274 Czy moje życie tak miało wyglądać? Kobiece troski


Moja córka w marcu skończy 10 lat. Nie mogę w to uwierzyć! Czas zleciał. Ale od czasu do czasu patrząc na nią, porównuje jej życie do mojego. Kiedy miałam 10 lat moja rodzina zaczęła się rozpadać a ja uciekłam w świat filmów i seriali. Każdy weekend to był nowy odcinek Jeziora Marzeń, Buffy, Beverly Hills 90210 lub Roswell: Krąg tajemnic. Znacie je? Miałam też moje ukochane filmy. Bertolucci, Burton, Tarantino no i Nora Ephron. Każdy obraz jaki widziałam, każda twarz i każde słowo były tak odległe od mojego życia, iż byłam przekonana, że moje życie jest nijakie, że wszystko co fajne i ciekawe,  mnie się nie przytrafia. Presja jaką czułam będąc samotną, świeżo upieczoną nastolatką, była ogromna. Czułam, że tak wiele tracę. I wszystko to burzyło moje poczucie własnej wartości. Nie było pierwszego pocałunku, chłopca, który by poprosił mnie do tańca. Nie było szczerych rozmów o życiu i uczuciach, muzyki w tle i niespodzianek. Była szara codzienność, kłótnie, problemy i rosnąca we mnie wiara, że nie jestem dość dobra na cokolwiek lepszego. Patrzałam w lustro i widziałam brzydkie kaczątko, które nigdy nie przemieniło się łabędzia. Marzyłam o wielkiej miłości, o romansie, pocałunkach, moim pierwszym razie choć miałam niewiele lat więcej niż moja córka. Ona zdecydowanie jest jeszcze dzieckiem i kocham to w niej. Jej niewinność, nieświadomość. Ja straciłam to zbyt wcześnie a zamiast tego wypełniłam moją głowę oczekiwaniami i wizjami tego, jak moje życie powinno wyglądać, oczekiwaniami i wizjami, które nigdy nie stały się rzeczywistością. Kiedy wreszcie trafiła mi się okazja romansu, nie stawiałam warunków, tak bardzo pragnęłam czuć się chciana. Nie muszę chyba mówić, że to się za dobrze nie skończyło i wcale nie było spełnieniem moich marzeń... raczej wręcz przeciwnie.

Niejedna kobieta po przeczytaniu Pięćdziesięciu twarzy Greya, patrzała na swojego partnera, na swoje życie erotyczne, na ilość ekscytujących przygód w swoim życiu i czuła zawód, smutek i żal, bo wszystko poczynając od naszego "apartamentu", hobby, środków transportu jakie posiadamy po wygląd samego partnera nie dorównywało wersji filmowej. Nie wspominając już o jakości i częstotliwości naszych orgazmów. 

Sztuczne, wymuskane obrazy stworzone przez wybujałą wyobraźnie rozmarzonych kobiet i  idealistycznych facetów sprawiają, że nasze życie wydaje się nijakie i nie daje tyle szczęścia, ile by mogło.  

Wracam myślami do mojej córeczki, dziś jeszcze tak nieświadomej i niewinnej, i boję się tego, co ona wyniesie z ruchomych obrazów i dwuznacznych konwersacji w nich zawartych. Czy ona też będzie szukać tych uniesień i tego dreszczyku, który poczuje oglądając bogate, pełne dramatów i rozterek perypetie bohaterów nowych hitów dla młodzieży? A patrząc na Riverdale na przykład, obawiam się, że może być jeszcze gorzej. Życie przecież nie toczy się wokół tego jak wyglądamy, ile możemy kupić i kogo do siebie przyciągnąć. Nasze życie ma większą wartość niż tanie emocje, które obiecują nam producenci filmowi. 

Czemu zaczęliśmy się porównywać do wymyślonych i nierealnych światów z drugiej strony ekranu? 

Jim Carey, którego ubóstwiam, powiedział kiedyś, że chciałby, żeby każdy mógł stać się sławnym i bogatym. Bo wtedy byśmy się przekonali, że nie o to w życiu chodzi i nie to nadaje życiu wartość, nie to czyni nas szczęśliwym. Niezależnie od marzenia, od tego jak bardzo coś jest nierealne i fantastyczne, kiedy jakimś cudem uda nam się je urzeczywistnić, po czasie czar pryska. Nawet jeśli coś jest magiczne, przyzwyczajamy się go tego. 

Po tych wszystkich moich przejściach i rozkminkach doszłam do wniosku, że to ja decyduje jak wartościowe jest moje życie. Ja sama mogę machnąć różdżką i zaczarować własny świat. To naprawdę nie takie trudne. Wystarczy docenić te najmniejsze rzeczy, które kiedyś brałam za pewniaka. Docenić starania innych, ich istnienie. Docenić życie takim, jakie jest. Radość może dać mi świetna książka, pieczenie ciastek z córką, tak samo jak wycieczka jachtem czy pobyt w drogim hotelu. Radość daje dobroć i empatia, dużo większą niż zakupy. To moja decyzja ile wartości nadam każdej chwili. Każdy uśmiech mojego dziecka, dobry humor, pyszny obiad, ciepły dom. Tysiące, tysiące rzeczy sprawiają, że moje życie jest wartościowe. Nie muszę wyglądać jak z okładki i przeżywać chwil jak z Titanica. Niezależnie od wszystkiego jestem bohaterką własnego życia tak jak ty, jesteś bohaterką twojego. Nie jakąś tam drugoplanową, ale tą najważniejszą. Nasza wartość nie zależy od tego, jak bardzo nasze życie przypomina serial dla nastolatek czy przesyconą erotyzmem powieść. Nasza wartość jest i była w nas od początku naszego istnienia.

Kiedy miałam 16 lat, lubiłam siadać w nocy w oknie mojego pokoju i patrzeć w niebo. Miałam złamane serce. Brak nadziei w sercu na cokolwiek dobrego. Moja mama była po chemioterapii, bo zbyt długo dbała o innych a zapomniała całkowicie o sobie. Czułam, że jestem sama i samotna. Chciałam tak wiele w moim życiu zmienić. Dziś żałuje, że nie mogę tej dziewczynie powiedzieć tego, że nie jest sama i zdecydowanie nie jest bezwartościowa. Chciałabym nauczyć ją kochać samą siebie i kochać życie. Chciałabym je powiedzieć, że jest wartościowa i nie powinna porównywać swojego życia do tego, za drugiej strony ekranu. 

Kiedyś nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak niektóre filmy mnie krzywdzą. Jak krzywdzące i nieżyciowe wartości przekazują. Od stycznia na Netflix'ie można oglądać Jezioro Marzeń- serial, który opanował moje serce i myśli na długi czas. Dziś widzę jego defekty i jego  fałsz. Żałuję, że dziewczynki nie są uczone w szkołach tego, jak siebie szanować, jak budować swoje poczucie własnej wartości i pielęgnować miłość do siebie. Żałuję, że nie uczy nas się tego, czym naprawdę jest miłość, rodzina i życie. Z jednej strony mamy wzorce z domu, których nie chcemy powielać za wszelką cenę. Z drugiej strony mamy te doskonałe wzorce z kina, z telewizji i próbujemy im dorównać. A kiedy nam się to nie udaje i zamieniamy się we własnych rodziców, rozbudza się w nas żal, poczucie niesprawiedliwości, smutek i rozgoryczenie. 

Czy zadawałaś sobie kiedyś te pytania? Czy mnie ktoś tak kiedyś pokocha? Czy mnie dane będzie to przeżyć!? Czy ktoś będzie tak o mnie zabiegał? Czy ktoś mnie tak doceni? Prawda jest taka, że nasze rzeczywiste życie odbiega od tego filmowego. Brak nam chęci, odwagi i determinacji. Brak czasu i wiary w siebie by realizować wizje, które przyjdą nam do głowy. Brak tego nam ale i tym, od których oczekujemy czegoś więcej.

Myślę, ż musimy nauczyć się ustalać własne standardy, budować swoje życie na własnych zasadach i własnych wartościach i nie oczekiwać, że nasze życie będzie przypominało jakiś popularny serial. Jako ludzie jesteśmy naprawdę wyjątkowi i mamy ogrom pomysłów i połacie kreatywności w sobie, problem nie jest w nas ale w naszym braku wiary, braku chęci i nieustannym porównywaniu się. No i oczywiście w braku determinacji i umiejętności zarządzania czasem. 

Więc zapomnij o tym, co widziałaś i idź w życie, bądź bohaterką własnego losu, bądź jego Mistrzynią.



A Ty co myślisz? Czy Twoje oczekiwania wobec życia i miłości były spaczone przez sztuczne i nierealne obrazy stworzone przez producentów?

Daj znać!


Czytałaś już moje książki? Znajdziesz je tutaj!

Komentarze