155 Alfabet kobiecości - Flora



Chyba pech chciał, że Flora urodziła się 29 sierpnia a jej matka była miłośniczką kwiatów. To imię przysporzyło jej wielu kłopotów. Już w przedszkolu ją przezywali. Ale pomimo imienia, którego nie cierpiała, miała dobre dzieciństwo. Jej matka wychowywała ją sama. Dziadkowie zmarli bardzo wcześnie, więc były same na świecie. Nie wiedziała co z ojcem. Tylko tyle, że żył. Przypuszczała, że to był jakiś romans wakacyjny, który skończył się jej narodzinami. Jej matka urodziła ją, kiedy miała zaledwie 19 lat. Ten mały skandal nie mieścił się w małomiasteczkowej mentalności sąsiadów, więc z jedną walizką przeprowadziły się do Krakowa. Tam po dziś dzień jej matka, Michalina, prowadziła spory sklep ogrodniczy i kwiaciarnię. Kwiaty były zawsze częścią ich życia i Flora zawsze była nimi otoczona. Ale nigdy nie zastąpiły jej ojca.


Życie przeleciało jej przez palce i nawet nie wiedziała kiedy obchodziła swoje 37 urodziny. Matka, żyła swoim życiem i wydawała się szczęśliwa. Flora nie czuła tej specjalnej więzi z nią, mimo że zawsze były tylko we dwie. Czuła się drugorzędnej wartości. Nie była rośliną, nie można jej było podlewać i pielęgnować. Wymagała większej opieki, większego zaangażowania, którego matka nie była jej w stanie dać. Nie była tak "prosta" w obsłudze jak roślina. Często o to się kłóciły. To poczucie bycia mniej ważną, odcisnęło w niej piętno dość wyraźne. W jej sercu i duszy.


Flora miała teraz swoją rodzinę. Czasami wydawało jej się, że są wyjątkowi, inni niż wszyscy. Ich dwunastoletnie córki i oni, spędzali razem sporo czasu. Ale były chwile, że czuła się jak kretynka, która nie widzi jak żałosne jest jej życie. 


Tamtego dnia mieli mieć gości. Główni kontrahenci Łukasza, jej męża. Prowadził swoja firmę budowlaną, i dobrze im się powodziło. Łukasz już jakiś czas temu złapał kontakt z większym deweloperem, i od tamtego czasu nie mogli narzekać na pieniądze. Ale choć miała wszystko - przystojnego męża, który był jej wierny i ją kochał, cudowne córki, które świetnie się uczyły i cudowny dom w dobrej i bezpiecznej dzielnicy Krakowa, czegoś w życiu było jej brak.


Siedziała od rana w kuchni obmyślając i przygotowując menu na wieczorną kolacje, słuchała radia. Między piosenkami usłyszała, że w Domu matki i dziecka szukają wolontariuszy. Flora nie była w pracy od wieków. Nie wróciła do korporacji po tym jak urodziła bliźniaczki. Nie było takiej potrzeby. Nie miała też chęci. Więc spędzała swój czas zajmując się domem i wychowaniem córek. Marzyła o jakiejś odskoczni. Może ona się nada? Postanowiła zgłosić się i pomagać, choć kompletnie nie wiedziała czy da sobie radę.


Kolacja minęła średnio. Większość czasu i tak spędzała w kuchni albo podając do stołu. Łukasz grzecznie prosił ją o to czy tamto, a ona podawała. Rozmawiali o pracy, polityce, życiu. Ale co Flora wiedziała na ten temat? Zawsze czuła się przy nich jak imbecyl. Łukasz ją bronił, mówił, że to nie jej dziedzina ekspertyzy. A jaka była jej? Jak prać białe gacie? A może jakie są najlepsze pastylki do zmywarki? 


