281 Alfabet epidemii - Bogna



-Mamo, zaraz będzie padać! - krzyknęła Sonia, ale Bogna udawała, że jej nie słyszy. Szła z determinacją do przodu, ciągnąc swoją młodszą córkę za rękę. 

-Mamo, słyszysz mnie? Zaraz będzie lać i do tego mi strasznie zimno. Mówiłaś, że jest ciepło! - ciągnęła Sonia, trzęsąc się w swojej cienkiej, jerseyowej kurteczce. Jej siostra, Sara, szła posłusznie choć nie wyglądała wcale lepiej niż Sonia się czuła.


Wiatr zmagał się coraz mocniejszy. Bogna tyle co stała w pełnym słońcu, czując, że to będzie piękny dzień. Zabierze dziewczynki na lody do ich ulubionej kawiarnii, którą zaraz mieli zamknąć. Zresztą jak wszystkie inne knajpy w kraju. Porozmawiają, pośmieją się, rozładują trochę to napięcie, które rosło między nimi. Ale zaczęło się już w domu. Godzinne szykowanie się do wyjścia. Powrót po portfel do domu, błagania Soni o to, by mogła zostać w domu. Ale Bogna się nie ugięła. Postanowiła, że da radę, nie ugnie się i spędzi miłe popołudnie choć nic na razie na to nie wskazywało.


Gdy pierwsze krople deszczy spadły na ich twarze były zimne, ciężkie i nieprzyjemne. W ciągu dosłownie chwili rozpętała się burza. Bogna czuła, że coś w niej pęka. Stanęła na środku chodnika, i nie mogąc powstrzymać już łez, które w niej wzbierały od dłuższego czasu, wybuchła donośnym płaczem. Stała tak i wyła, czując, że jej świat się wali. Trudno było jej płakać w tej cholernej maseczce więc zerwała ją z twarzy i rzuciła z wściekłością na ziemię. Córki, kompletnie oszołomione tą sytuacją, przytuliły się do mamy i zaczęły głaskać ją po głowie. Może było między nimi napięcie, może ostatnio się nie dogadywały, ale przecież to dalej była ich mama, którą kochały nad życie. Płakały tak chwilę, razem, w strugach deszczu. Bogna poczuła, że jej żal, jej strach i wszystko to, co czuła w sobie, zamieniają się we wdzięczność. - A jednak miała rację -pomyślała. Nie może czuć wdzięczności i smutku jednocześnie. I naprawdę każdy chce mieć kogoś do kochania i pragnie być kochany równie mocno. A ona miała te dwie, wspaniałe istoty, które przecież kochały ją. I były przy niej. Niezależnie od wszystkiego, były rodziną i musiały dać sobie jakoś radę. 


Bogna leżała u swoim łóżku czekając niecierpliwie na sen. Tak bardzo chciała usnąć, zapomnieć choć na chwilę o życiu, o swoich problemach. Tak cholernie zmęczona a jednak nie potrafiła zasnąć. A może się bała? Od paru miesięcy spała sama. Od czasu rozwodu. Ich rozprawa sądowa odbyła się krótko przed zamknięciem sądów. Orzeczono, że ich małżeństwo zostało zakończone. Z jego winy. Ale to była długa historia. Nie miała ochoty o tym myśleć. Była sama, ale tak było lepiej. Lepiej niż wtedy. Tylko wszystko się jakoś tak zbiegło w czasie. W nieszczęśliwym czasie.


Gdy się poznali pracowała na stażu w przychodni. Pomagała recepcjonistce. Przyglądała się temu, jak wszystko funkcjonuje, pomagała katalogować, parzyła kawę. Ale dobrze jej tam było. Byli ze sobą niecałe pół roku kiedy na teście pojawiły się dwie czerwone kreseczki. Ale Bogna była pewna, że tak miało być. Pobrali się, urodziła się Sonia a niedługo potem Sara. I niby byli szczęśliwi. Bogna zajmowała się domem, dziećmi i mężem. W nielicznych wolnych chwilach czytała to, co ją pasjonowało. O człowieku, o naszej ewolucji i jedzeniu. Kochała gotować i lubiła wiedzieć, że to czym karmi swoją rodzinę jest dla nich dobre. Jeszcze na stażu lekarka zaraziła ją stwierdzeniem, że jedzenie może być trucizną lub lekarstwem. A wybór jest nasz.


Nie wyobrażała sobie utrzymywać się po rozwodzie z pieniędzy na dzieci, więc musiała szybo podjąć jakieś kroki. I przeglądając lokalny serwis przeczytała, że ktoś chce sprzedać swoją firmę cateringową. Tak! Pomyślała, że to znak. Oszczędności miała niewiele. Przez swoje konto zaciągnęła kredyt, może i na nieciekawych warunkach, ale to jedyne na co mogła liczyć. I podjęła tę decyzję. Zaryzykowała. Jej własna firma cateringowa, ze zdrowym jedzeniem. Choć nigdy nie prowadziła własnej firmy i nie miała o tym pojęcia, podjęła to ryzyko i dosłownie w tydzień została przedsiębiorcą. Trafiła na małe biuro rachunkowe, które jej we wszystkim pomogło. 15 stycznia podpisała wszystkie umowy i zaczęła działać. Do późna w nocy czytała o tajnikach własnego biznesu i wyszukiwała najlepsze przepisy.


Nie czytywała gazet, nie interesowała się wiadomościami ze świata. Pandemia korona wirusa była dla niej jak cios w plecy. 


Arek wyprowadził się do innego miasta. Nie mogła liczyć na jego pomoc. Jej córki w marcu zostały w domu, ucząc się każdego dnia zdalnie, zdalnie spotykając się z przyjaciółmi. A ona musiała pracować. Rata kredytu, wszystkie firmowe opłaty, których było naprawdę sporo, zakup odpowiednich towarów. To ją trochę zaczynało przerastać. Nie mogła pracować cały czas z domu. Nie mogła pilnować córek, nie mogła się rozdwoić. Sonia miała niby już czternaście lat a Sara dopiero jedenaście. Obie potrzebowały jej wsparcia. Każdy kolejny dzień stawał się coraz bardziej chaotyczny. 


- Mama, nie mogę się połączyć! - krzyczała Sara z przed komputera.

- Mamo, zresetuj internet bo nic nie działa! - Wtórowała jej po godzinie Sonia.

- Mama, ja tego nie rozumiem! A Tymek cały czas przeszkadza i nie słyszę Pani!

- Mamo Pan z historii kazał nam samodzielnie opracować cały temat i za godzinę mamy z tego kartkówkę! Pomóż mi!


Nie raz, nie dwa dziewczyny załamywały ręce starając się opanować materiał. Raz było lepiej a raz gorzej, z przewagą tego drugiego. Gdy Bogna siedziała nad listą zakupów i planem cateringowym na kolejne dni, dosłownie co dziesięć minut wybuchała gdzieś bomba. Starała się bardziej niż kiedykolwiek zachować spokój, nie denerwować się ale bywały dni, kiedy jej poziom irytacji osiągał szczyt i po prostu wybuchała.


- Dajcie mi chwilę spokój bo umrzemy tu z głodu!


Przebrnęła pierwsze pół roku. W sumie nie bardzo wiedziała jak. Firma przynosiła straty. Dziewczyny wiecznie się z nią kłóciły, jak nie z nią to ze sobą. A Arek spóźniał się z alimentami. Jej rzeczywistość była niczym z koszmarnego snu. Cały dzień w biegu. Szła jakby pod  wiatr. Bez pomysłu na nic. Po prostu żyła. 


