87 Szczęście

"Mistrzyni"

Odcinek 28





Jak tylko Letycja wyszła z mojego biura, poczułam ulgę. Musiałam być szczera i otwarta, inaczej to nie miałoby sensu. Jednak ja tak nie lubiłam wracać do tego co było. To był trudny okres i bardzo ciężko było odbić się od dna. Chyba powinnam powiedzieć Letycji ile tak naprawdę mnie to kosztowało, ale zawsze mam wątpliwości. Ludzie tak często nie słyszą tego co do nich mówisz. Zamiast tego słyszą to co chcą usłyszeć albo całkowicie cię wyciszają. Zabiorę ją do Kaśki, do bidula. Zobaczy wtedy, że wiele z nas ma trudny start, nie tylko ona.

Letycja jest ciężkim przypadkiem. Cokolwiek nie zrobię czy powiem, działa na krótką metę. Jest tak zakompleksiona i przekonana o tym, że jej życie nie może lepiej wyglądać, że ciężko jest jej pokazać w jak głębokim błędzie żyje. Do tego się nie uśmiecha i bardzo mało rzeczy ją cieszy. 

A przecież szczęście jest tak ważne. Ale ja jej nie odpuszczę. Nie poddam się tak łatwo.

Jako kobieta po czterdziestce wiem coś o szczęściu. Przez tak wiele lat rezygnowałam z własnego szczęścia. Szczęście innych było zawsze ważniejsze. Nie rozumiałam tego, że wszystko jest połączone. Nie mogę dawać szczęścia żyjąc w otchłani wiecznego smutku.

Strząsnęłam z siebie tę melancholie, która zaczęła mnie oplatać, wstałam i podeszłam do okna. Słońce wdzierało się do pomieszczenia tak bezczelnie, bezceremonialnie. Często zastanawiałam się, czemu ja taka nie mogę być. Świecić tak po prostu. Nad wszystkim musiałam pracować, nic nie przychodziło mi łatwo. Ale chyba dlatego czułam się taka szczęśliwa i spełniona. Bo wiedziałam, że zasługuje na to co mam.

Usiadłam przy biurku i czekałam. Video konferencja miała się zacząć lada chwila. Byłam na nią przygotowana. Jak zawsze. Siedziałam wyprostowana wpatrując się w pusty ekran. Okropny nawyk chwytania za telefon jak tylko miałam sekundę wolną, zwalczyłam już dawno. Zamiast tego każdą sekundę jaką mi dzień oferował starałam się wykorzystać konstruktywnie. Wyliczam za co jestem wdzięczna, opracowuje kolejne projekty w myślach, planuje następne podróże, zastanawiam się co robi Hania, moja już niestety nie tak mała córeczka.

Mój wzrok ześlizgnął się z ekranu. Spojrzałam na zdjęcia które wisiały na ścianie na przeciwko biurka. Cała ściana to był jeden wielki collage. Moje życie w fotografiach. 

Duże zdjęcie pośrodku. Czarna, drewniana ramka. Ja, Karol i Hania dziewięć lat temu w Madrycie. To był pomysł właśnie mojej malej pociechy byśmy rozstali się z Karolem inaczej niż wszyscy. Nie chciała mieć rodziców, którzy się nie cierpią. Więc zorganizowaliśmy imprezę rozwodową. Były tańce, śpiew i śmiech. Tańczyliśmy z Karolem jak starzy przyjaciele, a wszystkie żale zakopaliśmy pod gorącym piaskiem Hiszpanii. Byłam singielką i pierwszy raz odkąd skończyłam 14 lat, w moim życiu nie było mężczyzny.

Srebrna ramka w kształcie parasolki. Hania uśmiechała się do mnie z kokosem w ręku. Plaża w Namale. Jedno ze spełnionych marzeń. Moich. Jej. Naszych wspólnych. Wiatr wywiał nam wtedy z głowy wszystkie smutki. Cieszyłyśmy się życiem, sobą i tym co możemy razem przeżywać.

