115 Alfabet kobiecości - DARIA



Daria nigdy nie miała planu na życie. Jej matka była typową kobietą swoich czasów. Siedziała w domu, sprzątała, gotowała i robiła wszystko to, co stereotypowa kura domowa. Daria nigdy jej nie znała. Nie wiedziała co lubi a czego nie. Teraz już nie pamietała, czy to dlatego, że jej to nie interesowało, czy może dlatego że matka nigdy nie była skora do rozmów. Z nią raczej nie było dyskusji. Zawsze wiedziała lepiej co Daria powinna zrobić a czego nie.


Kiedy Patryk pojawił się na horyzoncie miała dwadzieścia lat. Pracowała w sklepie z butami i uczyła się zaocznie na pedagogice. Nikt jej nie zachęcał, by się uczyła. Raczej wszyscy czekali w domu aż wyjdzie za mąż i się wyprowadzi. Choć ona sama nie była pewna czy to właśnie jej aspiracje.


Wszystko potoczyło się tak szybko. Na początku nie było źle. Oświadczyny, narzeczeństwo, ślub, podróż poślubna. Poczuła się dowartościowana. Mężczyzna ją kochał, szanował, dopieszczał. Na każdym kroku słyszała komplementy. Kiedy urodziła się ich pierwsza córka, byli przeszczęśliwi.


Nie wiedziała kiedy stuknęła jej trzydziestka. Z dwójką dzieci, nieskończoną szkołą i małżeństwem, w którym brak było namiętności, czuła się bezwartościowa. Dopieszczanie i komplementy się skończyły. Jej córki wolały spędzać czas z babcią, albo ojcem. Patryk był wiecznie nieobecny. Dużo pracował, by utrzymać rodzinę, a w wolnych chwilach brał dziewczynki do zoo albo do parku na rowery. Ona zawsze zostawała w domu. 


Jej matka wpraszała się bez zapowiedzi i potrafiła w ciągu godziny uprzykrzyć jej życie. Powodów był tysiąc. Potrafiła wyrzucić rzeczy z szafy i zacząć je prasować. Albo po kolanach myła posadzkę. Nigdy nie pochwaliła Darii za nic. Co więcej, zarzucała jej bycie kiepską gospodynią. Gdy zostawała na obiedzie, tylko przewracała widelcem po talerzu bo nic jej nie smakowało. A ciasto, choć było za suche, jadła z grzeczności. 


Chwilami czuła jak wszystko się w niej gotuje. Najgorsze były jednak komentarze na temat jej wychowania dzieci.


-Wszystkiego im zabraniasz. I ciągle skrzeczysz, jak jakaś nawiedzona.

-Mamo, jeszcze w zeszłym roku twierdziłaś, że są zbyt rozpuszczone i wchodzą mi na głowę.

-Bo tak było. Ale we wszystkim trzeba mieć jakiś umiar. I nigdy nie pozwalasz im zjeść tego co im przyniosę.

-Bo im przynosisz same cukierki i inne słodycze.

-Niech jedzą, jak im smakuje.

-Ale to sam cukier, nie interesuje cię ich zdrowie?

-Oczywiście, że interesuje. Ale trochę cukru ich nie zabije. Ty też jadłaś i jakoś żyjesz.

-Mamo, dajmy spokój. I tak wiesz lepiej.

-Nie bądź taka opryskliwa. Kobiecie sarkazm nie służy. I lepiej trochę o siebie zadbaj, bo Patryk poszuka sobie ładniejszej.


Takie rozmowy były u Dari na porządku dziennym. Kiedy matka wychodziła, oddychała z ulgą. Ale nie na długo. Patryk nie przepadał za teściową, choć zawsze była po jego stronie i bardzo naciskał by ograniczyć jej wizyty. Zawsze narzekał, że za długo siedzi i wszędzie się wtrąca. Ale Daria nie umiałam się sprzeciwić. Nie potrafiła.


Na co dzień dawała z siebie wszystko. Dbała o siebie. Dla męża oczywiście, by nie przestał jej kochać. Gotowała dla rodziny i ich zdrowia. Dbała o porządek dla ich komfortu. Starała się. Ale każdego dnia czuła się niedoceniona. Jej pracy nikt nie widział. Wszyscy brali to za oczywistość, że rano będą świeże bułki na śniadanie, że obiad będzie na czas i że okna będą się błyszczeć. Nikt nie wiedział jak czasem ręce ją bolały od targania zakupów, bo nigdy nie zrobiła prawa jazdy. Nikt nie doceniał jej pracy. A w niej rosła złość i poczucie niesprawiedliwości. Ale nie miała odwagi, by z tym coś zrobić, więc złość na innych przerodziła się w złość na siebie samą.


Inną kobietę Patryk znalazł sobie dość wcześnie. Dziewczynki miały może z cztery lata. Daria była dla niego oziębła i nie lubiła się kochać. Przynajmniej tak mu się wydawało i to też sobie powtarzał jak bzykał chętne nieznajome na delegacjach. Wszystko się wydało przez zupełny przypadek. Nie chciało jej się odpalać swojego laptopa, więc chwyciła jego ipada by sprawdzić dobrze ten przepis. Sprawdzała po kolei składniki i proces, kiedy na górze pojawiło się jakieś powiadomienie a ona niechcąco je otwarła kiedy próbowała je zlikwidować. Zdradzał ją z jakąś młodą cizią, a jej pierwszą reakcją było szukanie winy w sobie. Za gruba, za brzydka, kiepska w łóżku, za głupia by z nią oczymkolmiek porozmawiać. 


Próbowała nic nie mówić. Pewnej niedzieli jednak pękła. Zarządał rozwodu. Jak już wie, to nie musi nic więcej ukrywać. Chciała, by córki ostały przy niej. Ale nie miała z czego utrzymać domu. Nie pracowała, alimenty były niskie a na siebie nie dostała, bo nie wnosiła o orzekanie o winie.


Kiedy wprowadzała się z powrotem do matki, miała łzy w oczach. Czuła, że przegrała. Była do niczego. Nic jej się w życiu nie udało. 


Matka dyktowała teraz warunki, głośno i wyraźnie, bo mogła. Była na jej terenie. Sama musiała wrócić do pracy, zacząć zarabiać. Długo szukała, ale kiedy wreszcie znalazła, nie czuła się szczęśliwa. To nie była praca w biurze czy sklepie. Praca na produkcji, i było cieżko. Wracała zmęczona. Bardzo zmęczona, a rano pierwsza wstawała. Czasami sen wydawał jej się dobrym pomysłem, a czasem nie. Noc trwała tak krótko a rano koszmar ciągnął się godzinami. Nie wiedziała po co właściwie ma dalej toczyć tę nierówną walkę. Dla nikogo nie była ważna. Zwłaszcza dla siebie. Jej życie to był jedno wielkie nieporozumienie. Nie czuła chęci do dalszego życia.


To było dzień przed jej trzydziestymi szóstymi urodzinami. Wracała przez śródmieście z pracy, zmęczona jak nigdy. Był koniec kwietnia. Robiło się zielono, kolorowo ale tego dnia złote promienie słońca nie głaskały nikogo po twarzy. Wiatr strącał jeszcze zimowe czapki z głów a termometr wskazywał raptem 10 stopni. Na starówce stała młoda dziewczyna z długimi różami. Miała poranione ręce. Była chuda, bardzo blada i wyglądała na straszliwie smutną. Musiała być zdesperowana stojąc w taką pogodę. To nie czas dla zakochanych kupujących sobie kwiatki. 


Pod wpływem impulsu Daria kupiła obok w kafejce dwie kawy i jedną podała kwiaciarce. Kupiła też sobie róże. Długą i czerwoną. Dziewczyna nic nie powiedziała, tylko patrzyła z wdzięcznością na Darię i uśmiechała się. Jednym małym gestem odmieniła czyiś los tego dnia.