Pomocy od Rządu nie dostała za wiele, bo jej firma istniała dopiero od stycznia. Zwolnili ją z płacenia z zusu, dostała bezzwrotną pożyczkę. Ale należności rosły a klienci ubywali. Mało kogo było stać by zamówić sobie dietę pudełkową prosto pod drzwi, kiedy wszystko było tak niepewne.


Na początku wakacji Sonia przestała się do niej odzywać. Z palcami na klawiaturze tłumiła swoje emocje. Bogna nie puściła ją ze znajomymi nad jezioro pod namiot. Nie chciała być tą nudną i zaborczą matką, która na nic nie pozwala. Ale nie wyobrażała sobie, że zgadza się na coś tak bezmyślnego. 


- Na nic mi nie pozwalasz! Ciągle ci się wydaje, że jestem twoją małą dziewczynką! - krzyczała Sonia ze łzami w oczach. Bogna najchętniej by odpuściła. Nie chciała widzieć tej rozpaczy w oczach własnej córki. Jak by mogła?! Przecież każda mama chce, by jej dzieci były szczęśliwe. Ale co to tak naprawdę oznaczało? - Nic mi w tym domu nie wolno. - krzyczała dalej Sonia - Mam tylko sprzątać i się uczyć. Nawet znajomych nie mogę zapraszać. To, że ty jesteś nieszczęśliwa, bo tata odszedł, nie znaczy, że ja muszę być.

- Kochanie, dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Możesz zaprosić Klarę, ale proszę, żebyś była rozsądna. Nie po to uczycie się z domu, żeby popołudniami siedzieć całą klasą w małym pomieszczeniu. Musimy być ostrożne, koronawirus...

- Mam w dupie ten cały koronawirus. On i ty niszczycie mi życie! - rzuciła w locie i trzasnęła mi drzwiami przed nosem.


Więc wakacje spędziły w czterech ścianach lub w lesie, na rowerach, zazwyczaj poobrażane na siebie. Na tydzień pojechały do jej matki na wieś, ale nie żyły ze sobą za dobrze, więc wróciła a dziewczyny razem z nią, pragnąc powrotu do "cywilizacji" bo babcia nie miała internetu. Jej matka nie pochwalała rozwodu, uważała, że to był Bogny wybryk i ciągle zarzucała jej, że nie radzi sobie z dziewczynkami. Niby, że jest za miękka i za mało konsekwentna. Bogna starała się tym nie przejmować tylko robić swoje, ale gdzieś w głębi duszy czuła, że jest złą matką. Czuła, że jej mama napewno tak uważa


Firma radziła sobie coraz gorzej. Klienci odchodzili a nowych było niewielu i choć wszyscy chwalili Bognę za jakość oferowanych produktów, to pod koniec sierpnia Bogna nie miała wyjścia, musiała zwolnić pracownicę, która również miała swoją rodzinę i swoje kłopoty. A teraz jeszcze nie miała pracy. Tak cholernie źle jej z tym było. Nie była pewna czy nie była to trudniejsza decyzja niż odejście od niewiernego męża. 

Leżąc u łóżku już którąś godzinę, postarała się przywołać to uczucie, jakie ją wypełniało gdy stały wtulone w siebie, przemoczone do suchej nitki, jednak szczęśliwe. Ale tak wiele miała na głowie. Tyle obowiązków, zobowiązań a tak mało czasu i pieniędzy. Ale przecież miała już to najważniejsze, miała kogo kochać i przez kogo być kochana. Nie była też wcale głupia. Musi znaleźć sposób, żeby się z tego wszystkiego jakoś podnieść. I z tą decyzją w głowie, usnęła. 


