198 Wojowniczka



W Średniowieczu dużo mówiło się o męstwie i odwadze. O poświęceniu dla większego dobra i oddawaniu życia w słusznej sprawie. Wszystko to w dramatach czy powieściach brzmi dziś tak wyniośle i górnolotnie.  Odwaga to przecież rycerstwo. To wielkie czyny wielkich ludzi, które mają wpływ na miliony, na całe pokolenia. 

Niewiele się mówi o codziennej odwadze i stoczonych walkach zwykłych ludzi. Zwykłych. Jak ja i ty. Niewiele mówi się o tym, jakiej odwagi wymaga życie. Codzienne życie. Bo jak mówił Kirkegaard, do tego, żeby żyć zwyczajnie, trzeba mieć wiele odwagi. 
Zwyczajnie czyli jak? Nasza codzienność przeszła tak ogromną rewolucję przez ostatni wiek, że trudno tu mówić o utartych schematach czy powielaniu zwyczajów.

Według mnie, bycie kobietą w naszych czasach wymaga cholernie wiele odwagi. A jak mówił Coelho, Bóg jest nieskończony w swym miłosierdziu i nieubłagany w swej surowości dla tych, którym brak odwagi, by się odważyć.

Dziś, my nie mamy wyjścia. Musimy być odważne. Codziennie.
Każdego dnia zdarzają mi się momenty zwątpienia. Jestem dorosłą kobietą, która od wielu lat buduje swoje poczucie własnej wartości. Która od wielu lat, uczy się samoakceptacji i tej cholernej odwagi. I choć tak wiele razy ją testowałam, nie jest łatwiej. 

Każdego dnia widzę łzy kobiet, ich strach, ich smutek, ich gniew. Każdego dnia widzę ich zwątpienie w siebie i w swoją wartość. Każdego dnia widzę jak kobiety stają przed wyborem - uderzyć się w pierś, powiedzieć mea culpa, przyjąć wszystko na klatę, skrytykować się w duszy tysiąckrotnie i zdusić to w sobie, czy powiedzieć NIE! Ja mam prawo do błędów, mam prawo do strachu, do wątpliwości. Mam prawo płakać, cierpieć, potykać się, ale nie czyni to ze mnie gorszej czy mniej wartościowej osoby. A już najtrudniej przychodzi nam uzmysłowienie sobie tego, że nie jesteśmy odpowiedzialne za szczęście innych. Tylko za swoje. 

W naszej codzienności, często wybieramy tę pierwszą opcję. I bierzemy winę na siebie. Swoją, rodziny, innych, obcych, sąsiadów. I umniejszamy siebie. Niszczymy siebie. Wmawiając sobie, że nie zasługujemy na miłość, na dobroć, na szacunek... swój własny ani ludzi wokół nas.

Pomimo wszystko, nie poddajemy się. Nie poddajemy się. 
Jak często trudno ci oddychać, bo wszystko cię w środku boli ? Jak często jesteś tak zmęczona, że nie masz siły już kompletnie na nic? Jak często robisz krok do przodu, choć tak naprawdę, masz ochotę usiąść w kącie i sobie popłakać? Jak często pozwalasz by bolały cię słowa i czyny tych najbliższych, ale i tych obcych? Jak często walczysz, stoisz na ringu zwanym życiem, choć krwawisz z tak wielu ran?
Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć mówił Bonaparte. A nasza codzienność pełna jest cierpienia. Pełna jest wątpliwości. Pełna jest strachu.
A my dalej stoimy, twardo na ziemi i robimy swoje.

Nie ma odważniejszej istoty na tym świecie niż kobieta. 