Całą drogę uśmiechała się patrząc na tę długą różę. Była szczęśliwa. Wiedziała , że jaki wróci do domu będzie dochodzenie. Skąd? Dlaczego? Kiedy? Kto? Więc postanowiła dać ją mamie.


-Zobaczyłam ją i pomyślałam o tobie - skłamała - dziękuje, że się nami opiekujesz.


Początkowe kłamstwo zamieniło się w szczere wyznanie. Bo przecież nie musiała ich przyjmować pod swój dach. Poczuła wdzięczność w sercu i wstyd, że od tak dawna krytykowała ją w myślach. Matka przyjęła róże zadziwiona i słów jej brakowało. Pierwszy raz od bardzo dawna nie usłyszała jakiejś kąśliwej uwagi.


Róża stała na środku stołu w gościnnym przez parę dni, piękna i dumna. Kiedy uschła, zaczęło jej brakować. Każdego dnia przywracała uśmiech na ustach tylko będąc. Samą swoją obecnością. Darii wymarzyła się róża, która nie uschnie. Nie miała kasy kupować ciągle świeżej. 


Jej córki uwielbiały prace plastyczne i pewnego dnia poprosiły ją o pomoc w zrobieniu floty samolotów. Kochały je. Chciały by pilotkami. Daria nie wiedziała skąd ta pasja, ale cudnie było o niej słuchać i patrzeć jak je pochłania. 


Pomogła im i okazało się, że ma do tego talent. Może nie talent ale zwinne ręce i cierpliwość. Korzystała z tutoriali na You Tubie i tworzyła cuda. Tego samego dnia, do późna w nocy siedziała nad kartką papieru. Była czerwona. I to dało jej do myślenia. Następnego wieczora zrobiła cudny papierowy bukiet i wsadziła go do wazonu. Była z siebie dumna i pierwszy raz od bardzo dawna coś jej się chciało. 


Nie wiedziała kiedy ani jak się to stało, ale wszystko się nagle zmieniło. Ona zmieniła się pierwsza. Przestała myślec o sobie jak o nieudaczniku, przestała narzekać i krytykować. Przestała obwiniać wszystkich i wszystko. A z nią, zmieniło się jej otoczenie. Mama. Córki. Ich relacje, teraz tak pielęgnowane, zaczęły się poprawiać.


Wieczorami robiła róże, tulipany i stokrotki. A po paru tygodnia wraz z córkami poszła na starówkę z pięknym koszykiem wiklinowym, który dostała od mamy. Sprzedały wszystko. Czy to była zasługa pięknego dnia czy pięknych kwiatów, tego nie wiedziała. 


Krok po kroku, zaczęła się uczuć. Nie miała wiele czasu, by to robić. Praca i obowiązki w domu pochłaniały większość jej czasu. Ale ucinając parę minut snu każdego dnia, po sześciu miesiącach wiedziała wszystko co chciała. Odkryła jak wiele daje wiedza i jak cudowne sekrety można odkryć w książkach. 


Złożyła wypowiedzenie w firmie i wzięła zaległy urlop. Otwarła swoją działalność i obeszła wszystkie kwiaciarnie w mieście pokazując swoje cuda. Już nie tylko kwiaty z papieru, ale i z masy solnej i drewna. Podpisała umowę współpracy z paroma i pracowała jak szalona.


Nie była pewna tego co będzie dalej, ale wierzyła, że da sobie radę. Przeżyła rozwód. Depresję. Niechęć do życia. Ale postawiła na siebie. Wygrała. Bo choć czeka ją jeszcze w życiu cierpienie i przydarzy jej się niejedna porażka, to ona nie podda się. Będzie dalej wstawać każdego dnia i walczyć o swoje marzenia, których już nie bała się nazywać. 


Komentarze