106 Dotyk


Nowy York to była magia. Magia miejsca i ludzi, którzy ze mną tam byli. Miałam ogromne szczęście, że ten tydzień się wydarzył. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co stało się po moim powrocie. Ale nie teraz jest czas by o tym mówić.

Kamila wcześniej spotkałam tylko raz, ale dziesiątki godzin spędzonych na rozmowach przez telefon sprawiły, że wydawał mi się jedną z najbliższych mi w życiu osób.

Wyglądał zupełnie inaczej niż Damian. Właściwie nic nie wskazywało, że to bracia. Kamil był wysoki, miał króciutkie włosy i bardzo ciemne, prawie czarne oczy. Jego twarz była delikatna,,lekko pokryta zmarszczkami ale wyglądał świeżo pomimo tego, że pół wieku życia miał już dawno za sobą.

Jego żona, Sara, była afro-amerykanką o delikatnej twarzy i bardzo spokojnym usposobieniu. Z uśmiechem na twarzy przyjęła mnie w swoim domu. Malutkie mieszkanie w jednym z apartamentowców na Manhattanie, nie było tym czego się spodziewałam. Nie pasowało też do kogoś o nazwisku Czajkowski. Ale Kamil chyba nigdy nie był prawdziwym Czajkowskim.

Na ścianach pokoju gościnnego był żywy ogród. Skąpane w słońcu rośliny dekorowały pomieszczenie soczystością kolorów. W skrzętnie zaprojektowanej instalacji wisiały na ścianie bambusowe donice z różnymi roślinami, każda o innej barwie tworząc prawdziwą tęczę. Nie było tu telewizora, za to świetny sprzęt muzyczny. Stół z sześcioma krzesłami i wielka biblioteczka to były jedyne meble. W mieszkaniu była oprócz tego mała sypialnia, łazienka z prysznicem i kuchnia z poprzedniej epoki. Emaliowane sprzęty w pastelowych kolorach, białe meble kuchenne vintage i zieleń przypraw rosnących przy oknie nadawała temu miejscu prawdziwy urok.

Pierwszą noc spędziliśmy na grzecznościowych rozmowach, jedzeniu amerykańskich brownie i piciu piwa, co pozwoliło mi się totalnie wyluzować. Po 12 godzinach snu poczułam się trochę bardziej sobą niż zwykle.

- Sara jest w pracy, więc biorę cię na amerykańskie śniadanie - powiedział Kamil budząc mnie z kubkiem kawy w ręku.
- Dzięki, bardzo chętnie. Naprawdę jestem wam wdzięczna za zaproszenie - mówię jeszcze zaspana, głęboko wdychając zapach świeżo mielonej kawy.
- Cała przyjemność po naszej stronie - uśmiecha się szczerze.

Idąc ulicami Manhattanu czułam się jak bohaterka filmu. Wszystko wydawało się takie nierealne i cudowne. Nie pamiętam kiedy ostatnio czułam się tak lekko i beztrosko. Mój wyłączony telefon leżał schowany głęboko w torbie i nic nie mogło mnie z tego stanu wyprowadzić. Tu nie byłam matką, przedsiębiorcą czy mentorką. Tu byłam po prostu człowiekiem, jednym z wielu milionów a mimo to, czułam się wyjątkowa.

Po porządnej porcji amerykańskich pancakes z syropem klonowym i ulubioną kawą ze Starbucks'a, poszliśmy na spacer do Central Parku rozkoszując się jesienią i ostatnimi promieniami ciepłego słońca w tym roku.

- Cudowne miasto - powiedziałam zachwycona kiedy po wielu godzinach chodzenia usiedliśmy na ławce by chwilę odpocząć.
- Tak, to prawda. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzieś indziej. To moje miejsce na ziemi. Kiedy wyjeżdżam - tęsknie, tak samo za Sarą jak za tym miastem.
- Ja chyba nie znalazłam jeszcze swojego miejsca. Mieszkałam już w wielu ale do żadnego nie czułam tego co ty.
- Gosia, może szukasz nie tam gdzie trzeba?
- Co masz na myśli?
- Wydaje mi się, że szukać trzeba w sobie. Kiedy znajdziesz siebie i swoją równowagę, twoje miejsce samo się odnajdzie. Kiedy ty przyjechałam, prawie czterdzieści lat temu, nie lubiłem tego miasta. Czułem się jak wyrzutek, niewart łaskawości losu.
- Damian opowiadał mi kiedyś jak dużo wycierpiałeś.
- Nie miałem wyjścia. Byłem najstarszy, czułem się odpowiedzialny za resztę. Biorąc ciosy ojca na siebie, mogłem ich uratować i poczuć że moje życie i moje cierpienie mają jednak jakiś sens.
- Musiałeś się bardzo bać.
- Tak. Strach i ja byliśmy nierozłączni.
- Ale byłeś też bardzo odważny.
- I głupi. Parę razy ledwo uszedłem z życiem. Ojciec był okrutny, nie wiedział kiedy przestać.
- Nie słychać gniewu w twoim głosie. Damian nie mówi o nim, nie poszedł też na jego pogrzeb. Wydaje mi się, że szczerze go nienawidzi.
- Ja mu wybaczyłem. Pomimo tego co mi zrobił. Dzięki niemu nie mogę mieć dzieci. Do dzisiaj pamiętam ból i dźwięk łamanych kości. Ale jeśli bym każdego dnia go obwiniał i chował urazę, tylko sobie zrobiłbym krzywdę. Jego już nie ma. A wszystko to co mi zrobił uczyniło mnie tym kim jestem dzisiaj. A ja lubię się takiego jakim jestem. Nie mam zamiaru tracić energii na nienawiść.
- Kamil, jesteś niesamowitym człowiekiem. Jakbym znała waszego ojca, chyba bym mu podziękowała za stworzenie chodzącej inspiracji.
- Jestem tylko człowiekiem. Jak ty, Damian czy ktokolwiek inny.
- Ale macie coś w sobie. Damian też był dla mnie inspiracją. Sprawił, że zaczęłam patrzeć na życie inaczej.
- Nie zgodziłbym się z tym. Jesteś świetnym obserwatorem. Trafiłaś na niego i zobaczyłaś, że można inaczej. On ma świetną głowę do interesów i robi to z pasją. Widząc to, zrozumiałaś, że twój punkt widzenia jest tylko twój i ogranicza się do twojej pozycji. A jeśli ktoś wspiął się wyżej, albo spadł niżej, jego punkt widzenia może być inny. Dlatego ludzie generalnie są taką inspiracją. Pytaniem zawsze pozostaje, czy widząc inny punkt widzenia, który daje lepsze efekty niż twoje własne, będziesz zazdrościć, porównywać, szukać wymówek dlaczego tobie się nie udało, czy może spróbujesz sama stosując inne metody, i korzystając z czyjejś wiedzy i innego punktu widzenia, osiągnąć to o czym pragniesz.
- Czyli przysłowie z kim przystajesz takim się stajesz jest według ciebie bardzo trafne?
- I tak, i nie. Zależy. Przede wszystkim od naszego scenariusza. I nie koniecznie musimy kogoś spotykać i być w jego towarzystwie. Mogą to też być postacie z książek, filmów, świata polityki, sportu czy ludzie z sąsiedztwa albo z kanałów społecznościowych. Najważniejsze to słuchać, oglądać, mieć świadomość i zastanawiać się. Jednym słowem uczyć się.
- Co masz na myśli przez nasz scenariusz? - pytam nie do końca rozumiejąc ten kontekst.
- Nasz scenariusz to zachowania i myśli, które przychodzą do nas automatycznie, nawykowo. Wyuczone przez lata, zasłyszane od wielu ludzi słowa, które mają wpływ na nasz proces podejmowania decyzji. Widzisz świetną ofertę pracy, którą bardzo byś chciała ale myślisz nie dostanę bo jestem za głupia, za brzydka i nie mam wystarczającego wykształcenia. Ale nie spróbujesz. I tak w każdej sytuacji. Nie umiem. Nie dam rady. Jestem nie dość coś tam. To nasz wbudowany scenariusz. I ciężko go obejść. Najłatwiej jednak to zrobić obserwując innych i ucząc się od nich, od tych którzy są tam gdzie ty chcesz dojść.

Siedzimy dłuższą chwilę w milczeniu. Nie jest ona dziwna czy niekomfortowa, po prostu jest. Patrząc przed siebie na bawiące się dzieci, próbuje zrozumieć to co właśnie usłyszałam. Muszę to przetworzyć, bo jest to dla mnie ważne. Spoglądam na Kamila i widzę go pogrążonego we własnych myślach. Siedzi rozluźniony, wpatrzony w jakiś punkt przed sobą i głęboko oddycha.
Jego dłonie obejmują od spodu siedzisko ławki, a palce delikatnie gładzą fakturę deski.
- Co ty robisz? - mówię patrząc na jego dłonie, którymi delikatnie obrysowuje ślady ławki.
- Dotykam - tłumaczy, aczkolwiek widząc moją minę wyjaśnia dalej -Wiesz, przez ostatnie lata słuchając ludzi, którzy się przede mną otworzyli i dzielili historiami ich życia, doszedłem do wniosku, że życie nas odczłowiecza. Nie korzystamy ze swoich zmysłów. Idziemy przez życie łapiąc po drodze szybkie przyjemności. Taki emocjonalny fast food. Wiesz, szybki sex, przyjaźń online, ostre smaki, które się nawzajem zlewają w mieszankę soli i cukru. Nie słuchamy, nie czujemy, nie dotykamy. Nie tak na prawdę.
Patrzę dalej na niego, jego dłoń, jego wyraz twarzy. Nie wiem co mam mu odpowiedzieć. Chwilami nawet mnie wydaje się dziwny, inny, taki nie polski.

- Daj mi swoją dłoń, pokażę ci - kiedy nie reaguje dodaje - bez żadnego podtekst, nie podrywam cię, don't worry. Uwierz mi.

Podaje mu swoją dłoń. On delikatnie kładzie ją na swojej, zaciska a palec drugiej kładzie mi na wewnętrznej części dłoni. Delikatnym ruchem, prowadzi palec od jednego krańca po drugi, a potem w kierunku nadgarstka. Czuje każdy nerw skóry w miejscu gdzie czuje jego dotyk. Na tym nie przestaje. Bierze mój palce i kładzie na swojej dłoni. Potem sama przeciągam opuszkami palców po jego dłoniach, po krawędzi ławki, po swoim ubraniu. Czuje wypustki, miejsca po farbie która odpadła. Czuje szpary, zmarszczki i faktury. Szorstkie, delikatne, gładkie, chropowate.
- Czujesz? Świat jest piękny ale my tego nie widzimy bo jesteśmy zbyt zajęci krzywdzeniem go i siebie nawzajem. Zbyt mało w nas uwagi na to co nas otacza i świadomości we wszystkim co robimy.
- Emocjonalny fast food?
- Dokładnie. Sex na przykład to nie chwila zaspokojenia żądzy a chwila okazania ciału uwielbienia ze wszystkimi jego defektami. Potrafimy z Sara leżeć w łóżku i dotykać się godzinami. Znam jej ciało na pamięć. Znam wszystkie rozstępy, bliny, każde zgięcie, wgłębienie. Nie jest idealna. Nikt z nas nie jest. Ale kocham ją a ona kocha siebie. Taka jaka jest. Bo jaki sens jest nie lubić siebie. Jesteś przecież najważniejsza osobą w swoim życiu, i co by się nie działo, to zawsze będziesz sobie towarzyszyć.
-Ja jestem najważniejsza osobą w moim życiu? Tak, chyba masz rację. Ze sobą spędzam cały dzień. Całe życie.
-Tak. Wiesz jak Sara zaczyna swój dzień?
-Nie. Opowiedz mi.
-W dzieciństwie nie była najpopularniejsza dziewczynką w  swoim otoczeniu. Murzynka w białej społeczności, z nadwagą, krzywymi zębami nieustającym smutkiem na ustach i w oczach. Sporo w życiu doświadczyła. Wycierpiała. Ale w pewnym momencie swojego życia powiedziała dość. I wybrała siebie. Dziś dzień zaczyna patrząc w lustro, patrząc w swoje własne oczy,mówiąc I love you. I kocham ją za to.  Potrafi sobie wybaczać i wybaczać innym, potrafi się kochać i kochać innych, tacy jacy są. Nauczyła mnie tego. Znaleźliśmy siebie, bo się nawzajem potrzebowaliśmy.
-Brak w tobie wątpliwości. Ja całe życie mam ich całe mnóstwo. Odkąd rozstaliśmy się z Damianem, cały czas się zastanawiam, jak wyglądało by moje życie z nim. Czy my jesteśmy na pewno dla siebie. Ale jeśli mam wątpliwości, to chyba jest moja odpowiedź.
-Gosia jesteś cudowną osobą. W tym co robisz i mówisz widać, że jesteś zwykłą dziewczyną, która zdecydowała się być niezwykła. Ale cały czas drzemie w tobie przekonanie, że jednak nie zasługujesz na dobro w swoim życiu. Życie jest dobre, ale ludzie często czynią je złym. Wiem, że wielu było takich, którzy przekonali cię, że jesteś niewarta. Ale wiesz, że to nie prawda. Musisz to wreszcie zaakceptować, i przestać się wstydzić. To, że się kochasz, akceptujesz i wierzysz, że zasługujesz na to co w życiu najlepsze, nie znaczy że jesteś chciwa, że jesteś zapatrzona w siebie czy zła. Dobro nie jest złe, ty nie jesteś zła. Cokolwiek nie zrobiłaś, nie doświadczyłaś, nie jesteś zła. Nie ma ludzi idealnych. Ale jesteś cudowną osobą i musisz sobie wybaczyć wszystko to co każdego dnia sobie wypominasz. Świadomie i nieświadomie. 

Wziął mnie za rękę i poprowadził do wielkiej, okrągłej fontanny. Było gwarno, dzieci się bawiły, krzyczały, matki za nimi ganiały. Ludzie rozmawiali, nawoływali się. Ktoś gdzieś płakał, ktoś się śmiał. Toczyło się życie. Trzymając mnie za rękę Kamil skinął na taflę wody w której odbijały się nasze ciała. Zobaczyłam siebie, zamyśloną, wysoką, wyraźną choć rozmytą przez delikatne fale wody. Moje piwne oczy świeciły odbijającymi się od wody promieniami słońca.
-Twoja kolej Gosia - powiedział spoglądając na mnie.

Patrząc w swoje oczy powiedziałam to. Powiedziałam o wiele, wiele lat za późno. Ale przecież nigdy nie jest za późno. Nigdy nie ma złego momentu, by zacząć kochać samą siebie. By wybaczyć i pozwolić światu dobrze się traktować, wierząc że na to zasługujesz.
-Kocham cię - powiedziałam głośno i wyraźnie. 

Rozmawialiśmy całe popołudnie o tym co było i co jest, o tym co będzie, a kiedy zbliżała się 6, wróciliśmy do domu na kolacje. Sara zaserwowałam nam kurczaka w ziołach na parze i małe, gotowane marchewki. Wieczorem piliśmy wino i rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. Kiedy byliśmy już prawie pijani, śmialiśmy się z siebie i z życia. Byliśmy szczęśliwi. A ja czułam się lekka, lekka jak nigdy.

Mistrzyni. Każdego dnia idziemy z ciężarem, który nas przyciska do ziemi. Obciążone poczuciem winy, za nasze porażki, za to co zrobiłyśmy lub czego nie zrobiłyśmy. Obciążone zmartwieniem, strachem, troską. Martwimy się wszystkim, często na zapas. Zazdrościmy, patrzymy na innych i widzimy rzeczy, których nie czujemy się warte. Złość, którą czujemy, poczucie niesprawiedliwości, wściekłość na siebie i życie, to nas jeszcze bardziej dociska  do ziemi. I zamiast iść, stoimy w miejscu bo nie mamy siły, nie mamy odwagi zrzucić to wszystko z siebie i ruszyć na przód. 

Dlaczego tak jest?

Jesteś w stanie podejść do lustra, spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć - kocham cię, naprawdę cię kocham?
Kochamy różne osoby w naszym życiu, często te, które nie kochają nas z wzajemnością, ale nie kochamy siebie. 

Więc wyzywam cię. To jest twoje wyzwanie. Zrób to, po prostu just do it! 
Podejdź do lustra i powiedz te dwa magiczne słowa i uwierz w ich moc. 

A zobaczysz jak odmieni się twoje życie. 

I kochając siebie, kochaj życie i to co w nim najlepsze. Bądź świadoma. Korzystaj ze zmysłów. Patrz. Słuchaj. Czuj. Smakuj. DOTYKAJ. 

Kiedy dotykasz bliskich w swoim życiu, poczuj ich rysy twarzy, kształt ich dłoni, ich ust.
Poczuj jak delikatna jest twoja skóra a jak wytrzymała jednocześnie. Dotknij świata. Bo jest na wyciągnięcie twojej dłoni.

Poprzednie odcinki znajdziesz tu!



Komentarze