Na szczęście nie obudziły się następnego dnia chore po tej deszczowej kąpieli. Kolejnego również nie. Ale niecały tydzień później urwał się Bognie film. Nawet nie wiedziała skąd to przywlekła. Kaszel, uczucie, jakbyś się rozpadała od środka, gorączka, utrata  zmysłów, właściwie nie czuła nic poza bólem. Szpital. Jej matka wreszcie z wrazem jakiś emocji na twarzy, a nie tą wieczną obojętnością. Respirator. Kroplówki. Dziewczynki ze smutnym wyrazem oczu. Nie do końca wiedziała co się wokół niej dzieje. Ale jednego była pewna. Musi przetrwać. Musi żyć dalej. 


Dopiero potem dowiedziała się, że to Sonia wezwała karetkę. To ona przekonała ich, żeby przyjechali. Bogna była uparta, cały czas powtarzała, że zaraz wstania. Zbierze się w sobie i wstanie, przecież ma tyle do zrobienia. Ale wstała dopiero po miesiącu, a po sześciu tygodniach poczuła, że znów żyje. Nie mogła znieść tej bezsilności, kiedy leżąc pod kocem w swojej sypialni patrzyła jak jej córki próbujące normalnie żyć, patrząc całymi dniami w ekran urządzenia, który stał się już nie tylko zbędnym gadżetem, ale ojcem i matką, przyjacielem i  nauczycielem. Była z nich dumna i powtarzała im to w nieskończoność.


- Będę musiała zamknąć firmę i znaleźć jakąś pracę. Rachunki czekają na zapłacenie a firma nie przynosi prawie żadnych przychodów - powiedziałam moim córkom po całonocnych przemyśleniach na początku listopada. Wiedziałam, że z tą pracą nie będzie lekko, miałam minimalne doświadczenie, ale musiałam wierzyć, że dam radę. 

- Mamo, naprawdę nie da się nic zrobić? - Sonia zapytała z desperacją. Bogna wiedziała, że jest z niej dumna, że próbuje żyć i pracować na własną rękę, bez jej ojca. Powiedziała to Bognie pierwszej nocy po jej powrocie do domu ze szpitala.

-Nie wiem już co mogłabym zrobić. Widać dobra jakość i smaczne jedzenie nie wystarczy. Nie wiem jak przyciągnąć do nas nowych klientów - przyznała ze smutkiem Bogna. Czuła, że to będzie jedna z największych jej porażek. Zostanie z długami i bez źródła dochodów.

- Nowych klientów...- myślała Sonia, która zaczęła intensywnie myśleć i analizować. Internet znała jak niewielu dorosłych - Mamo, a może spróbujemy na Facebooku, stworzymy fan page'a, jakąś dedykowaną kampanię na odpowiedni region. Ostatnio jeden taki influencer o tym opowiadał. Że też na to wcześniej nie wpadłam! - rzuciła entuzjastycznie i zniknęła w swoim pokoju. 


Wyłoniła się tylko na chwilę by poprosić o parę dobrych zdjęć i kartę kredytową. Limit na tej karcie był prawie osiągnięty, więc nie mogła narobić za dużych szkód. Bogna nie mogła uwierzyć w zaangażowanie córki. I faktycznie coś wymyśliła. Wtajemniczyła Bognę i razem zorganizowały akcje promocyjne, darmowe próbki wysyłane na życzenie, które Sonia wraz z przyjaciółkami same roznosiły po mieście ubrane w firmowe fartuszki, dbają o częstą dezynfekcje wszystkich pojemniczków z jedzeniem jak i siebie samych.


Wieczorami, gdy leżała samotnie w łóżku, ledwo mogła wyleżeć ze stresu, z ekscytacji, z przerazenia. Tak wiele emocji nią targało. Tak wiele zależało od powodzenia tego przedsięwzięcia. Za parę dni będzie musiała dzwonić do matki z prośba o pożyczkę bo kończyły jej się pieniądze na jedzenie nie mówiąc o zaległych rachunkach i fakturach. Starała się odpędzić od siebie negatywne myśli, które od roku podpowiadały jej, ze poniesie porażkę, że jest nikim bez męża. Nie było łatwo, ale zaczęła te najgorsze myśli rozdeptywać, jak mrówki i myślała tylko o tym, jak może jeszcze być pięknie.


Wszystko zaczęło się zmieniać. Bardzo, bardzo powoli. Pracy przybywało, co dawało jej jakieś zajęcie i dodawało wiary, że wyjdą na swoje. Do tego robiła coś razem z córkami. Dzieliły się obowiązkami, pomagały sobie nawzajem. Bogna nigdy nie czuła się bliżej swoich córek niż w tamtym momencie, tuż przed gwiazdką. Przepełniała ją radość, że może zrobić córkom te święta i sprawić im prezenty, skrome, to prawda, ale takie, które naprawdę im się marzyły. Przed nią była długa droga wychodzenia na swoje, ale pierwsze kroki miała już za sobą. Czuła się jakby jej ogromny ciężar spadł z serca.


Tamtego dnia wróciła do domu wcześniej. Sara miała lekcje w swoim pokoju, więc tylko pomachała jej cichutko ale wtedy usłyszała płacz. Znalazła Sonię w jej w łóżku, zalaną łzami, załamaną.


- Kochanie, co się stało? - zapytała kładąc się obok niej, wsuwając swoje dłonie pod jej trzęsące się ciało, przesuwając ją do siebie, tak by mogła zamknąć ją w swoich ramionach.

- Czuję się taka pusta w środku. Z jednej strony nie czuję nic, a z drugiej czuję wszystko i to tak cholernie boli, mamo - wydusiła przez łzy- Wydaje mi się, jakbym nic dobrze nie robiła. Ciągle tylko nawalam. Nikt mnie nie lubi, nawet ty. Zresztą ja sama siebie nie lubię - wyznała i ukryła twarz w swoich dłoniach, płacząc jeszcze mocniej.


Bogna przytuliła córkę tak mocno, jak tylko potrafiła, choć ta wyrywała się jej jeszcze. Ale po chwili sama do niej przylgnęła. Tak bardzo potrzebowała ciepła drugiej osoby. 

- Świat stanął na głowie i wiem, że wydaje ci się, że tak wiele straciłaś. Ale twoje życie płynie dalej. To ty decydujesz czy wykorzystasz swój czas, czy sprawisz, że będzie coś znaczył. Nie robisz wszystkiego źle. Oceny się poprawią jak nie będziesz musiała mi tyle pomagać. I zapominasz o tym, że tylko dzięki tobie moja firma przetrwała. To ty nas uratowałaś.

Sonia nic nie powiedziała nic, tylko przylgnęła do niej mocniej.


- Owszem, czasami cię nie lubię, ale ty też pewnie mnie czasami nie lubisz. Ale to nie ma znaczenia, bo kocham cię najmocniej jak tylko potrafi moje serce kochać. I serce mi pęka z dumy, że mam tak piękną i bystrą córkę. I mówię to poważnie. Kocham cię i uważam, że jesteś wyjątkowa.

- Oh, mamo, ale wszystko się sypie. Krystian, ten chłopak, o którym ci mówiłam, zaczął chodzić z Klarą. Nie wierzę, że mogła mi to zrobić! Nie wierzę! W czym ja jestem od niej gorsza!? Co jest ze mną nie tak!? I wszystko przez jedną imprezę, na której mnie nie było - wyrzuciła z siebie, dalej wtulając się we mnie całą sobą.

- Jestem tu kochanie, jestem tu - i nic więcej nie powiedziała, bo i tak córka by nie uwierzyła teraz jej słowom, że zasługuje na kogoś lepszego, że jest cudowna i wszystko jest z nia w porządku. Miała złamane serce a zadaniem jej mamy, było być tam teraz, z nią, po prostu być, by nie czuła, że jest z tym sama.


