178 Alfabet kobiecości - Kaja





Kaja w szkole była tą dziewczyną, której wszyscy zazdrościli. Dziewczyny chciały być takie jak ona, a chłopaki chcieli z nią chodzić. Jej gładkie, błyszczące blond włosy opadały jej delikatnie na twarz zakrywając częściowo jej niebieskie oczy. 

Kaja zawsze wydawała się pewną siebie i waleczną dziewczyną, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Jej rodzice mieli dobrze prosperującą firmę i stać ich było na więcej niż przeciętnego Kowalskiego. Zagraniczne wakacje, markowe ciuchy i wyjścia. 

Z zewnątrz, wydawało się iż Kaja miała wszystko. 

Zaraz po studiach dziennikarskich trafiła do gazety. Pisała o modzie i trendach, o znanych kobietach i sławach świata. Rodzina pojawiła się gdzieś w między czasie. Mąż, dwójka dzieci, dom na przedmieściach. Wszystko jak z obrazka. Wszystko, a może jednak nie. 

Kaja miała wielu znajomych ale niewiele prawdziwych relacji. Cieżko było z nią na dłuższą metę wytrzymać. Narzekała na wszystko i na wszystkich i klęła jak szewc. To co z początku imponowało Pawłowi, jej mężowi, z czasem spowszedniało i zaczęło irytować. Za każdym razem kiedy się chciał do niej zbliżyć, chciał razem coś zrobić, coś razem budować, ona niszczyła jego starania i nadzieję w ciągu paru chwil. 

Dzień przed trzydziestymi czwartymi urodzinami Kaji, Paweł zadzwonił do niej i powiedział, że potrzebuje czasu na przemyślenia. Wytknął jej całkowity brak czasu dla niego i ich dzieci. Powiedział, że jest samolubna i myśli tylko o sobie, że nic i nikt ją nie interesuje. Wręcz przeciwnie, cały świat zdawał się ją irytować. Nazwał ją królową lodu i odłożył słuchawkę. 

Tej nocy nie mogła spać. Siedziała w ich sypialni, na ich małżeńskim łóżku i rozglądała się dookoła. Łzy spływały jej po policzkach. Czuła się bardziej zagubiona niż zwykle. Wiedziała, że popełniła wiele błędów, zbyt wiele przemilczała, zbyt wiele ubarwiła. Teraz żyła całkowicie nie swoim życiem, kompletnie nie wiedząc kim jest.

Miesiąc później Paweł zażądał separacji. Kaja wyprowadziła się do wynajętego mieszkania, bo dzieci chciały zostać z ojcem. To był kolejny cios, kolejna poniesiona porażka. Wszystko zaczęło wymykać się z pod kontroli. Leki uspokajające jakoś pomagały jej rano wstać z łóżka a wieczorem usnąć. Rzeczywistość była nie do zniesienia. Życie dalej pędziło a ona nie dała sobie nawet czasu by stanąć i pomyśleć. Świat był przeciwko niej, wszyscy byli przeciwko niej.

Nieustający ból podbrzusza i uporczywe miesiączki sprowadziły ją do ginekologa. Seria badań, wyniki. Potem diagnoza. Rak szyjki macicy. Jej świat się dosłowne zawalił. Straciła rodzinę, teraz miała też stracić zdrowie, a może nawet życie. 

Kiedy była w liceum miała przyjaciółkę, Ankę. Dużo brzydszą, krępą, nieśmiałą. Idealna do słuchania jej wywodów o tym jak niesprawiedliwą dostała ocenę z ostatniego testu czy jak nieciekawa jest jej garderoba w związku z czym, nie ma co na siebie włożyć na kolejną randkę z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Anka czuła się przy niej jak brzydkie kaczątko. Czuła się dużo gorsza, nie wystarczająco dobra. A jednak to ona wiecznie podnosiła Kaję na duchu, starała się ją pocieszać i poprawiać nastrój. A nie było takiego dnia, w którym Kaja nie przeżywałaby jakiegoś załamania nerwowego czy zawodu. 

Ich drogi się rozeszły kiedy skończyły szkołę, a Kaja już nie znalazła drugiego tak wiernego słuchacza jak Anka. 

Spotkały się na ulicy tamtego dnia. Kaja wpadła na nią, zupełnie nie patrząc gdzie idzie. 

-  Gdzie tak biegniesz? Wieki cię nie widziałam? - zapytała z uśmiechem na ustach Anka, kiedy się już wycałowały i wyściskały w tłumie przechodniów na ulicy.
-  Za godzinę mam wywiad, jak zawsze w niedoczasie - wypaliła szybko. Później czekała ją też kolejna wizyta  u lekarza. Ten dzień zapowiadał się gorzej niż poprzedni. Do tego od tygodnia nie dzwoniły już jej dzieci. Czuła się jakby całkowicie wyrzuciły ją z życiorysu.
-  Idę na wystawę. Będzie tu tylko przez parę dni a jest naprawdę cudowna. Może dasz radę przełożyć? Wyglądasz na taką, której przyda się chwila oddechu - powiedziała Anka z troską w głosie.
-  Za to ty wyglądasz kwitnąco. Wcale cię nie poznałam - powiedziała prawie z zazdrością w głosie Kaja.
-  Dziękuje. To co, dasz się namówić? Potem możemy skoczyć też na kawę, niedaleko jest fajne miejsce.

Normalnie Kaja by odmówiła, i ruszyła swoją drogą. Ale jeszcze paręnaście godzin wcześniej leżała na podłodze swojego pustego mieszkania wyjąc i błagając o wsparcie, o pomoc, o znak. Miała dość swojego życia i siebie, ale nie chciała umierać. Tak bardzo potrzebowała czegoś, czegokolwiek, co dało by jej nadzieję i pomogło poukładać ten chaos jakim stało się jej życie. Więc zgodziła się i poszyły.

Wystawa była niewielka. W surowych ścianach muzeum wisiały zawieszone w prostych ramach ogromne zdjęcia. Kaja przeszła się wokół i stanęła przed jednym z nich. Było magiczne. Przedstawiało cudowny płatek śniegu, błyszczący i taki radosny. Obok zaś wisiał okropny i przerażający, zniekształcony płatek, który wyciskał łzy i zmuszał by odwrócić wzrok. Był odrażający a nierówność kształtów wręcz bolesna dla oczu. 

- Anka, co to za wystawa? - spytała Kaja, kiedy Anka stanęła koło niej. Była szeroko uśmiechnięta.
-  Czyż nie są cudowne. Ich twórcą jest Masaru Emoto, japoński badacz wody i autor. Jest niesamowity, prawda?
-  Ale co one przedstawiają?
-  Pokazują jak wygląda woda w zależności od wpływu jakiemu ją poddamy. Kiedy otacza ją miłość, spokój, radosna muzyka i kiedy słyszy słowa jak kocham cię, dziękuje, jesteś piękna, i tym podobne, to jej postać jest tak cudowna jak tu - pokazała na to magiczne zdjęcie, które zachwyciło Kaję - jednak kiedy otacza ją ból, złość, cierpienia i słyszy krzywdzące słowa i czuje brak wdzięczności, przybiera formę jak tu obok. Doktor Masaru w swojej książce pisze, że miłość i wdzięczność są receptą na dobre życie.
-  Miłość i wdzięczność?
-  Tak. Ale wiesz, nie taka jak w komediach romantycznych. Nie chodzi też o zwykłe dziękuje. Chodzi o pielęgnowanie tych uczuć w sobie, kierowanie się nimi w życiu, podejmowanie decyzji z miłością i wdzięcznością w sercu. Ludzie to też głównie woda. Więc krytyką, złością, zazdrością czy niewdzięcznością, niszczymy samych siebie. 

Kaja nie wiedziała co się z nią dzieje, ale czuła, że powinna iść tą drogą. Poszła z Anką na kawę, ale przez trzydzieści minut głównie słuchała, jak Anka opowiada o swoim życiu, o jej sukcesach i rodzinie. Kiedy się rozstały, obiecały sobie zdzwonić się wkrótce.

Kaja odwołała wszystkie spotkania, zamknęła się w domu i z laptopem na kolanach zanurzyła się w świat Doktora Emoto. Przeglądała "Woda, obraz energii życia," słuchała wywiadów, czytała wszystko co się dało, po polsku i angielsku. Angielski nie był jej mocną stroną, ale wiele zrozumiała. Przede wszystkim to, że przez ostatnie lata wszystko wydawało się dla niej pewne. Jej zdrowie, rodzina, jej praca i to kim była. Wszystko to pewniaki. Są, były i będą. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że to, że dużo zarabia może nie być najwyższym i najlepszym celem jej starań. Jej rodzinie to nie wystarcza. Jej dzieci chciały mieć matkę, a ona nawet o nie nie walczyła. Po prostu dała się wyrzucić. Pieniędzy, domu czy wygód też nie doceniała. One zawsze były. 
Nigdy nie powiedziała Pawłowi co czuje czy co myśli. Pokazywała mu tylko budowaną przez lata fasadę, obraz kobiety, która nie istniała. Po co ją stworzyła? Bo sama czuła się jak ohydna porażka. Choć tak wielu powtarzało jej, iż jest śliczna, ona czuła się odrażająca. Kiedy patrzała w lustro widziała tysiące niedoskonałości. I nieważne co mówili inni. Ona wiedziała, jaka jest prawda. Wiedziała, że ich dobre słowa nie są nigdy prawdą. Bo była okropnym człowiekiem, który nie zasługiwał na miłość. Jej rodzice już ją w tym przekonywali. Nigdy nie było ich w domu. Pracowali na swój sukces. To ona wiecznie zabiegała o ich względy, o wspólny czas, zabiegała o ich miłość. A kiedy już siedzieli razem przy stole, na niedzielnym obiedzie, to interesowały ich tylko oceny i szkolne osiągnięcia. Nigdy nie była dość dobra w ich przekonaniu. Zawsze słyszała, że jest niepoważna i zbyt lekko podchodzi do życia. Do tego wiecznie źle ubrana i nieuczesana, w nieuprasowanej sukience. Rodzicie nigdy jej nie doceniali, nigdy nie chwalili, a ona tak bardzo pragnęła od nich usłyszeć, że są z niej dumni, że świetnie sobie radzi i oni to widzą i podziwiają. Nigdy też nie usłyszała, że jest piękna. A najbardziej chciała usłyszeć to od swojej matki. Bo tylko jej zdanie się liczyło. I choć wtedy powtarzała sobie, że ona nigdy nie będzie takim rodzicem, to była dokładnie takim albo i gorszym. Zawiodła wszystkich. Łącznie ze sobą.

Tak często narzekała, nie widząc jak wiele życie jej dało. Choć czuła się niegodna i niewarta, to miała cudowną rodzinę, środki, pracę i zdrowie. I nic z tego nie doceniała. Nic ją nie cieszyło. Dopiero teraz, gdy to wszystko wymknęło się jej przez place, zobaczyła jaką była idiotką. 

W domu miała zawsze wiele notatników. Takie zboczenie zawodowe. I markowe ołówki. Wzięła komplet, i usiadła po turecku na dywanie. Zastanowiła się co jej zostało. Co ma dziś, czego nie ma miliony kobiet na świecie. Prawo do głosowania? Zawód? Pracę? Dach nad głową? Jedzenie w nieograniczonych ilościach? Pokój? Wodę w kranie? Prąd?

Kiedy zaczęła to wszystko wyliczać łzy ciekły jej po policzkach. Wydrukowała sobie zdjęcia Doktora Masaru i powiesiła w pięknych ramkach na ścianach swojego mieszkania. Dwa małe zdjęcia oprawiła w ramki z zapakowała na prezent. Pawła poprosiła o spotkanie w ich domu. Była sobota. Ugotowała spaghetti z groszkiem i parmezanem na wierzchu i pojechała w miejsce, które kiedyś było jej domen. Jego piękno ujrzała po raz pierwszy i w sercu podziękowała za wszystkie te lata, które spędziła tutaj, nie widząc jakie ma szczęście. Bo mimo wszystko była szczęściarą.

