153 Alfabet kobiecości - CYNTIA
ALFABET KOBIECOŚCI CYNTIA
Cyntia stała tego dnia na
przystanku, przemoknięta do suchej nitki. Zmarznięta. Wściekła na cały świat. Świat,
który tego dnia zwrócił się przeciwko niej. Przynajmniej Cyntia była o tym
przekonana.
Ochlapana błotem, mokra i
nieszczęśliwa wreszcie wysiadła z autobusu, marząc tylko o tym, by wziąć ciepłą
kąpiel i wtulić się w ramiona swojego męża. Było późne popołudnie. I tak była
wcześniej. Zazwyczaj kończyła pracę koło 18, 19. Dziś było inaczej. Dziś szef
wręczył jej wypowiedzenie. To było koło południa. Twierdził, że nie potrafi się
podporządkować regułom, jakie panują w firmie. Była kierownikiem zmiany w jednym z supermarketów dużej sieci. Nie
cierpiała tej pracy, ale dawała rade. Pieniądze był takie se, ale jakoś nie miała
na siebie innego pomysłu. Dyplomy zamknęła głęboko w szafie i zwyczajnie wzięła
się do roboty. Roboty, którą dziś straciła. Wiedziała, jaki był główny powód.
Nie chciała być okrutna, nie "darła ryja" na innych i dlatego, nic
nie funkcjonowało w tym sklepie i to, była właśnie jej wina. Według jej szefa.
Nie tego, że za miała mało ludzi do dyspozycji, nie tego, że na nic nie było
pieniędzy i ze wszystkim były problemy. To była jej wina. Zwolniona z obowiązku
świadczenia pracy od zaraz, wsiadła do samochodu i chciała pojechać do domu. Wierny,
niebieski fiat punto, nie chciał jednak odpalić. Stwierdził chyba, że to jego czas. Już dawno
miała pojechać z nim do mechanika. Ale nie miała kiedy. Przesiedziała w aucie
ponad godzinę patrząc przed siebie. Zadzwonić po Antka? Pojechać gdzieś na kawę?
Miała mętlik w głowie. Zaczynała się martwić. Co ona zrobi? Wreszcie postanowiła
pójść na autobus, a w drodze na przystanek zaczęło padać.
Dotarła do ukochanego
domu, mając nadzieje znaleźć bezpieczne i przytulne miejsce, które ukoi jej
cierpienie. Wtedy zobaczyła Antka z inną kobietą. Znała ją. Czasem razem
pracowali. Antek był programistą, a ona prezeską jakiejś firmy. Teraz siedzieli
na kanapie, którą Cyntia w zeszłym miesiącu skończyła spłacać. 36 rat. Bez
prowizji i odsetek. To była świetna okazja. I świetna kanapa. W kolorze
kanarkowym, idealnie pasowała do szarych kocy i świec, które Cyntia wszędzie
rozkładała.
Całowali się. Mieli
romans? Czy ona aby na pewno dobrze widzi? To na pewno ich dom? Nie myślała, że
ją to czeka. Antek był jej całym światem. Przecież się kochali. Znali się od
lat. Od roku starali się o dziecko. Mieli być rodziną. A teraz?
Stała jeszcze chwilę na
progu. Nie czuła ulewnego deszczu. Czuła tylko jak wszystko po niej spływa.
Weszła do domu, ociekając wodą na wykładzinę, która od dawna wymagała wymiany.
Morka plama jej nie zaszkodzi.
Antek, całkowicie
zaskoczony, wystraszony i czerwony na buzi jak prosie, zaczął się poprawiać i
wstał z kanapy, a właściwie wystrzelił jak rakieta.
- Kochanie już jesteś? Pamiętasz
Sandrę?
- Pamiętam - odpowiedziała
- I długo nie zapomnę - dodała cicho.
- Bo widzisz..
- Widzę.
- Ale to nie jest tak jak myślisz.
- Nie?
- Nie. Bo Sandra i ja...
znaczy ja chciałem ci już dawno powiedzieć, ale to chyba nie jest najlepszy
moment.
Pobiegł po ręcznik. Sandra
poszła do kuchni. Cyntia słyszała dźwięk czajnika odkładanego na gazówkę. Stała
tam taka głupia, oszołomiona. Pozwoliła Antkowi się wytrzeć, przebrać. Słuchała
całego jego monologu. Nie przerywała. Bo on się zakochał. Tak wyszło. I chciałby
sprzedać dom, i się rozstać. Sandra jest w ciąży. Nie chciał, żeby tak to się skończyło.
Nie wiedział kiedy ma to powiedzieć ani jak, żeby Cynti nie zranić. Na koniec
dopiero zapytał, czemu jest morka, gdzie jest auto i skąd ten wczesny powrót.
Ale Cytnia nic nie mówiła. Wypiła grzecznie gorącą herbatę, którą podała jej
kochanka męża i poszła do sypialni. Przykryła się pledem, który mama zrobiła
jej zeszłej zimy i zaczęła płakać. Kiedy już było jej ciepło, sucho i była
sama, nie potrafiła powstrzymać łez. Całe jej życie, w jednym momencie szlag
trafił. Czemu? Co takiego zrobiła, że tak ją los ukarał?
To było pytanie, które
zadawała sobie przez następne miesiące.
Antek ją zdradził, a
Cyntia błagała go by został. Kiedy pakował swoje rzeczy klęknęła przed nim z głową
w dłoniach i płakała. Chciała by dał im jeszcze jedną szansę. Wydawało jej się,
że serce jej pęknie na pół. Nie potrafiła sobie wyobrazić, jak jej życie będzie
wyglądać bez niego. Znali się odkąd oboje byli szczeniakami. Zaczęli ze sobą chodzić
na początku liceum. On był niewzruszony. Czy ten koszmar naprawdę się dział?
Każda noc w pustym łóżku
okazała się traumą. Brakowało jej wszystkiego, nawet tego jak Antek chrapał. Nie dochodziło do niej, że już nie chce jej
całować, przytulać. Nie chce być już jej mężem. Tak po prostu. Twierdził, że od
dawna się od siebie odsuwali, żyli osobnymi życiami. Może on tak, ale ona żyła
w 100 % tym jego. Kiedy kończył studia, ona już ciężko pracowała, by stać ich
było na raty za kredyt hipoteczny. To był spadek po jego babci. Ale musiał wykupić
część należącą do kuzynostwa. Cyntia nie narzekała. Wspierała go we wszystkich
jego staraniach. Kiedy wychodził z kolegami nie robiła min, nie marudziła, że późno
wracał czy że za dużo pił. Sprzątała, prasowała, robiła wszystko to, co przykładna
żona i do tego pracowała nieraz po dziesięć, dwanaście godzin dziennie. On skończył
studia i rozkręcał firmę. A ona była przy nim, lojalna i wierna. Nigdy nie
przypuszczała, że ją zostawi.
Nie musiała chodzić do
pracy więc spędzała swoje dnie w łóżku, wdychając zapach ubrań Antka, które znalazła w brudowniku. Nie mogła
wchodzić do łazienki, bo jak patrzyła na swoje odbicie w lustrze, widziała
potwora. Była odrażająca i dlatego jej już nie chciał. Była nudna, nieciekawa,
za mało się starała. Nawaliła, i tym razem, to faktycznie była jej wina. Nie
jest dość dobra by utrzymać przy sobie taki skarb.
Pisała do niego dziesiątki
smsów. Oglądała godzinami jego zdjęcia. Dzwoniła wieczorami by usłyszeć jego głos.
On długo był cierpliwy, ale czasami miał jej już dość i krzyczał, prosił by
zostawiła go w spokoju.
Zbliżał się trzeci miesiąc
jej siedzenia w domu. Z lodami, ciepłym kocem na kolanach, oglądała kolejny
serial. Użalała się nad sobą, obwiniała siebie, świat, wszystkich, za to, co jej
się przytrafiło. Nic nie dawało radości. Koleżanki nie raz chciały zabrać ją na
miasto, ale ona nie miała ochoty a one nie nalegały. Czuła, że upadła nisko.