Kochali się przed snem. Nie miała specjalnie ochoty, ale to nigdy nie trwało za długo, a Łukasz zawsze boczył się na nią przez tydzień jak odmawiała. Nigdy też nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Bo czemu nie chce? Czemu nie ma ochoty? Jak dla niej sex mógłby nie istnieć. Nigdy nie potrafiła pojąć tego całego halo wokół tego. Poszła spać z ciężkim sercem.


Flora jak już coś postanowiła to lubiła iść za ciosem. Więc kiedy córki były już w szkole a Łukasz w pracy, pojechała do Domu Samotnej Matki. Dziwnie się tam czuła. Surowy budynek nie przypomniał niczyjego domu. Wydawało jej się, że tam nie pasuje. Trochę żałowała, że tu przyjechała. Ale głupio jej się było wycofać. Powiedziała A to musi i B powiedzieć. 


Szkolenie BHP, jakieś badania, wywiad. Dziwiła się, że to wszystko jest potrzebne do zwykłej pomocy kobietom i ich dzieciom. Nie wiedziała jak bardzo była nieświadoma tego, co ją czeka.


Każde spotkanie, każda poznana kobieta i jej historia, sprawiały że przez godzinę płakała w samotności. Nie mówiła Łukaszowi ani o zamiarze, ani o tym, że zaczęła faktycznie jeździć do tego miejsca. To była jej tajemnica. Choć nie wiedziała jak długo da radę ją utrzymać. Jak tylko mogła, wspierała te biedne kobiety. I czuła, że coś w niej pęka. 


Czuła się trochę jak Siddharta, żyjąca w jakimś odizolowanym miejscu, nieświadoma bólu i cierpienia jakie istnieją na świecie. Znała ból. Swój ból. Znała też cierpienie. Widziała parę filmów, przeczytała parę książek. Doświadczyła w swoim życiu wielu rzeczy. Ale jej nieświadomość ją przerażała. Nieświadomość tego, że żyła w cieniu swojego męża, tego że jej nie szanował i zaczynała wątpić czy tak naprawdę ją kochał. Ale przede wszystkim nieświadoma bólu, upokorzenia i cierpienia kobiet, które żyły wszędzie wokół niej, które żyły dosłownie w jej sąsiedztwie. 


Dotychczas nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy. Nie była kompletnie świadoma, jak wszystko w ich poukładanym życiu było wyreżyserowane, powielane. Dała się zamknąć w klatce i stała się niewolnicą, choć nie zdawała sobie z tego sprawy. 


Poznała Karinę, niespełna dwudziesto-dwu letnią dziewczynę, która zostawiła swojego partnera w siódmym miesiącu ciąży, gdyż ten ją nieustannie bił. Darię, jej partner spakował w środku nocy i wystawił jej rzeczy za drzwi. Mieszkali na uboczach miasta. Był środek zimy, a ona miała dwumiesięczne dziecko na rękach. Czemu ją wyrzucił? Bo nie chciała mu się oddać. Obolała po porodzie, całą uwagę poświęcała dziecku. A on był zazdrosny i nie miał ochoty tego znosić. Alicja, miała rocznego synka. Jej partner napastował ją psychicznie od momentu jak zaszła w ciąże. Każdego dnia wypominał jej jaka jest głupia, brzydka, i do niczego się nie nadaje. Myślała, że dziecko go zmieni. Kiedy mały miał rok, zaczął mu powtarzać to samo, zaczął krzyczeć i wyzywać. Więc go zostawiła, choć bała się jak nigdy przed tem w swoim życiu. 


Te cudowne, piękne i mądre kobiety, znalazły się tam, gdyż pozwoliły mężczyźnie dyktować warunki. Nie uważały się za wartościowe, za dość dobre by oczekiwać, że inni będą je szanować. Dopiero tutaj, z ogromną pomocą psychologa, wsparciem dobrych i życzliwych ludzi, uczyły się życia od nowa.


Jedna z nich, kiedyś wykrzyczała jej w twarz:


-Myślisz, że jesteś inna? Że jesteś lepsza ode mnie?  To, że masz męża, który cię nie bije, ani nie drze na ciebie ryja codziennie, nie znaczy, że cię szanuje. A już bankowo nie ma cię za równą sobie. Przejrzyj na oczy kobieto!


