175 Kocham to co robię - Aleksandra Kurzak
Kocham to co robię! Aleksandra Kurzak
Aleksandra
Kurzak to w moim odczuciu kobieta z krwi o kości. Taka prawdziwa, autentyczna.
Nie boi się mówić o uczuciach, o miłości i życiu. Nie boi się swojej
wrażliwości, a może i boi, ale i tak ją pokazuje w pełnej krasie i to jest
piękne. Płacz oczyszcza, mówi. Pozwala sobie na doły, kocha spać rano i
marzy o domku na plaży.
Aleksandra
Kurzak to śpiewaczka operowa, których nie stroni od łączenia klasyki z pop
kulturą. I to również jest cudowne. Przez niektórych nazywana celebrytką,
przez innych artystką światowej klasy. Wsłuchując się w jej piękny głos
podczas wykonywania Madame Butterfly ( uwielbiam ) można by pomyśleć -
gwiazda! Ale już słysząc jej głos w szczerej i otwartej rozmowie, ma się
wrażenie, że to pełna emocji równa babka, która kocha to co robi i robi to
z uczuciem. Nie jest zepsuta swoimi doświadczeniami. Wręcz przeciwnie.
Zapraszam
was na rozmowę z kobietą piękną, utalentowaną, otwartą i niezwykle
ciepłą. Na rozmowę z Mistrzynią sceny operowej, Aleksandrą Kurzak.
Co
jest Pani pasją?
Moją
pasją jest moja praca. Nigdy nie miałam innych zainteresowań. Tylko
śpiewanie. Nic dodać nic ująć.
Jak
Pani odkryła te pasję? Jak to się wszystko zaczęło?
Pasji
się nie odkrywa. To się dzieje samoistnie. Śpiewałam od zawsze.
Naśladowałam moją mamę tak jak teraz robi to moja cztero i pół letnia
córka. Pamiętam jak podczas festiwalu Moniuszkowskiego, dyrygent, który
usłyszał jak śpiewam, zapytał moją mamę, kto tak śpiewa i nie chciał
uwierzyć, że to mała dziewczynka. Zaproponował moim rodzicom nagranie ze
mną, ale się nie zgodzili. To było wszystko bardzo, bardzo naturalne. Rodzice
zabierali mnie do opery. Na pewno miało na to wpływ, to że ja właściwie
wychowywałam się w teatrze i to, że muzyka wypełniała moje dni jako dziecka,
potem jako uczennicy, kiedy chodziłam do szkoły muzycznej. W sumie ja nigdy nie
używałam słowa pasja. To dla mnie takie górnolotne pojęcie. Tak jak nigdy
nie mówiłam o sobie, że jestem artystką. Drażniło mnie to jako nastolatkę.
By być artystą, trzeba do tego dorosnąć, coś odnieść w życiu, do
czegoś dojść. Po za tym nie my sami się tak powinnyśmy nazywać, a to inni
o nas tak mówią. Kuzynka studiowała na Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych, i
tam ledwo się zdało do tej szkoły i już wszyscy nazywali się artystami.
Może dlatego, że od siódmego roku życia zajęłam się muzyką, chodziłam do
prawdziwej szkoły muzycznej, i miałam zawsze profesjonalne podejście do tego.
Takie słowa jak artysta, pasja, były zbyt duże by ich używać. Wkładałam
zawsze całe serce w to co robiłam, ale proszę mi uwierzyć, nigdy nie
określiłam tego co robię, jako moja pasja. Zawsze mi się wydawało, że pasji
się wszystko oddaje, poświęca temu w stu procentach bez reszty. A dla mnie
jest wiele innych, ważnych rzeczy. Chociażby rodzina, dziecko.
Z
jakimi problemami zmaga się Pani na co dzień?
Chyba
z takimi samymi problemami jak każda inna kobieta. Zawodowo, takim najgorszym
problemem, jest niedyspozycja głosowa. Jako śpiewaczce operowej, a nie osobie
tylko pracującej głosem, jest mi trudniej. Tu nie ma mikrofonów, nagłośnienia,
jest inna technika, impostacja
tego głosu. Mój głos
musi być perfekcyjny by można było wykonać spektakl. Zwłaszcza w takim
czasie jak teraz, jesiennym, kiedy córka też przynosi z przedszkola jakieś
infekcje.
