197 Kobieta i pożądanie



XXI wiek jest wiekiem, w którym budujemy od początku swoją kobiecą świadomość. 

Od tak dawna nierówność pomiędzy tym co wolno było nam kobietom, a co wolno było mężczyznom, była wręcz haniebna. Nie dalej jak w 1967 roku, Kathrine Switzer była pierwszą kobietą, która wzięła udział w bostońskim maratonie. Nie spotkało się to jednak z aprobatą wielu ludzi, w tym kobiet. Gdzie kobieta biegnąca w maratonie?! Ludzie patrzeli na nią z nienawiścią, próbowali ściągnąć siłą z toru, obrzucali wyzwiskami. Dziś to dla nas nie pojęte. A to przecież wcale nie było tak dawno. Prawo głosu. Prawo do nauki. Prawo do pracy, dziedziczenia, posiadania. Tak wielu z nich kobiety nie miały przez wieki. Przez tysiąclecia.

Dziś, choć tak wiele nam już wolno, w nas samych, w naszych sercach, głowach i w naszej duszy, trwa olbrzymi konflikt. Wpajane przez lata ograniczenia i wartości wsiąknęły chyba w nasz ostatni chromosom tak głęboko, że ciężko nam uwierzyć, że rzeczywiście jesteśmy tak samo wartościowe jak mężczyźni.

Drugą bardzo ważną kwestią poza prawami jakie mamy, jest cała gama emocji i potrzeb, które wciąż tłumimy w sobie. Jesteśmy inne. To oczywiste. Inne. Nie gorsze. Jednak dalej tak wiele z nas nie czuje się równowartościowe.

Nie zostałyśmy stworzone po to, by zadowalać mężczyzn. Niby to wiemy. Niby się zgadzamy. A jednak zostałyśmy wychowane w przeświadczeniu, że właśnie to jest nasza nadrzędna rola. Zadowalanie mężczyzn i zaspokajanie ich potrzeb. Nie chodzi tylko o seks. Wręcz przeciwnie. Na każdym kroku kobiety próbują, w większości podświadomie, zadowalać mężczyzn, sprostać ich oczekiwaniom. Najpierw ojcom, potem przyjaciołom, partnerom i nauczycielom. 

A co z naszym zadowoleniem? Czy rzeczywiście kończy się ono na zadowoleniu z zaspokajania płci przeciwnej? Wchodzimy teraz w sferę, w którą kobiety niechętnie wchodzą. Często nawet wśród najbliższych przyjaciółek, nie rozmawiamy otwarcie o pożądaniu, przyjemności, orgazmach czy tym podobnych. Nie lubimy otwarcie mówić o naszych potrzebach, marzeniach, aspiracjach. Boimy się mówić o nich na głos. 

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego milczymy, dlaczego cierpimy w ciszy i nie potrafimy wyjść z tej matni błędnych przekonań? Bo jesteśmy przekonane, że tak naprawdę kobieta i jej potrzeby, nie mają znaczenia.
Robimy tak w roli żony.
Robimy to samo w roli matki.
I w każdej innej.
Wierzymy, że nasze pragnienia, potrzeby, namiętności, są nieistotne. Ba! Są niepożądane. Bo nam nie wypada. Bo to nie dla nas! Mam zaszczepiony w sobie wstyd ściśle powiązany z pożądaniem. Pożądanie jest dla mężczyzn, nie dla nas. 

Tak często wstydzimy się siebie, swojego ciała, swoich potrzeb. 

Ile kobiet prowadzi udane życie seksualne? Ile kobiet czerpie przyjemność z relacji ze swoim partnerem? Ile kobiet szuka tych chwil bliskości? 

Wierzymy, że namiętność wygasa. Wierzymy, że małżeństwo, to przede wszystkim budowanie relacji, wychowywanie dzieci i stabilizacja. A bliskość, przyjemność i namiętność wygasają kiedy jesteśmy wykończone codziennością, kiedy dzieci płaczą po nocach, kiedy obowiązków domowych nie ma kiedy zrobić i kiedy w tym wszystkim, i tak już nie mamy czasu wypić gorącej kawy, nie mamy kiedy usiąść, odetchnąć, choć chwilę nic nie robić.

