140 Być sobą


MISTRZYNI

ODCINEK 37

BYĆ SOBĄ


Być sobą, - tak wiele razy o tym marzyłam i sama powtarzałam to innym. Po prostu bądź sobą! Czy ja wiedziałam co to znaczy? Co znaczy być mną, jeśli ja jestem inna każdego dnia? Dzisiejsza ja jest inna od tej, z przed dwóch tygodni, która wyjeżdżała z Warszawy swoim czteroletnim Audi Q3, przerażona i pełna pytań. Różnię się też od tej, która wyjeżdżała parę dni temu z Krakowa, zostawiając za sobą piękne i zatłoczone miasto Kraka,pełne ludzi wszystkich ras i narodowości, szczurów i historii. Zostawiłam tam za sobą krótki romans, z facetem, który potrafił kochać, dawać radość i inspirację. Jednak sam też dalej szukał. Szukał czegoś, czego nazwać nie potrafił. A ja? Czego ja szukałam? Siebie? Na pewno byłam głodna życia i tego, co może mi się przytrafić. Czułam w sobie żar i przyjemne mrowienie w żołądku. Czułam się niesamowicie. Pierwszy raz w swoim życiu nie musiałam rano wstać, ruszyć do pracy, zrobić obiad czy jakiejś innej przyziemnej rzeczy z mojej kolorowej listy.

Wyjeżdżając z Krakowa, ruszyłam na południe. Kiedy przekroczyłam granicę ze Słowacją, trafiłam na cudną polanę z widokiem na Tatry. Nie widziałam ich jeszcze. Bliżej mieliśmy zawsze nad morze. Widziałam wcześniej tylko niskie góry, nigdy tak wysokie i majestatyczne jak nasze Tatry. Czułam w sercu niesamowitą wdzięczność, że mogę tu być i odkrywać piękno świata. Pomyślałam o Damianie. Parę razy mówił o górach, o tym, że chciał mnie wziąć na narty. Niesamowitym uczuciem była możliwość wspominania go, bez bólu i żalu. Tak jak niesamowitym doznaniem było znać go, nawet jeśli przez tak krótki czas. Narty będę musiała nadrobić sama.
 Póki co upał nie ustępował, więc o nartach mogłam pomarzyć. Zatrzymałam się na parę nocy w mieście Poprad, a potem skręciłam na zachód. A tam poznałam Irenę. 

Kiedy po paru godzinach wędrówki, spocona i zdyszana dotarłam na zamek w Trenczynie, byłam wręcz przytłoczona otaczającym mnie pięknem. Niesamowite widoki i długi spacer mnie wykończyły. Postanowiłam usiąść i zjeść coś. Weszłam do restauracji Fatima z niesamowitym widokiem na miasto. Usiadłam na patio i rozkoszowałam się chwilą. Turystów było sporo, zazwyczaj były to rodziny z dziećmi lub nawet większe grupy, ale koło mnie usiadła w pewnym momencie młoda, na oko dwudziestoparoletnia dziewczyna, z pięknym, długim warkoczem. Siedziała nieruchomo i wpatrywała się w widok, który się przed nią roztaczał. I odkąd tylko usiadła, ja nie mogłam patrzeć już na nic innego, tylko na nią. Byłam jak zahipnotyzowana. Nie chodziło o to, że była piękna. Była, i owszem. Ale była chyba najsmutniejszą osobą na świecie jaką kiedykolwiek widziałam. Jej oczy były ciemno szkliste, usta proste, bez nawet cienia uśmiechu. Patrzała przed siebie, na ten cudowny widok, jakby miało to zaraz zniknąć.

Zawsze byłam ciekawska, całe swoje życie. Ale nie zawsze dość odważna, by zaspokajać tę ciekawość. Jednak ta podróż właśnie miała taka być - odważna, pełna ciekawych ludzi i ich historii.