I przejrzała.

Na jednej z grup wsparcia znalazła się przypadkiem. Opiekowała się wtedy Maxem, by Karina mogła w tej grupie uczestniczyć. Mały był słodkim dzieckiem, ale miewał niespokojne dni. Wtedy tylko bliskość go uspokajała. Na początku nie dawał się Florze dotknąć, ale z czasem się do niej przekonał. Teraz spał głęboko wtulony w jej piersi. A ona spacerowała w te i we wte po korytarzu, słuchając. Łzy ciekły jej po policzkach. 


W domu starała się zachowywać normalnie. Na siedemnastą zawsze był gotowy obiad, dom lśnił czystością, a dziewczynki chodziły uśmiechnięte. Wieczorami zamiast oglądać z nim telewizję, czytała książki. Zawsze w owijkach, by nie wiedział co czyta. Inaczej by pewnie ją wyśmiał. Nigdy nie uważał ją na tyle elokwentną, by mogła wiedzieć cokolwiek na jakikolwiek temat. Może to i po trochu była jej wina, zawsze bała się wyrażać głośno swoje opinie. Ale on zawsze zakładał, że ona nie wie. 


Czytała o historii kobiet, ich degradacji, zniewoleniu. Czytała o pozbawianiu praw, okaleczaniu, znęcaniu się. Przykładów były miliony. Od Biblii, po literaturę i kino współczesne. Kobiety zawsze były traktowane jak gatunek drugiej kategorii. Zawsze były gorsze. Zawsze mniej zdolne. A jaka była rzeczywistość? Jaka była prawda?


Próbowała przeanalizować swój związek, swoje relacje z mężczyznami. Rozglądała się wokół, i patrzała na inne kobiety. Na swoje przyjaciółki, na znajome. Żadna z nich nie była inna. Każda doświadczyła upokorzenia ze strony mężczyzny, w ten czy inny sposób. A tych sposobów były tysiące. Mężczyźni wokół mieli kobiety za pewniaka. Czuli się bezkarni. Czuli się panami. Czasem podświadomie. Czasem świadomie. To oni dyktowali warunki, domagali się szacunku. To oni byli obsługiwani przez sprzątaczkę, kucharkę, kochankę, matkę i powierniczkę w jednym.


Postanowiła przynajmniej w swoimi domu przerwać ten okropny trend. Patrzała na swoje córki i zastanawiała się jak przyszłość je czeka.


W sobotę przyszli ich znajomi na kolację. Luźna atmosfera, prosta kolacja. Pizza, sałatka, kanapki. Piwo i wino stało na stole. Wszystko po to, by mogła siedzieć razem ze znajomymi i rozmawiać. Chciała być choć raz częścią wieczoru. Kiedy rozmawiali o czymś, ona zawsze wtrącała coś od siebie. Łukasz zaczął na nią dziwnie patrzeć. Nie był przyzwyczajony do tego, że ona tyle się odzywa. Kiedy byli objedzeni, lekko już podpici, Flora akurat rozmawiała z przyjaciółką o wycieczce jaką organizowali dla dzieciaków w szkole. Obie były w radzie rodziców. Łukasz poprosił ją by zrobiła im kawę. Odmówiła. Była akurat zajęta. Była w trakcie czegoś a oni tylko oglądali mecz. Do tego była przerwa. Oczywiście pierwszy instynkt jej był taki, by wstać i zrobić to o co prosi. Ale nie poddała mu się. 

Kiedy poprosił po raz drugi, powiedziała, żeby zrobił sam, bo naprawdę chce dokończyć ten temat, żeby nic jej nie umknęło. Zwykła kawa. Niby nic. Ale Łukasz wstał i poprosił ją by poszli razem do kuchni. Nie mogła odmówić. Przyjaciele tylko na nich spojrzeli.