-  Muszę was wszystkich przeprosić. Mówią, że dopiero docenia się to, co się miało, kiedy to stracisz. Ale ja musiałam stracić wszystko by zauważyć jakie miałam szczęście - mówiła powoli, a łzy ciekły jej po policzkach.

Opowiedziała wszystko. O sobie. O swoim dzieciństwie. O tym za czym goniła. Powiedziała też każdemu z osobna jak bardzo ich ceni, kocha i jak zauważa wszystkie te wieloletnie starania. Byli cudownymi ludźmi, których kochała i za którymi tęskniła. Bardzo tęskniła.

W myślach i w duszy powtarzała sobie - Wybaczyli mi, wybaczyli mi. Zrozumieli mnie. Zrozumieli mnie. I starała się z całych sił wybaczyć sama sobie i uwierzyć, że faktycznie zasługuje na ich miłość , na drugą szansę.

I dostała ją. Faktycznie dostała drugą szansę. Paweł sam miał mokre policzki i mocno ją obejmował, jakby miała znów odejść. 

Nie powiedziała o raku. Nie powiedziała o tym, że może umrzeć. W dzienniku pisała o tym jak wdzięczna jest za każdy dzień i każdą chwilę, za to że żyje w kraju, w którym są szpitale. Za to, że ma ubezpieczenie i prawo do opieki i leczenia. Była wdzięczna za lekarza, który ją poprowadził i pokierował jej leczeniem. Czekała ją operacja. Mieli jej wszystko usunąć. Bała się. Wiedziała, że kiedyś będzie musiała powiedzieć o tym rodzinie. Ale póki co dziękowała za każdy dzień, który był jej dany. Pracowała dalej, ale tylko wtedy kiedy dzieci były w szkole a Paweł w pracy. Gotowała codziennie obiad i spędzała wieczory w domu, w ramionach ukochanego męża. I wiedziała, że niezależnie od tego, co z nią będzie, dostała szansę od życia, by faktycznie przeżyć te resztę życia jaka jej została. Nie zamierzała jej zmarnować. Doktor Masaru miał rację. Miłość i wdzięczność jest odpowiedzią na wszystko.





Mistrzynie.
Tak często wyolbrzymiamy swoje problemy i nigdy nie przestajemy o nich myśleć.
Tak często użalamy się nad swoim losem, nie widząc tego, jakie mamy szczęście. 

Każda z nas zasługuje na to, co w życiu najlepsze, każda zasługuje na prawdziwą miłość, szczęście. Na szacunek. Ale tak często nie widzimy tego co mamy koło nosa i nie czujemy tego, że mamy więcej niż niejedna kobieta na tej planecie. W jak wielu krajach, kobiety dalej są traktowane jak podrzędny gatunek. Nie mogą wychodzić same z domu, nie mogą się uczuć, nie mogą o sobie decydować. Jak wiele kobiet nie ma rąk czy nóg, a dalej sobie radzą. Jak wiele nie ma bieżącej wody i prądu. A my wszystko bierzemy za pewniaka. 

Chcemy być doceniane, rozumiane i akceptowane, ale same nie dajemy tego ani innym, ani sobie.
Brniemy przez życie w pędzie, nie skupiając się na tym co ważne. 
Innym wytykamy, że im łatwiej. Ale tak naprawdę nie mamy prawa nikogo oceniać, bo pozory zawsze mylą.

Więc posłuchajmy Masaru Emoto, i kierujmy są miłością i wdzięcznością.
Weźmy pod uwagę siłę naszych słów, emocji i myśli, i zróbmy wszystko by ograniczyć te niedobre, negatywne. Zamiast tego zastąpmy je miłością i wdzięcznością i stwórzmy cudowny obraz wody w nas samych.

Polecam wam pracę Masaru nad wodą, książkę i kolekcję zdjęć wody oraz z całego serca, proszę was, badajcie się.
Bo rak szyjki macicy, jeśli jest wcześnie wykryty, może być uleczalny.

Ps. Ta historia również była zainspirowana prawdziwą. Nie znam jej końca. Ale uważam, że warta była opowiedzenia. Kochajmy, bo tak krótkie jest życie.




Komentarze

Prześlij komentarz