Prawda jest taka, że wiele kobiet w pewnym momencie przestaje mieć ochotę na seks. Szkoda nam czasu na zbliżenia, które niestety bardzo często są nie tylko pozbawione przyjemności ale wręcz bolesne.

Ile z nas zamiast ciepłego fotela, dobrej książki czy filmu i ulubionego trunku, wymieniła by bez wahania na seks z partnerem? 

Dlaczego tak jest? To pytanie nie daje mi spokoju. Dlaczego zbliżenia z naszymi partnerami są tak wyczekiwane przez nich a tak niechciane przez nas?

Powodów jest niestety cała masa.  W Stanach Zjednoczonych większość psychologów zajmujących się sprawami seksu nie przyjmuje nowych klientów, bo takie mają obłożenie. A w Polsce? Jak mamy sobie pomóc w kraju, gdzie psychologowie są dalej postrzegani jako ci od czubków i często niedostępni pod względem finansowym? A psycholog od seksu? To przecież jawnogrzesznictwo! A tak naprawdę to bardzo istotne kwestie, które mają wpływ na ogrom rzeczy, ale przede wszystkim na nasze szczęście i relacje z najbliższymi.

Przekaże wam swoje przemyślenia, które będą też oparte na moich doświadczeniach jak i doświadczeniach kobiet, z którymi na ten temat rozmawiałam. Wszystko to poparte badaniami i literaturą. Mam nadzieję, że czytając, uświadomicie sobie przede wszystkim dwie rzeczy. Pierwsza. Cokolwiek czujesz, nie jesteś w tym osamotniona. Drugie. Twoja przyjemność też jest ważna. I nie powinnaś się tego wstydzić.

1. Krzywdzące skojarzenia. Od dzieciństwa nam się je wpaja. Od zakrywania własnego ciała, a tym bardziej wstydliwych jego części, po sam akt seksualny. Często nim sami go spróbujemy, przynajmniej tysiąc razy, usłyszymy, iż jest on niezdrowy, ohydny, wstydliwy, brudny, grzeszny, bolesny, kłopotliwy, niekomfortowy, itp. To coś, co robimy za zamkniętymi drzwiami, szczelnie okryci kołdrą, nie może być przecież niczym dobrym. Nasze rozmowy z rodzicami na temat tego czym jest seks, są śmieszne lub wcale ich nie ma. Ja usłyszałam tylko dwie rady. Od ojca, że mam zawsze się zabezpieczać. A od matki, że najlepiej wcale tego nie robić aż do ślubu, bo to niezdrowe i bezcelowe. Kiedy już jako pełnoletnia kobieta próbowałam z nią rozmawiać, raczej ucinała temat. Powtarzała tylko, że ojciec zawsze myślał wyłącznie o sobie. To wszystko buduje w nas obraz, który bardzo trudno przemalować. Do tego media tworzą wizerunek seksownej kobiety, do którego my raczej nie pasujemy. Albo powielają schemat kobiety jak Peggy z Świata według Bundych. 60 sekund z zegarkiem w ręku tylko i wyłącznie dla przyjemności mężczyzny. I tak dokładając tych skojarzeń, nie ma się co dziwić, że pomimo wszystko, wcale nie chce nam się kochać. 

2. Nie znamy siebie. Bardzo rzadko kobiety wiedzą, co sprawia im przyjemność. Nie znamy swojego ciała, nie znamy jego potrzeb. Często też, nie znamy naszej anatomii. Czy wiesz gdzie jest łechtaczka i jak jest zbudowana? Większa jej część jest niewidoczna, tuż pod skórą i wyglądem przypomina łabędzia. Działa podobnie jak penis. Ale jej pobudzenie jest trudniejsze, gdyż u nas wszystko jest ściśle powiązane. Ciało z sercem, duszą, umysłem. Dla nas to doznanie całkowite. Dlatego nie wystarczy parę szybkich ruchów. Gra wstępna to może być wszystko. Od wspólnego sprzątania po kolację, masaż stóp, dobry deser, czy jakiś miły gest ze strony partnera. Lubimy czuć, że ktoś o nas dba, że się troszczy, interesuje. To jest dla nas bardziej podniecające niż widok gołego mężczyzny. Ograniczamy też przyjemność do strefy seksualnej a przecież to nie tylko to. Ciepło słońca na policzku. Przyjemny masaż. Ciepła kąpiel. Dotyk przyjemnego, miękkiego swetra na naszej skórze. Powinnyśmy odkrywać co sprawia nam przyjemność i dawać ją sobie .

3. Wstydzimy się własnego ciała. Wydaje nam się, że nasze "niedoskonałości" skreślają nas z listy możliwych kochanek. Mamy w głowie wizję cudownej kochanki i my ni cholerki do niej nie pasujemy. To sprawia, że czujemy się nieatrakcyjne i tak zostajemy odebrane. A przecież to my i nasze hormony wysyłamy płci przeciwnej zakodowane wiadomości. A ich jakoś zależy od tego, co same o sobie myślimy. Wstydzimy się własnych części intymnych, ich kształtu, zapachu. A przecież każda z nas zbudowana jest tak samo. Jesteśmy piękne, wszystkie, bez wyjątku, i powinnyśmy tak się czuć. Nasza atrakcyjność siedzi w naszej głowie a nie odbija się w naszym lustrze. 

4. Wypieramy własne pragnienia. Milionom kobiet na całym świecie wycina się łechtaczkę, jako brudną i hańbiącą część ciała. Tak wielu twierdzi, iż kobiety nie mają prawa do doznawania przyjemności. Nie mamy prawa, a niektórzy śmią nawet twierdzi, że nie mamy możliwości.  Kobiety na całym świecie uwierzyły w to, że ich pragnienia się nie liczą, są nieistotne i nie akceptowane przez społeczeństwo. A prawda jest taka, że nasze ciała, kobiet i mężczyzn, zostały zbudowane tak, byśmy mogli doznawać przyjemności. I nie powinnyśmy się ich wyrzekać, ani z nich rezygnować. Każda z nas potrzebuje resetu, chwili przyjemności i relaksu. Każda z nas zasługuje na orgazm choć od czasu do czasu. Podniecają nas różne rzeczy i to jest cudowne. Jesteśmy wyjątkowe. To nie jest powód do wstydu. Czas przestać wstydzić się tego, że pragniemy być dotykane, pieszczone czy kochane w taki czy inny sposób. To rzecz indywidualna, ale ważna. I nie powinna być zaniedbywana bądź ignorowana.

5. Nie komunikujemy swoich potrzeb. Tak w tej sferze, jak i w wielu innych, liczymy na to, że obejdzie się bez tłumaczenia. Wszyscy mają się domyślać, zwłaszcza nasz partner, który nie dość, że ma zupełnie inne podejście do życia, to jeszcze jego ciało inaczej funkcjonuje. Nie powiemy wprost, ma się domyślać. A nie tędy droga. Klucz do dobrego związku to rozmowa. O wszystkim. Jesteśmy niejednokrotnie z facetem dziesiątki lat, ale dalej się wstydzimy rozmawiać. To absurd. Bycie razem, zwłaszcza bycie małżeństwem czy trwanie w wieloletnim związku, to relacja, która wymaga pielęgnacji. Jak delikatna roślina. Uczymy się siebie nawzajem, co jest trudne, a nie rozmawiając ze sobą otwarcie (ze wstydu, strachu) utrudniamy to jeszcze bardziej. Komunikacja przede wszystkim. I szczerość. To cholernie zbliża. I poprawia nie tylko nasze relacje ale i nasz stosunek do samych siebie. Więc jak już przestaniesz się wstydzić, poznasz swoje pragnienia i marzenia, podziel się z nimi ze swoim partnerem. Nigdy nie zakładaj, że się czegoś domyśli jak i nigdy nie zakładaj, że się zmieni.

6. Nie rozmawiamy otwarcie z innymi kobietami. Badania potwierdzają, że już sama rozmowa, taka szczera, od serca, pomaga nam rozładować napięcie, podnieść poziom szczęścia, zadowolenia a ostatecznie też jakość naszego seksu. Czemu nie rozmawiamy? Bo się wstydzimy, bo tak nas wychowano, choć może powinnam raczej powiedzieć zaprogramowano. Więc zrób na przekór. Otwórz się, nie czekaj na osąd, krytykę. Po prostu otwórz się. Znajdź w  sobie tę odwagę. W grupie raźniej. Możemy być dla siebie nawzajem grupą terapeutyczną. Dzieląc się swoimi doświadczeniami, problemami, obawami, robimy pierwszy krok do poprawy jakości naszego życia. Musimy ze sobą szczerze rozmawiać. Bez wstydu! Musimy sobie wreszcie uświadomić, że to uczucie niszczy nam życie.

7. Ogranicz krytykę. Tyczy się to ciebie i twojego wiecznego krytykanctwa we własnym kierunku. Ale też i krytyki partnera. To nie jest konstruktywny tor działania. Zamiast powiedzieć co robi źle powiedz albo pokaż co lubisz. Nie ma nic gorszego dla męskiego libido jak kobieca krytyka. Mężczyźni nienawidzą jak wytykamy im błędy. Więc musimy być bardziej dyplomatyczne.

8. Obudź w sobie Lwicę! Niezależnie od wieku, każda z nas zasługuje na przyjemność. Każda z nas ma też szanse na udane i dobre relacje oraz udane pożycie seksualne. Choć tak się tego wypieramy, to ta strefa naszego życia ma na nas ogromy wpływ. Na nasze postrzeganie samej siebie. Pamiętaj, że twoje ciało działa tak samo jak ciała innych kobiet, może z minimalnymi odstępstwami. Nie masz czego się wstydzić. Odkryj nowe horyzonty, odkryj nowe emocje i ciesz się nimi. Odkryj w sobie tę kobiecość, którą tak poskramiasz.  I bądź dumna. 

9. Zalecz rany. Tak wiele z nas ma bardzo negatywne doświadczenia związane ze sferą seksualną. Nie jedna z nas była wykorzystana lub molestowana bądź doświadczyła bólu w trakcie zbliżenia.  Kobiety zbyt często boją się i wstydzą o tym mówić. Ruch społeczny #metoo czyli #jateż to cudowny ruch społeczny, w którym kobiety otwarcie rozmawiają o przykrych doświadczeniach. Do tego dialogu powinni też włączyć się mężczyźni. Bo razem musimy pracować nad tym, by zacząć żyć w świecie, gdzie żadna pleć nie jest ani dominująca ani słabsza. Każdy z nas ma swoje mocne strony i zalety, niezależnie od płci. Musimy zacząć to respektować i szanować siebie nawzajem. A kobietom, którym przydarzyło się coś krzywdzącego, powinnyśmy dać wsparcie, cierpieć razem z nimi, wykazać się empatią, a nie krytykować czy osądzać. Musimy też zacząć leczyć rany z przeszłości. Pisząc dziennik, rozmawiając ze sobą nawzajem, może nawet udając się do terapeuty. Bo niezaleczone rany bolą bardziej. 

Pamiętajcie. Wy tez się liczycie. Wy też zasługujecie na szczęście, na radość. na przyjemność. Nie ignorujcie żadnej strefy waszego życia. Nie ignorujcie siebie!!!

Proszę zostaw swoje przemyślenia pod postem. Choćby anonimowo! a jeżeli chcesz podzielić się swoją historią, pisz śmiało - dziennikkobiety@gmail.com


Komentarze

  1. Rewelacyjnie napisane i trafione w punkt.Brak nam odwagi i pewności siebie i wieczna chęć dawania przyjemności drugiej połowie...A na siebie nie starcza czasu i ochoty.

    OdpowiedzUsuń
  2. W moim przypadku jest inaczej. Mój mezczyzna nie wydaje się wyczekiwac z utęsknieniem na zbliżenie, to ja zawsze czekam, czasem długo, zawsze bardzo tęskniąc i przeżywając to. Pokonuje swój wstyd i próbuje pokazywać mojemu facetowi co lubię, mimo to nie mam satysfakcji, choć widzę że on się bardzo stara. Kochamy się rzadko, co też mi się nie podoba, ale proszenie, napomykanie że może byśmy dziś się sobą zajęli... Jest dla mnie upokarzajace. Boli mnie to i nie chce tego robić jeśli widzę że on nie chce,ze jest tak bardzo zmęczony. Mi zmęczenie nie odbiera ochoty, jemu niestety tak. Nie wiem co zrobić, jak jeszxcse rozmawiać, żeby go nie uraz IC, nie zrobić mu przykrości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJE ZA OTWARCIE SIĘ, ZA KOMENTARZ, WIELKIE SERDUCHO DLA CIEBIE

      Usuń
  3. O tym się nie mówi a myślę, że jest sporo takich kobiet. Miałam podobny problem, u mnie miał znaczenie fakt, że mój partner jest 25 lat starszy ode mnie. Tak w dużym srócie - Na początku było wspaniale, mieliśmy podobne temperamenty, potrzeby i świetnie się dogadywaliśmy przez 12 lat. Później pojawiły się problemy zdrowotne (nadciśnienie, leki,które mają wpływ na potencję), rodzinne i mój partner przestał mieć ochotę. Mnie problemy osobiste nie blokują trwale a zdrowotnych nie mam. Rozumiałam sytuacje ale później próbowałam coś robić, najpierw delikatne zachęcanie i rozmowa potem prośby o zapisanie się do seksuologa czy na psychoterapię i leki na potencję. Niestety mój partner był oporny. Skończyliśmy związek po 15 latach. Ja nie wytrzymałam. Nie wytrzymałam napięcia, frustracji i upokorzenia, gdy go prosiłam, "łasiłam się" do niego. Tak, to poczucie upokorzenia było najgorsze. Niestety nie da się problemu rozwiązać, gdy jest na to gotowa tylko jedna strona i tylko jeden z partnerów jest otwarty na umiejętność radzenia sobie z problemem przez szukanie pomocy u kogoś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DZIĘKUJE ZA OTWARCIE SIĘ! ZA TEN KOMENTARZ, CUDNEGO DNIA , WIELKIE SERDUCHO DLA CIEBIE!

      Usuń
  4. Wszystko ładnie, pięknie, może coś mądrego nawet się znalazło w tekście - ale proszę, zastanów się nad znalezieniem proofreadera ;) Powodzenia w dalszej pracy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się Twoje podejście do tematu. Najważniejsze, że na przestrzeni lat wiele rzeczy się zmieniło i obecnie kobiety traktowane są na równi z mężczyznami. Co ważne, kobieta może pożądać równie mocno, co facet - bez tabu, tajemnic, czy zakłopotania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czesc. Od jakiegos czasu jesrem po rozwodzie. Kilka tyg temu poznalam swojego obecnego partnera, ktory pokazal mi, ze ja tez mam swoje zdanie, ktore jest bardzo wazne w strefie łóżkowej . Duzo ze mna rozmawia, daje mi odczuć, ze jestem wazna w zyciu codziennym i najwazniejsza w łóżku. Pozwolil mi uwolnic wszystkie swoje emocje w kazdym zblizeniu od dotyky, pocalunku, po pieszczoty i sam stosunek. Jest jedynym mezczyzna , ktory potrafil na mnie bardzo wplynac na moje pozadania
    Dzis wystarczy mi jego spojrzenie, specyfuizny usmiech, ktory kieruje w odpowiednim momencie, dotyk, abym zaczela czuc pozadanie. Ale wszystko zaczyna sie w zyciu codziennym od przygotowania kolacji, zaparzenia rano kawy, zwyklej rozmowy, gdzie pozwala mi odczuc, ze zasluguje na naprawde duzo. To wszystko dziala wspolnie razem . Nie wiem czy nasz zwiazek bedzie trwal jeszcze miesiac, rok czy 10 lat. Ale woem, ze nauczyl mnie odwagi by byc kobieta, ktora otwarcie i swiadomie pozada i jest pozadana
    Tego co doznaje z nim w swerze sexulanej nie doznalam z zadnym mezczyzna, bo to on pokazal mi, ze naprawde warto sie otworzyc na sama siebie . Wiec w zyupelnosci zgadzam sie z autorka tego tekstu

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz