101 UCZENNICA - Lekcja 9


Don't believe me just watch... don't believe me just watch... nadziera się mój budzik. 5,4,3,2,1 i wstaję. Szybciutko, nim zarejestruje, która jest godzina i to, że jest kompletnie ciemno. Nim się rozmyślę. Wkładam adidasy, spodenki i koszulkę i zapuszczam kolejny trening. Mogłabym to robić wieczorem i się wyspać. Ale w ciągu dnia znajduje tyle powodów by tego nie robić, a jeszcze więcej takich, przez które mi się nie chcę, że wolę po prostu wstać. Bieganie nie jest moim najulubieńszym zajęciem więc szukam innych. Lubie treningi z elementami kick boxingu. Mogę się dobrze wyżyć a nie są aż tak wymagające. Choć staram się robić i te niewygodne rzeczy. Te, dzięki którym mogę się rozwijać. Wieczorną telewizję zamieniłam na spacer i audiobooki. Abonament na Storytelu nie jest wysoki, mam też konto na Audiotece. Słuchanie wyjątkowo przypadło mi do gustu. 


Zima, jak zwykle szara, nie biała, przyprawiała mnie o dreszcze i wszechogarniającą niechęć. Ale z książką Anthonego Robbinsa, Obudź w sobie olbrzyma, mogłam chodzić i chodzić i zimno mi nie przeszkadzało. Zahartowałam się. Nie marnowałam ani minuty. W drodze do domu, kiedy przygotowywałam posiłki czy sprzątałam. Nie rozstawałam się ze słuchawkami. 


I myślałam. A od myślenia nie raz bolała mnie głowa. Tak trudno było to wszystko sobie poukładać chodząc do pracy i próbując się rozwijać. Czasem po prostu mi się nie chciało. Ani czytać, ani słuchać, ani ćwiczyć ani nawet myśleć.


-Znów masz smętną minę. Co ci chodzi po głowie.

-Nie wiem co mam ci powiedzieć. To ta pogoda. Nic mi się nie chcę od paru dni. Nie mogę się zmotywować by wstać na czas, by wytrwać w postanowieniach. Nad każdą książką zasypiam.

-Nie zwalaj na pogodę ani brak czasu. Wszyscy to robią. Nie jesteś taka wyjątkowa, wiesz? - mówi patrząc mi w oczy, zupełnie poważnie, ale z uśmiechem na twarzy.

-A tam. Ja swoje, ty swoje - komentuje poirytowana.

-Wiesz mi też czasem się nie chce. Ale kiedy mi się nie chcę, robię coś dla siebie. Na przykład idę na ulubioną kawę bez telefonu albo kupuje dobre wino. Szukam też inspiracji. Przeglądam moje social media, ulubione książki czy zapuszczam jakiś wywiad na You Tube. Szukam. I zawsze znajduje. Ale są dni, że mi się po prostu nie chce. I mam prawo je mieć, jak każdy. Najważniejsze to nie mieć sobie tego za złe. Nie wyrzucać siebie. Nie wstydzić się. A następnego dnia zacząć od nowa.

-Ale ile razy można zaczynać?

-Można. Wiele. Każdy dzień jest początkiem reszty twojego życia. A co? Miałabyś odpuścić? Przecież masz tylko tą jedną szansę na życie. Chcesz to zmarnować? Czekać, aż będzie za późno? Nie odkładaj na jutro tego, co możesz zrobić dziś.

-Nie chcę niczego marnować. Nie chcę się poddawać. 

-To się nie poddawaj. Ale nie wierzę, że tylko to cię męczy. 


Chwila ciszy. Popijam moje latte i myślę. Powiedzieć co czuje czy nie. To jak iść na strzelaninę bez kamizelki kuloodpornej, wystawiam się na odstrzał. Boję się krytyki. Boję się, że kiedyś usłyszę coś, po czym już się nie podniosę. 


-Letycjo. Myślisz tak głośno, że cię prawie słyszę. 

-Bo widzisz. Minęły trzy miesiące odkąd zaczęłam się odchu... - przerywam widząc jej minę - odkąd zaczęłam zmieniać swój styl życia. Najpierw było ciężko. Mega ciężko. Próbowałam jak mówiłaś. Nie myśleć o tym czego nie powinnam jeść, nie idealizować jedzenia. I jakoś przetrwałam dwa tygodnie. I zaczęłam wtedy czuć, że się coś dzieje. Coś się zmienia. Pierwsze efekty. Więc ćwiczyłam więcej, jadłam jeszcze lepiej. Po półtora miesiąc usłyszałam od innych, że moja zmiana jest widoczna. I to było super uczucie. Spotkałam nawet koleżankę z liceum, i ona też mi powiedziała, że świetnie wyglądam.

-Ale...?

-Ale potem wszyscy umilkli. Kiedy przestałam słyszeć komplementy, pomyślałam, że z powrotem tyje. I z wściekłości, irytacji i tysiąca innych uczuć, poszłam do piekarni i kupiłam wszystkie moje ulubione przysmaki. Zjadłam je w ciągu godziny i dwa dni miałam wyrzuty sumienia - wyrzucam z siebie prawie na bezdechu.

-Wróciłaś z powrotem do postanowień? 

-Tak. Ale to nie był ten jeden raz. Zdarza mi się złamać. Kiedy wszyscy częstują pysznościami nie mogę odmówić.

-Kamil odmawia.

-On przecież nie lubi słodyczy.

-Ale co to za różnica. Nie je. Ty też możesz przestać je lubić. Ale to co teraz zrobiłaś, nie było uczciwe ani wobec niego ani ciebie samej.

- A co ja zrobiłam?

-Założyłaś, że jemu jest łatwiej.

-Ja... faktycznie, masz rację - przyznaje.

-To że ktoś przeszedł już linię mety, nie znaczy że nie musiał pokonał całego dystansu. Ty po prostu tego nie widzisz. Widzisz start i metę, a nie zwracasz uwagi na to co w środku. Każdy musi walczyć. Każdy ma swoją trasę do pokonania, która wymaga od niego nadludzkich rozwiązań i umiejętności. Nigdy nie zakładaj, że komuś jest łatwiej. Ranisz tym ich i siebie też - tłumaczy mi cierpliwie, a w jej oczach nie widzę krytyki, osądu, nie boje się, że mnie zrani słowami. Ale nie wszyscy są tacy jak ona.

-Masz rację. Jak zwykle. 

-Myślisz, że ja tak kiedyś nie myślałam?

-Nie sądzę. Tobie niczego nie brakuje. 

-Abstrahując od tego czy mi brakowało czy nie, czułam się nieatrakcyjna. I chcąc cokolwiek zmienić w sobie, próbowałam wielu rzeczy i sposobów. I poniosłam klęskę. Niejednokrotnie. Bo nie byłam wytrwała. Patrząc na innych, wydawało mi się, że wszyscy mają to, czego ja pragnę, tylko nie ja. Wyzywałam życie od niesprawiedliwych. Ale niesprawiedliwa byłam tylko ja. Wtedy dostałam w prezencie biografię Mai Angelou. I czytałam jak szalona. Potem następną i następną. Czytając biografię inspirujących kobiet, zastanawiałam się czemu nie ja? Czemu właściwie mnie miałoby się nie powieść. Sprawdziłam co one robią, a co robię ja. I nagle ich sukces stał się czubkiem góry lodowej. 

-Wiem. Czytanie zawsze inspiruje, uczy. Ale czasem zamiast chwycić za książkę zaczynam narzekać.

-Kwestia pracy nad sobą. Efekty przyjdą. Tylko się nie poddawaj. Zrobiłaś ogromne postępy. Ale dalej kwestionujesz siebie. Dalej masz wątpliwości czy jesteś dość dobra teraz, taka jaka jesteś.

-Jak mogę ich nie mieć? Ja niczego w życiu nie osiągnęłam.

-Mylisz się. Mierzysz swoją wartość nie tą linijką.

-Wcale nie. Jestem przeciętna. Wiem, że nie muszę być, że pracując nad sobą mogę to zmienić, ale póki co...

-Póki co nie masz racji. Nie wielkimi czynami człowiek pokazuje swoją wartość. Ale tymi małymi, pielęgnowanymi codziennie. Pomagasz mi w schronisku dla bezdomnych, pomagasz rodzicom, dbasz o nich, jesteś dobra, nigdy nie odmawiasz pomocy innym. Jesteś wrażliwa. Troskliwa. I bardzo mądra, choć do dziś chyba w to nie wierzysz. Jesteś bohaterką codziennego życia. Własnego życia. Nie porównuj się z innymi. To nigdy cię nigdzie nie zaprowadzi. Po porostu bądź najlepsza jaka potrafisz.

-To nie łatwe czuć się wartościową patrząc na przykład na ciebie. Lub w lustro. Wiem, jak wygląda mój życiorys. Wiem jak wyglądam ja.

-Letycjo. Nie rób tego sobie. Ja jestem tylko człowiekiem. Jak ty. Mam swoje słabości, mam gorsze dni, mam watpliwości i wady jak każdy. Ale nie patrzę na siebie jako zbiór tysiąca części z których każda musi być idealna. Patrzę na siebie jako na całość. Mam też więcej lat i miałam więcej czasu, by się nauczyć. W twoim wieku... - przerywa i patrzy w okno. 

-Co w moim wieku?


Małgorzata wstaje. Nieśpiesznie idzie do okna obejmując się w pół. Słyszę jak głęboko, rytmicznie oddycha. Jej sposób na znalezienie równowagi.


-Kiedy ja miałam tyle lat co ty, nie znałam jeszcze Karola, mojego byłego męża. Byłam sama i samotna. Nie lubiłam siebie ani swojego towarzystwa. Lubiłam za to się użalać nad sobą. Podejmowałam wiele złych decyzji. Cierpiałam. I patrząc na inne kobiety, byłam cholernie zazdrosna. Ale sama nie dawałam z siebie nic. Miałam trudne dorastanie, i wykorzystałam to jako wymówkę, pretekst by usprawiedliwić swoje durne wybory i lenistwo. Prawie piętnaście lat zajęło mi zbudowanie charakteru, który ty znasz. Ale to były cudowne lata. Trudne, ale cudowne. Najważniejsze czego się nauczyłam to szacunku do samej siebie i stawiania się na pierwszym miejscu. Bo kiedy ty jesteś dla siebie najważniejsza, kiedy o siebie dbasz tak z całej siły, to reszta tylko na tym korzysta. Musisz siebie pokochać. Taka jaka jesteś dziś. Musisz lubić swoje towarzystwo, akceptować swoje decyzje, a błędy po prostu wybaczać. Bo jesteś tylko człowiekiem.


Widzę jak jej łza leci po policzku i czuje też i na mojej twarzy spływające łzy. Widzę jak bardzo się przede mną otwiera, a jej szczerość jest bardzo wzruszająca. Nie wstydzi się swojej wrażliwości. Nie wstydzi się łez ani swojej historii.


-Jak to jest, że tak otwarcie mówisz o tym, o błędach, o tym wszystkim i nie widać wstydu w twoich oczach -mówię ocierając twarz wierzchem dłoni.

-Bo to moja historia i ja ją opowiadam. Ona jest moja, nie ja jej. To co przeszłam, to mnie zbudowało. I nie mogę się tego wstydzić. Starałam się, zawsze na miarę swoich możliwości. Ktoś może powiedzieć, znając moje wzloty i upadki, że jestem zakłamana, że powinnam żałować, wstydzić się i błagać o wybaczenie, ale ja już nie patrzę na siebie cudzymi oczami. Bo to fałszywy obraz. Każdy będzie miał swoje zdanie na mój temat, i ma do tego prawo. Ale ja mam swoją opinie na własny temat i postanawiam się jej trzymać.

-Co z potrzebą społecznej akceptacji? Jak nauczyłaś się nie zwracać uwagi na to co ludzie mówią, co mogą pomyśleć?

-Bo każdy z nas czuje to samo. Jeśli myślisz że szczupli, piękni, zdrowi i bogaci nie mają wątpliwości, nie czują strachu, nie wstydzą się, nie ukrywają siebie za maskami, to się mylisz. To, że ty uważasz kogoś za pięknego, nie znaczy że on sam się tak czuje. To, że ty oceniasz kogoś i myślisz że jest szczęśliwy, nie znaczy że tak jest. Dlatego ja skupiam się na budowaniu własnego wizerunku we własnych oczach. Jestem swoim najostrzejszym krytykiem, ale też największym fanem. I dobrze pamietać, że to co ludzie myślą, czują i mówią, to nie zawsze idzie ze sobą w parze.


-Gosiu... myślisz... myślisz, że ja też kiedyś się tego nauczę?

-Jasne. Jesteś na dobrej drodze. Małe kroki każdego dnia. Najważniejsze to zacząć. A ty zaczęłaś i idziesz naprzód. I jestem z ciebie dumna - mówi z czułością patrząc w moim kierunku.

-Dziękuje - mówię cicho, podchodzę do niej i padam w jej ramionach. 



Komentarze