132 Bliskość


Mistrzyni

Odcinek 35 - BLISKOŚĆ

Parę miesięcy zamykałam swoje sprawy w firmie. Zrezygnowałam z prowadzenia Saffron Consulting przynajmniej na dwa lata. Sprzedałam swoje udziały pracownikom, zostawiając sobie tylko jedną trzecią. Firma miała świetną załogę, młodą i kreatywną, i parę wartościowych osób z doświadczeniem. To wszystko razem sprawiało, że biznes kwitł. 

I tak musiało zostać. Wiedziałam, że ryzykuje. Nie było innej drogi, musiałam to zrobić. Kiedy Hania spakowana odleciała tego lata do Madrytu, by poukładać sobie wszystko nim zaczną się wykłady na jesieni, ja sprzedałam mieszkanie, zrobiłam generalny przegląd auta i ruszyłam w podróż życia. Nie wiedziałam czego szukam, ale wiedziałam co chcę znaleźć. Siebie. Patrząc na zgromadzone na koncie finanse, pierwszy raz poczułam jak moja pasja i zaangażowanie w te firmę, zaowocowały. Nigdy wcześniej o tym nie myślałam. Pieniądze były w obiegu. A teraz czas było się rozstać i wypłacić sobie wynagrodzenia za pracę ostatnich lat.

Większość rzeczy sprzedałam, a to co zostało spakowałam do bagażnika. Nie było tego tak wiele. Zdjęcia i pamiątki zostawiłam u Joli, a sama wzięłam tylko to co niezbędne. Ruszyłam w stronę Krakowa, bo to tam chciałam wszystko przemyśleć. To tam, chciałam ułożyć plan działania na następne dwa lata. Wynajęłam pokój w niewielkim hotelu przy Wiśle. NIEBIESKI był pięknie usytuowany, wygodny i wydawał się taki spokojny i przyjazny. Dokładnie taki jaki chciałam. Do tego elegancki i urządzony ze smakiem. Gdy dojechałam na miejsce, było już ciemno. Z tarasu hotelu obserwowałam z daleka Wawel i tysiące migoczących gwiazd. Zjadłam coś i poszłam spać. 

Długo spacerowałam następnego dnia. Dotarłam najpierw na stary rynek, potem na Wawel, z którego obserwowałam miasto u podnóża. Kiedy trafiłam do Muzeum Narodowego i stanęłam przed obrazem Cecyli, przed tym cudownym portretem autorstwa samego Leonarda Da Vinci, zamurowało mnie. Wydawała się tak pewna siebie, spokojna i głodna życia. Była młoda. Mimo to inteligentna i elokwentna. Wykształcona. Inna niż wszystkie w tamtych czasach. Tak niewiele widywałam kobiet jak ona. Tak niewiele. A przecież nasze czasy dzieliły lata świetlne. Teraz kobiety mogły wszystko. Mogły się uczyć, mogły wybierać swoją drogę. Ale tak często błądziły i nie korzystając z danych im przywilejów, cierpiały w milczeniu. 

Jak ja, przez tak wiele lat wierzyłam, że nie zasługuje na nic. Nie czułam się dość dobra by być kochaną, taka jaka byłam. Nie czułam się dość dobra, by odnieść sukces. Tak wiele się wydarzyło w moim życiu. Tak wiele się zmieniło. Jedni pojawiali się w moim życiu, inni odchodzili. Czasami na chwilę, czasami na zawsze. Tylko ja byłam pewnym elementem własnego życia. I tak wiele lat zajęło mi zrozumienie, że jestem najważniejszą osobą we własnym życiu. 

Kiedy tego wieczora stanęłam na moście, na który wtedy zaprowadził mnie Damian, przeszedł mnie dreszcz a łzy spłynęły po policzkach. Był upalny wieczór, po upalny dniu. A mnie nagle zrobiło się zimno.
Dlaczego sama sobie powtarzałam przez tyle lat, że nie dam rady? Z Damianem spędziłam tylko kilka miesięcy. Kilka miesięcy uczyłam się od niego pewności siebie, uczyłam się odwagi, zarządzania i miłości do samej siebie. Tak mi się przynajmniej wydawało. Bo tak naprawdę wszystko czego szukałam, było we mnie. Jego zdecydowane, elokwentne słowa, jego postawa i podejście do życia nauczyło mnie na pewno jednego - że sami jesteśmy kowalami swojego losu. Niby takie oklepane, a jednak tak niezrozumiane powiedzenie. 
Ja tworze swoją rzeczywistość. Ja sama. I teraz to wiedziałam. Dokładnie pamiętałam jak czułam się wtedy, stojąc na tym moście i krzycząc, że jestem Mistrzynią Własnego Losu. Pamiętałam ten dreszcz emocji, tą fale ciepła i ogromną chęć życia jaką wtedy w sobie poczułam. I czuje ją do dziś. 

Tamtego dnia kochaliśmy się jak opętani bo czułam się najpiękniejszą kobietą na świecie. Tak wiele zależy od naszego postrzegania samych siebie. Przecież jednego dnia wstałam, czując się jak przeciętna, zwykła i nieciekawa dziewczyna a poszłam spać czując się jak bogini. A byłam tą samą kobietą. 

Kiedy Damian zniknął z mojego życia, kiedy stawiałam własne, samodzielne kroki bez wsparcia jego czy Karola, i byłam z siebie dumna. Padłam wiele razy, poniosłam dziesiątki porażek, ale zwyciężyłam. A smak sukcesu był niesamowity. Ponad dziesięć lat spędzonych w Warszawie. Budowanie firmy, kontaktów, banku przysług. Znałam wielu i wielu osobą zawdzięczałam swój sukces. Ale też wielu pomogłam. Nauczyłam się dzielić wszystkim. Każdym szczęściem i każdym, nawet najmniejszym sukcesem. Szukałam kobiet takich jak ja, uwikłanych, zaplątanych w matni kobiecości. Uwięzionych w klatce błędnych przekonań, krzywdzących wierzeń i przeklętej perfekcyjności, której tak wiele kobiet od siebie wymaga. Przy takim układzie, każda porażka, każde niedociągnięcie, to rysa na naszej pewności siebie.

Moje życie opierało się na braniu ale i dawaniu. Chciałam pomóc takim kobietom jak ja kiedyś, jak Letycja czy wiele dziewczyn przed nią. Pomagałam starym i biednym, patrząc na nich i starając się nie myśleć o sprawiedliwości. Chciałam się nauczyć tego, by każdą chwilę traktować jak jedyną pewną jaka mi jest dana. Chciałam żyć teraźniejszością, bo zbyt długo ciągnęłam za sobą cały bagaż tego co było. Zastanawiałam się czy nie jestem na to za stara, za stara na jakieś rewolucje, ale wybiłam sobie to z głowy. 
Siedząc w jednej z gwarnych kawiarni przy krakowskich Sukiennicach wyjęłam kupiony w muzeum piękny notatnik z Damą z Łasicą, i zaczęłam pisać. Chciałam napisać o tym, jak wiele dobrego mnie spotyka i jak wdzięczna za to jestem. Chciałam opisać swoje emocje, nad którymi wreszcie panowałam i ubrać je w słowa. Chciałam spisać swoje marzenia, ułożyć plan ich realizacji i zacząć działać. Wiedziałam, że jak to mówiła Erykah Badu, to co zapisze prawdziwym ołówkiem, na prawdziwym papierze, to stanie się rzeczywistością. Ale ja nie wiedziałam czego jeszcze chce od życia. 

Napewno chciałam poznać nowych ludzi, poczuć nowe emocje, doznać nowych rzeczy. Chciałam podróżować i pisać. Ale oprócz tego? Nie wiedziałam. Musiałam znaleźć to czego szukałam od paru lat. Zbyt długo tkwiłam w codzienności, która jak się okazuje, nie była dla mnie.

Wypisałam wszystko to, co miałam i za co byłam wdzięczna na pierwszej stronie.
Jestem zdrowa, mam sprawne ciało i czyste powietrze, którym mogę oddychać. Przynajmniej względnie czyste.
Jestem bystra, inteligentna i łatwo się uczę. 
Mam cudowną córkę i prawdziwe przyjaciółki, na które mogę zawsze liczyć. Kocham je całym sercem i dziękuje światu, że połączył nasze drogi.
Jestem wdzięczna za mój samochód, który dowiózł mnie tu, który służył mi wiernie od dawna i mam nadzieję dowiezie w wiele innych, cudownych miejsc. Doświadczyłam już tysiące bezpiecznych powrotów do domu, z czego nie zawsze sobie zdawałam sprawę. Obiecuje sobie, że bardziej będę miała to na uwadze. Nie wszyscy przecież wracają do domu. 

Mam finanse, które pozwolą mi na mniej więcej piętnaście miesięcy podróżowania. Potem czas będzie zdecydować co dalej. Jestem wdzięczna za to, że dałam radę zarobić te pieniądze, podzielić się z innymi i wyruszyć w te podróż.
W tak upalny dzień jak dziś uświadomiłam sobie, że nie dość we mnie wdzięczności za to, że zawsze mogę się napić. Zawsze. Wody mam pod dostatkiem. Świeżej, pysznej wody. Do tego mam prysznic, ciepłe łóżko i elektryczność. 
Jestem wdzięczna za moją wyobraźnie, zmysły, zwłaszcza zmysł wzroku, empatię i możliwość postrzegania wszystkiego tak dogłębnie. Miałam oczy szeroko otwarte, chyba pierwszy raz w życiu tak w 100%.
Byłam wdzięczna za rodziców, moje wykształcenie, Damiana i wszystko to co doprowadziło mnie do miejsca w którym byłam dziś. 

Plany/cele/marzenia

Wykąpać się pod wodospadem.
Zakochać się.
Napisać książkę.
Nauczyć się mało popularnego języka.
Mieszkać przez miesiąc na plaży.

Dopisałam listę książek, które chciałam przeczytać i wstałam od stolika.
Księżyc świecił nad Sukiennicami nieśmiało, blednąc przy światłach tego cudownego miasta. Uregulowałam rachunek i chciałam wyjść z ogródka, kiedy wpadłam na wysokiego, postawnego mężczyznę w lnianej, białej koszuli i krótkich, dżinsowych spodniach.

- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Nic się nie stało, to tylko ubranie, wyschnie - dopiero teraz zauważam, że wpadając na niego, wylałam mu całą lemoniadę na jego schludny, na pewno jeszcze chwilę temu,  strój.
- Naprawdę przepraszam. Pozwoli Pan, że odkupię Panu napój?
- Zaprasza mnie Pani na drinka?
- U sumie nie o to... - zaczynam zmieszana.
- Świetnie, w takim razie usiądźmy. Poproszę lemoniadę malinową z pięćdziesiątką żubrówki. A dla Pani?
- To samo. 

Byłam lekko zmieszana, i nie specjalnie wiedziałam czy mam na to ochotę. Ale facet był przystojny, miał krótkie, ciemne włosy, wydatne, czerwone usta i śliczne dołeczki. Był dość szczupły, nie specjalnie umięśniony ale nic mu nigdzie nie zwisało. Było na czym oko zawiesić. I miał w sobie to coś. Jego ciemne, piwne oczy były ciepłe i tajemnicze.

- Jak mam do Pani mówić? Chyba, że będziemy pić w milczeniu - zapytał uśmiechając się do mnie. Był sympatyczny, nienaciągany, taki otwarty. Ciężko byłoby go nie polubić.
- Gosia jestem. A ty?
- Tomek. Miło cię poznać Gosiu.
- Nawzajem.

Rozmawialiśmy chwilę grzecznościowo, o pogodzie i jedzeniu. Uśmiechałam się szeroko i czułam się niesamowicie w jego towarzystwie. 

-Czy się zajmujesz Gosiu?
-Chwilowo jestem poszukiwaczką własnej legendy - powiedziałam, będąc pewną, że mnie wyśmieje. Czytałam właśnie Alchemika po raz dziesiąty chyba i to było pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Brzmi poważnie. A dokąd zmierzasz teraz?
- Zostaje w Krakowie do końca tygodnia, potem ruszam na zachód. Chce dojechać do Portugalii, nad ocean.
- Poważnie? Fascynujące.
- A ty?
-Jestem szkoleniowcem. Jeżdżę po różnych miastach i prowadzę szkolenia dla firm. 
- Szkolenia? Odnośnie czego? 
-Głównie szklenia przedsiębiorców. Jak być dobrym przywódcą i takie tam. Mam własną firmę. Lubię wolność jaką daje ta praca. Mam mnóstwo czasu dla siebie.
- Brzmi niesamowicie. 
Rozmawialiśmy tak aż zniknęli wszyscy ludzie wokół, więc i my wstaliśmy. Nie pamiętam bym, tak długo i tak chętnie z kimś rozmawiała. Jak równy z równym. Mieliśmy mnóstwo wspólnych tematów, od książek po podróże, rozwój osobisty, prowadzenie firmy i zarządzanie ludźmi. Był fascynującym mężczyzną. Jakbym sama go sobie wymyśliła.

Odprowadził mnie do hotelu, nawet na chwilę nie przerywając rozmowy. Była czwarta nad ranem, kiedy stanęliśmy przed szklanymi drzwiami hotelu. Nie chciałam się z nim rozstawać, nie chciałam przerywać tego co między nami iskrzyło. Chwyciłam go odważnie za rękę i przyciągnęłam do siebie. Jego usta były ciepłe, wręcz gorące i bardzo miękkie. Nawet nie wiedziałam jak i kiedy byliśmy w moim pokoju. Nadzy, splątani, głodni siebie. Nasze drogi miały się wkrótce rozdzielić, ale ja tak pragnęłam tej chwili bliskości, żądzy i namiętności. Nie czułam tego od wielu lat. W moim życiu nie było wielu mężczyzn. Całą siebie poświęcałam sobie i pracy. Tomek podbił mój świat w ciągu paru godzin i kochał jakby miało nie nadejść jutro.
Kiedy mnie rozbierał, nie czułam wstydu. Wiedziałam, że nie jestem idealna. Wiedziałam, że może zobaczyć wiele co mu się nie spodoba. Ale miałam to gdzieś. Czułam się piękna i pożądana, a on gdy zobaczył moje ciało w delikatnym  świetle hotelowej lampki, jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągnął. Byłam kobieca, przede wszystkim we własnej głowie, i taką mnie zobaczył. Nie widział moich defektów. Moich rozstępów, zwisającej skóry ani zmarszczek. Widział mnie, Mistrzynię. Widział mnie taką, jaką ja sama siebie widziałam. I kochał mnie tak jak chciałam, jak tego potrzebowałam. 

Mistrzynie!

Źle nam samym ze sobą. I to jest nasz największy problem. Nie akceptujemy się. Nie podobamy się sobie i wiecznie się porównujemy. My, kobiety zza ekranu. Ale nie tylko. Wystarczy spojrzeć pod zdjęcia celebrytek, kobiet mniej i bardziej znanych, i widać ich kompleksy i brak akceptacji, widać ich zwątpienie we własną urodę i wartość. 

Wiecznie porównujemy. Większe mniejsze cycki. Szczuplejsza, z węższą talią, z bardziej wydatnymi ustami, większymi oczami, ładniejszymi nogami! Nasz świat zaczyna się i kończy się nieraz na wyglądzie i postrzeganiu samej siebie. 

Młode, piękne dziewczyny pytające świat w filmach na You Tube czy są piękne. Miliony kobiet przeglądające media społecznościowe, czując się nijak, czując się jak zero w porównaniu z .... 
Piękno jest wszędzie. Jest w nas przede wszystkim. I jeżeli ty go nie dostrzeżesz, nikt inny tego też nie zrobi. To jak ty sama się postrzegasz ma wpływ na to, jak widzą cię inni.
Jesteśmy najważniejszymi osobami w naszym życiu. Byłyśmy, jesteśmy i zawsze będziemy w nim obecne. Jesteśmy własnymi bohaterkami, bohaterkami własnych opowieści. Ale nie wierzymy w to. Zbyt często bardziej dbamy o innych, o ich szczęście i dobre samopoczucie zapominając o sobie. I wtedy od innych oczekujemy akceptacji, bo same nie potrafimy jej sobie dać.
Kochamy, kochamy całą sobą mężczyzn, którzy nie rozumieją tego. I mamy zbyt duże oczekiwania wobec innych. A oczekiwania, możesz mieć tylko i wyłącznie wobec siebie. Tylko. 

Czas popracować nad związkiem z samą sobą, zaprzyjaźnić się, obudzić do życia. Czas zaakceptować piękno w sobie i piękno, które nas otacza. Czas je dostrzec. Bo częściej widzimy to, co jest brzydkie, co nieatrakcyjne.
Czas na bliskość w naszym najważniejszym związku. Ty i ty. Czas pokochać swoje włosy, oczy i usta. Takie jakie są. Czas zaakceptować siebie, taką jaka jesteś. Czas patrząc w lustro powiedzieć KOCHAM CIĘ.

Nie ma to nic wspólnego z narcyzmem. Nie ma tu też nic do rzeczy potrzeba pracy nad sobą. Ale kiedy kochasz się, kiedy akceptujesz, to mniej masz ochotę zaśmiecać swoje ciało niezdrowym jedzeniem a więcej chcesz je szanować, dbać o nie. 

Czas zastanowić się czego chciałabyś od życia, kiedy czułabyś się już jak jego Mistrzyni... a kiedy się tego dowiesz, to zapisz to. Bo słowa na papierze mają moc.

Komentarze