- Excuse me, do you speak English? - zapytałam nagle, stając przed nią, wytrącając ją z transu.
- Yes - powiedziała cicho - why? Do you want something?
-Mogę się przysiąść? - zapytałam szybko, siadając na przeciwko niej, nie czekając tak naprawdę na jej odpowiedź. Akurat kelnerka przyniosła moje zamówienie, i postawiła talerz przede mną.
- Właściwie przyjechałam tu, żeby pobyć trochę sama. Ale to chyba nie był najlepszy pomysł. Tyle tu turystów... - powiedziała patrząc na moje danie.
- Tak. To chyba nie najlepsze odludzie - powiedziałam patrząc na jej smutną twarz.
- Przyjeżdżałam tu jako mała dziewczynka z rodzicami. Ale wtedy nie było tu tylu ludzi.
- Według przewodnika to teraz jedno z najpopularniejszych miejsc na Słowacji. Ale jeśli sobie życzysz, wrócę do swojego stolika - powiedziałam, nie chcą być natrętna.
- Nie, zostań. Problem w tym, że ja sama nie wiem czego chcę, wiesz? 
- Chyba znam trochę to uczucie, ale chętnie cię wysłucham jeśli chcesz pogadać. Jestem dobrym słuchaczem. A ty nic nie jesz? -pytam czując się dość głupio jedząc samotnie.
- Nie, mają ceny z kosmosu. Po prostu chciałam tu trochę posiedzieć.
- Oh, to ja zapraszam. Nalegam. Zamów co chcesz.

Godzinę później, z pełnymi żołądkami, wstałyśmy od stołu i spacerem ruszyłyśmy w dół, do miasta. Irena przyjechała tu autobusem, ale znała tę mieścinę jakby się tu wychowała. Chciała zabrać mnie do miejsca z cudowną, tradycyjną kawą, gdyż ona nie trawiła tej nowoczesnej latte podróby. Nie mówiłam jej, że ja nie znam lepszego smaku.

- Jestem w ciąży, wiesz? - powiedziała nagle, kiedy byłyśmy już prawie u podnóża wzgórza, na którym stał zamek.
- To cudownie, prawda?
- Nie wiem. Chyba nie do końca. To długa historia.
- Nie śpieszy mi się.

Irena zatrzymała się, spojrzała na mnie i lekko już zdyszana, usiadła kawałek od ścieżki, wpatrując się przed siebie, oddychając głęboko. Usiadłam koło niej.