Miewa
Pani chwile zwątpienia w siebie? Jeśli tak, to co wtedy Pani robi?Jak sobie z
nimi radzi?
Chyba
częściej mam takie chwile,
niż te pozytywne. Jestem osobą poddającą się nastrojom. Kiedy coś takiego mnie
nachodzi to mam tzw. doła. Albo jestem nerwowa i się
kłócę. Wyżywam się na biednym mężu albo najzwyczajniej w świecie
płaczę. To uważam za przypadłość, a
nie słabość. Oczyszcza mnie to z myśli negatywnych i pomaga zapomnieć,
przejść do życia codziennego. Rozpoczynam wszystko od początku, aż do
następnego dołka.
Co
Panią inspiruje?
To
jedno z tych prostych pytań, na które ja nie mam odpowiedzi. Może dlatego,
że ja nie jestem twórcą tylko odtwórcą. Nie piszę, nie tworzę. Nazwałabym się kreującym odtwórcą. I tu mogę
powiedzieć, że inspiruje mnie samo dzieło w sobie. Sama muzyka, libretto,
książka na podstawie, której powstała dana muzyka powstała. Wtedy siadam
chętniej do fortepianu, mam większą ochotę otworzyć nuty i nauczyć się danego
utworu. I to można powiedzieć, że mnie inspiruje, choć to znowu tak trochę górnolotnie powiedziane.
Ulubione
doświadczenie? Najbardziej znaczące przeżycie?
Jeśli
chodzi o stronę zawodową, to oczywiście sceny Londynu i Nowego Yorku były
niesamowitymi przeżyciami, ale chyba takim wydarzeniem, które najbardziej
mnie dotknęło i które najbardziej pamiętam to debiut w operze hamburskiej. To
było zaraz po ukończeniu studiów w Polsce. Wykonywałam malutkie role w
spektaklach. Pewnego razy wskoczyłam na role główną, dużą rolę sopranową
chorej koleżanki. Pamiętam to przeżycie, kiedy zakończyłam ten spektakl.
Wzruszenie do łez. Mój prawdziwy debiut na scenie hamburskiej.
Drugi
moment
to ten, kiedy
dostałam nagrodę Opera Awards, takie operowe Oskary w Londynie, i wtedy znów
się popłakałam. Ja jestem bardzo uczuciową kobietą. Płaczę kiedy
jestem szczęśliwa i kiedy jest mi źle.
Ważnym
momentem też, I to tak całkiem niedawno, była Traviata, w Operze Paryskiej. To
był taki triumf, a proszę mi uwierzyć, że
nigdy nie użyłam tego słowa w ponad
dwudziestoletniej karierze zawodowej. To przyjęcie ze strony publiczności,
ten triumf jakiego byłam świadkiem, i opinie krytyków. To było naprawdę
niesamowite przeżycie.
Poza pracą zawodową, to oczywiście
narodziny dziecka. Dla kobiety to takie niesamowite przeżycie.
Jakie
wartości chce Pani przekazać swojej córce?
Wydaje
mi się, że najważniejszą jest prawdomówność, szczerość. By nie rzucać
słów na wiatr, dotrzymywać słowa. By była dobrą osobą, na której̨ można polegać. No i miłość. Ona
jest wartością samą w sobie, ale staramy się ją przekazać córce i
nauczyć ją kierowania się
miłością. Chcemy by była dobrą, szanującą innych osobą.
Za
co jest Pani w życiu najbardziej wdzięczna?
Za
wszystko. Za to jaką mam rodzinę, pracę. Za całokształt. Za to gdzie jestem,
kim jestem, gdzie się znajduje.
Co
Pani czyta i jak często?
Czytałam
dużo jak byłam nastolatką. Teraz czytam nie często, ze względu
na brak czasu, i jedynie głównie na wakacjach. Najczęściej
„czytam“ to co jest związane z moją pracą: książki muzyczne, czyli wyciągi
fortepianowe. Zmieniłam jakiś
czas temu repertuar i ilość ksiąg do nauczenia jest spora. Ale po za tym
lubię czytać. Uwielbiam książki Musierowicz. Za sprawą mojej mamy zakochałam się
w Jeżycjadzie. Jestem zawsze pierwsza w kolejce, kiedy wychodzi kolejna część. Ktoś może pomyśleć - stara baba, czyta powieści dla
nastolatek. Ale dla mnie to książki, które emanują takim ciepłem domowym,
czasem beztroski, podstawowych wartości, spotkań rodzinnych i wspólnego
siadania do stołu. Te czasy kiedy organizowało się spotkania rodzinne, kroiło
sałatki, bo niczego innego nie
było. Te rzeczy zanikają, o ile już nie zanikły.
Pani
motto życiowe?
Jak
wygląda Pani poranna rutyna?
Niestety
pierwszą rzeczą jaką robię, to sprawdzam telefon i czytam maile. Nie jestem
rannym ptaszkiem, uwielbiam siedzieć do pierwszej, drugiej w nocy. Rano jak
wstaję, jestem trochę naburmuszona. Jak już zejdę na dół, to robię sobie filiżankę czarnej
herbaty z cytryną i miodem, nie jestem kawoszką. Do zdrowych herbat też nie
potrafię się przekonać.
A
co Pani robi chwilę przed snem?
Wieczorem
też piję herbatę, i lubię pooglądać telewizję, zwłaszcza programy o
remontach. W domu też lubię coś przestawiać i zmieniać. Jak Malena
pójdzie spać, lubię zapalić sobie świecę, zaparzyć herbatę i właśnie
oglądam Home & Garden czy Domo. Jednym z ulubionych jest Kupujemy dom
na plaży, bo to moje marzenie. Ja tak totalnie kocham morze, że to jest
nie
do opisania. Widok morza, szum fal, to mnie tak odpręża i detoksuje, jak nic
innego. Oddałabym wszystko co mam, by mieć taki dom z widokiem na morze.
Na
co brak Pani czasu?
Chyba
na nic. W kwestii profesjonalnej, za dużo biorę na głowę, za dużo partii i
występów, i potem czasem brak mi
czasu na naukę.
Ja chyba nie za bardzo umiem gospodarować czasem. Nie potrafię też się
wyłączyć, zamknąć w łazience czy pójść na masaż. Trochę mi żal
marnować czasu na siebie. Mam zawsze takie poczucie, że muszę czemuś
jeszcze poświęcić uwagę.
Można
by powiedzieć, że brak mi czasu dla siebie, ale z drugiej strony to chyba nie
brak czasu a żal, że go marnuje. Choć powinno znaleźć się jednak ten czas
dla siebie.
Jak
Pani ładuje baterie na co dzień ?
Sen
jest dla mnie bardzo ważny. Bardzo lubię rano spać, jak mam okazję to długo
śpię i to mnie najbardziej odpręża. To mi wystarcza.
Co
lubi Pani w ludziach najbardziej?
Uczciwość,
szczerość, prawdomówność. Cenię osoby,
którym mogę zaufać, powierzyć sekrety.
Czego
najbardziej Pani w ludziach nie znosisz?
Bardzo
nie lubię takiego wynoszenia się ponad innych, gwiazdorzenia, megalomanii. To
mnie najbardziej drażni.
Plany?
Marzenia? Cele?
Dom
ana plaży. Absolutnie. Mam nadzieję, że to nie jest marzenie ściętej głowy. To nie musi być żaden
pałac. Po prostu dom z widokiem na
otwarte morze.
Z
całego serca dziękuje za cudowną rozmowę. I poświęcony czas.
Gorąco
polecam nową płytę Pani Aleksandry nagraną z mężem, Roberto Alagną -
Puccini in Love.
Jesteśmy w okresie świątecznym i również zachęcam do
posłuchania kolęd w wykonaniu Pani Aleksandry.
Mam
nadzieję, że będzie mi dane usłyszeć kiedyś na żywo.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję za ten wywiad! Pani Aleksandra Kurzak jest artystką cenioną na całym świecie, a w Polsce tak mało jest informacji o niej, o jej występach i sukcesach. Ciągle nie umiemy doceniać w kraju naszych wielkich artystów- ambasadorów Polski. Życzę Pani Aleksandrze wszystkiego co najlepsze i tego domu nad morzem!
OdpowiedzUsuńBarbara