220 Alfabet kobiecości - MARTA





Alfabet kobiecości

MARTA

Marta miała dobre dzieciństwo. Rodziców, którzy ją kochali. Bezpieczny dom. Dobrą szkołę. Miała swoje problemy ale nie musiała nigdy gasić pożarów. Jej życie było raczej spokojne, normalnie. Potem były studia. Nowe otoczenie. Nowi ludzie. Nowe życie. Tam poznała Rafała. Miłość od pierwszego wejrzenia. Pierwsza studencka impreza. Dwa piwa. Wszędzie unosił się zapach dyni i cynamonu. Zbliżało się Halloween. Marta poznała smak emocji, których nigdy wcześniej nie czuła.

Tańczyli, przytulali się, czuli siebie nawzajem. Szukali się oczami. Ten jeden wieczór całkowicie odmienił ich życie.

Kolejne trzy lata minęły nie wiadomo kiedy. Romantyczne wypady, spacery, kolacje. Niegroźne kłótnie po których szybko się godzili. Układało im się świetnie. Jakby dopasowane do siebie dwa elementy układanki. Byli swoimi przyjaciółmi, partnerami. Nigdy nie mieli się dosyć. Snuli więc plany na przyszłość. 

On po studiach zaczął od najniższego szczebla w radiu. Miał ambicje, chciał mieć własną audycję. Godzinami czytał, ćwiczył, planował. Swoje plany i cele miał jasno określone i zwizualizowane.

Ona skończyła prawo, miała być adwokatem. Próbowała dostać się na aplikacje. 

I wtedy zaczęły się schody. Okazało się, że Marta jest w ciąży. Była przerażona. Kiedy zrobiła test, wiedziała, że to wszystko skomplikuje. Nie mówili o dzieciach, nie teraz. Potem, po ślubie, jak już wszystko sobie ułożą, ustabilizują. Kiedy powiedziała Rafałowi, był wściekły. Zamiast podać jej rękę i powiedzieć, że przejdą przez to razem, obwiniał ją. Kłócili się godzinami przez kolejne parę dni. On nie chciał tego dziecka. Ona też miała wątpliwości. Ale jego krzyki i oskarżenia były tak wyraźne, że odbijały się echem w jej głowie. Nie słyszała już swoich myśli. Jego słowa wsiąkały w jej serce. Cierpiała. Płakała. Świat jakby się zatrzymał. Nie potrafiła pozbierać wszystkiego, życie wymykało się jej przez palce. On miał być partnerem, na dobre i na złe. Miał być podporą. Tak jak ona dla niego. A teraz ją obwiniał, że zrujnowała mu życie. To była jej wina. To wszystko była jej wina.

Nagle nie potrafił jej patrzeć w oczy. Ne widział już miłości swojego życia. Widział problem. 
Mieli nikomu nie mówić. Sami mieli się jakoś odnaleźć. Ale nie minął tydzień a wiedziała już cała jego rodzina. 

Szła właśnie do kawiarni na przeciwko, żeby wypić kawę z przyjaciółką. Zadzwoniła jego matka. Wylała na nią całe wiadro lodowatej wody. A może raczej pomyj. Oskarżyła Martę o manipulację. O celowe odstawienie tabletek, żeby wrobić jej synka w dziecko. Zmarnowała mu przyszłość.

Rozsypała się. Nie potrafiła już myśleć. Nie potrafiła oddychać. Rafał powiedział, że wie jak temu zaradzić. Wie, gdzie pójść, komu zapłacić. I będzie po problemie. 
Nigdy nie powiedziała tak. Ale też nie powiedziała nie. 

Rozstali się. Marta wróciła do rodzinnego domu. Rafał został. 

Wszystko wróciło do normy. Ale tak na prawdę nic nigdzie nie wróciło. Poczucie winy stało się nowym partnerem Marty, tym na dobre i na złe. Był z nią cały dzień. Kiedy wstawała i otwierała oczy. Kiedy jadła. Pracowała. Kiedy kładła się spać. Ból był tym większy, że brakowało jej ukochanego. Rafał po prostu ją zostawił. Nie było nikogo, kto wziął by ją w ramiona i powiedział z przekonaniem, że wszystko będzie ok. A ona tak bardzo tego potrzebowała. Potrzebowała Rafała. Jego ciepła. Jego pięknego uśmiechu i cudownego spojrzenia. Jego dotyku. Jednak on nie był już jednak ciepły. I go nie było. Została sama.

Zmuszała się do wykonywania codziennych czynności. Myła zęby, jadła, pracowała, oglądała z rodzicami telewizję. Dostała się na aplikację i miała pełne ręce roboty. Ale chodziła jak automat. Nie okazywała emocji, żeby się nie rozpaść. Na kawałeczki. Bo czuła się jak roztrzaskane lustro, rozsypane po podłodze. Ale coś ją póki co napędzało by iść dalej. 

Czas mijał, a telefon w jej ręce był jak kajdanki. Ciągle czekała. Że zadzwoni. Napisze. Przeprosi. Telefon milczał. Więc sama zaczęła pisać. Pisała prawie codziennie. O tym, że tęskni. Że chciałaby to wszystko naprawić, żeby mogli być znów razem. Pisała, jak bardzo go dalej kocha. 

Choć ją zranił, nie potrafiła wyobrazić sobie życia bez niego. Nie potrafiła ułożyć wszystkiego od początku. Wydawał jej się, że już nikogo innego nie pokocha. I, że nikt inny nie pokocha już jej. Rafał był jej nadzieją. Bo przecież jak ktoś inny mógłby ją pokochać? Nie była warta niczyich starań. Sama nie potrafiła spojrzeć na siebie w lustrze. Nie mogła spojrzeć sobie w oczy, bo kiedy to robiła, widziała wszystko. Wszystkie swoje błędy. Wszystkie potknięcia. Zniszczyła związek swojego życia. Zmarnowała swoją szansę na szczęście. Zniszczyła życie w sobie. Całe to poczucie winy sprawiło, że Marta uwierzyła. To wszystko była jej wina. 

Minęło trochę czasu. I spotkała ich wspólną znajomą. Od słowa do słowa i temat zszedł na Rafała. Układał sobie życie na nowo. Awans, nowa dziewczyna. Jak długo się znali? Rok? Przecież jeszcze wtedy byli razem! Jeszcze wtedy było wszystko ok. Byli idealną parą. To nie było możliwe!Kolejna seria sms'ów. Telefony, oskarżenia. Pojechała do niego po swoje rzeczy. Ostateczne rozstanie. 

Nie przyznał się do zdrady. Była przewrażliwiona. Słuchała plotek i była niemądra. Ale to już wcześniej ustalili. Do niczego się nie nadawała. Nawet do tego, by utrzymać przy sobie faceta.
Nawet nie myślał ją przepraszać. Nie pytał jak się czuje, jak to przeżyła. Nie pytał jak sobie radzi. Jakby nigdy nie była w ciąży. Jakby nigdy jej nie kochał.

Było tak jakby ktoś nagle wyłączył światło. Wszystko przestało istnieć. Została tylko ona, jej poczucie winy, samotność, ból, żal. Do siebie i do całego świata. 

Minęło parę tygodni. Karolinę poznała w kancelarii. Trudny rozwód. Mąż biznesmen. Bił ją. Zostawił bez grosza, bez domu. Walczyła chociaż o przyzwoite alimenty. Nie było łatwo. Ale Karolina wyglądała tak inaczej. Inaczej niż ona. Śmiała się. Jej uśmiech wydawał się być szczery i tak często gościł na jej twarzy. Życie jej dało się porządnie we znaki, a ona była szczęśliwa i wdzięczna, za to że dzieci zostały z nią. To była dla niej największa wygrana walka. Tak naprawdę jedyna ważna. I choć mieszkali w kawalerce a ona pracowała na dwa etaty i wychowywała sama dzieci, bo ojciec nigdy nie miała czasu ich do siebie wziąć -odebrać ich matce chciał tylko po to, by zrobić jej na złość - to była taka pozytywna. Nie stać ją było na luksusy, ale dzieci na lody mogła raz w tygodniu zabrać. Mieli dach nad głową, jedzenie, ciepło i siebie. To starczało. W zupełności.

Marta patrząc na nią poczuła pierwszy raz coś innego niż strach, niż poczucie winy. Poczuła nadzieję. Skoro jej się udało, skoro ona przetrwała i jest szczęśliwa to może jej się też uda. Czemu nie? Czemu miałaby być gorsza. Niczego jej nie brakowało. Prawda?

Stanęła przez lustrem i zmusiła się by spojrzeć sobie w oczy. Tak dawno tego nie robiła. Miała delikatną twarz. Kiedyś tak rumiana, dziś była blada. Podkrążone oczy odwracały uwagę od ich uroku. Ale dalej była sobą. Żyła. Ona tak. Ale jej dziecko nie. Nie dała mu szansy. Jednak nie widziała w lustrze złej kobiety, za którą się miała. Widziała siebie. 

Wyjęła z biurka zeszyt. Zwykły, w kratkę. Z wieżowcami Nowego Yorku na okładce. I zaczęła pisać. Za co się tak nie lubiła. Jakie były jej winy. Jej porażki i potknięcia. Wypisała wszystkie. Te, które spędzały jej sen z oczu i te mniejsze. Czemu je rozpamiętywała? Czemu każdego dnia żyła przeszłością? Czy na prawdę nie zasługuje na szczęście? Nie była przecież złą osobą. Całe życie pomagała innym. Starała się nie krytykować. Wspierała, wyciągała pierwsza rękę. Nie chowała urazy. Nigdy. Tylko do siebie. Postanowiła zrównoważyć te listę, i wypisała wszystko to co w niej dobre. Wszystkie jej osiągnięcia i sukcesy. Jej pozytywne cechy charakteru. I usnęła. Pierwszy raz bez łez.

Jak walczyć z myślami -zastanawiała się - które teraz już przychodziły odruchowo? Jak walczyć z nienawiścią do samej siebie? Na siłę? Musiała się zastanowić czego chce od życia. Czego chciała wcześniej? 
Zaczęła czytać. Poszła do biblioteki odnieść mamy książki. I zaczęła szukać. Biografie. Fascynowały ją kobiety. Takie jak Karolina. Takie jak ona. Przecież nie jest jedyną na świecie, która to przeżyła. 

Przeczytała dziesiątki książek. Przetrwała setki nieprzespanych nocy. Wiele, wiele rozmów. Przede wszystkim rozmowa z rodzicami. Bo wiedziała już, że ból rośnie w ciszy. Nie chciała sekretów. Nie chciała już udawać. Więc wypłakała resztę łez i wróciła do życia. Na uniwerku trochę pływała, więc wróciła na basen. Była w ruchu. I powoli, powili wprowadzała swoje życie na właściwe tory.

Zrozumiała, że błędy, które popełniła są po to, by z nich wyciągnąć naukę. Wiedziała już, że dała się zmanipulować. Pozwoliła Rafałowi i jego rodzinie zdecydować. Pozwoliła wmówić sobie, że jest nic nie warta. Pozwoliła im przekonać samą siebie, że to wszystko jej wina. 

Zrozumiała też, że musi żyć tu i teraz. Bo przeszłości nie zmieni. A by przyszłość była dobra, musi na nią zapracować. Dziś. 

Chciała jakoś odkupić się sama przed sobą. Chciała pomagać kobietom, które życie przyciska do ściany. Postanowiła, że będzie najlepszym prawnikiem, jakim może być i będzie walczyć. Za kobiety, które na chwilę, tak jak ona, dały się pokonać. 

A Rafał? Przestała go idealizować. Kochała go. To się nie zmieniło. Był jej pierwszym wszystkim. Ale zasługiwała na więcej. Zasługiwała na partnera na dobre i na złe. Zasługiwała na to, by być zauważoną. A on widział tylko siebie. Udawał, nosił przy niej maski, i zastanawiała się, czy kiedyś tak naprawdę go poznała. 

Nic nie stało się od razu, nie od razu stanęła na nogi. Ale może czasem, kiedy upadniesz, trzeba trochę poleżeć, by spojrzeć na wszystko z innej perspektywy? Dziś już wiedziała, wiedziała, że poczucie winy niszczy i nigdzie nie prowadzi. Wiedziała, że jest warta miłości taka jaka jest i ma prawo do szczęścia. Wiedziała, że Rafał niesłusznie ją oskarżał, byli przecież parą. Kochali się. Mówią, że życie nam daje to co sami dajemy z siebie. Dobro przyciąga dobro. I na tym skupiała teraz myśli, temu poświęcała dni. Ale wcale nie było jej łatwo. Tylko kto powiedział, że ma być łatwo? Starczy, że będzie silna. Przecież jest kobietą, a kobiety wszystko przezwyciężą. 

Mistrzynie. Kobiety lubią obwiniać. Czasem innych, czasem siebie. Winny musi być. Ale czy zawsze to jest tak ważne, kto zawinił? 
A poczucie winy? Wzbudzamy je w partnerach, we własnych dzieciach. Żywimy się własnym. Żyjemy przeszłością, choć wiemy, że czasu nie cofniemy. Nie zmienimy tego co było. Jedyne na co mamy wpływ, to to co tu i teraz. Ale czy my żyjemy tu i teraz? Czy potrafimy?

Może czas zacząć. Czas chwytać dzień. Bo życie masz tylko to jedno.
Czas zaakceptować siebie, zmierzyć się z demonami i zrobić krok do przodu.

POZOSTAŁE ODCINKI ALFABETU PRZECZYTASZ TU!

Komentarze

  1. Niech demony przeszłości staną się przyczyną pozytywnych zmian teraz i w przyszłości. Sęk w tym by zamienić wszystko to co zdawało nam ból na to co nas motywuje do bycia najlepszą wersją samego siebie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie! Każdą trudność, problem, ciężką chwile wykorzystać ana swoją korzyść!

      Usuń

Prześlij komentarz