Bardzo nisko i nie potrafiła się pozbierać. To on był jej życiem. Przy nim czuła
się szczęśliwa. Przy nim czuła się piękna, chciana, pożądana. Wszystko dla
niego poświęciła. Wierzyła, że będą ze sobą na dobre i złe. Ale myliła się. On
ją tak zwyczajnie zostawił a ona czuła się przez to jak kompletne zero.
Tego dnia kiedy włączyła
telewizor już do śniadania. Kolejny film, kolejny kubełek lodów zamiast
kanapek. Ale tym razem inaczej. Coś ją poruszyło. Historia na ekranie poruszyła ją jak nic ostatnio. Długo
myślała o tym co zobaczyła, co usłyszała. Płakała prawie cały czas. Marzyła o takiej
miłości. Marzyła o innym życiu. O nowych doświadczeniach. Ale nie potrafiła się
odnaleźć. Była przerażona pierwszy raz tak bardzo, że ją to paraliżowało.
Zastanawiała się co dalej będzie z Lou. Jak ułoży sobie życie?Jak ona sama to
zrobi? Okazało się, że są kolejne dwie części tej historii. Książki. No dobra.
Jakoś da radę. Ciekawość była silniejsza. Znalazła je w Internecie i zamówiła
kurierem. Musiała przy okazji sprawdzić stan konta. Nie był zadowalający. Musi
szybko znaleźć pracę, żeby się utrzymać. Sprzedać dom? I tak nie jest jej. Choć
to ona spłacała raty od paru lat. Kochała go. Ale nie chciała żyć tu bez
Antka. Czy da radę się pozbierać...? Jak ona to wszystko poukłada?? Sama przeciwko całemu światu...
Do końca tygodnia
przeczytała wszystkie trzy książki parę razy. Jadła i czytała. Jadła i czytała.
Dużo jadła i niezdrowo. Była ospała, wszystko jej doskwierało. Ale chyba najbardziej zaczęło doskwierać jej życie. Wzięła z szafy jakiś stary notes z
banku i zaczęła wypisywać ulubione cytaty z książek. Jakoś nigdy dużo nie czytała,
ale te książki coś w niej poruszyły. "W życiu wszystkiego powinno spróbować
się chociaż raz..." czytała. A ona? Czego ona spróbowała??Związała się, a
może nawet przywiązała się do faceta, który miał być jej przyszłością. Obwiniała
go za wszystko jednocześnie tęskniąc do niego jak szalona. Ale ich miłość to
nigdy nie była TA miłość. Nie taka z
hollywoodzkich produkcji. Pamiętnik był jej ulubionym filmem. Kochała
determinację Noah. Sama o takiej marzyła. Ale była zbyt głupia. Zbyt słaba i
niezdecydowana. A może... może mogłaby... ale jak? Jakby chciała się zmienić,
to jak miała to zrobić? Jak poradzić sobie z tym wszystkim co w niej siedzi, co
w niej cierpi i krzyczy? Jak zapomnieć o facecie, kiedy myślała o nim prawie 24
godziny na dobę. Cały czas, bezustannie.
Wzięła prysznic, ubrała się
i wyszła z domu. Pierwszy raz od dawna. Była późna jesień. Wiało. Niebo było
zasnute chmurami. Ale od czasu do czasu wyglądało słońce. A ona szła przed
siebie i myślała. Nad wszystkim. Czy ona naprawdę nie zasługuje na szczęście?
Przecież jest dobrym człowiekiem. Dobrze traktuje innych. Jest pomocna,
empatyczna. Jest lojalna. Wobec wszystkich. Tylko nie wobec siebie. Jej matka
była taka sama. Póki jej ojciec żył, wszystko koło niego robiła. Kiedy umarł parę
lat temu, zgasła. Nie potrafiła się odnaleźć. Cyntia martwiła się o nią. Czy ją
też czeka taki los? Zaczęła biec. Prosto przed siebie. Coraz szybciej i
szybciej. Kiedy zdyszana stanęła paręset metrów dalej, poczuła się lepiej niż kiedykolwiek
w ciągu ostatnich paru miesięcy.
Brakowało jej ruchu.
Brakowało jej ludzi. Brakowało życia. Wróciła do domu. Do bałaganu. Do niezałatwionych
spraw. Do samotności.
Następnego dnia miała się spotkać
z Antkiem. Nalegał na sprzedanie domu. Nalegał na podział wszystkiego. Chciał zacząć
nowe życie pełną gębą. Nim urodzi mu się syn, którego oczekiwał od tak dawna.
Cyntia z jednej strony chciała go czym prędzej zobaczyć, przytulić, poczuć jego
zapach. Chciała jego dotyku i ciepła. Z drugiej strony, wiedziała, że tego nie
dostanie. Wiedziała, że powinna być na niego zła, wściekła wręcz. Ale to tylko
sprawiało, ze była coraz bardziej wściekła na siebie.
Mieli się spotkać w kawiarni, na samym środku galerii handlowej. Nie chciał być z nią sam. Chciał zgiełku,
hałasu, braku intymności. Oponowała, ale jasno stawiał warunki a ona go słuchała.
Przyszła dużo za wcześnie. W sumie przyszła zaraz po otwarciu galerii a mieli
się spotkać o 14. To była sobota. Niedługo zejdą się tu tłumy. Nieśpiesznie
chodziła alejkami. Mijała pojedyncze osoby. Patrzała na nich, na siebie. I czuła
się źle. Bardzo się zaniedbała. Wyglądała kiepsko. Niezdrowo. Ale to nie była
jej wina. Była ofiarą. Prawda?
Nie przypominała kobiety,
którą kiedyś się czuła. Weszła do wielkiego Empiku, by ukryć się między regałami.
Błądziła między nimi szukając jakiejś przyjaznej gazety z plotkami kiedy potknęła
się i wpadła na regał. Lekko się zatrząsł i spadła z niego jedna książka. Ale
tylko jedna. Cyntia wzięła ją w ręce. Prosta, biała okładka z czerwono różową wstęgą.
Czarne nazwisko i intrygujący tytuł - Księga kobiet. Duchowa siła kobiecości.
Ona sama czuła się słaba. A ta książka wydawała się być pełna energii, której
jej brakowało. Niewiele myśląc zapłaciła za nią, usiadła na kanapach w jednej z
alejek i zaczęła czytać. Nie chciała nadwyrężać swojego nędznego budżetu kawą czy
kolejnym ciastkiem. Zjadła już całą paczkę na śniadanie. Z nerwów. Więc nie
narzekała na swoje miejsce.
Już od pierwszej strony
czuła się jak Harry Potter w sklepie Oliwandera. Czyżby? Czy to może być prawda?
Autor mówił o kobietach, o ich zniewoleniu, fizycznym i umysłowym. O roli
kobiet, tej do której zostały sprowadzone. O seksie i orgazmach. Sama nie pamiętała
kiedy miała jakiś z Antkiem. W jej głowie szalała wichura a w sercu pomalutku
zapalały się malutkie lampeczki, iskierki nadziei, chęci, wiary i miłości.
Przeczytała całą książkę nim
przyszła pora na spotkanie. Wysłuchała Antka, zapisała wszystko na kartce i wróciła
do domu. I czytała od nowa. I raz jeszcze. I jeszcze raz. Myślała o sobie i o
tym, jak dała się wmanewrować w związek, w którym wszystko było przez nią i nic
nie było dla niej. Cierpiała, może trochę na własne życzenie. W umartwianiu się,
poświęceniu w "imię wyższego celu", stała się smutna i
zgorzkniała. Zapomniała o przyjaciółkach. Teraz w sumie każda żyła swoim życiem.
Tylko ona miała życie wolne od pieluch. Więc nie miała o czym z nimi rozmawiać.
A ona chciała rozmawiać.