- Czemu cały wieczór próbujesz mnie wkurzyć? Co cię dziś ugryzło?

- Czym cię próbuje wkurzyć? 

- Ciągle negujesz to co powiem, a teraz nie chcesz nam zrobić kawy.

- Nie neguje. Powiedziałam tylko, że nie popieram nowego projektu prezydenta miasta. Powiedziałam też dlaczego. Czy muszę się zawsze z tobą zgadzać? - powiedziała spokojnie. A temat był jej bliski, ostatnio sporo wiedziała co i jak się w mieście dzieje. Dużo rozmawiała z ludźmi, chciała się tym podzielić - a kawę przecież możesz zrobić sam, zwłaszcza jak widzisz, że jestem zajęta a ty nie.

- Zajęta? Czym? Jakąś wycieczką?

- Nie jakąś, tylko największą wycieczką roku dla twoich córek. Możemy dostać na nią dofinansowanie, pokazać dzieciakom świetne rzeczy, czegoś ich nauczyć. Dla mnie to ważne. - Nie poznaje cię ostatnio. Nie z taką Florą się żeniłem

- To znaczy z jaką? Uległą? Taką co nie ma swojego zdania?

- Nie przesadzaj Florcia. Co ty za głupoty gadasz.

- Nie szanujesz mnie. Ani nie uważasz mnie za równie wartościową co ty. Myślisz, że ty, twoje potrzeby, twoja praca, twoje problemy i zmartwienia są ważniejsze od moich czy naszych córek. A ja uważam, że nie masz racji. I jeśli tego nie zrozumiesz, i nie postrasz się zmienić, nie widzę dla nas przyszłości.


I wyszła. Poszła na spacer, nad Wisłę. Wypiła kawę w jednej z kawiarenek na Starym Rynku. Kiedy było już całkiem późno, wróciła do domu. Łukasz spał. W kuchni, w pokoju, wszędzie był bałagan. Postanowiła nic z tym nie robić. Położyła się w pokoju dziewczynek i spała spokojnie aż do rana. Rano siedząc z kawą przy książce, patrzała jak Łukasz się mota po kuchni. 


- Będę szukać pracy. Mam dość siedzenia w domu. Ale myślę też nad założeniem własnej firmy. Jeżeli jesteś skłonny mi pomóc i może coś doradzić, to możemy porozmawiać wieczorem. Jak nie, to dam radę sama - godzinę ćwiczyła w głowie to jak mu to oznajmić, jak powiedzieć, jakiej intonacji użyć. Tak samo jak i wczoraj, przełamanie własnej nieśmiałości wiele ją kosztowało.

- Po co ci praca? Przecież mamy dość pieniędzy.

- Jak nie raz już zauważyłeś, to ty zarabiasz a ja wydaje. Chcę to zmienić. Nie mam ochoty słuchać więcej, że jestem na twoim utrzymaniu. 

- Flora, ja nigdy nie mówiłem tego w ten sposób. Nigdy nie miałem nic złego na myśli.

- Może. Ale ja to tak odbierałam. Wiem, że nie jestem bez winy. Przyzwyczaiłam cię do wielu rzeczy. Ale mam dość. Chcę pójść na terapię małżeńską.

- Chyba żartujesz...- powiedział, ochlapując się kawą. 

- Nie. Kocham cię. Mimo wszystko kocham cię. I nie chcę byśmy się rozstawali. Ale wiele musi się zmienić. 


W tym momencie wbiegły do kuchni dziewczynki. Flora z uśmiechem na ustach pocałowała Łukasza w policzek i wyszła z dziewczynkami z domu.


Łukasz nie zgodził się na terapię. Ale tamtego wieczoru usiedli na kanapie i zaczęli rozmawiać. Tak szczerze. Od serca. O swoich pragnieniach. O swoich pasjach. O swoich marzeniach. O oczekiwaniach i obawach.

