172 Alfabet kobiecości - Joanna


joanna

Alfabet kobiecości

Część 15 - Joanna


-     Jesteś za głupia, żeby to zrozumieć - usłyszała kiedyś na lekcji fizyki.

To nie był jej pierwszy raz. Asia wiele razy słyszała, że się do czegoś nie nadaje. Że robi coś źle. Że nie jest dość dobra. Ale późno zdała sobie z tego sprawę, że uwierzyła w to, co tak często jej powtarzano.

Miała 30 lat, kiedy odeszła od Jacka. Byli razem prawie 5. Z perspektywy czasu zastanawiała się, jakim cudem przetrwała tyle lat z mężczyzną, który każdego dnia pokazywał jej, gdzie jej miejsce.

Była zawsze nietypowa. W domu, jedyna córka pośród pięcioro rodzeństwa. Nie przelewało im się, ale nie byli złą rodziną. Była najmłodsza, najbardziej niespodziewana, i gdzieś podświadomie chyba czuła się nie do końca chciana. Wiedziała, że była wpadką. I choć mama jej wiele razu mówiła, że nie żałuje i że kocha ją nad życie, bo wreszcie po tylu ciążach urodziła upragnioną córeczkę, to jednak gdzieś w niej rosło to poczucie, że byłoby wszystkim lepiej bez niej.

Była alergikiem. Częste wizyty u lekarza i lekarstwa kosztowały naprawdę dużo, i niejednokrotnie były to pieniądze przeznaczone na nowe korki, obóz czy zwyczajnie kino.  Do tego była wysoka i dość korpulentna, zdarzało się że w szkole mawiali na nią Wielka Stopa albo Żuraw. Starała się nie przejmować, ale nie potrafiła. Słowa wsiąkały w nią jak woda w gąbkę.

Przesycona opowieściami z dzieciństwa, w których lubowała się jej mama, o księżniczkach i książętach, filmami romantycznymi i tym wszystkim co krzyczało do niej z kolorowych pism i telewizji, czuła że sama nigdy nie może być szczęśliwa. Żyła w przekonaniu, że dopiero facet dopełni ją i da szczęście i spełnienie. Sama była wybrakowana. Ale gdzie wielka stopa może szukać męża?

Przebrnęła przez szkołę średnią i ku wielkiemu smutkowi matki, dalej samotna, wyjechała do Londynu za chlebem, jak wielu innych przed nią i po niej. Tu czuła się jeszcze bardziej nieswojo. Niedoskonała, wybrakowana Polka w obcym kraju, gdzie czuć było wyraźnie podział na tych lepszych i gorszych. Wydawało jej się, że popada w depresję. Pracowała w magazynie z grami komputerowymi. Nie często w ciągu pracy widziała słońce. Nie miała w pracy znajomych. Czasem tylko wypadała z sąsiadkami na piwo, i idąc śladem Brytyjek, zawsze wracała pijana.

Jacka poznała przypadkiem. Na początku było wielkie bum! Motyle i te sprawy. Wszystko jakoś szybko się potoczyło i pół roku później złożyła wypowiedzenie najmu i wprowadziła się do niego.

Z dnia na dzień znikało pożądanie, ciepło a zaczynała się smutna rutyna. To nie był związek partnerski. Jacek wyraźnie jej mówił co lubi a czego nie licząc, że ona się dostosuje. Więcej od niej zarabiał i wydawało mu się, że to czyni go panem domu. Aśka po pracy gotowała, sprzątała i prała, a Jacek odpoczywał. Wieczorami się kochali, spełniając Jacka fantazje.

Takie życie znała. Tak było u niej w domu. Tata, zmęczony po całym dniu siedział w fotelu z puszką piwa, a mama krzątała się po domu do późnej nocy. Zawsze miała ręce pełne roboty. Kochała swojego ojca. Nigdy ani jej ani matki nie krzywdził, ale daleko było szukać jakiś pozytywnych emocji czy wsparcia. Bracia byli dla niej dobrzy. Byli podporą. Bronili jej. Ale nie było ich w szkole czy z nią na podwórku. A jej zawsze wstyd było przyznać jak ją traktują  inni.

Dni mijały szybko, nie wiele więc czasu miała na rozmyślania. Nie czuła jak zaciskała się jej obroża na szyi. Po dwóch latach nie wychodziła już nigdzie sama. Przecież była potrzebna w domu, potrzebna miłości swojego życia, człowiekowi, który stał się sensem jej życia. Gdzieś w środku czuła niedosyt, który stopniowo przeradzał się w krzyk, w strach, w łzy.

Angielskie jedzenie jej nie służyło, zaczęła tyć, więc postanowiła że będzie biegać. Jacek ją wyśmiał. Mówił, że wygląda śmiesznie w legginsach i tej głupiej opasce na głowie. Widząc jego minę za każdym razem kiedy wychodziła, zniechęciła się. Po miesiącu dała sobie spokój choć bieganie dawało jej choć odrobinę wolności i radości. I Jacek znów ją wyśmiał, że ma słomiany zapał, że zawsze wszystko zaczyna i nie kończy.
I wtedy to się stało. Tak po prostu, nie myśląc odpowiedziała mu:
-     Gdybym wszystko zaczynała a nie kończyła to jadłbyś codziennie surowe mięso i chodził w niedopranych gaciach.

Nic nie powiedział, tylko z szeroko otwartej dłoni przyłożył jej w buzię. A potem jakby nic się nie stało, usiadł w fotelu ze swoim Heinekenem.

Długo płakała, jak on już usnął. Nie mogła zrozumieć. Czemu? Jak? Za co? Położyła się spać, a rano wstał nowy dzień. Zapomniała na jakiś czas. Żyła dalej jakby nigdy nic. Praca, dom. Praca, dom. Liczył się tylko on. Przecież miłość była najważniejsza w życiu. Bez niego nie da rady, nie istniała bez niego. Samotne kobiety, to kobiety niechciane, niekochane. A ją ktoś kochał. Tak przynajmniej sobie wmawiała.

Wtedy stało się coś niesamowitego. Dostała awans. Raz czy dwa czymś tam zabłysła, dobrze  wykonała swoje zadanie i szef zaproponował jej pracę jako przedstawiciel. Mówił, że ma predyspozycje, da sobie radę. Szczęśliwa jak skowronek wróciła do domu. I słońce nagle zniknęło. Jacek został zwolniony, redukcja etatów. Był zły jak osa. Kiedy zapytał o powód jej rogala na twarzy, powiedziała o awansie. Zaczął się śmiać. Tak histerycznie.
-     Ty? Awans? Przecież ty nic nie umiesz. Nie siedziałaś za kierownicą od paru lat. Lewo jeździsz. Zaraz komuś przywalisz w tyłek i więcej z tego będzie problemów niż pożytku! - śmiał się dalej - twój angielski też nie jest wystarczający by cokolwiek komuś wcisnąć. Dobrze się nad tym zastanów Asiuniu, żebyś na lodzie nie została.
-     Mam na razie spróbować, na trzy miesiące. Potem, jak będę chciała, mogę wrócić do poprzedniej pracy. Bez konsekwencji.
-     Ale ty naiwna jesteś. Pomyślałbym, że szef ma na ciebie chrapkę, ale przecież tylko ja cię chcę, do piękności nie należysz.
-     Jesteś okrutny - wyrwało się jej. Od tamtego dnia nie chciała go prowokować.
-     Kochanie, ale ja tylko stwierdzam fakty.

Nie chciała dłużej rozmawiać. Zabrała się za przygotowanie obiadu, zajęła się swoimi obowiązkami. Jacek zostawił ją samą w kuchni. Po kolacji, oglądali chwilę telewizję, a Jacek wszystko i wszystkich krytykował. Nikt się na niczym nie znał.

Wieczorem, po paru piwach za dużo, położył się na niej i zaczął rozbierać. Nie miała ochoty na seks, ale bała się odmówić. On przycisnął ją mocno do materaca, i wziął, bez słowa zachęty, bez czułości. W tamtym momencie czuła, jakby to był najgorszy dzień w jej życiu. Czy tak musi wyglądać jej życie? Czy naprawdę nie zasługuje na więcej?

Mijały miesiąca, a jej chęć do czegokolwiek gasła. Odrzuciła propozycję szefa,bała się, najbardziej słów - a nie mówiłem?!
A na pewno by je usłyszała.To wiedziała na 100%.

Jadąc tego dnia do domu, oczy miała pełne łez. Chciała zadzwonić do mamy, usłyszeć parę słów otuchy. Ale wiedziała, że tylko niepotrzebnie ją a zmartwi. Zamiast tego odpaliła Instagrama. Łzy kapały jej po policzku i w myślach słyszała, jak woła o pomoc. Do siebie, do świata, do Boga. Miała już dość. Tak bardzo chciała zobaczyć choć promień nadziei. I wtedy  zobaczyła jakiś post sponsorowany. Dwa skrzydełka, dziwne, uśmiechnięte buzie. A potem te słowa i zdjęcie jakiejś dziewczyny: I am enough. Jestem wystarczająco dobra. To była zwykła buzia. Zwykła dziewczyna, bez make-upu, bez włosów od fryzjera z tymi słowami napisanymi na normalnej kartce. Ale w nich było tyle energii, że zdawało jej się, że czuje je przez ekran. 

Asia myślała o tym cały dzień. Tamta dziewczyna czuła się wystarczająco dobra i mówiła o tym całemu światu. Czy ona też jest wystarczająco dobra i może być tak szczęśliwa?

Jak tylko usłyszała równych oddech Jacka, który leżał koło niej w łóżku, odpaliła filmiki na tym profilu, zaczęła słuchać. Darmowe lekcje, webinary, mnóstwo materiału na You Tube. Słuchała i nie mogła uwierzyć. Ale coś w niej mówiło - Tak! Tak! Spróbuj, zrób to. Pierwszy raz od wieków poczuła cień nadziei i jej własna, kobieca intuicja, obudziła się, podpowiadała jej idź, podążaj za tym. 

W ciągu następnego tygodnia przeczytała wszystko co napisała Marisa Peer i sama się z siebie śmiała.
To głupie! Co ja sobie myślę!? Jakieś pisanie po lustrze ma mi pomóc? W czym? Nagle Jacek będzie do niej milszy? Ale przecież w każdym obejrzanym wykładzie słyszała, że nie jest w stanie nikogo zmienić. Tylko siebie. Miała więc mętlik w głowie. Dość dobra, ale jednak ma się zmieniać?  A może to w co wierzyła, co całe życie sobie powtarzała, to wcale nie jest prawdą, i właśnie to musi zmienić? Czy jest wystarczająco silna, by w to uwierzyć? Wątpliwości i pytania, to jej nie dawało spokoju i gościło w jej myślach cały czas. Nawet Jacek zaczął ją wypytywać. Ale zbyła go delikatnie. 

Tamtego poniedziałku, Jacek wyjechał w delegację. Dostał nową pracę, i choć nie uśmiechało mu się wyjeżdżanie, to nie miał wyjścia, nie mieli zbyt dużo oszczędności. Ona sama wzięła dzień wolny. Została w domu. Duże lustro z sypialni postawiła na środku pokoju i wzięła kupioną już dawno czerwona szminkę i napisała. 

Jestem wystarczająco dobra. Zasługuje na miłość, dobro, szacunek. Swój i innych.


Kiedy skończyła, zrobiła krok w tył i spojrzała na siebie i na słowa na lustrze. I zaczęła płakać. Płakała długo, klęcząc przed swoim wizerunkiem. Całe jej ciało trzęsło się. Patrzała na siebie i czuła jak wszystko w niej płonie. 

Zrobiła sobie zdjęcie i ustawiła na tapetę w telefonie, te same słowa napisała na karteczce i włożyła sobie do portfela, do książki jako zakładkę. Miała to cały czas przed oczami. 

Z dnia na dzień czuła jak wszystko się w niej zmienia. Niby była taka sama, ale jednak widziała się inaczej. Czuła, że słowa z lustra zaczynają wsiąkać w jej duszę. Nie dbała już o to, czy Jacek je zobaczy i wyśmieje. Zaczęła wierzyć, że da sobie radę sama. Nie kochała go, nie była z nim szczęśliwa. Była z nim pięć lat. O pięć za dużo. Czuła, że zasługuje na więcej, na lepiej.

Zapytała szefa, czy może jednak przyjąć ten awans. Zgodził się. Po trzech miesiącach wiedziała, że tu się odnajdzie. 
Wraz z koleżanką wynajęła małe mieszkanie, szlifowała angielski, uczyła się, czytała. Ale przede wszystkim, oddychała. Nie pamiętała czy kiedykolwiek w życiu tak dużo się uśmiechała. Jej koleżanka, początkowo sceptyczna, po jakimś czasie z uśmiechem patrzyła w lustro, na którym cały czas widniały te same listery, układające się w te same słowa.
JESTEM WYSTARCZAJĄCO DOBRA, TAKA JAKA JESTEM. ZASŁUGUJE NA MIŁOŚĆ, SZACUNEK, DOBRO. OD SIEBIE I INNYCH.

Asia znalazła swoje skrzydła, i pofrunęła. Pokochała życie, siebie i to co jej dawał każdy dzień. Była Mistrzynią, jak każda kobieta, Mistrzynią Własnego życia.

*Konto na które weszła Asia, to konto MINDVALLEY.

Mistrzynie,

czy wydawało wam się kiedyś, że samotna kobieta to wstyd? Że tylko facet określa, czy jesteście wartościowe? Dość dobre? 
Czy słyszałyście kiedyś słowa - nie dasz rady? jesteś głupia? nie potrafisz?
Pamiętaj - tylko Ty wiesz na co cię stać! Tylko ty znasz swój potencjał. Nie skreślaj się pod wpływem słów innych, zaufaj siebie, ryzykuj, słuchaj siebie i swojej intuicji.

Czasem może coś wydaje się głupie, dziwne, nierozsądne....
Ale to co zrobiła Joanna to akurat nie jest. Marisa Peer, to znana, doświadczona terapeutka, która pomogła wielu ludziom. Pomogła im zrozumieć, że są wystarczająco dobrzy, że zasługują. że nie musza nikomu udowadniać swojej wartości. Tacy jacy jesteśmy, jesteśmy wystarczająco dobrzy i zasługujemy na dobro, miłość, szacunek.
Na szczęście.
Najważniejszy związek, to ten który mamy ze sobą samą. 
Czas odłożyć samokrytykę i perfekcjonizm, i zakochać się w sobie samej. Nie mówię tu o miłości romantycznej, ale takim zdrowym poczuciu, że nasze ciało, nasz umysł, my jako całokształt- jesteśmy cudem stworzenia, i jesteśmy niesamowite. Mamy potencjał, czas go wykorzystać.

Spróbujcie, weźcie udział w moim wyzwaniu, i dajcie sobie szanse. Kobiety, które szanują się, kochają, są dla siebie dobra - żyją inaczej, lepiej. Są też lepszymi mamami, żonami, lepszymi ludźmi. 

Link do wyzwania jest TU!



Komentarze