- Wiesz, całe życie słuchałam innych. Wszyscy mówili mi jaka jestem a jaka nie. Moja starsza siostra, wzorowa uczennica i studentka, zawsze była popularna i lubiana przez innych. Ja szłam w jej cieniu. Nie wiem czy z wyboru, czy z przymusu, ale tak było. Zawsze ona była lepsza i bardziej wartościowa, sama byłam o tym przekonana. A mnie powtarzano, że prochu nie wymyślę, nie jestem zbyt bystra i muszę się z tym pogodzić.
- Wierzyłaś im?
- Tak. Przez całe życie. Czasem nawet odkładałam książki, bo i tak nie widziałam sensu w nauce. Siostrze wiedziałam, że nie dorównam, to po co miałam się starać? Co musiałabym zrobić, by zadowolić rodziców i innych, by sprawić, żeby we mnie uwierzyli, że ja też potrafię? Ale nie tylko o to chodzi. Zawsze ubierałam, się tak jak chciała matka. Jadłam, to co było na stole, i robiłam to, co było właściwe i odpowiednie jak na mój wiek. Wszyscy wiedzieli jaka jestem i kim jestem, oprócz mnie samej. Nic nie kwestionowałam. I w sumie długo mi to nie przeszkadzało. Byłam taka jaką mnie wszyscy widzieli. I było mi z tym dobrze. Do czasu.
- Co się stało?
- Najpierw zginęli moi rodzice. Potrącił ich jakiś kierowca autokaru, który usnął za kierownicą. Potem wychowywała nas siostra matki, stara panna. Byłam w ostatniej klasie szkoły średniej, przygotowywałam się do egzaminów i czułam się fatalnie. Oni byli moim kompasem,wiesz, wskazywali mi kierunek. Przy mich czułam się bezpiecznie. A potem? Niczego nie byłam pewna. I wtedy zobaczyłam gdzieś ten slogan - Be yourself, Bądź sobą. Zaczęłam się zastanawiać kim jestem. Robiłam to, czego oczekiwali inni, nie wychylałam się, nie musiałam za dużo myśleć o niczym. Szłam z prądem. Byłam wyczulona na sygnały i wskazówki innych. Nie chciałam niczyjej krytyki, nie chciałam być inna, wyśmiewana. Mieliśmy taką jedną dziewczynę w klasie. Wszyscy się z niej śmiali, bo miała inną twarz i wyglądała jakoś inaczej. Farbowała włosy, nosiła kolorowe sukienki zamiast dżinsów i rzadko się odzywała. I choć wyzywali ją od idiotek, to ona się tym nie przejmowała. Skończyła średnią o rok wcześniej i poszła szybciej na uniwerek. Dziś jest już na rezydenturze w Bratysławie. Będzie lekarzem. Ale wtedy tego nie wiedziałam.
- Chyba zbyt często oceniamy ludzi. Zwłaszcza patrząc na ich wygląd. To jaką mają twarz, jakie włosy, co mają na sobie. Potem dochodzą inne czynniki. Ulubiona muzyka, film, miejsce na urlop. Bierzemy to wszystko pod uwagę i wydaje nam się, że wiemy o kimś wszystko. O tym, na ile go stać. I nie zastanawiamy się, czy mamy rację, czy się mylimy. 
- Tak. Wszyscy to robią i ja też to robiłam. Ktoś bardziej przy kości, był zawsze sympatyczny, ale jednak mniej inteligentny. Tatuaże nie wróżyły o niczym dobrym, a jak dziewczyna ubierała kuse kiecki i miała cycki na wierzchu, to zaraz była dziwką.
- Nie ty jedna. Ja też bardzo często się na tym łapie. Podświadomie decyduje jaki ktoś jest, nawet nie zamieniając z nim dwóch zdań. Walczę z tym nawykiem, próbuje go zastąpić innym, ale w takich przekonaniach dorastałam, minie trochę czasu nim to wyplenię.
- Podświadomość. Czytałam o niej ostatnio. W sumie dlatego tu przyjechałam. By się wyciszyć i chwilę pomyśleć. Mam dosyć słuchania innych i tej cholernej podświadomości. W Bratysławie jest mi ciasno, duszę się tam. Nie mogę myśleć. Zwłaszcza po tym, co się stało - mówi dalej patrząc przed siebie z tą swoją smutną miną.
- A co się stało Ireno?