Kiedy rozmawiali o seksie, Łukasz się rozpłakał. Ze złości, smutku, z napływu emocji, których nie znał. Nigdy nie przeszło mu przez myśl, jak ona czuje się pod nim, kiedy się kochają. Nigdy tego nie chciał. Był wściekły, że nigdy mu nie powiedziała. Nie miewała orgazmów tylko je udawała. Zastanawiał się co jeszcze udawała. Dla niego to wszystko było jak kopniak w brzuch. Kochał ją. Ale nie wiedział jak mogą to wszystko posklejać. Ich oczekiwania i pragnienia się pokrywały, ale sposób ich realizacji był zupełnie inny. Oboje chcieli intymności, bliskości. Chcieli wyjątkowej rodziny. Ale każdy miał inne jej wyobrażenie.


Oczekiwała od niego, że z dnia na dzień się zmieni. Że przestanie w ten subtelny sposób pokazywać jej, gdzie jej miejsce. Sama pracowała nad tym od wielu miesięcy a od niego wymagała natychmiastowej zmiany. Czuł się jakby chciała go pozbawić męskości. Nie widział tego, co widziała Flora. Nie rozumiał tego wszystkiego. Ona widziała wszystko. 


Miała kartę do ich konta, ale na umowie była tylko osobą przypisaną, nawet nie współwłaścicielem. Kiedy jedli po za domem, kelner jemu podawał rachunek, a on majestatycznie płacił. 

Każde wakacje to była "niespodzianka" albo "super okazja". Do domu przynosił już wykupione bilety. Nigdy nie pytał ją gdzie chciałaby pojechać. A ona nigdy sama się nie wyrywała. Więc corocznie jeździli nad morze, godzinami wylegiwali się na plaży. A ona marzyła o górach, zimnie, dziczy. Do tego zawsze czuła się strasznie, no zamiast być wdzięczna za to gdzie jest, miała pretensję. Po parunastu latach, ze swoich pretensji mogła juz zbudować sporą piramidę.

Odkąd zostali małżeństwem, nie podjęła żadnej, ważnej decyzji. To on przecież wiedział lepiej. On się bardziej znał, bardziej się "orientował". On musiał się wygadać po pracy. On mógł być zmęczony, zestresowany. Ona nie, bo czym?

Była uległa, nie lubiła się kłócić, więc robiła wszystko by w domu był spokój. Zgadzała się na wiele, by nie wszczynać gorętszych dyskusji. Tak, osiągnęła cel. Rzadko się kłócili. Ale jakim kosztem?

To ona zawsze podawała jemu, to ona zawsze usługiwała jemu. Nigdy na odwrót. Owszem, puszczał ją przodem, kiedy gdzieś szli, mówił proszę, dziękuje. Ale tak naprawdę, nie czuła jego szacunku. 

Czy to możliwe, że ona przez tyle lat była marionetką, w jego rękach? I ani ona, ani on nie zdawali sobie sprawy z tego, że powielają schemat. I tak naprawdę żadne z nich nie miało prawa przy takim układzie być szczęśliwym.


Poprosiła go by się wyprowadził. Nie mogła znieść już prania jego skarpetek, wkładania do zmywarki jego naczyń, prasowania jego koszul. Jej miłość przerodziła się we wstręt, a on, całkowicie ogłuszony jej poczynanim, coraz bardziej się wściekał i nie potrafił zrozumieć. Przecież nie był złym człowiekiem. Nie bił jej. Nigdy na nią nie krzyczał. Zapewniał jej dom, opiekę, dobre warunki życiowe. To ona powinna mu być wdzięczna!


Separacja dobrze im posłużyła.

Ona dostała pracę na pół etatu jako asystentka w dużej korporacji. Umiała język niemiecki, który zawsze był jej konikiem, do tego ładnie się prezentowała i zrobiła dobre wrażenie na rozmowie kwalifikacyjnej. Praca była ciekawa, miała kontakt z wieloma ludźmi. Każdego dnia uczyła się tysięcy ciekawych rzeczy. 