Ciąg dalszy nastąpi


Nie ma szczęśliwych zakończeń, bo życie toczy się dalej w swojej nieskończoności i na każdym kroku nas zaskakuje. A my cały czas szukamy własnej drogi i własnego szczęścia, cierpiąc po drodze, raniąc po trochu innych, potykając się i podnosząc na zmianę.

"Nie jesteś tym, kim myślisz, że jesteś. Nie jesteś tym, kim ja myślę, że jesteś. Jesteś tym, kim ty myślisz, że ja myślę, że jesteś." Bhagavad Gita

Więc, jeśli ci się wydaje, że twój mąż widzi w tobie otyłą brzydulę, to we własnej głowie się nią stajesz. Jeśli myślisz, że twoja przyjaciółka, traci do ciebie zaufanie i ma lepszych znajomych niż ty, to taką osobą się właśnie będziesz czuć. Jeśli myślisz, że twoi rodzice, nie są z ciebie dumni i czują zawód myśląc o tobie, to będziesz czuć się właśnie tak, jakbyś zawiodła wszystkich. Nasze myśli podpowiadają nam tyle kłamstw. Tyle oszczerstw i nieścisłości, a my im ślepo ufamy. Zaufanie wobec naszych własnych myśli może nie być najlepszym rozwiązaniem. Bycie ich świadomym. Analizowanie ich i szukanie źrodła, to już co innego. Wiecznie myślimy o tym, co inni o nas myślą, nie wierząc ich słowom. A przecież nie potrafimy czytać w myślach. Nikt tego nie potrafi, choć nie raz tego wymagamy od innych i oskarżamy o to samych siebie. Podstawą musi być zawsze komunikacja. Nigdy nie będziemy wiedzieć co siedzi w głowie drugiego człowieka. Więc chyba nie warto się starać. 

Negatywne myśli są nam tak bliskie jednak. Krytyka, którą słyszymy we własnej głowie. Krytyka innych. Nie raz gnoimy się wręcz lub pozwalamy na to innym. A jak mówi Tom Bilyue, powinnyśmy skupiać uwagę tylko na tym, co może pomóc nam się rozwijać. 


Miałam 12 lat gdy mój dom się rozpadł. Nikt mi nigdy nie powiedział co się tak naprawdę stało. Ojciec wyprowadził się i rzadko go widywałam. Czułam, że nie jestem warta jego uwagi. Jego miłości. Czułam, że jestem zbyt przeciętna, by o mnie się troszczyć. Wierzyłam w to całym sercem. 

Brakowało mi ciepła domowego ogniska, brakowało szczerych rozmów, otwartości. Brakowało mi poczucia bezpieczeństwa i wiary w to, że jestem wystarczająca. I tego szukam już jako dorosła kobieta. Bo tego, czego nie mieliśmy w dzieciństwie, szukamy w dorosłości. Co by to nie było, czy czujaś uwaga, czy dotyk, czy uśmiech, bezpieczeństwo, śmiech, dostatek - jeśli to ważna część ludzkiej egzystencji, której nam poskąpiono, będziemy o to zabiegać jako dorośli. Wiec warto zastanowić się czego będą szukać twoje dzieci gdy wyfruną z gniazda.


Czas pandemii to czas cierpienia ale i refleksji. Czas pomyśleć o samej sobie. Czas o siebie zadbać. Jesteśmy silniejsze niż nam się wydaje tylko zbyt często brak nam wiary w siebie. Wierzy w to, co myślimy, że myślą o nas inni. Wierzymy, że nie damy rady, że coś z nami nie tak. A tak naprawdę jedyne czego nam brakuje, to miłości do samej siebie.

Kochaj i daj się kochać. Bo to w naszej egzystencji jest najważniejsze i nadaje sens naszemu istnieniu.


Polecam ci tę piosenkę, zakochała się w niej- Prism of Love.


Mistrzyni ma swoją rocznice, to już dwa lata więc z tej okazji wielkie cięcie cen.

Zestaw moich książek znajdziesz tu!


Komentarze