221 UCZENNICA Lekcja 19


Kiedyś widziałam siebie tylko jako zlepek niedoskonałości. Za duży nos, za pełne policzka, za obfita talia. Widziałam wszystkie, nawet najmniejsze elementy mojego ciała, które były nieatrakcyjne. Byłam pewna, iż inni też widzą tylko moje niedoskonałości. Byłam pewna, że dla innych też jestem tylko brzydulą i grubasem. Skupiałam się na tym całym bagnie zapominając o dwóch rzeczach. Nigdy nie będę wiedzieć co tak naprawdę siedzi w czyjejś głowie. I zapomniałam o tym, że choć jestem niedoskonała, mam w sobie też dobre strony, pozytywne cechy. Mam w sobie piękno, które czasem duszę na siłę, bo się go boję. Boję a może nawet wstydzę. 

Przyjechałam do Warszawy już parę dni temu ale swojego czasu tu raczej nie wykorzystywałam efektywnie. Nic jeszcze nie załatwiłam, nic nie przemyślałam. Jakbym celowo czekała aż te dwa tygodnie wolnego zwyczajnie się skończą i wrócę do Sopotu. Chciałam odwiedzić grób rodziców. Chciałam zajrzeć do Saffron Consulting i pogadać z Kamilem, Moniką i całą resztą. Chciałam zorientować się ile kosztuje lokal do wynajęcia w mieście, może poszukać kogoś, kto pomoże mi opracować biznes plan, jeśli rzeczywiście zdecydowałabym się kiedyś coś własnego otworzyć. Po to się przecież uczyłam, po to ćwiczyłam. Żeby zacząć coś własnego. Miałam już nawet konkretną wizje. Miałam już cały plan. Cinema Café. Surowy wystrój, czerwona cegła i czarne ściany z plakatami starych filmów na ścianach. Miejsce dla mam, dla biznesmenów, dla psiapsiółek, dla rodzin z dziećmi. Miały być wykwintne desery jak z Titanica, szarlotka z American Pie i taneczne kanapki Step Up. Ale wiza to tylko mrzonka jeśli nie będę nic z nią robić, jeśli nie zamienię marzenia w plan. A ja siedziałam z założonymi rękami. Brakowało mi jakiegoś kopa motywacji, zastrzyku energii. Więc zrobiłam to, co zawsze mi doradzała Szafrańska. 

Otoczyłam się książkami, znalazłam ciekawych ludzi on line i zaczęłam czytać, słuchać i być uważna. Czasem słucham książek godzinami i nic się nie dzieje. Czasem usłyszę jedno zdanie i mam łzy w oczach. Strach zawsze mnie dusił, trzymał jak kajdanki. Strach przed opinią innych, przed ich krytyką, osądem. Strach przed porażką, przed emocjami, z którymi nie dam rady. Własne marzenia dusiłam w sobie, bo nie potrafiłam się przełamać W jednym ostatnich wywiadów Lisy Bilyeu zauważyłam coś, na co wcześniej nie zwróciłam uwagi. Jedną rzecz. Lisa przeprowadza wywiady tylko z kobietami, które przełamują stereotypy, które budują nową rzeczywistość dla kobiet. I jej ostatnim pytaniem zawsze jest "What is your superpower?". Jaka jest twoja super moc? Wśród odpowiedzi padały takie słowa jak odwaga, determinacja, siła, wytrwałość, inspirowanie innych. A ja? Czy ja mam jakąś super moc? 

Szafrańska zawsze starała się mi pokazać, że każdy, dosłowne każdy ma w sobie coś wartościowego, coś ważnego i pięknego. Od dziecka uwielbiałam oglądać Wielkie Projekty i patrzeć jak marzenia stają się rzeczywistością. Jak ludzie trzymają się swojego marzenia, jak są wytrwali, jak się nie poddają, pomimo niedogodności czy przeszkód. Mnie to się nie przytrafiało. Było dla mnie nieosiągalne. Tak przynajmniej myślałam kiedyś. Ale coś, co dla mnie jest wyjątkowe, niesamowite i niepowtarzalne, dla kogoś może takie nie być. Tak jak coś, co dla mnie jest normą, co jest oczywiste i pewne, dla kogoś może takie nie być. Ktoś kto nie ma pracy, a jej potrzebuje, będzie patrzał na wszystkich zatrudnionych jak na szczęściarzy. Ktoś kto nie chodzi, patrzy z podziwem na biegaczy na maratonie. Ktoś kto nie widzi, uśmiecha się jak słyszy kroki tańca na parkiecie. 

A mnie niby nic nie brakuje, więc może mogłam jakoś przestawić myślenie i stanąć po drugiej stronie. Może był jakiś sposób bym uwierzyła w siebie w 100%, i bez zwątpienia ruszyła do przodu? Moja super moc chyba jeszcze nie została odkryta. Kocham tworzyć. Ale z moim tworzeniem zawsze był problem. Zawsze robiłam coś dla innych, starając się ich zadowolić, sprostać ich oczekiwaniom. A przecież powinnam przestać wiecznie troszczyć się o oczekiwania innych czy obawiać się ich krytyki. Każdy przejaw mojej kreatywności to zawsze była dla mnie lekcja wrażliwości. To jak wieczne wystawianie się, odsłanianie całej siebie. A ja nie czułam się na tyle silna by robić to za każdym razem, nie bojąc się tego co się stanie. 

Dan Meyer (klikając w link, nawet jeśli nie znasz angielskiego, możesz przewinąć na koniec i zobaczyć jak Dan połyka miecz), połykacz mieczy, w jednym z Tedów, które obsesyjnie oglądam, powiedział coś niesamowitego. Powiedział, że powinniśmy się skupić nie na tych 99 %, które mówią, że coś jest niemożliwe, ale na tym jednym procencie, że coś jest wykonalne. Mówił, że dla niego niemożliwością nie jest połknięcie całego miecza, ale to, że chudy, strachliwy chłopak pokonał strach, sięgnął po swoje marzenia i stanął na scenie przed ogromną publicznością i o nich opowiedział. Jeden krok na raz. Jeden dzień na raz. Jedna próba na raz. I to stało się dla mnie inspiracją, by faktycznie usiąść i zastanowić się co i jak. 

Wybrałam bukiet najskromniejszych kwiatów jakie znalazłam w kwiaciarni, bo wiedziałam, że mama takie doceniłaby najbardziej. Kupiłam też tacie jego ulubionego Budweiser'a. To był długi spacer. Wiedziałam, że podświadomie odkładam to spotkanie jak najdalej. Był piękny, wrześniowy dzień a ja tak dawno nie byłam w moim rodzinnym mieście. Tyle się tu działo, zmieniało. Warszawę można było kochać lub nienawidzić. Nie ma nic pośrodku. Ja zdecydowanie ją kochałam, pomimo tego, że kojarzyła mi się z cierpieniem i łzami. Może lubiłam czuć się jak współczesny Werter. 

Widziałam wszystko. Każdy odrapany budynek, porzucone śmieci i ułożone nierówno opony na poboczu drogi. Widziałam wysokie chwasty przy co drugiej ulicy. Widziałam wyblakłe reklamy jak i te krzykliwe, rażące i zbyt prostackie. Widziałam smutnych ludzi i martwe drzewa. Każdy przepełniony kosz na śmieci, każdego bezdomnego i niewykończony budynek obklejony taśmą "na sprzedaż". Słyszałam krzyki, wyzwiska i klaksony. Czułam smród, kurz i smog. Cały ten negatywny obraz miasta miałam tuż przed oczami. Ale kochałam to miejsce. Mimo wszystko. Nic nie jest tylko brzydkie. Na starych, niszczejących budynkach wyrastały nieugięte drzewa, których małe listeczka szumiały cudownie na wietrze. Czułam ciepło słońca, które odbijało się od szyb sklepów, które nie zawsze i nie tylko były sieciówkami, ale także założonymi z sercem sklepami z duszą i realnymi ludźmi za ladą. Widziałam piękno. Widziałam całe naręcza piękna, które wyciskało mi łzy z oczu, które choć miały dość płaczu, pragnęły zapłakać z radości. 

Stojąc nad grobem rodziców poczułam ulgę. Położyłam bukiet kwitów i piwo na nagrobku i długo siedziałam w ciszy. Ubolewałam nad własną stratą. Tyle mi dali choć żyli w przeświadczeniu, że dali mi za mało, bo sami wiele nie mieli. Ale co może być cenniejsze niż miłość, niż wsparcie, bezpieczny dom? Opowiedziałam im o tym, jaki minęły ostatnie miesiące, co robiłem i gdzie. Opowiedziałam im o Bastianie i swoich marzeniach. I poczułam się lepiej słysząc to wszystko na głos. To wszystko było takie realne, kiedy o tym opowiadałam. Obiecałam im wrócić jeszcze nim upłyną te dwa tygodnie i ruszyłam w drogę powrotną. 

Następnego dnia ruszyłam nieśmiało w stronę Suffron Consulting. To nie była ta droga, którą zazwyczaj przemierzałam gdyż zatrzymałam się u kuzynki mamy, która była na akurat na szkoleniu poza miastem. Stanęłam w drzwiach tego tak znajomego budynku miałam znów łzy w oczach. Kiedy Monika trzymała mnie w ramionach przestałam je wreszcie wstrzymywać. Wszystko na chwile w firmie stanęło gdy mnie zobaczyli, a potem były przywitania, uściski i pocałunku. Ale telefony dzwoniły więc trzeba było przerwać to ciepłe przywitanie. Kamil skinął na bok pomieszczenia, gdzie stała wielka, zielona, narożna kanapa, na której często robiliśmy burze mózgów. 

-Przepraszam, za wcześniej. Za to jaki byłem wobec ciebie kiedy razem pracowaliśmy. Chyba te wszystkie zmiany dały mi ostro do wiwatu. Miałem być liderem zespołu a zachowałem się jak nadęty dupek. Przepraszam. Nie tego nas uczyła Szafrańska. Ocknąłem się po twoim odejściu. Potem usłyszałem o twoim tacie. Tak mi przykro. 
-Ja też nie byłam fair. Ktoś musiał być liderem. To ty zawsze potrafiłeś wyciągnąć z nas to, co w nas było najlepsze, zawsze dodawałeś odwagi. A ja zostawiłam was z dnia na dzień, bez słowa, bez wyjaśnień. Jakby mi nie zależało. W swojej rozpaczy zapomniałam o całym świecie. Dałam swojemu żalowi przejąć kontrolę. 
-Utrata obu rodziców to straszna strata, zwłaszcza w tak krótkim czasie. Nie żebym coś o tym wiedział, ale tak myślę. Zawszę czułem się trochę taki wybrakowany, wiesz? Czułem taki fantomowy ból, jak po stracie kończyny czy coś. Nigdy nie miałem prawdziwych rodziców ani też nie dowiedziałem się kim byli. Matka zostawiła mnie w oknie życia, kiedy miałem miesiąc. 
-Powinieneś być z siebie dumny. 
-Trochę jestem. A ty? Co teraz robisz? 
-Właśnie. O tym też chciałam pogadać. Nie chce wracać. Nie mogę, nie czuje tego. Chciałabym ci dać tę część udziałów jakie mam w zamian za wynajęcie was. 
-Wynajęcie? Do czego? 
-Chce założyć swój biznes. Za parę miesięcy będę mogła sprzedać mieszkanie po rodzicach, i razem z moim oszczędnościami i całą resztą powinno starczyć. Chce mieć swoja kawiarnie. 
- Kawiarnie? 
- Tak. Kawiarnie. Cinema Café. To co, pójdziesz na to? 
- Wiesz, że pomógłbym ci bezinteresownie. Nie musisz mi oddawać swoich udziałów. Przyda ci się te parę groszy z dywidendy. 
- Nie do końca czuje się dobrze biorąc kasę za efekty waszej pracy. - Temat zamknięty. Daj tylko znać kiedy będziesz nas potrzebować. - Dziękuje Kamil. Jesteś wielki. 
- Jesteś częścią rodziny i zawsze już będziesz. Niezależnie od wszystkiego -powiedział Kamil przytulając mnie do siebie mocno, a ja zatonęłam w jego ramionach z uśmiechem na twarzy.

Wracając do mieszkania czułam ulgę. Tak długo to odkładałam, bałam się nawet, ale już nie wiedziałam dokładnie czego. Sam strach często okazywał się straszniejszy, bardziej męczący i mroczniejszy niż samo wyzwanie, którego się obawiałam. Obiecałam sobie zapamiętać to na przyszłość. Sam Roosevelt przecież mówił, że najbardziej powinniśmy bać się strachu samego w sobie. To czego się boimy, w większości przypadków nie dorasta naszym wyobrażeniom do pięt a w pozostałych nigdy się nie ziszcza. Więc może warto o tym pamiętać i znaleźć w sobie odwagę by zmierzyć się ze strachem? Ja postanowiłam zaryzykować. Nigdy nie mówiłam o tym na głos. Nie byłam sama pewna jak zamierzam to wszystko dalej pociągnąć, ale czułam, że idę w dobrym kierunku. 

Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy dotarłam nad Wisłę. Mijając Kopernika mignęło mi moje własne odbicie w jednej z szyb. Stanęłam chwilę całkowicie zdziwiona. Jakbym sama siebie nie poznała. Stałam prosto w swojej niebieskiej, lnianej sukience. Włosy powypadały mi z upiętego koka i spływały lokami na ramiona. I uśmiechałam się. Rzeczywiście się uśmiechałam. Siedziałam na ławce dłuższą chwilę podziwiając gwar Warszawy, wdychając jej zapach i pochłaniając atmosferę. Kochałam to miejsce. 

Wtedy znów usłyszałam ten głos, głos Bastiana. Dochodził gdzieś z boku, kusił swoją melodyjnością i rytmem i tak znanymi mi słowami piosenki Niemena. 
- Batsian! - zawołałam entuzjastycznie, kiedy skończyli śpiewać. 
- Leti! Hej! - odpowiedział z wielkim uśmiechem na ustach 
- Znów na siebie wpadamy albo mnie śledzisz! 
- Zdecydowanie śledzę! Zapomniałam wspomnieć, że działam w ruchu oporu i jestem tajniakiem. 
- Nie wychodzi ci to za bardzo. 
- Pewnie nie. Ale coś jednak mi wychodzi. Dasz się zaprosić na piwo? 
- Jasne. Jak stawiasz to tym bardziej. 

I poszliśmy. A ja czułam w sobie tę iskierkę, ten żar, którego nie czułam od tak dawna. Zbliżały się moje 24 urodziny. I sama nie mogłam uwierzyć gdzie mnie życie zaprowadziło. Kiedyś nic sama nie potrafiłam załatwić. Wszelka sprawa do załatwienia wymagająca mojej interwencji, była stresująca. Czy to był telefon do jakiejś instytucji, czy zwykłe odebranie awizo na poczcie. A dziś? Planowałam otworzyć własną kawiarnię. Ja, Letycja. Po raz drugi podniosłam się z klęczek i poczułam w sobie głód życia, który planowałam pielęgnować. To było niesamowite uczucie. 

Komentarze

  1. Nie wiem jak to jest, ale Uczennica działa na mnie chyba jeszcze bardziej niż Mistrzyni. Seria Uczennica jest wspaniałą kontunuacją tego, co obudziła w niejednej z nas Mistrzyni. Dzięki Gosiu za te wszystkie teksty, kursy i polecaną literaturę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że czytasz i jesteś tu. Cała przyjemność po mojej stronie! Wielkie serducho dla ciebie!

      Usuń

Prześlij komentarz