Tego dnia zwłaszcza ze sobą. Analizowała, to jak kochali się z Antkiem. Jak leżał
na niej, szeptał jej do ucha że ją kocha i kładł się obok po dziesięciu minutach, spokojny i usatysfakcjonowany. A ona? Gdzie w tym wszystkim była ona?
Teraz kiedy ona już nie była mu potrzebna, kiedy nie było w niej już nic
tajemniczego do odkrycia i kiedy uparcie nie chciała mu dać potomka, zostawił ją
i odszedł do innej, której zadaniem teraz było spełniać jego potrzeby.
Teraz była wolna. Była
wolna choć jeszcze chwilę temu czuła się zniewolona, nieszczęśliwa i całkowicie
niepotrzebna i nieistotna. A jeśli się myli? Jeśli ten Osho faktycznie ma rację?
Chciała w to wierzyć.
Chciała być taką kobietą, która jest niezależna, może się utrzymać, jednocześnie
dbając o siebie, nosząc sukienki i nie próbując być na siłę mężczyzną.
Musiała poukładać siebie życie, ale przede wszystkim pookładać siebie. Przez tydzień analizowała wszystko. Zastanawiała się co chce robić i dlaczego. Miała tylko licencjat z socjologi i doświadczenie z hipermarketu. Przeglądała więc oferty w Internecie, i jeśli coś wyglądało ciekawie, wysyłała swoje CV. Pisała je prawie cały dzień w te sztuczne słowa starając się włożyć siebie i swoje nadzieje. Potrzebowała wsparcia, pomocnej ręki. Potrzebowała spokoju.
Kiedy wracała od notariusza ponad dwa miesiące później, po podpisaniu umowy sprzedaży na dom, miała już prace w sporej firmie handlowej z Poznania. Z Antkiem wywalczyła 70% tego co zostało po spłacie kredytu. W końcu to ona spłacała raty. Zgodziła się na rozwód bez orzekania o winie. Chciała zamknąć ten rozdział. Zapisała się na zajęcia z jogi. Ulotkę znalazła za wycieraczką samochodu akurat tego dnia, kiedy całe ciało bolało ja od zmęczenia, doświadczeń ostatnich miesięcy i niezdrowego stylu życia.
Jej joginka, cudowna, młoda kobieta o imieniu Karolina, stała się jej mentorką. Pomogła zmienić jadłospis, nauczyła ją medytacji a joga dała ukojenie jej ciału.
Dokładnie rok po tym, jak stała przed domem patrząc na swojego męża w objęciach innych, siedziała w swoim nowym mieszkaniu patrząc na ulewę za oknem dużym uśmiechem na buzi. Myślała o tym jak zmieniło jej się życie przez tak krótki okres czasu. Zmieniła w sobie wszystko to, co bolało, to co nie grało w jej duszy. Stała się silną, zdeterminowaną kobietą, która myślała przede wszystkim o sobie. Zmieniła się, bo uwierzyła, że da radę, że zasługuje na to. A świat jej w tym pomógł w odpowiednich momentach dając odpowiednie wskazówki. Przyciągnęła do siebie to czego potrzebowała, a jej myśli nie skupiały się już ani wokół Antka ani tego jak życie jest niesprawiedliwe. Ona decydowała o sobie, jej emocje nie miał już nad nią władzy. Stała się kobieca, niezależna, pewna siebie. Stała się Mistrzynią własnego życia, która była pewna, że jeszcze wiele w życiu ją czeka. Nie tylko dobrego. Wiedziała, że będzie jeszcze cierpieć. Ale obiecała sobie, że cokolwiek się stanie, zawsze będzie myśleć przede wszystkim o sobie i swoich potrzebach. Bo kiedy będzie swoim przyjaciele, będzie nim mogła być i dla innych.
Choć siedziała sama w pustym pokoju, nie czuła się samotna. Pracowała nad tym najważniejszym związkiem, samej ze sobą. Jej cisza nie była samotnością, ale miejscem, w którym mogła się poznawać, uczyć siebie. Wiedziała, że jak będzie gotowa pokochać siebie, to znajdzie kogoś, kto pokocha i ją, tak jak na to zasługiwała.
W ciszy szukała siebie, w ciszy szukała równowagi wewnętrznej i siły, by zmierzyć się z życiem i by wycisnąć z niego to co się da.
Mistrzynie!
Ja często kobiety oddają mężczyzną wszystko?! Swój czas, ciało, dusze...?!!
Poświęcamy się, poświęcamy nieraz własne możliwości i okazje jakie nam życie podsyła, by być najlepszą partnerką i żoną dla mężczyzny.
Jak często zapominamy, że zasługujemy na miłość, szacunek, dobro - tak po prostu. Nie dlatego, że sprzątamy, gotujemy, pracujemy czy zajmujemy się dziećmi. Zasługujemy jak każdy, ale tego nie dostajemy I dalej poświęcamy wszystko dla innych całkowicie zapominając o sobie.
Nie można prowadzić szczęśliwego życia, myśląc tylko o innych. Najlepsze żony i matki to te, które myślą o sobie, swoich potrzebach, które się rozwijają, są głodne życia i które wiedzą, że są warte. Po prostu. Dość wartościowe.
My ciągle rezygnujemy z siebie. Rezygnujemy z włąsnych przyjemności, z własnej duchowości, z własnej kariery czy szczęścia, by inni mogli wspinać się po nas w górę. Ale to nie jest właściwa droga. Tak prowadząc życie, kiedyś stwierdzisz, że je zmarnowałaś. I wierz mi, nikt nigdy nie będzie ci za to wdzięczy, że poświęciłaś wszystko. Ani twój partner, ani dzieci, ani rodzice...
Zastanów się w jakim miejscu w życiu jesteś. Zastanów się ile dla siebie robisz. Ile czasu poświęcasz sobie?
Ile z tego co robisz, robisz dla siebie?? Bo tylko robiąc wszystko dla siebie, nie oczekujemy poklasku od innych. Poklasku, uznania, wdzięczności, która często nie przychodzi i czujemy żal, niesprawiedliwość, wściekłość.
Ale nic nie zmieniamy. Dalej żyjemy dla innych.
Czas przerwać ten przestarzały model myślenia i zacząć być dla siebie. Bo to nie narcyzm. Szczęśliwa kobieta to super-bohaterka, która może zmieniać rzeczywistość wokół siebie na lepszą.
Więc jak? Jesteś swoim przyjacielem, żyjesz dla siebie? Czy żyjesz dla innych?
Film o którym mowa : Zanim się pojawiłeś. Książka lepsze i jej kontynuacje :)
Książka, która wypadła z regału - Osho - Duchowa siła kobiecości. Polecam gorąco!
Film o którym mowa : Zanim się pojawiłeś. Książka lepsze i jej kontynuacje :)
Książka, która wypadła z regału - Osho - Duchowa siła kobiecości. Polecam gorąco!
Ładnie napisane i poruszające. Skłania do refleksji nad sobą i nad tym, czy gdzieś po drodze nie zgubiło się siebie, swoich pasji, swoich marzeń i planów. Podobno odpowiedzialność za moje szczęście spoczywa tylko na mnie :). Odkąd mam tego świadomość, nie oczekuję od męża, przyjaciół czy kogokolwiek innego, żeby mnie uszczęśliwiali. Sama o tym decyduję!
OdpowiedzUsuńI choć historia brzmi trochę jak z serialu (tyle katastrof w jednym dniu - raczej mało prawdopodobne ;)), to całkiem dobrze się czyta. Pozdrawiam ciepło :).
Dziękuje. Wielkie serducho dla ciebie. Co do mało prawdopodobne, to wydaje mi się, że nie ma takich sytuacji które są mało prawdopodobne. My sami często poprzez swoje negatywne nastawienie przyciągamy kolejne katastrofy. A życie potrafi być "ciekawsze" niż niejeden serial.
UsuńGosiu, przeczytałam to drugi raz. Z pewnością to nie jest przypadek. Dziękuję:-)
OdpowiedzUsuń