Odwaga to kiedy oddajesz mężczyźnie swoje ciało.
Kiedy decydujesz się być matką.
Kiedy decydujesz się nie mieć dzieci.
Kiedy decydujesz się być pracującą matką.
Kiedy decydujesz się być matką, która nie pracuje.
Kiedy decydujesz się na kolejne dzieci, ale też kiedy decydujesz się na jedynaka.
Kiedy decydujesz się odezwać jak inni milczą.
Kiedy decydujesz się milczeć, kiedy inni mówią.
Kiedy wstajesz jak inni jeszcze śpią, ale i kiedy decydujesz się spać, kiedy inni już nie śpią.
Kiedy mówisz prawdę jak inni kłamią.
Kiedy odsłaniasz serce jak inni chowają je za murem.
Kiedy śpiewasz jak inni mówią.
Kiedy tańczysz jak inni chodzą.
Kiedy mówisz kocham cię.
Kiedy podnosisz się jak inni leżą, pogrążeni w smutku.
Kiedy leżysz, pogrążona w smutku, jak inni się podnoszą.
Kiedy jesteś sobą.
Kiedy kochasz jakby miało nie być jutra.
Kiedy płaczesz jak inni się śmieją.
Kiedy śmiejesz się jak inni płaczą.

Nie ma odważniejszej istoty niż kobieta.

Życie nas testuje każdego dnia w tych malutkich, codziennych sprawach, które dla nas są jak Everest. Bo my się troszczymy, bo dbamy, bo kochamy. Bierzemy na siebie tak wiele i dźwigamy ten ciężar, niejednokrotnie w szpilkach i z uśmiechem na twarzy, udając, że wszystko jest ok.

Ale nie jest ok. Zapominamy o tym, jak odważne i niesamowite jesteśmy.
Uważamy się za słabe, nieistotne, gorsze...
Czasem otwarcie, czasem w duchu...
I wydaje nam się, że to tylko my, że inne nie, że inne nigdy... tylko my.
A tak naprawdę my wszystkie zmagamy się z tymi samymi rozterkami, dylematami.
Jesteśmy odważne, ale nie za siebie. 
Za siebie nie, bo uważamy że nie warto.

Słabsza płeć - niektórzy mówią. A od jakiego słowa pochodzi odwaga. Z łaciny czy ze starofrancuskiego, słowo, które dziś oznacz odwagę, oznaczało "z serca".
A kto jak nie my, stajemy z własnym sercem w dłoni gotowe do walki. Walczymy na ringu, jak lwice, dając z siebie tyle ile potrafimy każdego dnia.
A dajemy z siebie wszystko. Walczymy. Spocone, umazane krwią, brudne walczymy w ringu. Stajmy każdego dnia do walki z codziennymi zobowiązaniami i obowiązkami, z codziennymi potyczkami, z codziennymi wątpliwościami. Stajemy do walki z oczekiwaniami. Naszymi czy innych. Prawdziwymi, a niejednokrotnie wymyślonymi.

Ale mimo tego, nie czujemy się dość dobre. I zarażamy tą chorobą swoje dzieci. Zarażamy je tym niskim samopoczuciem i tymi wątpliwościami.
Dla naszych dzieci, zwłaszcza tym małych, jesteśmy najpiękniejsze, najdzielniejsze i najcudowniejsze. Czemu by im nie uwierzyć? Czemu nie uwierzyć w to, że liczysz się. Że Przecież wstajesz rano i walczysz. Czemu nie uwierzysz, że to wystarczy. 
Nie musisz robić wszystkiego na 100%, nie jesteś w stanie. Ale uwierz, że dajesz z siebie wszystko. Nie dąż do perfekcji. Nie umniejszaj swoje wartości tylko dlatego, że wyglądasz inaczej niż ta czy inna kobieta. To nie ma znaczenia. Liczysz się ty, kobieta która stoi na ringu i walczy.
Więc walcz. I bądź odważna. Żyj z sercem. Mów z sercem. Wychowuj z sercem.
I ucz tej odwagi swoje dzieci. Zwłaszcza córki. 

I bądź z siebie dumna. A kiedy dziecko ci powie, mamusiu, jesteś śliczna, przytaknij. Powiedz, tak, jestem.
Czasami się łapie na tym, że wkurzam się jak inni nie widzą mojego punktu widzenia, jak mnie nie rozumieją. Ale inni nie muszą mnie rozumieć. Nie muszą wiedzieć co to znaczy być mną. Ale wszyscy powinniśmy uczyć się empatii, by współprzeżywać wszystko ze sobą. Bo to się nazywa dopiero przyjaźń, kiedy zamiast "mądrych" rad czy porównywania do siebie, powiemy komuś - musisz się okropnie czuć, to musi być boleć, to naprawdę kicha, musisz naprawdę cierpieć...
Empatia, to współprzeżywanie, a nie rozumienie. Inni nie muszą nas rozumieć. Ale możemy się dzielić tym co kochamy, czego się wstydzimy, co podziwiamy. I możemy oczekiwać empatii i zaufania.

Przede wszystkim musimy zrozumieć, że nie jesteśmy same. Wstyd, zwątpienie, strach, ból.... to nasze codzienne emocje. Nie tylko moje, wielu z nas, jeśli nie wszystkich.
Ale przyznanie się do tego to nie słabość. To odwaga. Bo każda z nas ma ją w sobie. Każda ją pielęgnuje i testuje. 

Jak wiele z was pewnie wie, za parę dni wychodzi moja książka.
I cholernie się boje. Bałam się publikując pierwszy odcinek, boję się i teraz. Ale nie cofnę się. Tak jak nie cofnęłam się wcześniej. 
Wierzę we wszystko to, co zawarte jest na stronach Mistrzyni.
Wierzę w każde słowo i każdy przekaz. Wierzę, że słowa mogą inspirować. 
Krytyka boli. Ale tylko wtedy, kiedy jej na to pozwalamy. 
Jestem z siebie cholernie dumna. Oferty z wydawnictwa były śmieszne. Wkład własny, większy lub mniejszy, ale jednak pokaźny, brak kontroli nad wieloma rzeczami, brak wsparcia. Nie mówiąc już o śmiesznym wynagrodzeniu.
Nie zdecydowałam się na taką współpracę. Mistrzyni to moje dzieło od początku do końca. Moja inwestycja. Moje łzy, moje starania. Moja ciężka praca.  Ale było warto. Choć może się okazać, że nie opłacało się, to wiem, już dziś, że było warto.
Boję się, że bez wsparcia marketingowego wydawnictw, bez finansów na reklamę, bez celebrytek promujących moją książkę, MISTRZYNI może utonąć w tysiącu innych książek, to dalej wierzę, że zrobiłam dobrze. Nie żałuje. I nie chce nic zmieniać. 
Będę dalej pisać i dalej ćwiczyć swoją odwagę.
Bo liczy się to, że staje w ringu i walczę.
Teraz i wcześniej. 
Walczę w ringu próbując być dobrą mamą, dobrą żoną, przyjaciółką. Próbując być dobrym człowiekiem. Staram się. Rozwijam. Czasem mam wrażenie, że mogłabym ciut więcej. Że mogłabym jeszcze bardziej się postarać. Jeszcze lepiej coś zrobić. Ale nie pozwalam takim myślą zatruwać mi życia. Już nie. Pogodziłam się z moją historią i akceptuje ją. I siebie też. Walczę dalej. Bo chce. I choć wiem, że jeszcze wiele razy upadnę, to pozbieram się, podniosę, jak feniks z popiołów. Bo jestem kobietą. Bo nie jestem gorsza. Bo się liczę. Tak samo ja, tak i ty. Jestem silna, jestem odważna. Jestem zdecydowanie nieprzeciętna. Jestem wojowniczką. I będę walczyć. Za siebie, za swoje poczucie własnej wartości, za swoje prawa i za tych, których kocham. Będę walczyć ze sobą i z innymi. I będę wygrywać. Bo wygrywanie też wymaga odwagi. A jeśli przegram, to przynajmniej się czegoś nowego nauczę.

Pamiętajcie o jednym. Jesteście odważne w swojej codzienności, choć tak wiele razy zarzucacie sobie brak odwagi. Jesteście odważne w swym cierpieniu. Przetrwałyście już tak wiele i mimo wszystko dalej stoicie, dalej walczycie.
To skoro dałyście rady tak wiele znieść, tak wiele przetrwać, przecierpieć, to może możecie wykorzystać też tę odwagę by zdobyć więcej, by zawalczyć o lepsze jutro? Przede wszystkim dla siebie.
Co wam szkodzi spróbować?
Nie rezygnujcie, nigdy. Strach jest był i będzie. Ale nie ma odważniejszej istoty od kobiety.

Komentarze