę, myłam, czytałam jej i kładłam spać. Gdy po dwudziestej zasypiała, ja byłam padnięta jak pies pluto. Ale spędzałam jeszcze czas z moim mężem czy ukochaną teściową. Cały czas mieszkamy z teściami i naprawdę dobrze nam razem, z tym, że przeprowadziliśmy się do większego mieszkania. Pisać nie miałam, kiedy, więc robiłam to kosztem snu. Zadanie było ambitne, gdyż pisałam po angielsku by jednocześnie nie zapomnieć języka, którego z takim zapałem się uczyłam.  Gdy moja powieść była gotowa, wysłałam ją do wielu agentów literackich na całym świecie. Trzymam na pamiątkę wiele z tych odmownych listów, które otrzymałam. Trochę bolało, a trochę czułam, że może nie jestem na to gotowa. Jednak nie chciałam się poddać i przeryłam Internet poszukując informacji jak wydać samodzielnie książkę. Zrobiłam to. Złożyłam niezdarny tekst w format książki, wydałam 300 funtów na korektę i wydrukowałam 300 egzemplarzy oraz udostępniłam książkę na Amazonie. I choć nie odniosła sukcesu, to było to ogromnie rozwijające doświadczenie, choć musiałam po nim spłacać kredyt, z którym zostałam.

Przez kolejne lata pomysłów miałam wiele, ale nic nie dokończyłam. Aż stuknęła mi trzydziestka i zaczęłam szukać nowego sensu w swoim życiu. Przeżywałam swojego rodzaju kryzys, odezwały się stare, niezaleczone rany i w pewnym momencie nawet myślałam, że stracę to, co najcenniejsze dla mnie, mianowicie moją rodzinę. Dzięki wsparciu mojego męża wyszłam z tego silniejsza i rzuciłam się w wir budowania swojego poczucia własnej wartości, w wir pracy, w wir uczenia się nowych rzeczy. I wróciłam do pisania. Gdyż czułam potrzebę podzielenie się tym wszystkim do przeżyłam i czego się nauczyłam. Bo wiedziałam, że nie jestem sama.

I tak przyszedł 1 czerwca 2017 roku. Dwa tygodnie uczenia się jak prowadzić bloga i pierwszy sukces w postaci pierwszego wpisu. To nie był łatwy proces. Ale opłacało się. Kolejne cztery lata były największym wyzwaniem, trochę tylko mniejszym niż macierzyństwo. Od 10 czytelników w pierwszym miesiącu do blisko miliona wyświetleń.

W między czasie założyłam własne wydawnictwo i wydałam swoje pisanie samodzielnie. Bałam się po raz kolejny zainwestować, tym bardziej, że niespecjalnie miałam co. Wydruk pierwszych 1000 egzemplarzy kosztował mnie prawie 10 tysięcy złotych nie mówiąc o kosztach pobocznych. Ale dalej istnieje, dalej pisze i dalej wydaje. Dałam radę i nie zostałam ze stertą zakurzonych w piwnicy egzemplarzy. Choć każdy dziś jest wyzwaniem i czasem zastanawiam się czy domknę miesiąc, to wierze że będzie tylko lepiej.

Bez mojej pasji, bez pisania, czuję, że nie byłoby mnie dzisiaj już pośród żywych. Pisanie dało mi szansę odbudowania się, nauczenia się siebie, poznanie siebie. Każdy nowy tekst jest chwilą mrożącą krew w żyłach, po której następuje wielki wdech i jeszcze większa ulga. Mam też inne pasje. Kocham podróżować i kocham gotować czy piec, lubię historię starożytną, szydełkowanie i kocham Lego. Ale pisanie jest wryte w moją duszę.

 

Moja rodzinka :)

 Z jakimi zmagasz się problemami? Jakie miewasz wątpliwości? 

Staram się nie czytywać innych blogów, ale zdarza mi się, w tych słabszych chwilach, porównywać z innymi. I wtedy zawsze mam masę wątpliwości. Czy to, co piszę jest wartościowe? Czy nie wygłupiam się uzewnętrzniając się tak ciągle? Czy aby na pewno to wszystko jakoś wygląda? No i jest oczywiście strach przed krytyką, przed przykrymi komentarzami. Jak sobie z tym radzę? Nauczyłam się, by działać pomimo strachu. To trudniejsze niż brzmi, ale pewnie o tym wiesz.  Mam straszny lęk wysokości a pomimo to, sprawdzam się czasem, wsiadam na kolejki górskiej czy wjeżdżam na Sky Tower, co dosłownie przyprawia mnie o palpitacje. Ten strach jest moim wiecznym towarzyszem, jednak nie daje mu dyktować warunków. Nauczył mnie tego Elon Musk, człowiek, którego szczerze podziwiam z wielu względów.