Zaczęła też terapię i zaczęła jeszcze więcej czytać. Starała się uświadamiać też swoje córki. Zapewniała ich, że to nie ich wina, iż tata się wyprowadził. Każdego dnia powtarzała im, że są wartościowe i zasługują na szacunek, takie jakie są. Uczyła ich co to ten szacunek, jak go okazywać innym i jak go egzekwować wobec siebie. Uczyła siebie i ich, tego czego brakowało kobietom na całym świecie - sztuki szanowania samą siebie. To była najtrudniejsza lekcja. Szanować swoje ciało i swój umysł i tego samego wymagać od innych. Nie pozwalać myślom nasiąkać tym całym negatywizmem naszego świata. 


Łukasz miał dobre momenty. Czasami wpadał do nich, był szarmancki, miły i czasem wydawało się Florze, że się zmienia. Dalej widziała w nim faceta, w którym kiedyś się zakochała. Raz nawet poszli razem do łóżka.

Flora chciała by jej dotykał, by ją kochał. Powili. Tak by zdążyła coś poczuć. On próbował, szukał. Karmił ją, pieścił, całował. Ale robił to za szybko, zbyt nieporadnie. Nie czuła tego czegoś, nie potrafiła się tak naprawdę oddać tej chwili. On też nie. Jego własne pragnienia zaślepiały go. Sprawiały, że był zbyt niecierpliwy. 

Flora w przeciwieństwie do niego, była bardzo cierpliwa. Dała sobie czas, miejsce na popełnianie błędów i wybaczyła sobie wszystko to co było. Nie była swoją przeszłością, ona jej nie definiowała. Jej przyszłość zaczynała się dziś. I o to dziś chciała zadbać. 


Złożyła papiery rozwodowe. Wiedziała, że dla niej to oznacza wiele zmian, między innymi zmianę stylu życia. Nie była w stanie zarobić tyle co Łukasz. Musiała zawalczyć o alimenty. Ale choć w jej życiu było wiele niewiadomych, to jego było pewne. Juz się nie cofnie. Może nie odrazu osiągnie to, za czym jej dusza od dawna tęskniła, ale ma czas, będzie próbować. I się nie podda. Była kiełkująca Mistrzyni, która swoją zmianą, zaczęła zmieniać swój świat i ludzi wokół. Efekt domina zaczął działać, a wystarczyło popchnąć pierwszy element. Niby nic. A jednak.


Mistrzynie!

Nie dajcie sobą pomiatać. Nie dajcie sobie wmówić, że nie zasługujecie na szacunek! 

Szanujcie siebie i egzekwujcie ten szacunek wobec siebie od innych. 

Czasem małe, drobne rzeczy w codzienności wpływają na nasze samopoczucie, na to jak siebie odbieramy, jak czujemy się tu i teraz. 

Czasami żyjemy z dnia na dzień i nie zdajemy sobie sprawy z tego, co tak naprawdę w naszym życiu nie gra. 

Pamiętajcie, że to, że nikt was nie bije, nie krzyczy, nie poniża tak wyraźnie i znacząco, nie znaczy, że was szanuje. Nie chodzi mi tylko o waszych partnerów, ale i ojców, braci, kolegów, znajomych, nauczycieli. 

Zasługujecie na szacunek. Kropka. A na zmiany nigdy nie jest za późno.


Komentarze

  1. Czy może Pani polecić książki, które pomogą zbudowac pewność i szacunek do siebie? Bardzo inspirujący post :)
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gosia jestem! Zajrzyj do działu Lektury Mistrzyni. Tam znajdziesz wszystkie ksiązki dla mnie ważne. Co jakiś czas ją aktualizuje. No i w wielu tekstach polecam różne książki. Ale w skrócie. Jezeli chodzi o szacunek to chyba poleciłabym Osho - Księga kobiet. Do tego Pokochaj siebie Wayna Dyera. Dziś będę publikować koleny post o książkach Agnieszki Maciąg, na pewno coś w tym znajdziesz dla siebie. Dziekuje że jesteś.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz