181 Alfabet kobiecości - Teresa



Zbliżały się Teresy 18-te urodziny. Marzyła o imprezie jaką wyprawiały jej koleżanki. Wiedziała, że nie ma nawet cienia szans, by to marzenie się spełniło. Jej ojciec pracował ciężko by ich utrzymać, a mama starała się zajmować domem najlepiej jak potrafiła, ale nie wiele już mogła. Miała stwardnienie rozsiane, jeździła na wózku i od lat zmagała się z depresją. Jej impreza z okazji wejścia w pełnoletniość, nie była na szczcie niczyich priorytetów. 


Nie miała im za złe. Teresa starała się być wzorową córką. Chciała pomagać, opiekować się mamą, świetnie uczyć. Jednak rzadko czuła, że spełnia oczekiwania swoich rodziców. Swoich własnych na pewno nie spełniała, bo to od siebie zawsze wymagała najwięcej. Do tego żyła w wiecznym konflikcie samej ze sobą. Z jednej strony chciała by rodzice byli z niej dumni, by ją kochali, by czuli jej wsparcie i oddanie. Z drugiej czuła, że zasługuje na więcej. To były najlepsze lata jej życia. Czas pierwszych miłości, prawdziwych przyjaźni i pierwszych wygłupów. Ale Teresa za każdym razem kiedy była zwyczajną nastolatką, która próbuje swojego pierwszego piwa, przeżywa pierwszy pocałunek czy idzie na pierwsze wagary, czuła się jakby popełniała niewybaczalny grzech.


Trudno było żyć między młotem a kowadłem. Czuła się wiecznie niedoskonała, nie dość dobra. Im bardziej się starała, tym więcej zaliczała potknięć. Nie dawała rady, nie potrafiła być dziewczyną, którą wszyscy chcieli by była.


Ale ona miała swój sposób na rozładowanie emocji. Nocą, jak była pewna, że wszyscy śpią, brała kupioną w tajemnicy żyletkę i zadawała sobie ból.

Cięła cieniutkie linie na powierzchni swojego ciała. Nie zbyt głębokie, ale wystarczające by poczuła ból i krew spływającą jej po skórze. Starała się wybierać niewidoczne na co dzień miejsca. I choć brzydziła się siebie robiąc to, nie mogła się powstrzymać. 


Pierwszy raz był zupełnym przypadkiem. Wściekła na siebie, na niesprawiedliwy los, zacięła się dość mocno goląc nogi. Słyszała, że niektóre dziewczyny to robią, że tną się celowo. Ale nigdy nie traktowała tego poważnie. Jednak w tamtej chwili, patrząc jak jej własna krew spływa w dół na białą, nieskazitelnie czystą posadzkę, poczuła ulgę. Ból fizyczny uwolnił ją od tego emocjonalnego. Jakby jej złość, wstyd, i strach, wypływały z niej wraz z jej własną krwią.


Dużo czasu minęło nim zrobiła to z premedytacją po raz pierwszy.  Wybrała miejsce tuż pod pachą. Ręce jej się trzęsły niesamowicie. Burza w niej rozpętała się tego dnia na dobre. Rodzice byli zawiedzeni jej wynikami po pierwszym semestrze. Jej mama miała kolejne dwa ataki, a po jednym nie mogła prze parę tygodni mówić. Jej chłopak, Rafał, ciągle jej wyrzucał, że nie ma dla niego czasu. Chciał częściej być blisko niej. Ona też. Ale nie ufała sobie kiedy byli razem. Jego dotyk był tak cudowny, a jego pocałunki tak przyjemne, że nie potrafiła się czasem od niego odkleić. Ciągle ją namawiał na kolejny krok, a ona ciągle mówiła nie. Rafał twierdził, że jest ostatnią dziewicą w szkole. Było jej głupio. Wstydziła się własnego, niedoskonałego i do tego okaleczonego ciała. Ale przed rodzicami było jej jeszcze bardziej głupio. Jak kłamała gdzie była i co robiła. Nie wiedzieli, że ma chłopaka choć chodzili ze sobą prawie dwanaście miesięcy nim Rafał wreszcie ją rzucił. Teresa nigdy nie chciała by się martwili, nie chciała niczego komplikować.


Więc zdecydowała się wreszcie. I tamtej nocy spała jak dziecko. Rano obudziła się z bólem głowy, biegunką i ogromnymi wyrzutami sumienia. Ale pokonała to. Przypomniała sobie co czuła jeszcze parę godzin temu. I tak generalnie wyglądała jej rutyna aż nie zdała matury i nie wyjechała na studia. Rodziców nie było stać na opłacenie jej mieszkania, ale dzięki stypendiom i kredytowi studenckiemu, mogła wreszcie wyprowadzić się z domu i uciec. 


Miała oczywiście wyrzuty sumienia, że zostawia rodziców, że zostawia mamę. Ale to była ich wspólna decyzja. Chcieli by się dalej uczyła. Babcia była od paru miesięcy na emeryturze i miała przychodzić pomagać. Jakoś to będzie - mówili.


Poszła na weterynarię. Było trudniej niż przypuszczała. Ale kochała zwierzęta, nie bała się igieł ani brzydkich widoków. Co jakiś czas była wolontariuszką w schronisku. Bardzo chciała robić coś pożytecznego w życiu, i czuła, że to będzie to.


Zakopana w książkach prawie nie wychodziła. Od czasu do czasu jednak dawała się współlokatorce wyciągnąć do pubu. Tamtego dnia poznała Maćka. O rok starszy, zabójczo przystojny i do tego dusza towarzystwa. Nie liczyła, że się nią zainteresuje. A jednak podszedł, pogadał, uśmiechał się patrząc jej prosto w oczy. Był tak hipnotyzujący. Teresa czuła jak wszystko się w niej otwiera. Jej ciało miało swoje potrzeby, które zbyt długo ignorowała. Czuła to ocieranie skrzydełek motyli o ścianę w jej żołądku. 


Ale po chwili Maciek się rozpłynął. Widziała go potem jak rozmawiał z jakąś ślicznotką. Kiedy ją pocałował, świat się zatrzymał. 


Przecież to miałam być ja! - pomyślała ze złością.

Wróciła do domu i wściekła na siebie, utopiona w żalu i własnej niedoskonałości, chwyciła za żyletkę i zrobiła co najmniej dziesięć nacięć na lewym przedramieniu. Kiedy było po wszystkim, opadła na fotel z ulgą i odpłynęła. Była wykończona. 


Gdy Sandra, jej współlokatorka, wróciła do domu, zaczęła krzyczeć. Nie wiedziała co widzi, nie wiedziała co się stało a już tym bardziej czemu. Położyła Teresę do łóżka, opatrzyła jej rany, i całą noc czuwała przy łóżku monitorując czy żyje. Była dosłownie przerażona. Jej własne rany dały o sobie znać, kiedy patrzała na koleżankę, która najwyraźniej chciała siebie skrzywdzić. Pytanie jak bardzo.


- Od jak dawna to robisz- zapytała z troską w głosie Sandra, kiedy następnego ranka Teresa się przebudziła.


Teresa była przerażona. Milczała. Odkąd to się zaczęło, wstydziła się swojego ciała, tego co robiła. Wstydziła się i bała jednocześnie swoich uczuć. Nie śmiała o niczym mówić, z nikim rozmawiać. Czuła, że Sandra na nią patrzy, ale ona nie mogła podnieść wzroku. Powoli coś w niej pękało. Jak ogromny balon gdzieś wewnątrz niej, który nie wytrzymywał już naporu.


-Proszę, porozmawiaj ze mną - mówiła spokojnie Sandra. Choć sama była przerażona tą sytuacją, wiedziała, że nie może odpuścić. Kiedyś i ona stała na krawędzi, może nawet o krok dalej. Ale nie miała pojęcia jak może pomóc. Zadzwonić do rodziców? Do psychologa? - Mam gdzieś zadzwonić? 

-Nie!- krzyknęła przerażona - to nic takiego. Pozbieram się. Nie chciałam się zabić ani nic. Przepraszam. Zazwyczaj nad tym panuje...

-Panujesz? -przerwała jej Sandra prawie krzycząc - Całe twoje ciało pokrywają blizny. Twoje ramiona, brzuch, nogi. Nie mów mi, że nad tym panujesz. Powiedz jak długo to trwa.


Cisza.


-Powiedz jak długo...proszę.

-Odkąd skończyłam 16 lat - odpowiedziała cicho Teresa. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej czuła jaką jest nieudacznicą. Było jej tak ogromnie wstyd. Czekała aż Sandra zacznie się z niej śmiać, szydzić bądź po prostu każde się jej wyprowadzić.

-Czyli prawie pięć lat! Teresa, czemu nigdy nikomu nie powiedziałaś, nie szukałaś pomocy? Och biedna ty - powiedziała prawie krzycząc i objęła Teresę mocno, zamykając ją w swoich ramionach. Teresa nie mogła uwierzyć. Nie takiej reakcji się spodziewała - Kochana! Czemu ty to robisz? Czemu zadajesz sobie ból? Czemu w taki sposób? Jesteś śliczna, mądra i taka młoda. Całe życie przed nami. Czemu? 

-Nie wiem. Chyba chciałam poczuć coś ... innego... niż... . Jestem zwyczajnie do niczego, wiem. Wiecznie popełniam błędy, nic mi nie wychodzi. Chyba nie potrafiłam... nie wiem co mam ci powiedzieć.

-Powiedz wszystko od początku.


I tak też zrobiła. Sandra słuchała jej uważnie. A Teresa opowiadała jak jeszcze nikomu o tym co czuła i dlaczego. Z początku cała się trzęsła, ale Sandra trzymała ją mocno w objęciach i głaskała delikatnie jej długie, rude włosy. Była piękna, wyjątkowa. Ale jedyne co widziała patrząc na siebie w lustrze, to porażkę. Kogoś, kto nic nie potrafi robić jak należy.


-Och Teresko, czemu nigdy z nikim nie porozmawiałaś?! Czemu nikt ci nigdy nie powiedział, że nie żyjesz po to, by spełniać oczekiwania innych?  Nie możesz wiecznie zastanawiać się co inni o tobie myślą, czy co czują. Nie możesz też myśleć czego potrzebują od ciebie. Pytanie brzmi, czego ty potrzebujesz? Bo według mnie na pewno potrzebujesz pomocy psychologa.

-Nie jestem świrem. Po prostu jestem słabsza...

-Nie jesteś słabsza. Nie...

-Jestem! - krzyknęła ze łzami w oczach - ty nie masz dłoni pokrytych bliznami. Nie wiesz jak to jest. Łatwo ci powiedzieć nie spełniaj oczekiwań innych...


Sandra nie mogła tego słuchać. Teresa była na samym dnie jeżeli chodziło o poczucie własnej wartości. W własnym przekonaniu, nie liczyła się. Sandra mogła mowić co chciała, Teresa i tak zawsze odparłaby jej argumenty, twierdząc, że jest inna, słabsza, bardziej bezradna. Więc Sandra podniosła ją z kanapy i zaciągnęła do przedpokoju gdzie stało duże lustro. Przedpokój był jasny, przepełniony światłem wschodzącego słońca. Teresa bardzo niechętnie stanęła przed lustrem unikając patrzenia na swoje odbicie. Nie lubiła go. Patrząc na siebie czuła zawód. Tak wiele od siebie wymagała a tak marne dawało to rezultaty. 


-Spójrz na siebie. I spójrz na mnie. Kompletnie niczym się nie różnimy. Mamy tak samo zbudowane ciała. Ten sam mózg i to samo serce. Ja też to czasem czuje. To okropne uczucie, które dosłownie wdziera się pod skórę i sieje w tobie zwątpienie . Zastanawiasz się wtedy, czy jesteś dość dobra. Czy to jaka jesteś, wystarczy? Myślisz sobie, że inni mają łatwiej, że są lepsi, a ty ledwo dajesz radę. Ale to stek bzdur. Jesteś niesamowita. Bystra. Piękna. A twoje jedyne wady to bazowanie na opinii innych i zaniżone poczucie własnej wartości. Miałam to szczęście, że kiedy ja stałam na torach gotowa rzucić się pod pociąg, moja mama mnie znalazła. Chwyciła mnie mocno w ramiona i nie chciała puścić, choć z początku się wyrywałam. Tuliła mnie tam przez ponad godzinę, może dłużej i powtarzała jak bardzo mnie kocha. I ja wtedy sobie pomyślałam, że może jednak da się mnie kochać. Nie raniłam siebie jak ty. Jakoś nie przyszło mi to do głowy. Nic nie czułam. Byłam taka obojętna na wszystko. Już nie miałam w sobie woli życia. W szkole gnębili mnie odkąd pamietam. Bo z biednej rodziny, bo nie za dobrze się uczyłam, nie za płynnie czytałam. Byłam za brzydka, za gruba i za jakaś tam jeszcze. Kiedy tamtego dnia jedna z dziewczyn, która mnie od trzeciej klasy przezywała, powiedziała że lepiej by było jakbym umarła, przyznałam jej rację. Ale własna matka dała mi drugie życie. Wysłała na terapię. Zresztą chodziłyśmy tam razem. Godzinami rozmawiałyśmy. Zapisałyśmy się do grupy wsparcia i razem czytałyśmy wszystko co polecili. I oto jestem tu prawie siedem lat później. Mój wuja zostawił mi trochę kasy w testamencie więc postanowiłam zrobić z nich użytek i zapisałam się na studia. Wierz mi. Było cholernie trudno, ale okazało się, że nie jestem taka zła. Kiedy zaczęłam sobie powtarzać własne przekonania, a przestałam słuchać tych, którzy mi źle życzą, zupełnie zmieniło się moje życie. Ale przede wszystkim, przestałam się bać rozmowy i przestałam się wstydzić siebie.

-Nie wiem, czy ja mam twoją odwagę... - powiedziała zalana łzami Teresa.

-Ja też nie miałam. Wszystkiego można się nauczyć.


Następnego dnia znalazły psychologa, grupę wsparcia i wypożyczyły z tuzin książek o ludziach, którzy robili to co Teresa. Nie zmieniła się w tydzień. Przez kolejne miesiące zdarzało jej się wrócić do starych przyzwyczajeń. Przełomem był dla niej powrót na wakacje do domu po zakończonym semestrze. Powiedziała o wszystkim rodzicom. Nigdy nie byli wylewni, rzadko mówili sobie kocham cię. Jej matka wiedziała co to depresja, dlatego tak chciała by Teresa studiowała, by nie spotkało ją to samo. Nie miała pojęcia, że tak długo udawało jej się to ukrywać. Przepłakali prawie tydzień z przerwami. Ale od tamtego dnia codziennie dzwonią do siebie i zawsze mówią sobie -kocham cię.


Największa próba spotkała Teresę na wyjeździe nad morze. Razem z Sandrą pojechały do Sopotu. Teresa nie chciała pokazywać blizn. Ale nie miała wyjścia. Uczyła się je akceptować. Były teraz częścią niej już na zawsze. Jednak nie wszyscy to tak widzieli. Słyszała parę razy jak nazywają ją dziwadłem, kiedy przechodziła obok, albo świruską. Ale starała się to ignorować.


Bała się, że całe życie będzie samotna. Pani psycholog, choć taka na kasę chorych z długimi kolejkami, jednak bardzo jej pomogła. Kazała jej nie myśleć o tym. Miała skupić się na sobie, na zaakceptowaniu tego co się stało, na akceptowaniu siebie. I na nauczeniu się swojej wartości. Strach przed samotnością wcale nie pomagał.


Choć nie było to łatwe, Teresa dała radę. Codziennie zaczynała dzień od rozmowy ze sobą stojąc przed lustrem. Zdawała sobie sama relacje z tego jak jej idzie, co czuje i dlaczego. Nie unikała trudnych tematów. Jeżeli miała gorszy dzień i wracała chęć by chwycić coś ostrego, zaraz stawała przed lustrem i prowadziła ze sobą dialog. 


Wiedziała już, że da sobie radę. Wiedziała, że się nie podda. Miała całe życie przed sobą. I po raz pierwszy cieszył ją fakt, że żyje.


Kochane dziewczyny. Kobiety. Mistrzynie. Jedna na pięć kobiet rani siebie poprzez cięcie, szarpanie za włosy i nawet walenie głową w ścianę. 

Tłumimy w sobie uczucia, wstydzimy się ich i boimy się, że jeśli odważymy się powiedzieć o tym jak i czemu czujemy się tak jak się czujemy, to zostaniemy wyśmiane, zignorowane, odrzucone. Ktoś nam powie, że przesadzamy, wymyślamy, nie znamy życia. Zwłaszcza jeśli chodzi o młode osoby.


Wstydzimy się siebie i swoich emocji.

Tak często staramy się spełniać oczekiwania innych - rodziców, rodziny, nauczycieli, a nawet przyjaciół, rówieśników. Porażki, potknięcia, zamiast traktować jako naturalny element procesu rozwoju, nauki, tratujemy jak powód do nienawiści. Nienawiści do samej siebie. 


Nasze poczucie własnej wartości odpowiedzialne jest za ogrom rzeczy w naszym życiu.

Jego brak odpowiedzialny jest za samobójstwa, zadawanie sobie bólu, za hejt w Internecie, za zazdrość i wiele innych negatywnych emocji i rezultatów. 


Musimy znaleźć w sobie wolę walki i odwagę by budować swoje lepsze jutro. Nie ważne ile mamy lat. Musimy uwierzyć, że jesteśmy warte miłości, takie jakie jesteśmy. Kropka.


Bardzo dużo piszę o tym poczuciu własnej wartości.

Musimy je budować. Nie mamy wyjścia jeśli chcemy same decydować o sobie i swoim życiu.


Wyzwanie trwa. Przeczytaj post JESTEM WYSTARCZAJACO DOBRA ( 167) i weź udział. Czekam na wasze zdjęcia do końca lutego. 


I pamiętajcie. Najtrudniejsze jest podjęcie decyzji i zrobienie pierwszego kroku. 

Czas wyzbyć się wstydu. Czas uczyć się, jak być Mistrzynią Własnego życia.


Masz pytania, chcesz opowiedzieć mi swoją historie? Pisz. dziennikkobiety@gmail.com


Miłości do samej siebie nauczysz się podejmując kurs - 30 dni miłości.

Polecam.

Komentarze