207 UCZENNICA Odcinek 15
Wstałam rano zdecydowanie
lewą nogą. Kiedy zadzwonił budzik, pacnęłam go ręką wściekła jak osa. Nie chciałam
wstawać. Nie chciałam zaczynać tego dnia. Nie chciałam zaczynać żadnego dnia
tak naprawdę.
Minął niecały rok od śmierci
mamy. Kiedy wreszcie wypuścili ją do domu, byłam pełna nadziei. Opiekowaliśmy
się nią na zmianę z ojcem. Była całkowicie sparaliżowana. Większość czasu spała.
To wszystko co się wydarzyło, bardzo ją osłabiło. Jednak bywały dni, kiedy miała
uśmiech na twarzy. Kiedy jadłyśmy babeczki z jej ulubionym kremem mascarpone, śpiewałyśmy
piosenki Queen i śmiałyśmy się z byle czego.
Mój list znała na pamięć. Nie do końca chyba odniósł pożądany przeze
mnie efekt, ale ona cały czas powtarzała jak jest wdzięczna, że go napisałam.
Każdego dnia mówiła jak bardzo mnie kocha i jak jest ze mnie dumna. Nigdy
nikogo tak nie kochała jak mnie. Powtarzała mi to, aż do znudzenia. A potem
wracała do swojego świata i zasypiała na długie godziny.
Pewnego
dnia przebudziła
się kiedy ja kładłam się do łóżka. Musiałam wcześnie wstać. Wróciłam do pracy i
starałam się godzić jakoś wszystko, całkowicie zapominając o sobie, o życiu i o obietnicach jakie sobie złożyłam. Nie chciałam
się poddawać. Nie chciałam znów wracać do tego ciemnego, samotnego miejsca. Ale
wracałam. Czułam to całą sobą, że tonę. Zżerało mnie poczucie winy i totalnego
bezsensu. Nie mogłam tego sobie poukładać. Głowa bolała mnie od samego myślenia. Tamtego
dnia zawołała
mnie i poprosiła, by nigdy się nie poddawała. Ona na tak wiele lat poddała
się życiu i zamiast cieszyć się nim, wegetowała. Żałowała tych straconych lat.
I dziękowała mi za te ostatnie dwa lata, które spędziła śmiejąc się i kochając
wszystko wokół.
Następnego dnia już się nie
obudziła. Ojciec nie mógł bez niej żyć. Nie minęły dwa miesiące, a pochowałam i
jego. Lekarze mówili, że to zawał, ale ja wiedziałam, że umarł z tęsknoty. Czy
ktoś mnie kiedyś tak pokocha? - pytałam sama siebie. Szczerze w to jednak wątpiłam. Szafrańska tak często powtarzała mi, bym pokochała samą siebie wpierw, jednak od tego chyba byłam dalej niż kiedykolwiek.
Nie
mogłam patrzeć na nic wokół mnie. Wszystko przywoływało do mnie bolesne
wspomnienia, ten żal i poczucie winy. Nie mogłam uwierzyć, że nie żyją. Nie mogłam
uwierzyć, że los zadał mi kolejny cios. Zostałam zupełnie sama na świecie.
Zastanawiałam się, czym ja sobie na to zasłużyłam. Patrzałam na ludzi przechodzących
koło mnie na ulicy, widziałam ich uśmiechnięte twarze i czułam, jak wzrasta we
mnie gniew.
Nie
mogłam już dłużej
pracować. Moja głowa całkowicie przestała funkcjonować. Złożyłam wypowiedzenie
i zamknęłam się w czterech ścianach użalając się nad sobą od rana do wieczora.
Dziś akurat kończyłam 24
lata. 24 lata wzlotów i upadków. Choć więcej tego drugiego. Aktualnie leżałam,
poddałam się i nie miałam żadnych perspektyw na to, by cokolwiek mogło się zmienić.
Wiedziałam, że muszę się choć trochę ogarnąć, zacząć zarabiać, uporządkować swoje
sprawy, ale wiecznie odkładałam to na jutro. Jakiś miesiąc temu poszłam do pośredniaka,
chciałam znaleźć cokolwiek, choć na pół etatu by wyrwać się z tej otchłani
cierpienia. Ale Pani Biurowa tylko na mnie spojrzała i wyśmiała moje aspiracje.
- Zdaje sobie Pani sprawę, że
nie ma Pani całkowicie wykształcenia? - powiedziała do mnie znudzonym głosem,
jakby mówiła to do kogoś kto i tak nie jest w stanie zrozumieć tego, co mówi.
- Wypraszam sobie. Mam Maturę
i doświadczenie - wykrzykuje oburzona.
- Tak, ma Pani doświadczenie,
choć nie długie to jednak jest. Ale nie skończyła Pani żadnych kursów, nie ma
Pani tytułu magistra ani większości z listy wymagań. Jedyne co mogę Pani
zaproponować to pozycję ekspedientki - kontynuuje, całkowicie niewzruszona.
- Ekspedientki? Gdzie?
- W markecie, niedaleko Pani
miejsca zamieszkania.
Zamarłam. Odkąd mama
przestała tam pracować, wiecznie mieli problem z ekipą. Widziałam nie
zdejmowane ogłoszenie z napisem przyjmę do pracy i czułam obrzydzenie. Nie mogłabym
tam pracować. Już wystarczająco wiele rzeczy mi ją przypominało. Jedyną rzeczą, paradoksalnie, której ona nie chciała dla
mnie, było to, bym została kasjerką. Nie dlatego, że szydziła z takich ludzi.
Wręcz przeciwnie. Miała do nich ogromny szacunek. Wiedziała, że ich poświęcenie
jest niebezcelowe. Mieli na utrzymaniu rodziny, kredyty hipoteczne do spłacania
i tysiące innych zobowiązań. Wiedziała, że każdy z nas stara się być najlepszy
jaki potrafi. Ale zawsze robiła dla mnie wszystko, bym mogła sama decydować,
bym mogła iść odważnie przez życie nie musząc godzić się na to, co ono przyniesie.
W tym momencie poczułam
jak bardzo ją zawiodłam. Całe jej poświęcenie, cała praca poszły na marne. Stałam
się tym, kim zawsze obawiałam się, że będę. Nikim. Tak trudno było mi się zmusić
by zwlec się z łóżka. Nie mogłam znieść tego miejsca ale jednocześnie nie mogłam
go opuścić. Było jak więzienie. Dusiłam się tu. Wszystko mi ich przypominało.
Wspominałam nasze najlepsze momenty i wszystko mnie bolało. Tak wiele straciłam.
Nie mogłam pogodzić się z tym, jak niesprawiedliwe było życie. Po co było mi to
wszystko? Te rozbudzone nadzieje, to budowanie wszystkiego od nowa, jeśli i tak
wszystko na nic!? Wróciłam do punktu wyjścia. Tak trudno było się podnieść. Tak
trudno oddychać. Czułam się tak samotna jak nigdy przedtem. Topiłam się we własnych
emocjach. Niby miałam z kim porozmawiać. Mogłam spotkać się z kimkolwiek,
podzielić się swoim mrokiem, ale po co? Nikt nie zrozumie jak cholernie mi ciężko.
Nikt mi nie pomoże oddychać. Nikt nie zwróci mi rodziców. Nikt nie cofnie dla
mnie czasu.
Po całym dniu patrzenia w sufit, gdy zapadł wreszcie zmierzch, wyszłam
na zewnątrz, łudząc się, że przestanę się dusić. Poszłam nad rzekę,
niespiesznym krokiem, stawiając ciężko stopa za stopą. Byłam cięższa niż kiedykolwiek.
Wszelkie odznaki kondycji zniknęły pewnie bezpowrotnie. Usiadłam na ławce
nieopodal syrenki i wpatrywałam się w nią bezmyślnie. Nagle spostrzegłam parę, kobietę i mężczyznę,
trzymających się za ręce, uśmiechniętych tak szczerze, od ucha do ucha i
przypomniało mi się zdjęcie na ścianie Szafrańskiej. Ona i ten tajemniczy mężczyzna,
o którym nigdy nie chciała rozmawiać. Przypomniały mi się te wszystkie chwile
spędzone w jej gabinecie. Łzy same zaczęły płynąć mi po policzkach. Co by pomyślała,
gdyby zobaczyła mnie tu dziś? Powtarzała, że każdemu czasem ciężko oddychać w
mroku. Na ten mrok najlepszym lekarstwem były te dobre, ciepłe wspomnienia,
zbierane latami, kolekcjonowane w sercu, w duszy, w naszej całej istocie. Jak
mrówka, miałam przygotowywać zapasy na te trudne, zimne miesiące. By przetrwać.
Ja jednak jak pasikonik, cieszyłam się latem, nie myśląc o tym co będzie. Gdy wreszcie przyszła zima, byłam bezradna i całkowicie nieporadna.
Nie wiedziałam, czy dam
radę. Leżałam już tak długo i tak wiele razy. Nie czułam w sobie choć iskierki
motywacji, siły czy odwagi by podnieść się po raz kolejny. Każde wspomnienie,
zamiast mnie uskrzydlać, dołowało mnie i przypomniało czego nie mam a co straciłam.
Czułam się tak, jakby lada dzień, miało mi zabraknąć siły by wziąć kolejny oddech.
Ból stawał się wszechogarniający. Idąc nad rzekę, widziałam siebie w odbiciu
witryn i zastanawiałam się, czy warto o tę kobietę w odbiciu walczyć? Była
ohydna. Jej nieumyte włosy opadały w nieładzie na jej ziemistą, pryszczatą cerę.
Jej pełne policzki i zbyt wydatne usta nadawały jej świńskiego charakteru.
Najbardziej rzucały się w oczy płynące z każdym krokiem uda i fałdy na brzuchu.
Była żałosna, smutna i sama. Czy naprawdę warto było walczyć o n i ą?
Patrzałam sama na siebie i
zastanawiałam się na tym, co mam sobie odpowiedzieć. Nie chciałam umierać.
Chciałam żyć, spełniać swoje marzenia, ale dziś, po tym wszystkim co się wydarzyło,
nawet nie pamiętałam o czym marzyłam. Jednak pamiętam to uczucie, które rozpływało
się we mnie za każdym razem kiedy miałam cel i do niego dążyłam. Chciałam to znów
w sobie poczuć.
Wstrzymałam się tego dnia
od odpowiedzi. Zamiast tego, wróciłam domu, wypiłam butelkę wina gruzińskiego i
usnęłam. Następnego dnia zaczęłam wszystko pakować i porządkować. Notariusz pomógł
mi załatwić wszystkie niezałatwione sprawy spadkowe, jednak nie mogłam
mieszkania sprzedać bez pewności, że kupię nowe bo zjadły by mnie podatki.
Postanowiłam je samodzielnie odnowić i wynająć. Sama chciałam wyjechać nad
morze i zacząć coś od początku. Wymalowałam więc ściany, polakierowałam szafki
w kuchni i odświeżyłam podłogi. Uprzątnęłam nasze rzeczy i wyniosłam do
piwnicy. Chętnych nie brakowało. Okolica była piękna, blisko centrum a sama
kamienica była niedawno odremontowana. Wszystko zachęcało lokatorów do
wprowadzenia się.
Kiedy siedziałam w pociągu,
z jedną małą torbą koło siebie, byłam przerażona. Nie miałam wiele oszczędności.
Liczyłam, że utrzymam się z tego, co będzie wpływało z najmu, ale wiedziałam, że
muszę gdzieś znaleźć pracę. Nie wiedziałam ani jaką ani gdzie. Kto mnie
zatrudni? Czasem czułam jakby tylko cud mógł mnie uratować przed kolejnym
upadkiem, przed kolejną porażką.
Ale musiałam spróbować.
Nie miałam wyjścia. Nie chciałam dłużej już użalać się nad sobą i tym co mnie
spotkało. Każdego dotykają tragedie. Życie nikogo nie oszczędza. Tym razem padło
na mnie. Chciałam spróbować przekuć te smutki i tragedie w coś dobrego, jak powtarzała
kobieta, której twórczość poleciła mi kiedyś Szafrańska. Czy dam radę? Tak
bardzo chciałam powiedzieć sobie - działaj, jesteś tego warta. Ale dalej nie
czułam tego w sobie, więc nie miałam wyjścia. Zacznę na siłę. Po prostu wstając
rano i powoli, oddechem za oddechem, wracając do życia.
Proszę, jeśli czytasz, zostaw dwa słowa dla mnie, będzie mi ogromnie miło zamienić tę cyferki w statystykach na realne osoby.
Przeżywasz coś podobnego, napisz do mnie!
Ps. O Szafrańskiej i jej życiu przeczytasz w serii Mistrzyni. Książka jest już dostępna. Szczegóły tutaj!
Czytam. Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. Bardzo inspirujący tekst
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Alina
dziękuje!!!!! serducho dla ciebie kochana! będą następne! w planie jest 40.
UsuńCzytam👍
OdpowiedzUsuńcieszy mnie to!
UsuńJuż długo nie zaglądałam na Twojego bloga, ale nadrobiłam straty. To co piszesz jest jedna wielka inspiracją dla mnie. Dziękuję ��������
OdpowiedzUsuńdziękuje że jesteś, że czytasz, serducho dla ciebie!
UsuńNiedawno odkryłam tego bloga i jestem zachwycona. Uczennice pochłaniam i biorę do serca, muszę jeszcze kupić Mistrzynię. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za te słowa. Jakby Co Pisz na mail. Będzie dedykacja!
UsuńJestem teraz na etapie: "Nie wiem co chce robić w życiu". Niby mam pracę, która nie jest zła. Czasem nawet ciekawa, lecz coś krzyczy we mnie: TO NIE JEST TO!!!
OdpowiedzUsuńWłasnie w tym momencie trafiłam na ten blog. Czytam i czuje jakby ktoś pisał o mnie. Oczywiście są to inne historie, ale chodzi mi o emocje. O to, co dzieje się wewnątrz mnie. Szukam czegoś... jakiegoś celu, ale póki co jeszcze go nie znalazłam. Jednak dzięki temu blogowi postanowiłam popróbować różnych rzeczy. Pomyślałam: co mi szkodzi. Najwyżej to nie będzie to, ale przynajmniej spróbuje. A może a nóż to się uda. Może w końcu odnajdę siebie. I w końcu powiem: To moje życie i to jestem ja. Ta prawdziwa ja :)
No właśnie , co Ci szkodzi! dasz radę, wierze w ciebie! i dziękuje za dobre słowa, są inspiracja dla mnie! ściskam mocno, serducho dla ciebie!
Usuń