-Po szkole zaczęłam pracować w kawiarni niedaleko centrum. I choć nie był to szczyt marzeń, czułam się tam dobrze. Nauczyłam się wszystkiego i doszłam do perfekcji. Parzyłam najlepszą kawę, taką nowoczesną ale nie tylko. Robiłam desery, nawet drinki. Rozmawiałam z ludźmi i zaczęłam się znów uśmiechać. Daje brakowało mi rodziców, ale wreszcie miałam jakiś plan na siebie. Zaczęłam się wieczorowo uczyć języków, myślałam nawet o hotelarstwie. Wiedziałam, że chcę być wśród ludzi. Dzięki tysiącom rozmów zaczęłam widzieć inne punkty widzenia. Zaczęłam poznawać inne doświadczenia, których sama nigdy bym nie poznała. Uczyłam się od tych ludzi jak nigdy wcześniej. Wiedza ze szkoły okazała się zbędna prawie i nieprzydatna. Wszystkie ciekawsze osoby, które spotykałam to byli czytelnicy, tacy zagorzali więc i ja wyrobiłam sobie kartę do biblioteki i zaczęłam czytać. Po angielsku, żeby ćwiczyć język. Kiedy postanowiłam wyprowadzić się od cioci, była draka. Ciocia była zła, nie chciała żebym się wyniosła. Mówiła, że nie przystoi takiej młodej dziewczynie mieszkać samej. Siostra mówiła to samo. Skończyła studia, i siedziała w domu. Skończyła AWF ale nie było dla niej pracy. Na studiach nie trenowała już tak ciężko jak wcześniej, jej forma spadła i przestała odnosić spektakularne zwycięstwa. Doszło do mnie wtedy, że sam talent to tylko ułamek sukcesu. Ciężką pracą, wiarą i determinacją odnosi się sukces. Ale w domu tego nie powiedziałam. Po prostu chciałam się stamtąd wynieść. Wtedy obie na mnie wsiadły. Mówiły, że pożałuje, że
zrozumiem kiedyś, że one z troski. Kobieta nie powinna sama mieszkać, zwłaszcza kiedy musi pracować do późna i wracać po nocy do domu. Mojej pracy też nie szanowały. Tylko moja pensja była ok. Niby wiedziałam, że nie powinnam ich słuchać, nie powinnam ulegać ich podszeptywaniu. Ale to było ode mnie silniejsze. Zbyt długo słuchałam innych. Zbyt długo...
- Bały się być same. Byłaś dla nich wsparciem. Finansowym i nie tylko. Ciężko było im zaakceptować ciebie jako niezależną, piękną i samowystarczalną bo same się tak nie czuły.
- Wiem. W sumie od początku to wiedziałam. Ale co z tego? Opuściłam na chwilę gardę i dostałam od życia po ryju. Wracałam późno z pracy. Oglądałam się za siebie co chwilę patrząc czy ktoś za mną nie idzie. A on wyszedł niespodziewanie, stanął przede mną i pociągnął mnie w bok. Uderzył mnie parę razy po twarzy, wsadził jakąś szmatę do buzi i zgwałcił w alejce za śmietnikiem.
- Irene, tak mi przykro... nie potrafię sobie nawet wyobrazić co czujesz.
- Wiesz co, ja chyba bardziej przeżywam to co się stało później. Moja własna rodzina nie dała mi wsparcia. Zakazały iść na policję. Zakazały mówić komukolwiek. Bo to wstyd. Stwierdziły, że to moja wina. Sama się o to prosiłam. Bo sukienka za krótka, bo bluzka za mała. Zbyt pewna się czułam. I mam za swoje. A kiedy okazało się, że jestem w ciąży, powiedziały, że muszę usunąć, jak najszybciej. Bo one wiedzą lepiej niż ja. Znają mnie i życie, lepiej niż ja sama.
- Wielu ludziom się wydaje, że znają nas. Że wiedzą jak żyć. Tak wielu przekonuje. A tak mało naprawdę chce, byśmy były po prostu sobą. A wiesz dlaczego?
- Nie...
- Bo wtedy będziemy odstawać. Będziemy inne i wyłamiemy się z machiny, która napędza przede wszystkim rynek. Jeśli jesteś indywidualistką i nie robisz tego co wszyscy, nie kupujesz, nie ulegasz presji, nie podążasz za trendami, jesteś kiepski klient. Twoja siostra czuje się pewnie bardziej przeciętna niż ty i ja razem wzięte w najgorszych momentach naszego życia. Twoja ciocia to samo. Własne braki, poczucie straty, niechęć, przelewamy na innych by poczuć się lepiej. Choć na chwilę. A potem to działa jak narkotyk. Uzależniasz się od tej dawki dopaminy we krwi i już po tobie.
- Może masz rację, ale choć wiem, że ich nie posłucham, nie wiem co począć. Jak dam sobie radę sama, z dzieckiem? Mam niewiele oszczędności, małe wynajmowane mieszkanie i pracę, której niedługo nie będę w stanie wykonywać. Do tego będę pośmiewiskiem. Będą mnie wytykać palcami. Będą szydzić z dziecka, że jest ofiarą gwałtu.
- Nie musi tak być. A co podpowiada ci intuicja?
- Nie wiem. Nie rób tego... chyba tylko to słyszę cały czas.
- A kiedy skupisz myśli na tym, kiedy wyciszysz wszystko inne, co wtedy czujesz, co widzisz?
- Ból. Różne rodzaje bólu.
- Tylko tyle? Tylko to podpowiada ci twoja cudowna, kobieca intuicja? Twoja podświadomość? Szlifowana i polerowana przez otoczenie przez tyle lat?
- Nie wiem Gośka. Po prostu nie wiem. Chodź na te kawę.

Zeszłyśmy na dół. Wypiłyśmy pyszną kawę i poszłyśmy do mojego hotelu. Ona oczywiście nie miała żadnej rezerwacji. Oszczędzała każdy grosz. Na pewno nie na aborcję, która tu była legalna. Chyba podjęła już decyzję, ale jeszcze o tym nie wiedziała. Bała się nie tego co będzie, ale tego że świat będzie ją krytykował i ktoś kiedyś jej wypomni - a nie mówiłem...

Zjadłyśmy lekką kolację w hotelowej restauracji i poszłyśmy na basen, byłam padnięta jak i Irena, ale bąbelki na stopach i masaż to brzmiało dużo bardziej zachęcająco.

Poszłyśmy spać przed północą. Usnęłam szybko, ale śniły mi się dziwne rzeczy. I rano większość z nich pamiętałam. Śnił mi się Damian, ciąża i moje dylematy. Co ja bym zrobiła, jak trudno by mi było?! Irena nie miała praktycznie nikogo. Chcąc być sobą, została sama. Kiedy przestała się przystosowywać, ludzie się od niej odwracali, mówili, że jest dziwna. Nie wszyscy oczywiście. W kawiarni miała mnóstwo znajomych, dobrych dusz, z którymi mogła rozmawiać godzinami. Widziałam ją w moim śnie, jak się uśmiecha stojąc przy ekspresie do kawy. Wyglądała niesamowicie.

Pierwszą moją myślą po przebudzeniu było to, jak zadziwiający to zbieg okoliczności i wydarzeń. Ja, która tak długo wierzyłam, że pewność siebie, wiara w siebie i w to, że
jestem dość dobra pochodzi z piękna, z urody, z tego jak wyglądamy, spotykam tak piękną i cudowną kobietę, która czuła się całe życie gorsza od innych, nie dość dobra i nic nie warta.
I zobaczyłam oczami wyobraźni te wszystkie kobiety w gazetach, na mediach społecznościowych, te które poznałam przez pracę i na różnych spotkaniach towarzyskich.
Nie ważne było jak piękna była kobieta, bo nawet te nieprzeciętnej, naturalnej urody o cudownych ciałach, czuły się zawsze niedoskonałe, i wiecznie porównując się z innymi, z otoczeniem, z kanonami wyznaczonymi przez influencerki czy celebrytki, nie ustawały w swoim dążeniu do doskonałości. 
I proces ten bynajmniej nie był miły ani przyjemy. A powinien. Rozwój to powinien być cudowny proces. Nawet cudowniejszy niż sam efekt końcowy. Bo kiedy doceniasz drogę idąc na szczyt, jesteś szczęśliwy. A jeśli tego nie robisz, czekasz na szczyt by być szczęśliwym, to kiedy tam jesteś, kiedy osiągasz swój cel, nie smakuje już tak jakby się wydawało, że powinien. 

Ubrałam porannik, podeszłam do okna i wyjrzałam na świat. Był piękny. Tak jak wczoraj i przedwczoraj. Ala ja chciałam żyć dziś, tu i teraz. By to zrobić musiałam doceniać każdą chwilę, która jest mi dana, nie odkładając szczęścia na jutro. Bo nie mogę brać za pewniaka, że ono nadejdzie. Zastanawiałam się, czy ja jestem sobą? Tak na co dzień. Przypomniał mi się dzień otwarcia Apartamentów na Krańcu Świata. Nieustannie porównywałam się z innymi kobietami, myślałam o tym, jak się różnie od otaczających mnie osób. Stanem konta, osiągnięciami, ukończonymi szkołami i kursami. Jednym słowem czułam się gorsza i to wszystko sprawiło, że ani przez chwilę nie byłam z siebie dumna. A przecież powinnam. Ciężką pracą, pomysłowością, kreatywnością doszłam tam gdzie byłam. Pochwały zebrane po tym wydarzeniu i ogromy sukces jaki odniosły apartamenty pomimo kosmicznych cen, był też moją zasługą. Ale ja nawet nie wierzyłam w komplementy. Ciągle mi się wydawało, że są nieszczere. A z drugiej strony potrzebowałam ich. Karmiłam nimi ego. Damian był dla mnie jak kubeł zimnej wody. Jego styl bycia, sposób mówienia i to jak żył, zbudziły mnie. Zobaczyłam, że można inaczej. I nie ważne było, że jestem kobietą. Uwierzyłam, że mogę wiele osiągnąć, jeśli tylko będą dość ciężko pracować i wierzyć w siebie. I dokonałam tego. Tak! Od dawna już nie robiłam tego co sugerowali inni. Nie próbowałam nikogo naśladować. Nie szukałam poklasku. To co robiłam, robiłam dla siebie. Nie po to, by zadowalać innych. I choć miewałam chwile, kiedy moja podświadomość wygrzebywała stare, dobrze zachowane nawyki i schematy, zwłaszcza wtedy, kiedy byłam osłabiona, jak wtedy gdy zginął Damian. Choć miewałam te chwile, to
byłam sobą. Żyłam dla siebie, akceptowałam się. Cholera jasna! Kochałam się taką jaka jestem i żadne lustro nie było w stanie mnie wyprowadzić z równowagi.

Kiedy byłam nastolatką, czułam się gorsza od wszystkich, choć wydaje mi się, że nie było tego tak widać. Nie czułam się warta miłości, której tak bardzo potrzebowałam. Nie czułam się warta dobra, przyjaźni. Przez bardzo długi czas, uważałam się za złego człowieka. Z wielu powodów. 

Ze względu na tak negatywny obraz samej siebie, zawsze dopasowywałam się do otoczenia. Lubiłam to co oni, robiłam to co oni. Bo przecież moje zdanie i opinia, nigdy nie byłyby na tyle dobre, by być moimi. Wystarczyło coś malutkiego, jeden mały fakt, którego ja nie wiedziałam czy jedno tycie zdarzenie, by wywołać we mnie burze nienawiści do siebie. Czułam się jak mała dziewczynka, która po prostu chce by ją ktoś kochał. 

Nie było mowy o tym, by być sobą. Nie miałam pojęcia jaka jestem. Ja i moja podświadomość byłyśmy przekonane, że nie ma to znaczenia. Tysiące masek nałożonych jedna na drugą, gościły na mojej twarzy, w zależności gdzie i z kim byłam. Przy rodzinie, znajomych, obcych...

Ciężko było je ściągnąć. Ciężko był spojrzeć sobie w oczy i zobaczyć siebie taką jaka jestem. Jak w True mirror/ Prawdziwym lustrze, gdzie widzisz siebie taka jaka jesteś, a nie swoje odbicie. Ciężko było zmierzyć się z tym w co wierze, a jaka jest prawda. Moja prawda. Nie prawda innych. 

Bo każdy wokół ciebie widzi cię inaczej. I musisz żyć z faktem, że nigdy nie będziesz wiedzieć co widzą inni. Musisz się z tym pogodzić. Ale najważniejsze jest to, by się tym nie zadręczać i uświadomić sobie, że twoja własna opinia o sobie jest najważniejsza a przy okazji ma wpływ na tą, jaką mają inni. Ciężko, żeby ktoś uznał cię za cudowną, ciepłą i uroczą osobę, jeśli ty czujesz się jak potwór. 

Co to znaczy być sobą? Dla mnie to znaczy żyć ze sobą w zgodzie. To znaczy nie brać opinii innych za swoją. To znaczy szanować siebie i swoje ja, dbać o siebie i wierzyć w siebie. Być sobą znaczy być odważną i pokazywać się światu z podniesioną głową, pomimo krytyki która może na ciebie spaść. Być sobą znaczy być świadomą, swoich zalet, i swoich wad. Być świadomą swoich słabości. Być sobą znaczy być głodną siebie i życia, głodną nowych doświadczeń. Kiedy jesteś sobą, znika konkurencja, strach łatwiej pokonać i często okazuje się, że świat nie jest taki zły. Poza zgniłymi jabłkami, są ludzie, którzy pokochają ciebie taką jaka jesteś i docenią twoją uczciwość i szczerość. Bo my jej najbardziej potrzebujemy, zwłaszcza w czasach kiedy wszystko jest sztuczne jak sztuczna inteligencja.

Bądź sobą, inną każdego dnia, ale sobą. Bądź oryginalna, a nie skopiowana jak kartka papieru. Bądź sobą, pokonaj strach i pokaż światu swoje prawdziwe oblicze. 

Komentarze

  1. Czasem tak trudno zachować siebie w świecie gdzie kazdy od nas czegoś wymaga. Nie pozwalajmy nikomu decydować za nas o naszym życiu,bo nigdy nie wyjdzie z tego nic dobrego. Słuchajmy siebie, swojego serca, bo wszystko tak naprawdę jest w nas, ale musimy się nieustannie uczyć to odkrywać.
    Dobrze, że jesteś Małgosiu. Dobrze do Ciebie wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że wracasz,miło mi bardzo i ciesze się ogromnie, że moja praca i zaangażowanie ma sens :) i mam nadzieję, że jednak znajdziesz dość siły by zachować te wiarę w siebie! cudnego !

      Usuń
  2. Gosiu przypadkiem trafiłam na Twój blog i z wypiekami na policzkach przeczytałam dziś wszystkie odcinki,jedną ręką gotują lub karmiąc córcie ale nie mogłam oderwać oczu od Twoich tekstów,kobieto!jesteś niesamowita i dziękuję Ci za to i za tę wszystkie historie..wzruszają i chwytają za serce. .Jesteś mistrzynią i masz wielki dar dodawania ludzią wiary w siebie,musisz coś napisać swojego bo szkoda tak zmarnowanego talentu.Ja napewno będę pierwszą która tą książkę kupi,Poprostu kocham!kocham takich ludzi z taką energią,wiedzą i siłą zarazania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj aż mi się łezka zakręciła w oku. Ciesze się ogromnie, że to co pisze daje nadzieję, podnosi na duchu i daje energię... dziękuje ci za te słowa, i zapraszam do ciebie częściej, buziaki dla ciebie i serducho dla maleństwa! A co do książki, to będzie na pewno, czekam póki co... :)mam nadzieję że niedługo się wszystko wyklaruje :)

      Usuń
    2. Będę napewno stałą bywaczką:)również śle buziaki i trzymam mocno kciuki żeby się jak najszybciej wyklarowalo a póki co będę polecać Twój blog wszytkich mi bliskim kobietą bo jesteś kopalnią wiedzy,pozytywnej energii i poprostu Wiesz co tylko My kobiety czujemy,caaaaałuski

      Usuń

Prześlij komentarz