204 Co ludzie powiedzą...?


Pamiętam to uczucie jak dziś. Siedziałam jak na skazaniu, ze spoconymi dłońmi między udami. Cała się trzęsłam. Chciałam się odezwać. Tak bardzo chciałam powiedzieć co myślę. Siedzieliśmy w kółku na pierwszym szkoleniu na jakim w życiu byłam. Wokół mnie dorośli, ludzie pracujący na poważnych stanowiskach, prowadzący swoje firmy. I ja. Nie pamiętam o czym rozmawialiśmy. Ale pamiętam, że był to temat mi bliski i tak bardzo chciałam coś powiedzieć . Uważałam, że to co chce powiedzieć jest ważne. Ale było ważne dla mnie. Czy będzie i dla innych? Czy może uznają to za śmieszne? Gdy się odezwę, wszyscy na mnie spojrzą. Czy będą skupiać uwagę na tym co powiem, czy też zwrócą uwagę jak ja naprawdę wyglądam? Co sobie pomyślą? Całe życie siedziałam cicho. Ale wtedy, z drżącym głosem, czerwona na policzkach, odezwałam się. I chyba pierwszy raz od wieków byłam z siebie dumna. Nie zostałam wyśmiana, zaczęłam ciekawą dyskusję. Wygrałam. Opłaciło się przełamać strach.

Jako dziecko, czułam się lepiej w towarzystwie dorosłych. Jakbym urodziła się już w średnim wieku. Jako dorosła, czułam się lepiej w towarzystwie dzieci, bo pośród dorosłych czułam się wiecznie smarkulą, która nic ciekawego sobą nie reprezentuje. Która nic nie wie, i nic nie rozumie. Przynajmniej tak mi się wydawało, że odbierają mnie inni. 
Wiecznie nie mogłam się odnaleźć. Wiecznie nie wystarczająco dobra, a już na pewno, nikomu nie równa. 

Kiedy jakiś chłopak się mną interesował, zaczynałam lubić to co on, zaczynałam interesować się tym samym. Zapominałam o sobie. Bo przecież nie byłam nikim wartościowym, by ktoś mnie chciał... taką jaka jestem. 

Zawsze się dużo uśmiechałam. W środku lały się potoki łez, ale na zewnątrz nie pokazywałam tego. Nienawidziłam pytań - Jak czujesz? Co ci jest? Wiedziałam, że i tak nie będę w stanie uczciwie odpowiedzieć. Bo wstydziłam się swoich uczuć, wstydziłam się siebie. Więc unikałam zwracania na siebie takiej uwagi. 

Pamiętam dzień, w którym moja mama zgłosiła się na oddział onkologiczny. Miało jej nie być przez ponad tydzień. Badania, operacja, obserwacja, kolejne badania. To była niedziela. Mama nie chciała być odprowadzana. Więc pożegnałam ją w domu i zostałam. Sama. Ze swoimi myślami. Ze złamanym sercem przez chłopaka, któremu dałam się wykorzystać by tylko ze mną był. Ze strachem w sercu o mamę, o to co będzie. Miałam wtedy szesnaście lat. Ale nie odezwałam się słowem. Nie powiedziałam nikomu jak mi źle. Cierpiałam w milczeniu. Wtedy i przez wiele kolejnych lat. 

Opinia innych była dla mnie święta. Dosłownie. Dlaczego? Tysiące wydarzeń w moim życiu było podyktowane przez innych. 

Wybór filmu. Bo jak oglądałam z kimś film i jemu się nie podobał, to czułam się winna za podjęcie złej decyzji. A kiedy puszczałam komuś film, który sama lubię, większość czasu spędzałam obserwując czyjąś reakcję na daną scenę czy dialog. Jak mu się nie podobał znów czułam się fatalnie. Co sobie pomyśli, jak zinterpretuje moje preferencje?
Zakupy w sklepie. Szłam do sklepu po zwykłe dżinsy a wracałam z koszmarnymi sztruksami, które wmanewrowała we mnie sprzedawczyni. Pewnie do dziś nienawidzę z tego powodu zakupów. Bo przypominają mi jak słaba byłam. Wszystko można było mi wmówić czy do wszystkiego przekonać. Nigdy nie trzymałam się swojej decyzji. Jeśli inni mieli odmienne zdanie, zmieniałam swoje. Nie walczyłam nigdy, nie kłóciłam się. 

Kiedy w moim życiu nie było chłopaka czy mężczyzny, zmyślałam go. Bo wstyd mi było, że jestem sama. Miałam przyznać się do tego, że nikt mnie nie chce? Miałam pokazać jaką pokraką jestem? Więc tworzyłam historie. Kłamałam. By ukryć swój wstyd. By ukryć siebie. 

Wystarczyło jedno zdanie, jeden komentarz, że wyglądam w czymś dziwnie, grubo czy niekorzystnie, ja już nigdy tego na siebie nie nałożyłam. A niestety słyszałam tych komentarzy wiele. Słyszałam jak śmiali się ze mnie rówieśnicy. Czułam jak gardzili mną inni ludzie. Każda uwaga, którą usłyszałam pod swoim adresem, tkwiła w mojej głowie tygodniami. Nawet jeśli ktoś mi w żartach coś głupiego powiedział. Wszystko bardzo przeżywałam. Jak sąsiadka na mnie krzywo spojrzała, albo tylko odburknęła mi dzień dobry zamiast powiedzieć wyraźnie patrząc z uśmiechem, ja zawsze interpretowałam to przeciwko sobie. Dopisywałam sobie swoje scenariusze do wszystkiego. Dosłownie do wszystkiego. Najważniejsze zawsze było co powiedzą inni? A co pomyślą? Na pewno coś złego. Bo przecież jak można pomyśleć o mnie coś dobrego?! 

Najważniejsza zawsze była opinia innych. Nie moja własna. Bo innych stawiałam zawsze choć o krok wyżej od siebie. Byłam głupsza. Brzydsza. Grubsza. Mniej zaradna czy uzdolniona. Zawsze mniej. Zawsze nie dość. 

Dlaczego tak się zachowywałam? Dlaczego tak czułam? Bo bałam się, że jeśli powiem na głos coś co naprawdę czuje, co naprawdę myślę czy pokażę jaka jestem naprawdę, zostanę wyśmiana. Słyszałam w głowie słowa innych. Okropne słowa. Najgorsze. Bałam się, że usłyszę je w rzeczywistości i się rozsypie. Bałam się, że potwierdzą się moje najskrytsze obawy, że ja faktycznie nie jestem warta niczego. Bo to sobie powtarzałam. Że jestem zerem. Przerażała mnie możliwość, że kiedyś usłyszę to na głos. Wiedziałam, że bym tego nie przeżyła. Wiedziałam, że mógłby to być dla mnie gwóźdź do trumny. A ja sobie obiecałam, że już nigdy więcej nie spróbuje. Więc kłamałam. Więc udawałam. Chowałam się za maskami kogoś, kto miał się wpasować. Za maskami kogoś, kto miał mieć choć namiastkę akceptacji. Bardzo dobrze pamiętam te uczucia. Bardzo dobrze. Pisząc te słowa mam łzy w oczach i słyszę tę dziewczynę sprzed lat. Słyszę jej płacz. Czuję jej ból. Jej strach. Jej wstyd. Bardzo wyraźnie. Czułam się inna i nieakceptowana. Czułam się obco w towarzystwie najbliższych mi ludzi. I wiem, że wiele z was czuje albo czuło się kiedyś podobnie. Przy codziennych czynnościach... i przy tych wielkich decyzjach. Co pomyślą inni? Co powiedzą? 

Z tego powodu robimy, mówimy bądź nie robimy wielu rzeczy. Nie podejmujemy ryzyka. Nie szukamy swoich ścieżek. Nie mówimy na głos. Nie wyrażamy siebie. Tkwimy w raniących, toksycznych związkach, które nas niszczą. Nas, nasze dzieci, naszą przyszłość. Ale najgorsze co robimy, to nie jesteśmy sobą i marnujemy swoje życie. A mamy tylko to jedno. Tylko tę jedną chwilę w wieczności. Czy naprawdę warto ją marnować?

Kim jestem dziś? Jestem sobą. Nie wstydzę się swoich emocji. Nie wstydzę się swojego płaczu ani swojego uśmiechu. Pozwalam sobie czuć cokolwiek czuje. Podejmuje decyzje błyskawicznie. Nie patrzę na miny innych. Nie zastanawiam się nad reakcją innych. Słucham siebie i swojego serca. Chronię swoje zdanie i swoje poglądy. Opieram je zawsze na tym co faktycznie wiem, czego doświadczyłam. Jeśli ktoś je neguje. Nie wstydzę się ich. Mam do nich prawo. Inne nie znaczy gorsze. Działam pomimo strachu. Robię codziennie dziesiątki rzeczy, których się boję. Ale robię je pomimo strachu. Choć mój strach jest taki sam, nie mniejszy, nie słabszy, dalej tak samo intensywny, ja jestem silniejsza. Wiem, że dam mu radę. Ubieram to co lubię, w czym się czuje dobrze. Słucham mantr, kocham ckliwe filmy i medytuje. Mogę tańczyć kiedy inni siedzą. Mogą stać, kiedy inni biegną. Wiem, że mam swoje miejsce na ziemi. Nie muszę nic robić na siłę, nie muszę się wpasowywać. Bo należę przede wszystkim do siebie. Tego najtrudniej było się nauczyć. Zaakceptować siebie. To jak wyglądam. Co czuje. Jakie decyzje w życiu podjęłam. Jakich wyborów dokonałam. Akceptuje się. Wiem, że każdy z nas jest ważny. Każdy bez wyjątku ma swoje miejsce na ziemi. Każdy z nas się liczy. Nie ma znaczenia jaki wyglądamy czy co posiadamy. Zasługujemy na szacunek i miłość takie jakie jesteśmy. Przede wszystkim swoją własną miłość i swój własny szacunek. Widzę nie raz spojrzenia innych pełne dezaprobaty. Widzę ich brak akceptacji. Słyszę krytykę. Słyszę ich śmiech. Ale wtedy myślę o tym, co pozwoliło mi zmienić swoje myślenie. 

Każdy z nas jest tak samo zbudowany. Jedno serce, jeden mózg. Te same kości. Ten sam układ taki czy siaki. Każdy z nas ma taki sam wachlarz emocji. Jesteśmy wszyscy ludźmi. Ja się boje. Ale ty też. I ona też. Wszystkie czujemy to samo. Potem zaczęłam analizować skąd bierze się krytyka? Skąd są śmiechy? Prawda jest taka, że krytykują tylko ci, którzy sami mają deficyty. Ci, którzy sami cierpią w ciszy, którzy się wstydzą, którzy nie mogą się ze sobą pogodzić. Prawda jest taka, że człowiek, który w pełni siebie kocha i akceptuje, życzy innym tego samego. Moja córka jest w pierwszej klasie. Mają tam dziewczynkę, która często sprawia innym przykrość. Wywyższa się i jest złośliwa. Czemu taka jest? Powodów może być wiele. Ale żaden nie jest dobry. Może jej rodzice się kłócą. Może nie czuje się kochana, akceptowana przez najbliższych. Może sama jest wiecznie krytykowana. Może sama nie czuje się tak naprawdę fajna czy wartościowa. Zrozumienie tego nie jest łatwe. Ale najważniejsze co musimy zrobić to zaakceptować siebie. Bo jak mówiła Eleonora Roosevelt, by słowa innych nas zraniły, musimy im na to pozwolić. Ja już nie pozwalam. Znam swoją wartość. Jestem niedoskonała. Popełniam błędy. Nawet sporo. Ale to nie znaczy, że jestem gorsza. To nie znaczy, że nie zasługuje na miłość i szacunek dziś, taka jaka jestem. Nie szczuplejsza, nie piękniejsza, mądrzejsza, bogatsza, powabniejsza. Taka jaka jestem. 

To wszystko ładnie brzmi w słowach ale przestawienie własnego myślenia, zwłaszcza myślenia, które praktykowałaś przez całe lata, to cholernie trudne zadanie. To miliardy myśli, którymi się zraniłaś. Miliardy słów krytyki. Miliardy okropnych, krzywdzących myśli i doświadczeń. Ale każda zmiana zaczyna się od pierwszego kroku. Każda. Jesteś wyjątkowa taka jaka jesteś. Tylko musisz w to uwierzyć, poczuć to w sobie. Nie możesz zmieć innych. Nie jesteś w stanie związać im języków. Nie jesteś też w stanie wejść im do głowy i usłyszeć ich faktyczne myśli. Bo najczęściej wcale nie myślą tego, czego my się spodziewamy. A lubimy zawsze założyć, że wiemy co inni czują czy myślą. 

Co możesz zrobić, to ruszyć w podróż w głąb siebie. Możesz zacząć myśleć inaczej, lepiej. A tym samym zainspirować innych do zmian. Wszystko jest w twoich rękach.

Masz jedno życie, i ty musisz je przeżyć tak jak chcesz, a nie tak jak inni uważają, że powinnaś.

Moje ulubione cytaty:

"Chęć stania się kimś innym jest marnotrawstwem osoby, która jesteś." Marylin Monroe.

"Jeśli na czymś ci zależy, nie patrzy czy inni to zaakceptują."

"Jednym z największych lęków na świecie jest strach przed opinią innych. Dopiero w momencie, w którym nie odczuwasz strachu przed tłumem, przestajesz być owcą - stajesz się lwem.Wówczas w twoim sercu rodzi się potężny ryk, to zew wolności." Osho

"Wasz czas jest ograniczony, więc nie marnujcie go, żyjąc cudzym życiem. Nie wpadajcie w pułapkę dogmatów, żyjąc poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie by hałas cudzych opinii zagłuszył Wasz wewnętrzny głos. I najważniejsze. Miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją." Steve Jobs

"Zycie jest za krótkie by przejmować się opinią innych."

"Hejtersi tak naprawdę cię nie nienawidzą. Oni nienawidzą siebie a ty jesteś odzwierciedleniem tego, czego chcą." Paulo Coelho



Komentarze

  1. Jakbym czytała o sobie... a zawsze myślałam, że to tylko ja tak czuję, że jestem gorsza i nie dość dobra. Bardzo się cieszę, że jesteś i że piszesz, bo odkąd "cię " czytam wiem że nie jestem sama, i że wiele kobiet czuje podobnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie tylko ty tak się czujesz, całe rzesze kobiet, miliony, ale czas powiedzieć stop i pokochać siebie! jesteś wyjątkowa, jesteś Mistrzynią, pamiętaj o tym! Zostań ze mną , będzie mi milo!

      Usuń
  2. To takie znajome...jakbym przekrecala kartki swojego życia, czytała swoje myśli, które przebiegały w głowie miliony razy...Jesteś moją inspiracją, jestem na dobrej drodze :-) Jestem wystarczająco dobra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje!!!! Jesteś! Jesteś wystarczająca. Wielkie serducho dla ciebie!

      Usuń
  3. 100% w punkt jak zwykle zresztą Gosiu

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz