125 Mistrz, Mundial i ja Małgorzata.


Nigdy nie myślałam, że zabiorę głos w tej sprawie, na pewno nie tak obszernie, ale jednak muszę, bo się we mnie gotuje. A ja już dawno obiecałam sobie, że będe mówić otwarcie co czuję i myślę.


Skończyłam właśnie czytać wywiad z Robertem Lewandowskim w Przeglądzie Sportowym i jestem pod wrażeniem. Po tak krótkim czasie potrafił tak elokwentnie i odpowiedzialnie opowiedzieć o tym co czuje, co się stało na mundialu. Zachował twarz, dał radę choć wydaje mi się, że zamierzenie Panów redaktorów było inne. Do tego zdjęcie zrobione jak mniemam w trakcie tego wywiadu. Dwóch redaktorów rozwalonych w wysokich, wygodnych krzesłach i kapitan polskiej reprezentacji w piłce nożnej, pochylony do przodu, jakby siedział na zydelku. Pierwsze skojarzenie - uczeń na dywaniku u dyrektora.


Nie wiem czy takie zamierzenie było panów redaktorów, ale ja tak to odebrałam. 


Wywiad tylko pokazuje jakim Mistrzem jest Robert Lewandowski. Ale Mistrz też człowiek. Mistrz też popełnia błędy. Ale my, Polacy, mamy tendencje wieszać na wszystkich, zwłaszcza tych, którym "się udało", psy. Gdyż mamy znikome poczucie własnej wartości jako naród. Bycie Polakiem nie brzmi dla nas dumnie. Dla większości, wiem że upraszczam. Ale tak jest. Zachwycamy się zachodem, Stanami, choć nic o nich nie wiemy. Nic prawdziwego albo szczątkowe informacje. 


I taki Mudnial miał nam samym udowodnić, że Polak potrafi. I co? Jednak nie potrafi? To zabolało najbardziej. Zamiast poprawić nasze samopoczucie, zamiast nas dowartościować, poczuliśmy jakby z liścia nam ktoś zapodał....

Oburzeni, no bo jak mogli nam to zrobić, zamiast wspierać, pokazać, że my wierni kibice, nie tyko ci od grilla i dobrej okazji do foty na Insta, wylaliśmy całe szambo na ludzi, którzy dali z siebie wszystko. Skąd wiem, że dali z siebie wszystko? Kurwa, no! Chłopaki jadą na Mundial, na Mundial, nie na mecz okręgówki.... i co? I nie zależy im? Nie chcieli by pokazać, że Polak potrafi? Że oni potrafią? Nie wierzę...


Wydaje mi się, że nie słusznie chłopaki dostali tak po dupie. Ale są silni. Dadzą radę bez nas, pseudo fanów. Bo ze świeczką u nas szukać tych prawdziwych. Może nasz liga nie jest tak silna, nie mamy sponsorów z krajów ropy. Może nie działa u nas to tak jak powinno. Ale demokracja u nas gości od 89 roku, czyli trochę krócej niż w takich Niemczech. I choć uczymy się, staramy to nici z tego czasem wychodzą... Ale nasza mentalność też kuleje, chyba dalej jest gdzieś w głębokim PRL. A młodzi? Zachwycają się zagranica, kibicują Realowi, Barce czy innym klubom. A w sklepach papierniczych nie ma piórników, zeszytów czy gumek z Legią, Lechem o Arce czy Cracowii już nie wspomnę.


Sami pielęgnujemy w sobie mentalność przegranych. 


Natura ludzka ma to do siebie, że lubi wytykać palcami i póki nie ewoluujemy, kiepsko to widzę. 


Elon Musk, facet nieprzeciętny, kurewsko bystry i można powiedzieć na piedestale. Przynajmniej teraz. Wiele lat wyśmiewany. Poniósł tyle porażek, i to tak znaczących i finansowo obciążających, że dla przeciętnego Kowalskiego czy Smitha to nie do pomyślenia. Ale przebrnął przez hejt, nie poddał się. 


Richard Branson, założyciel Virgin, zresztą długo by o nim pisać, regularnie dostaje wciery od prasy i internautów. Dlaczego? Każde najmniejsze potkniecie czy większe jak katastrofa Virgin Galactic, to powód dla zazdrośników, by choć spróbować kopnąć tego kto miał czelność dorobić się czegoś w życiu.


Lubimy szukać w każdym wad, jak rys na złotym jajku, zapominając o tym, że jesteśmy ludźmi i wszyscy gramy w jednej drużynie. 


I tu przypomina mi się jeszcze niedawna całkiem, bo z weekendu, wichura w świecie Ewy Chodakowskiej. Niezelżenie od wszystkiego, to kobieta o niesamowitej sile, wytrwałości i pokładach entuzjazmu, optymizmu i kreatywności. Ze świeczką szukać. Parę dni temu wkurzyła się na hejt spływający na jedną z jej fajterek. I znów ten hejt. I znów wytykanie. Że jak komuś "się udało" to trzeba nim porządnie potrząsnąć, żeby spadł z tych wyżyn na które sam się wspiął. 


Wszechobecny hejt jest zatrważający. Powinniśmy skupić się na tym, by zamknąć paszcze i zamiast krytykować, zabrać się za siebie. Odłożyć cuda techniki, odłożyć internety i dać coś z siebie. Ruszyć dupę z przysłowiowej kanapy i spróbować samemu zrobić coś ze swoim życiem. 


A życie mamy tylko jedno. Jedno ciało. Jedno życie. Jedną szansę by je wykorzystać. A my nic. Ogłupieni telewizją, brukowcami, w dobie technologii, idziemy za tłumem. Tu podchwycimy, tam podchwycimy i afera gotowa. Nie radzimy sobie ze swoim gównem to chociaż innym pokażemy, że też srają.... przepraszam za dosadne słowa, ale jako człowieka, strasznie mnie to boli. 


Całe życie bałam się porażek, wytykania palcami. Ale myśląc o słowach Lesa Browna, które ostatnio znów mi się przypomniały w nawiązaniu do jednego z postów Łukasza Jakóbiaka, nie chce zasilać cmentarza swoim bogactwem. Bo cmentarz to najbogatsze miejsce na świecie. Nie wykorzystanych projektów, nie napisanych książek, nie opatentowanych pomysłów, nie zaśpiewanych piosenek... nie wygranych meczów.


Strach jest w każdym z nas... i obawa przed tymi palcami innych. Wyprostowanymi, gotowymi w każdej chwili wytknąć każdy najmniejszy błąd. 


Jednak sukces to zrobić to, jak to mówi Branson, screw it, just do it, pomimo strachu. 


Bo nie krytyk się liczy jak mówił Roosevelt, ale ten co stoi na arenie, w pocie, w kurzu i walczy. 


Moim marzeniem jest wiec opatentować smycz, na te nasze palce i języki, kaganiec może nawet. 


Może wtedy, kiedy pohamujemy naszą chuć do krytyki, tej nie konstruktywnej oczywiście, zaczniemy myśleć nad sobą i nad tym co możemy dać od siebie. Bo tym razem nie zagraliśmy fair play...

Komentarze