104 Kiedy powiemy sobie dość...?

Zanim przeczytasz!
To dotyczy ciebie jak i kobiet w twoim otoczeniu. Przeczytaj te krótkie historie, wzięte prosto z życia, i wyciągnij wnioski.
Podaj dalej. Udostępnij, przekaż, podziel się swoimi myślami. Wszystkie jesteśmy kobietami z krwi i kości. Wszystkie jesteśmy ludźmi.
Czas powiedzieć STOP. 
Czas na zmiany. Ale nie świat będziemy zmieniać. Nie rząd czy mężczyzn. Będziemy zmieniać siebie. A świat zmieni się wtedy przy okazji. 


- No chodź tu...- mówi uwodzicielsko Krystian tym swoim głębokim tonem głosu. Leżą już w łóżku. To był długi dzień. Malwina bardzo chciała wrócić do pracy, ale pogodzenie tego z resztą obowiązków, nie należało do najłatwiejszych zadań. Anielka miała dopiero dwa lata i energii za dziesięcioro dzieci, więc Malwina była wykończona. Wykończona i dumna z siebie. Dumna z tego, że dawała sobie radę. Na sex jednak nie maiła wcale chęci.
- Nie dziś ok, jestem wykończona - odpowiada spokojnie, delikatnie się uśmiechając do swojego męża. Czyta ostatni numer business man'a, żeby być na bieżąco. W pracy wszyscy to czytają, a ona czuje się jak idiotka, kiedy po raz kolejny okazuje się, że niczego nie wie.
- No nie bądź taka. Tak rzadko się kochamy a Anielka smacznie śpi - mówi przysuwając się bliżej, całując jej ramiona.
- Krystian, ja naprawdę nie mam ochoty -mówi lekko poirytowana nie patrząc na niego, próbując skupić się na swojej lekturze - daj spokój, to dla mnie ważne, a już ledwo widzę na oczy.
- Malwina - nie odpuszcza - moja Malwina.

Krystian powtarza i powtarza w kółko te same słowa. Między to wszystko wplata zapewnienie o miłości. Malwina nawet nie wie, kiedy swoim ciałem, kiedyś tak przez nią ubóstwianym, przykuwa ją do ich małżeńskiego łóżka. Tego samego w którym poczęli swoją córkę. Wdziera się w nią, rozsuwając jej nogi swoimi silnymi ramionami. Jest bardzo silny. Tak często jej to imponowało, ale nie dziś. Poczuła go w sobie, całkowicie na niego nie przygotowana i ból który poczuła rozszedł się po całym ciele. Jęknęła, bynajmniej nie z rozkoszy. Ale on tego nie zrozumiał. Mówił jak ją kocha, jak jej potrzebuje i brał. Brał ją dla siebie, tak jak lubił. A jej łzy płynęły po policzku.

Kiedy skończył, spełniony i szczęśliwy pocałował ją w policzek, odwrócił się na drugi bok i usnął. Sypialnię wypełniała cisza. Pozorna. Tykał ten głupi zegar, który dostali od jej teściowej w dniu ślubu. Ale jakby usiąść i się nie ruszać, to można by usłyszeć jeszcze jeden dźwięk. Jakby pękanie szyby. Małe, wąziutkie kreseczki niczym pajęczyna tworzyły się jednak nie na szybie, ale w sercu Malwiny.

Rankiem, kiedy wszystko było "po staremu", Malwina patrzyła na swojego męża jak je śniadanie, bawi się z córką i uśmiecha się do niej. Nie miała wyjścia. Są rodziną. Mają dziecko. Wspólny kredyt. Więc kiedy została sama w domu wzięła szeroką taśmę, zebrała kawałki swojego serca i skleiła je jakoś do kupy. Może będą się trzymać. Dziś. Jutro. Za rok. Następnym razem kiedy znów to zrobi. Bo przecież ona mu się oddała w dniu ślubu i nie może mieć pretensji, że korzysta
kiedy chce z posiadanej własności. Czyż nie?

XxX

Kuba uwielbiał Karolinę. Była nieprzeciętna. I taka ponętna. Jeszcze zanim się pobrali, mogli się kochać całymi dniami. To była kobieta jego życia. Piękna. Mądra. I zawsze wyglądała jak tysiąc dolarów. Ustalili, że ona zostanie w domu. Zajmie się dziećmi. On będzie robił karierę.

Karolina chciała mieć trójkę dzieci i być najlepszą mamą jaką potrafi. Ich marzenia się spełniły. Mieli trzy maleństwa, piękny dom i świetnie sobie radzili.

Wszystko się zmieniło kiedy Kuba dostał awans. A może to trwało już jakiś czas? Spędzał w pracy coraz więcej czasu. Był bardziej nerwowy. Zamyślony. Zaczęli się kłócić. O straszne głupoty. O to, że dom nie wyglądał jak z pierwszej strony magazynu o domach wielkich i bogatych. Że dzieci były za głośne, że brudne miały ubrania. Dom nie czysty. Obiad nie gotowy. Karolina też już tak nie wyglądała jak kiedyś. Długie, pomalowane paznokcie zamieniła na krótkie,
przemalowane tylko odżywką. Delikatny makijaż delikatnie podkreślał jej dziewczęca buzię . Inaczej się nie dało. Bo i tak podkład wycierał się to w body ich najmniejszego potomka, albo w pieluchę czy tysiąc innych rzeczy po drodze. Dbała o siebie, ale jej ciało już nie przypominało tego z przed ich ślubu. Szpilki i sukienki też odwiesiła do szafy, niewygodnie się w nich biegało za trzema brzdącami na raz.

- Jak ty wyglądasz?! Spasłaś się jak prosiak. Zrób coś ze sobą- powiedział kiedyś gdy mijali się w garderobie.

- O niczym nie można z tobą porozmawiać. Jesteś tępa. Do niczego się nie nadajesz - usłyszała kiedyś, gdy zaczął opowiadać o swojej pracy. Nie była głupia. Książki czytała chwilowo tylko te dla dzieci, a na giełdzie się nie znała. Nie była idealna, ale nie zasługiwała na jego słowa.

Każdego dnia słyszała coraz więcej słów, które bolały. Gdzieś głęboko w środku niej. Słuchając tak długo o tym, że jest brzydka, głupia, kiepska w łóżku, niekompetentna, nieudolna, niezdarna i powolna pewnego dnia uwierzyła. Uwierzyła w jego słowa. I poczuła się jak zero. Jak zero, za które ją miał. Ale została. została dla dzieci. Ze strachu. Ze wstydu. Przecież i tak nikt inny by jej nie pokochał. 

XxX

Magdalena całe swoje krótkie życie była przekonana, że dopiero chłopak, który będzie ją chciał potwierdzi, że jest czegoś warta. Bo całe życie nikt jej nie chciał. Nawet ojciec. A ona tak bardzo potrzebowała miłości i bliskości. Wmówiła sobie, że nie jest dość dobra by ktoś ją kochał.

I wtedy poznała Szymona. Zupełnym przypadkiem. I jej świat rozbłysł tysiącem gwiazd. A każda miała na imię nadzieja. Myślała, że teraz jej życie się zmieni. Teraz będzie wreszcie szczęśliwa, bo ktoś będzie ją kochał.
Kiedy pierwszy raz odprowadził ją do domu, całowali się w blasku księżyca w pełni. Widywali się  już parę dni i wszystko działo się tak szybko. Jego dłonie posuwały się coraz dalej, jego usta całowały coraz mocniej. Nie była gotowa. Ale ona nie miała odwagi powiedzieć nie. Zbyt bała się, że odejdzie, że ją zostawi.

Po tygodniu powiedział jej, że to nie ma sensu. On nie ma zwyczaju "chodzić z dziewczynami".

Co? Magadalena nie mogła uwierzyć. Nie słyszała jego kolejnych słów . W głowie powtarzała sobie "nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj mnie" i płakała, głośno i wyraźnie, ale tylko w środku. Nie mogła się rozkleić. Nie mogła zostać sama. Nie mogła na to pozwolić. Więc dała mu wszystko to, czego chciał.

Marzyła o tym, że jeśli będzie dokładnie taka, jaką on potrzebuje, to kiedyś ją pokocha. I starała się. Bardzo. Była na każde jego zawołanie. Nie ważne czy to był środek nocy czy środek dnia, nie ważne czy była akurat w kolejce do dentysty czy robiła zakupy. Kiedy dostawała smsa, leciała do niego jak na skrzydłach oddając mu siebie, kochając go i dopieszczając tak jak potrafiła.
Pierwszy raz przejrzała na oczy, kiedy próbował uwieźć jej przyjaciółkę. Ale błagał, na kolanach, by została. Powiedział, że jej potrzebuje. Że uwielbia z nią być. A ona uległa. Tym razem. I wiele, wiele razy po tym. Oddając mu swoją kobiecość, godność, resztki swojego jestestwa by w zamian poczuć jego ciepło choć przez parę chwil. Tak bardzo go potrzebowała. Łudziła się, że kiedyś ją pokocha. Że kiedyś zobaczy w niej cudowną kobietę, bez której nie może żyć.

XxX

- Jak mogłaś mi zrobić taki wstyd! - Artur krzyczy na całe gardło kiedy wsiadają do samochodu - jak mogłaś publicznie mi się sprzeciwić!
- Ale ja nic takiego nie powiedziałam. Wyolbrzymiasz to. Nic się takiego przecież nie stało...- Sandra próbuje zrozumieć czemu się tak wściekł. Ale nie potrafi.
- Ty głupia zdziro. Nie masz prawa się tak do mnie odzywać. Ośmieszasz mnie. Do niczego więcej się nie nadajesz.

Takich rozmów mieli wiele. Ale nie zawsze tak było. Generalnie Artur był bardzo rodzinnym mężczyzną. Dbał o ich dzieci, troszczył się o nią. Ale tak łatwo się denerwował.

Dwa miesiące przed ślubem zamieszkali ze sobą. Pewnego popołudni, pomyślała, że zrobi mu niespodziankę. Kupiła seksowną bieliznę, ugotowała pyszną kolację. Czekała na niego, aż wróci z pracy. Kiedy na zegarze wybiła północ, on dalej nie wracał. Nie odbierał telefonu. Kiedy wrócił, był trzeźwy ale za to bardzo zły.
- Musisz tak do mnie wydzwaniać. Wiesz przecież gdzie jestem. Po co te telefony? Pieniądze same się nie zarobią a ty mi dupę zawracasz.
- Artur jest środek nocy. Mogłeś chociaż zadzwonić, napisać, że wrócisz później.
- Nie jesteś moją matką - krzykną i uderzył ja mocno w twarz.

Nie wiedziała co ma powiedzieć. Jak zareagować. Nie rozumiała co się stało. Przecież ją kochał!? Prawda? Co zrobiła nie tak? Czym sobie na to zasłużyła?

Następnego dnia wrócił do domu wcześniej z bukietem czerwonych róż. I było po temacie. Kiedy pojawiły się dzieci, zrobił się łagodniejszy. Ale dzieci dorastały, i życie stawało się coraz bardziej skomplikowane. Za wszystkie problemy jakie mieli obwiniał ją. I bił, najczęściej wieczorami, kiedy dzieci już spały. Tak żeby nie jutro widać następnego dnia, w świetle porannego słońca.
Sandra nie wiedziała jak może uciec od życia, którego nienawidziła i człowieka, którego kiedyś tak  kochała. Artur kochał swoje dzieci. Świetnie się razem bawili, żartowali, śmiali. Sandra nie mogła im tego odebrać. Nie mogła zafundować im rozbitego domu. Zostanie. Wytrzyma. Da radę. Dla nich. Bo bardzo je kochała i chciała zrobić wszystko co w jej mocy, by choć one były w życiu szczęśliwe.

XxX

Zuzka pochodziła z przeciętnej rodziny. Wyszła za mąż za przeciętnego faceta i wiodła przeciętne życie. Za to dużo czytała. O kobietach i ich przygodach, o ich ekscytującym życiu. Uciekała myślami w życie tak inne od jej własnego.

Ona przecież takiego mieć nie mogła. To tylko w bajkach, ... i w filmach takie historie.

Generalnie życie jest dość zwykłe- myślała. Przynajmniej jej było. Miała parę pasji w życiu, ale jakoś tak wszystko jej brzydło. Kiedyś lubiła majsterkować.

- Oj kochanie, zostaw te narzędzia. Zrobisz sobie tylko krzywdę - mówił jej tato.

Kiedy chciała iść na studia inżynierskie, to ojciec ją wyśmiał.

- Daj spokój Zuzka. Będziesz jedyną babą. Tylko sobie zrobią z ciebie pośmiewisko.
- Tato, ale ja chcę się uczyć. Chce budować mosty.
- Jakie mosty? Córcia. Zejdź na ziemię. To nie zajęcie dla kobiet.

Ojciec ją bardzo kochał i zawsze był dla niej dobry. Ale jego poglądy na temat roli kobiety w społeczeństwie, w życiu, były bardzo staroświeckie. A Zuzka tak często słyszała, że coś nie jest dla niej, że to męskie zajęcie, że uwierzyła tacie na słowo.

Skończyła pedagogikę, bo bardzo chciała się uczyć a to był chociaż babski wydział. Jednak nawet te studia ojciec uważał  za zmarnowane lata.
- Kobiety prochu nie wymyślą - mawiał. I żył zgodnie z tą zasadą. Nigdy nie rozmawiał z mamą, o niczym ważnym przynajmniej. 

Kiedy Zuska wyszła za mąż, był przeszczęśliwy. Ale ilekroć bywali gdzieś razem, wyśmiewał ich rozmowy, krytykował jej zbytnie angażowanie się w sprawy finansowe, o których przecież nie miała pojęcia. Powinna zostawić wszystko mężowi. On najlepiej zdecyduje we wszystkich sprawach. A ona tylko robi z niego ciotę.

Kilka lat po ślubie, jej mąż Dominik, wdał się w romans z koleżanką z pracy. Zuzka sama to odkryła, przypadkiem, kiedy znalazła rachunek z hotelu i perfumy, których ona nigdy nie dostała.
Przyznał się, przeprosił, obiecał, że to pierwszy i ostatni raz. Tak wyszło. To nic nie znaczyło. Została.

Oczywiście.
Zrobił to jeszcze parę razy, a ona już nie mogła. Czuła się jak ptak z podciętym skrzydłem. Unieruchomiona. 
Postanowiła wyżalić się matce, poprosić o radę.
- Nie bije cię, dobrze cię traktuje i przynosi ładną wypłatę do domu. To dobry człowiek. A że mu się czasem na bok odskoczy, to normalne. Mężczyźni mają większe potrzeby niż my, i co byś córcia nie zrobiła, zawsze znajdą jakąś co im bardziej przypadnie do gustu. Na chwilę oczywiście. Bo ciebie kocha najbardziej i tylko ty się dla niego liczysz. Udawaj, że tego nie zauważasz, tak będzie lepiej. Kiedyś mu przejdzie.

Kiedyś mu przejdzie? A gdzie ona w tym wszystkim jest? Gdzie jej potrzeby i pragnienia?

XxX

Ania zawsze była pełna życia. Lubiła się śmiać i dobrze bawić. Jak coś robiła, to całą sobą. Na studiach poznała Antka. Zakochali w się w sobie od pierwszego wejrzenia. 

Pierwszy rok był cudowny. Nie mieli siebie dość. Zaczęli planować przyszłość. Wspólne mieszkanie. Dzieci. 

Po studiach nie mogli znaleźć pracy, nie było im lekko. Wyjechali do Amsterdamu. On, po socjologii,nie specjalnie miał na siebie pomysł. Pracował przy tulipanach, zbiórce warzyw i owoców. 
Ona była bystra. Uczyła się języka i ze sprzątaczki awansowała na sekretarkę w holenderskim wydawnictwie, potem asystentkę. Miała perspektywy. Uczyła się jak szalona. Swoje zamiłowanie do opowieści i literatury wykorzystywała w pracy. Ale nie była szczęśliwa.

Antek był zły. Bo ciągle jej nie było. Wiecznie przemęczona nie miała dla niego czasu. Przynajmniej on tak twierdził. Bo zawsze mu było mało. Coby nie zrobiła, było źle. Kłócili się. Zastanawiała się czy jej nie zdradza. Coraz częściej podszeptywał jej jaka jest nieudolna. 

- Nie wiem co oni tam w tobie widzą. Głupiutka jesteś.  W życiu nie dostaniesz awansu. Powinnaś znaleźć konkretną pracę. Zarabiasz mniej niż ja. A więcej pracujesz - kpił z niej.
-Opłacają mi studia. Nie możesz tak na to patrzeć. Ale przecież sobie radzimy - broniła się Anka.
-Ja sobie radze, jesteś na moim utrzymaniu. Nie zapominaj o tym.
-Jesteśmy razem, razem na wszystko pracujemy. Czemu musisz mi wszystko wypominać a każdy błąd wytykasz palcami.
-Ktoś musi, żebyś w piórka nie obrosła. 

Czas mijał i nic się nie zmieniało. Przybyło im lat. Antek chciał dzieci. Co to za rodzina bez dzieci?-pytał. Ona chciała najpierw skończyć studia. On ją ciągle wyśmiewał. Przypominał jej, że zegar biologiczny tyka. 
Pomyślała, że dziecko ich zbliży, że będzie jak kiedyś. Na macierzyńskim napisze pracę, obroni się. Będą wreszcie szczęśliwą rodzinką. 

Choć nie była przekonana, zgodziła się. Dwa miesiące później była w ciąży. 

Ale nic się nie zmieniło. Nie na lepsze. Bardzo przytyła, miała problemy z tarczycą, musiała dużo leżeć. Nie napisała pracy. Nie obroniła się. A dziecko wcale ich nie zbliżyło. 

Antek został supervisorem, dużo pracował i często nie było go w domu. Była przekonana, że częściej niż musiał zostawał poza domem.  Została sama. W pustym domu, z dzieckiem, które on tak chciał. Kochała je, ale zastanawiała się gdzie popełnia błąd. Czemu jej życie tak się ułożyło. Czemu Antek nie był wymarzonym ojcem, skoro tak nalegał na dziecko. Czemu się nie interesował, nie dbał ani o nią ani o ich córeczkę. Nie wiedziała jak ma się z tego wszystkiego wyplatać. Nie czuła się dość silna, dość odważna. Więc została i nie zrobiła nic. A życie uciekało jej przez palce. 





Znalazłaś siebie w którejś z tych historii? Może koleżankę, siostrę, matkę czy sąsiadkę? Może najbliższą przyjaciółkę? 

8 na 10 kobiet w Polsce doświadcza przemocy przemocy fizycznej czy psychicznej, jest wykorzystywana seksualnie, pozbawiana prawa do swojego zdania. Dajemy sobie robić pranie mózgu i tkwimy w naszych rolach, z naszymi maskami na twarzy i czekamy. 
Ale nie wiadomo na co.

Mistrzynie! Tak często mówimy w tych czasach o równouprawnieniu. O równości płci. Wychodzimy na ulice, protestujemy, afiszujemy się, stajemy się feministkami. 

Cokolwiek by to nie było, stajemy murem za tym w co wierzymy. Ale kiedy wracamy do domów, każda z nas do swojej rzeczywistości, naszą godność i równouprawnienie wieszamy na wieszaku i zapominamy o nim.

Dajemy sobą pomiatać, poniżać się, krzywdzić. Bardzo często ze strachu przed samotnością. Ale najczęściej dla dzieci. Nie zasługują na to, by przechodzić przez piekło rozwodu. Zgadzam się z tym. Nie zasługują. Ale jak nauczyć dziecko miłości i szacunku, kiedy na co dzień sama tego nie potrafisz, sama tego nie dostajesz? 

Nie szanujesz siebie ani nie kochasz, nie akceptujesz. Nie wierzysz w swoją wartość albo w nią wątpisz. A skoro ty nie potrafisz,  jak nauczysz swoje dziecko?

Bardzo często nie rozumiemy, że dzieci wiele zachowań kopiują po nas. Nie rozumiemy, że rozumieją dużo więcej niż nam się wydaje. Widzą dużo więcej niż byśmy chcieli. Ja miałam 10 lat kiedy to przeżyłam, więc wiem co mówię.

Chcemy zmieniać świat i wymagamy od innych by nas szanowali, by liczyli się z naszym zdaniem, by doceniali nas, to co robimy . By zauważali naszą urodę. Ale same tego nie robimy. Same siebie nie szanujemy a wymagamy tego od innych.

Obniżyłyśmy standardy tego jak należy nas traktować i same pokazujemy innym, ile jesteśmy warte. A bardzo często nie mamy o sobie dobrego zdania. O samoakceptacji zapomnij!

A jak chcemy nauczyć nasze dzieci tego, czego same nie umiemy, nie rozumiemy czy nie wiemy?!

Krowa nie nauczy kaczuszki latać, bo sama nie umie.

Obudźmy się. Powiedzmy dość. W domu, w szkole, w pracy, na ulicach.

Nie zmieniajmy świata. Zmieńmy siebie. Bo każdą zmianę zaczynasz i kończysz na sobie.

Pokaż sama jak należy cię traktować. Jak należy cię szanować. Pokaż całą sobą.

Przestań się poświęcać i robić wszystko dla innych. Zacznij robić dla siebie. Bo tak naprawdę jesteś najważniejszą osobą w swoim życiu.


ZAPRASZAM DO SKLEPIKU MISTRZYNI  PO MOJE KSIĄŻKI I WIĘCEJ INSPIRACJI!


Komentarze