91 Stres

-Mistrzyni-
Odcinek 29

Przed spotkaniem z pierwszym klientem, który podpisał ze mną roczny kontrakt, spałam jak dziecko. Kiedy wchodziłam na spotkanie, czułam się gotowa. Ja byłam gotowa. Ale między tym spotkaniem a moim pierwszym, zaraz na początku założenia Saffron Consulting, była sześciomiesięczna luka. Co się wtedy działo?


No właśnie. Rzuciłam się na głęboką wodę. Pożyczyłam kasę. Opracowałam plan. Wszystko było na swoim miejscu. Tylko klientów i zleceń brakowało. 

Zaczęłam kiepsko spać. Całymi dniami zastanawiałam się, czy aby na pewno nie jestem zbyt pewna siebie. Powtarzałam sobie, że robię coś, w co wierzę. Nie mogę po prostu zrezygnować.

Niesamowicie ciężko było nie stracić entuzjazmu i zapału do pracy, mając nie opłacony czynsz. Ciężko było po raz kolejny odmówić Hani obozu językowego, na który mieliśmy się złożyć razem z Karolem. Nie dałam rady i Hania to rozumiała. Wiem, że było jej przykro ale nie miała do mnie żalu. Wiedziałam, że mam ogromne szczęście, że moje dziecko jest tak pełne empatii!

Postawiłam wszystko na jedną kartę. Wstawałam rano każdego dnia, zakładałam trampki i ruszałam w trasę. Oglądałam wschód słońca mijając zaspane budynki. I bardzo starałam się skupić na tym, jakie mam szczęście, że jestem tu gdzie jestem. Starałam się wyciszyć wszystkie negatywne myśli i odgonić od siebie chmury, które nadciągały nad moją głowę.

Wiedziałam jak ważne jest, by w mojej głowie, w moich myślach nie było zwątpienia. Ale bałam się. Coraz bardziej. 

Bieganie pomagało. Ale zdarzały mi się dni, kiedy nie wstawałam. Ze złością wyłączałam budzik i odwracałam się na drugi bok. Czasami wymyślałam tysiące powodów, żeby usprawiedliwić swoje lenistwo. Przecież dużo pracowałam, musiałam się wyspać. Potrzebowałam siły i świeżego umysłu. Albo źle się czułam. Bolesne miesiączki, zatkany nos. Powód zawsze się znalazł. Śniadanie w biegu i wyrzuty sumienia dopadały mnie już w aucie. Najbardziej bolało, kiedy sama siebie zawodziłam. Niedotrzymane obietnice kuły mnie gdzieś pod bokiem. W ciągu dnia zdarzało mi się je zajadać niezdrowym jedzeniem. Ciasteczka, gazowane napoje albo babeczki z pobliskiej piekarni.

Byłam o krok od przepaści. Nie radziłam już sobie z myślami. Nie potrafiłam odgonić od siebie negatywnych wizji. Dzień za dniem ponosiłam porażkę. Zrobiłam się nerwowa, piłam kawę za kawą i zajadałam tony węglowodanów. Stałam się wybuchowa, krzyczałam częściej niż kiedykolwiek w swoim życiu i przestałam się uśmiechać. Jak mogłam mieć uśmiech na twarzy, jeśli brakowało tylko parę tygodni bym straciła wszystko, na co do tej pory pracowałam.

Wiedziałam, że nie tędy droga ale nie potrafiłam się otrząsnąć z poczucia porażki i zwątpienia we własne możliwości. Stres opanował mnie doszczętnie i kierował moimi decyzjami.

Pamiętam jak dziś tamten kwietniowy dzień. Piękna pogoda zawitała do miasta. Robiło się zielono. Ptaszki ćwierkały. Ale ja czułam się nieszczęśliwa. Kolejna odmowa i kolejny cios.

Pieniądze mi się skończyły. Z czynszem zalegałam już trzeci miesiąc. Przestałam całkowicie biegać. Nie miałam na nic chęci ani siły.
Wracając ze spotkania, szłam nieśpiesznie w niewygodnych, tanich szpilkach, w za ciasnej już sukience i patrzałam w chodnik. Miałam ochotę wyć. Karciłam się w myślach - Jak mogłam by tak głupia?! Miałam świetną pracę za niezłe pieniądze jako kierownik hotelu.

Ale ja nie czułam się spełniona. Czułam, że to nie moje miejsce. Chciałam robić coś innego. Byłam pełna ideałów, które doprowadziły mnie tu gdzie jestem.

W pewnym momencie wpadłam na jakiegoś nastolatka, który rzucił mi jakąś kąśliwą uwagę i poszedł dalej. A ja stanęłam jak wryta i byłam totalnie oszołomiona. Jak wybita z transu. Akurat przechodziłam koło pięknej kawiarni i zapach kawy rozchodził się przez otwarte drzwi.

Odwróciłam się w stronę lokalu i wtedy ją zobaczyłam. Wysoka, zgrabna, pięknie umalowana kobieta w małej czarnej siedziała z dwoma mężczyznami i wyglądała jak bogini. Uśmiechnięta. Jej oczy błyszczały. Była pewna siebie i zdecydowana. Siedziała wyprostowana, ramiona szeroko, ale nie była sztywna. Śmiała się tak szczerze od czasu do czasu i była wprost fantastyczna.

Poczułam się jeszcze gorzej niż myślałam, że to możliwe. Rozpłakałam się jak małe dziecko, na środku ulicy wyjąc do siebie w myślach: „Czemu ja? Czemu mnie to spotyka? W czym jestem gorsza?!"

Te słowa krążyły w mojej głowie cały dzień aż wreszcie, około drugiej nad ranem, zrozumiałam.

Ja wcale nie byłam gorsza od niej. W nawet najmniejszym procencie. Po prostu o tym zapomniałam. Przecież byłam Mistrzynią Własnego Życia!

Zrobiłam to co zawsze, kiedy miałam spadek formy. Zwłaszcza takiej jak teraz. Chwyciłam za książkę. I zaczęłam czytać. Czerpać inspirację od innych kobiet, które żyją na własnych zasadach, które pomimo strachu- działają. O kobietach, które nie przyjmują porażek jako sugestię, by zrezygnować.

Następny dzień, zrobiłam sobie wolny. Poszłam na długi spacer, wzięłam ze sobą dziennik, który od dawna nie był w użyciu i zapisałam prawie cały.

Zaczęłam od zapisania wielkimi literami: NIE JESTEM GORSZA. A zakończyłam wieloma cytatami, między innymi moim ulubionym Elona Muska - .”I will never give up. Ja nigdy się nie poddam."

Wiedziałam, że dałam się zdominować stresowi i bieżącym problemom. Wiedziałam, że poniosłam porażkę, że minęło wiele czasu, który mogłam inaczej wykorzystać a nie marnować martwiąc się tym, co może się wydarzyć. Sama na siebie ściągnęłam swoje problemy.

Zapomniałam, po co to wszystko robię, jaka jest moja misja. Tak wielu ludzi powtarzało mi, że popełniam błąd i zaczynałam im wierzyć. Ale przecież tylko ja wiedziałam na co
mnie stać!

Bardzo długo odwlekałam spotkanie z tym przedsiębiorcą. Bałam się go. Miał niezłą reputację i wiedziałam, że nie lubi słuchać bzdur i wyczuwa je na kilometr. Ale ja miałam pomysł wart miliona dolarów.

Zaczęłam znów biegać. Przestałam jeść śmieciowe jedzenie i co najważniejsze, zaczęłam panować nad swoimi myślami. Wzięłam się w garść a codzienna medytacja, 10 minut przed snem każdego dnia, bardzo mi pomogło.

Uporządkowałam myśli. Krytykę zamieniłam na codzienne afirmacje. Strach był dalej, ale oprócz niego, było podniecenie i poczucie tego, że robię coś ważnego, że robię coś dobrze.

Wiedziałam jakie są moje cele i co chcę osiągnąć. Zamiast wyliczać sobie porażki i niedociągnięcia, skupiłam się na tym, co potrafię. Zamiast szukać problemów, szukałam rozwiązań. I choć wydaje się to niemożliwe, to samą zmianą diety i tego ile się ruszam w ciągu dnia, zyskałam dużo energii. Moje myśli mnie już nie dobijały. Wierzyłam w siebie i wiedziałam, że zasługuje na to, by ktoś mnie zatrudnił. Miałam czelność sięgnąć po swoje marzenia. Zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie. I widziałam oczami wyobraźni jak podpisuje ten kontrakt, jak z uśmiechem na ustach wychodzę z tego spotkania. I wyszłam. Z najszerszym uśmiechem jaki mieścił mi się na twarzy i zaliczką na dość pokaźną sumę! 



Mistrzynie!
Tak często rezygnujemy.
Tak często poddajemy się przy nadążającej się okazji.
Tak często wątpimy w to co możemy, co potrafimy, co jesteśmy w stanie osiągnąć.

Idziemy przed siebie patrząc w chodnik. Idziemy i pozwalamy zalać naszą głowę negatywnymi myślami. Ściągamy na siebie czarne chmury i nie wierzymy w powodzenie jakichkolwiek ruchów.

Wymówki to nasza specjalność. Świetnie wychodzi nam ich tworzenie. Każdy drobiazg potrafimy wykorzystać, by usprawiedliwić złe i tchórzliwe decyzje. 

Brak nam pewności siebie i zbyt często godzimy się na zbyt niskie standardy. Standardy tego jak trzeba nas traktować, jak należy do nas mówi i jak nas kochać. Godzimy się na mniej, bo boimy się zostać z niczym.

A wiara w siebie i pozytywne nastawienie to nic innego jak dobrze wyćwiczone mięśnie. Ciągła walka z własnymi słabościami, robienie o krok więcej, niż mamy ochotę, dawanie z siebie odrobinę więcej niż inni, to może nas doprowadzić tam, gdzie chcemy dojść.

Często martwimy się na zapas, wymyślamy negatywne scenariusze i nieustannie myślimy o tym, co może pójść nie tak. A tak jak wszyscy powtarzają, że pieniądz goni pieniądz, tak negatywne myśli skutkują negatywnymi rezultatami.

Więc miejmy odwagę i czelność wierzyć w siebie.

Pokonajmy stres!

Może być twoim sprzymierzeńcem, jeśli nie pozwolisz mu sobą rządzić.

Nie pozwól by nerwy zasłoniły ci inne punkty widzenia. Bo to nie stres nas zabija. To nasza reakcja na niego. 

Dajemy się ponieść hormonom i jak na fali, płyniemy ku kolejnej porażce.

Za dziesięć lat twoje problemy dzisiaj, mogą wydać się błahe, głupie a nawet śmieszne.

Więc zamiast śmiać się za 10 lat, śmiej się dziś. Śmiej się. I pamiętaj, nasze panowanie nad stresem to umiejętność wyboru między jedną dominującą myślą a drugą.

Ty decydujesz czy dany problem to mega problem. Ty decydujesz, czy dasz się pogrążyć w otchłani smutku. Ty decydujesz jak zareagujesz na stresującą sytuację!

Ty!

Wiem, że myślisz, że łatwo mi powiedzieć. Ale wcale tak nie jest. Ja też się uczę. Jak każdy mam lepsze i gorsze dni. Ale świadomość daje mi przewagę. I choć nie jest łatwo, to walczę, uczę się i wygrywam częściej niż kiedyś. Mam wiele, za co jestem wdzięczna i wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych.

Stresuje się jak każdy. Ale to zwykle mija, a ja robię swoje, pomimo wszelkich przeszkód.

Bardzo pomaga mi oddychanie. Kiedy skupiam się na tym, jak tlen wypełnia moje ciało, jak dostarcza życie do każdej komórki mojego organizmu, jestem spokojniejsza i szczęśliwsza.

Medytacja, to nie jak wszyscy myślą świeczki, kadzidła i siedzenie po turecku na dywanie.

To nie więź ze wszechświatem czy inne głupoty. Medytacja to wyciszenie się i wsłuchanie we własne ciało. To zdanie sobie sprawy z połączenia jakie istnieje pomiędzy głową a ciałem. Medytacja pozwala oddalić od nas strach, negatywne myśli, osąd. Potrafimy spojrzeć na świat z innej perspektywy, a niejednokrotnie znaleźć rozwiązanie, na którym nam zależało.

Jak ćwiczyć tę walkę? Ten mięsień odpowiedzialny za to, jak reagujesz na stres?

Zacznij od świadomości i przekonania, że możesz to zmienić.
Nie zapominaj co jest dobre dla twojego ciała. Ruszaj się, rób to co lubisz, pod warunkiem, że to nie siedzenie przed telewizorem. Nie zapominaj o zdrowych rzeczach, o zróżnicowanej diecie. Dbaj o siebie, szanuj się. Czerp radość z małych, malutkich rzeczy. Pomagaj innym. Dawaj od siebie więcej niż sama dostajesz.

I nigdy się nie poddawaj. 

Poprzednie odcinki znajdziesz tu!

Komentarze

  1. Piękny tekst, jesteś moją siłą dziękuję Ci i pisz jeszcze więcej!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, ciesze się bardzo! A kolejny teksty masz jak w banku, bo ja nie zamierzam przestać :)

      Usuń
  2. Dziękuję... Twoje teksty są Petardą jesteś niesamowita Miłego Dnia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnio przeżywam najgorszy czas w moim życiu... W dwa dni przeczytałam 29 odcinków, przy jednym zamówiłam książkę Pokochaj siebie... Nie umiem sobie poradzić z obecną sytuacją. Czytając, mogę się na chwilę oderwać chociaż niemal w każdym odcinku znalazło się tekst lub zdanie które również wywołało łzy. Wszystko u mnie je ostatnio wywołuje. Chciałabym żeby jeszcze te Pani słowa do mnie trafiały tak jak powinny, mieć taką siłę jak Pani. A tymczasem mam zranione serce, które w końcu chyba naprawdę pęknie, bo nie mam pomysłu jak dać mu chociaż chwilę wytchnienia. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakimś filmie kiedyś usłyszałam, że kiedy cierpienie jest ogromne, człowiek przestaje czuć, staje się wyprany z emocji. Ja nigdy nie doszłam do takiego stanu. A wydawało mi się, że cierpie bardzo. Od tamtego czasu minęło dużo czasu. Mój ból, to co przeszłam, zostanie we mnie na zawsze, ale ja mu się już nie daje. Jestem silna bo ćwiczę, każdego dnia się uczę. Nie ma niczego czego nie mogę osiągnąć. I tak samo i ty. Odwaga, siła, cierpliwość, wytrwałość, to wszystko jest w tobie. Ale musisz zacząć od wiary, wiary w siebie. Niczym się między sobą nie różnimy. Niczym. Możesz dojść tam, gdzie chcesz. Twoje serce wytrzyma, ty wytrzymasz, bo jesteś kobietą. Jesteś Mistrzynią. Uwierz w to , uwierz siebie. I nie poddawaj się, nigdy się nie poddawaj! Na stronie znajdziesz mojego maila :) jeżeli chcesz się wygadać :)

      Usuń

Prześlij komentarz