Codzienność oczywiście przynosi mi wiele innych trudności. Macierzyństwo jest definitywnie wyzwaniem, które każdego dnia sprawdza moje umiejętności. Moja córka od początku była dla mnie inspiracją bym była najlepszą wersją siebie, jaką mogę być. To nie jest łatwe. Czasem jest okropnie ciężko i zastanawiam się co robię źle. Zbyt wiele też chce ją nauczyć. Czasem zapominam, że jest dzieckiem. Czasem zapominam, że nie jest mną. Wierzę, że jakoś to się wszystko ułoży, jednak nie raz mam łzy w oczach.

Wiem, że wiele moich problemów wywodzi się z pytania czy aby na pewno jestem wystarczająco dobra? Czy zasługuję na dobro, które mnie spotyka? Czy zasługuję na zło, które mnie spotyka? Czy zasługuje na szczęście? Jeszcze nie tak dawno temu powiedziałabym, że nie. Dziś jest inaczej, ale kiedy mam słabszy dzień, powtarzam sobie słowa Eckhart'a Toll'e: Wszystko minie.  I mija. Wszystko się zmienia, i to co kiedyś doprowadzało mnie do łez dziś mnie nie rusza. Wszystko się kończy, to dobre, ale i to złe. Zmiana jest nieunikniona a ja staram się być jak woda, dopasowuję się do każdej przestrzeni i płynę dalej ( Bruce Lee). Grunt to nie wypominać sobie wszystkich błędów czy potknięć. Zasługujemy na własne przebaczenie i empatię.

Skąd bierzesz inspirację w pracy?

Dla mnie inspiracją zawsze były inne kobiety. Te spotkane na własnej drodze jak i te z książek, z opowieści. Moją mentorką od samego początku była Brené Brown. Jej praca stała się moim zbawieniem. Wszystko to co pisze zainspirowane jest moimi własnymi przeżyciami bądź tymi, o których słyszę. Zasłyszane opowieści często są dla mnie te iskierką, która mnie rozpala i podsuwa odpowiednie słowa pod palce. Ogromny wpływ na moją twórczość mają też kanały Toma i Lisy Bilyeu. Od początku byli dla mnie prawdziwymi nauczycielami.

Ulubione doświadczenie? Najbardziej znaczące przeżycie?

Oczywiście ślub czy narodziny mojej córki był najważniejszymi momentami w moim życiu. Jednak nowy kierunek nadało mojemu życiu szkolenie, na którym byłam w 2016 roku. Tam zapoznałam się przede wszystkim z terminem rozwoju, bo dotychczas poradniki kojarzyły mi się z tymi z Dziennika Bridget Jones. Jedna z wykładowczyń zapytała mnie, czy chciałabym odzyskać kontrolę nad swoim życiem i nabrać pewności siebie i ja zdecydowanie chciałam. Więc zrobiłam pierwszy krok a reszta to już historia.

Cudownym doświadczeniem było dla mnie też pierwsze spotkanie autorskie w bibliotece w Bolesławcu. Bardzo ciepło je wspominam i dało mi ono posmakować autorskiego życia choć na chwilę.

Za co jesteś w życiu najbardziej wdzięczna?

Za mojego męża. W jakimś sensie uratował mi życie. I to dwa razy. Jego miłość jest dla mnie najcenniejsza. Mam to szczęście mieć wielu cudownych ludzi koło siebie. Moich teściów, ojca, który nauczył mnie niepoddawania się, kiedy robi się trudno, cudowną córkę i trzy najlepsze przyjaciółki pod słońcem, o których zawsze marzyłam dorastając. I za to jestem najbardziej wdzięczna, za ludzi w moim życiu. Bo ci ludzie to też moje czytelniczki, dzięki którym, mam dla kogo pisać.

Czytasz? Co?

Książki są nieodzowną częścią mojego życia. Alchemik Paula Coelho przeczytany w wieku siedemnastu lat pozwolił mi przetrwać koszmarne chwile. Czytam tę książkę przynajmniej dwa razy do roku. Jest dla mnie jak uziemienie, które przypomina o tym, co tak ulotne.

Zawsze czytam przynajmniej trzy książki naraz. W domu właśnie skończyłam Terapeutkę B.A. Paris. Bardzo lubię jej książki. W samochodzie słucham trylogii Deborah Harkness All Souls Trylogy. A w pracy audiobooka Unfinished Priyanka Chopra Jonas. Uwielbiam biografie. Ale tak naprawdę czytam wszystko od fantastyki po książki młodzieżowe.   

 


Twoje motto życiowe?

Ono się zmienia bardzo często. Nigdy nie było to jakieś jedno konkretne. Na pewno Nigdy się nie poddawaj, gdyż jest wpisane to w mój życiorys. Słowa Roosevelta stały mi się bliskie, odkąd zaczęłam publikować Nie kry­tyk się liczy, nie człowiek, który wska­zuje, jak po­tykają się sil­ni al­bo co in­ni mog­li­by zro­bić le­piej. Chwała na­leży się mężczyźnie na are­nie, które­go twarz jest uma­zana błotem, po­tem i krwią, który dziel­nie wal­czy, który wie, co to jest wiel­ki en­tuzjazm, wiel­kie poświęce­nie, który ściera się w słusznych spra­wach, który w swych naj­lep­szych chwi­lach poz­nał tryumf wielkiego wyczy­nu, a w naj­gor­szych, gdy przeg­ry­wa, to przy­naj­mniej przeg­ry­wa z od­wagą, nie chcąc, aby je­go miej­sce było wśród chłod­nych i nieśmiałych dusz, które nig­dy nie poz­nały ani sma­ku zwy­cięstwa, ani sma­ku po­rażki.

Miłość jest odpowiedzią na wszystko stało się wręcz moją codzienną afirmacją. I oczywiście Kiedy się czegoś pragnie, wtedy cały wszechświat sprzysięga się, byśmy mogli spełnić nasze marzenie.

Wszystkie inspirujące dla mnie motta zamieszczam na swoich mediach społecznościowych akurat wtedy, kiedy je czuję.

Jak wygląda twoja poranna rutyna? Co robisz chwilę przed snem?

Poranek to najlepszy czas na mój trening. Wstaje między 05:30 a 06:00. Czasami zaczynam krótką medytacją (korzystam z aplikacji Calm). Potem szykuję siebie i Nadię do szkoły i pracy. Nie jem w tygodniu śniadania w domu. Pije małą czarną kawę w biegu raczej i dużo wody. Śniadanie zabieram do pracy. To mieszanka nasion, płatków owsianych, białka, owoców i mleka migdałowego.

Przed snem piszę. Czasem tylko chwilę, czasem dłużej, jak mąż w pracy. Prawie nie czytam przed snem, bo zasypiam, ale zdarza mi się jak mnie naprawdę książka wciągnie.

I zawsze przed zaśnięciem dziękuje za dany dzień i za wszystko, czego dane było mi doświadczyć i nauczyć się.

Na co brak ci czasu?

Robiąc tyle rzeczy naraz, pracując praktycznie na trzy etaty, czasem mam wrażenie, że nic nie robię na 100%. Ale nauczyłam się z tym żyć i lubię moje życie, ciężko byłoby mi z czegoś zrezygnować. Zdecydowanie brakuje mi czasu na realizacje planów blogowych i pisanie. Pomysłów jest dużo. Ale z racji, że to bardziej zajęcie dodatkowe, czasem trudno wysupłać chwilę.

Jak odpoczywasz? Jak ładujesz baterię?

Poza literaturą kocham kino i muzykę. Uwielbiam film, zwłaszcza z dobrym scenariuszem. A muzyka, filmowa czy dobre kobiece dźwięki potrafią świetnie nastroić. No i oczywiście natura. Słońce, zieleń drzew i błękit wody.

Co lubisz w ludziach najbardziej? Czego najbardziej nie znosisz?

Najbardziej lubię w ludziach ich oryginalność. Każdy z nas niby podobny a jednak każdy ma w sobie coś wyjątkowego. Nie lubię ludzkiego narzekania. Strasznie mnie źle nastraja.

Plany? Marzenia? Cele?

Tych jest wiele. Z takich bardziej odległych to wybudowanie swojego własnego Wielkiego Projektu i Oskar za scenariusz.

Wiele podróżniczych. Marzy mi się Fidżi, Islandia, Norwegia i USA.

Chciałabym też zobaczyć moją książkę na liście bestselerów.

Konkretnym planem jest dokończenie dwóch kolejnych książek, ale to jeszcze daleka droga.

Jeżeli ciekawią cię moje książki, znajdzie je tutaj. Do każdej książki jest dedykacja.

 

Komentarze