Czerwona ramka w czarne kropki. Jak ze spódnicy Oliwi Newton Jones czy innej gwiazdy filmów lat siedemdziesiątych. Ja i moje przyjaciółki Jolka i Aśka. Pojechałyśmy na wspólny wypad w góry i przegadałyśmy wszystkie noce. Rozumiałyśmy się świetnie. Byłyśmy szczere, nigdy nie uszczęśliwiałyśmy się na siłę. Wiedziałam, że zawsze mogę na nie liczyć. To one pożyczyły mi kapitał na rozkręcenie Saffron Consulting. I wierzyły we mnie. Choćby nie wiem co. 

Po lewej była długa niebieska ramka z błyszczącymi drobinkami. Ostatnie moje spotkanie z Damianem, facetem, który rozbudził mnie pod każdym względem.  Jednej strony tak wiele mnie nauczył. O ludziach, świecie, o mnie samej. Ale nie potrafił dać się kochać. A może ja nie miałam dość siły i odwagi?

Pamiętam to spotkanie jakby to było wczoraj a minęło już pięć lat.

Hania spędzała wakacje z tatą w Barcelonie. Ja tęskniłam i oddawałam się pracy. Firmy, które mi zaufały, mi i mojemu zespołowi, zaczęły odnosić sukces. Tym samym stałam się kobietą sukcesu. Nie mogłam w to uwierzyć. Ja? Gdzie ja? To musi być przypadek. To tylko przejściowe. Na pewno coś się wkrótce zawali, bo szczęście nie może trwać wiecznie. Ale dzięki temu, że cały czas się uczyłam, czytałam i słuchałam uważnie, nauczyłam się o szczęściu to i owo. 

Hania nauczyłam mnie tego, że nie jestem odpowiedzialna za jej szczęście. Ani za niczyje inne. Tylko za swoje. Dawałam z siebie wszystko, uczyłam ją tego, co sama umiałam. Ale jej szczęście było tylko i wyłącznie jej zadaniem. Ja mogłam się nim cieszyć razem z nią. Mogłam być przy niej, kiedy go brakło. Ale nie byłam za nie odpowiedzialna.

Nauczyłam się od bohaterów licznych książek, które pochłaniałam każdego dnia, że porażki nie powinny mi zabierać prawa do szczęścia. To moja decyzja jak je wykorzystam. Czy pozwolę im się zniszczyć, dobić? Czy może je wykorzystam, czegoś się z nich nauczę, i pójdę dalej silniejsza, mądrzejsza. Uwielbiałam Elona Muska za to, że był idealnym przykładem człowieka, który się nie poddaje. Jego biografię czytałam parę razy i nauczyłam się przede wszystkim tego, że jeśli w coś wierzysz, to nie szukasz półśrodków, oddajesz się temu bezgranicznie.

Nauczyłam się też samoakceptacji. Tego, że zasługuje na szczęście taka jaka jestem. A tego właśnie nauczył mnie Damian. Przy nim wyzbyłam się wstydu i zaczęłam patrzeć na siebie swoimi oczami, a nie oczami innych. Ale nasze drogi się rozeszły. I choć przez ułamek sekundy wydawało mi się, że może... może jednak, ale nie. Choć był cudowny i nieziemsko przystojny jak na faceta pod pięćdziesiątkę, to nie był dla mnie. My nie byliśmy dla siebie. Przy nim nie mogłam tak do końca żyć tym co jest. On sprawiał, że żyłam tym co było, lub myślałam o tym co będzie. A ja chciałam żyć dzisiaj. 

-Gośka? To naprawdę ty? - usłyszałam za sobą tak znajomy mi glos. 

Jestem w restauracji. To wielkie otwarcie nowej knajpki. Nowej, starej właściwie. Bo właściciel ma ten budynek od lat, ale restauracja nie szła. Od bankructwa ocalił to miejsce cichy inwestor. Mnie wybrali na doradce i voilá! 

-Damian? To naprawdę ty? - pytam odwracając się w stronę głosu.
-To ja. A ty? Moja Mistrzyni, piękniejsza niż kiedykolwiek.
-Ty nic się nie zmieniłeś. Ale co ty tu robisz? Tak daleko od domu? - pytam zaciekawiona, zastanawiając się czy wiedział, że tu będę. 
-Jestem inwestorem, cichym jak zwykle. Kiedyś tu byłem, całe wieki temu, i podawali tu najlepsze ryby w mieście. Jak dowiedziałem się, że są na na granicy bankructwa, nie mogłem przejść obojętnie...
-Dziwnym zbiegiem okoliczności, wybrali moją firmę jako swojego doradcę - mówię z lekką złością, choć w sumie nie jestem zła. Pozycję na rynku wyrobiłam sama, ten kontrakt niczego nie zmienił. 
-Nie, nie maczałem w tym palców - śmieje się, ignorując mój udawany gniew -jedynie zasugerowałem żeby kogoś wynajęli bo nie robi się tego, na czym ktoś inny zna się dużo lepiej od ciebie. Nie w takich sytuacjach. Rafał to mistrz kuchni, nie biznesman.
-Tak, jak zawsze masz rację. A jak firma? Jak Kinga i dzieciaki?
-Świetnie, ale wycofałem się chwilowo z interesów. Kinga prowadzi wszystko z chłopakami, z Tomkiem i Antkiem, a Nikodem był cały czas ze mną - mówi jakby cichszym głosem.
-Z tobą? Gdzie?
-A gdzie nie? Kiedy wyjechałaś, po tamtej kłótni, ja musiałem zniknąć. Zacząłem od Stanów, od Kamila. A potem cały świat. Nie było nas rok, ale Nikodem musiał wrócić do szkoły. Odkąd wróciliśmy,  mieszka z Kingą a ja nie mogę znaleźć sobie miejsca. 
-To do ciebie nie podobne... - mówię patrząc w te tak znajome oczy. Ale zawsze kiedy w nie patrzę, zastanawiam się co dzieje się po drugiej stronie. Czy to wszystko przeze mnie? Bo nie powiedziałam Kocham cię i nie rzuciłam mu się w ramiona? Musiał być inny powód, bo faceci jak on przecież nie tracą głowy dla kobiet jak ja?! Ale jaką ja właściwie byłam kobietą? 
-Możesz się stąd urwać? 
-Chyba tak, miałam i tak w planie niedługo wyjść. Mam inne plany.
-Możesz je zmienić?
-Mogę.
-To zmień - mówi nie odrywając ode mnie wzroku.
-Ok - zgodziłam się choć wiedziałam, że to kiepski pomysł. Ale było warto. 

Całą noc chodziliśmy po Warszawie rozmawiając o jego podróżach, o Hani, o pracy i o tysiącu innych rzeczy. Kiedy słońce zaczęło wschodzić nad Wisłą, siedzieliśmy koło Syrenki i podziwialiśmy ten niesamowity widok wtuleni w siebie. Było cudownie, lepiej niż w Przed Wschodem Słońca, bo to był mój własny film, a ja byłam jego bohaterką. I wtedy zrozumiałam, dlaczego nie mogłam by z Damianem. Pogodziłam się wreszcie z tą małą dziewczynką, która jeszcze we mnie istniała.

-Damian...my nie możemy ze sobą być - powiedziałam, wyrywając go z sennej obserwacji.
-Dlaczego? Bo cię nie szukałem? Bo nie goniłem za tobą?- mówi przerażony. Patrzwę mu w oczy, ale to była najtrudniejsza rzecz jaką musiałam zrobić.
-Po części. Ale pomimo tego, że dzięki tobie moje życie zmieniło się na zawsze, ja nie potrafię być przy tobie sobą. Całe życie starałam się być tym, kim inni chcieli bym była. Robiłam wszystko dla innych, nie dla siebie. A to rodziło tylko pretensje i poczucie niespełnienia, bo nie czułam się doceniana i akceptowana przez innych. Trwałam w błędnym kole, które zamiast mnie motywować, zniechęcało mnie. Ty mnie nauczyłeś jak być Mistrzynią którą jestem. Ze stu procentowym przekonaniem mogę to dziś powiedzieć. Ale przy tobie nie jestem sobą. A ty mnie nie kochasz tak, jak ja chcę być kochana. Ty więcej uczucia wkładasz w swoją prace i jej efekty niż w ludzi, którzych mimo wszystko nie doceniasz. A ja nie chcę być kolejnym projektem. Marzę o miłości, w której nie będę się zastanawiać, czy ktoś mnie złapie czy nie. Chce po prostu lecieć. A ty tego nie potrafisz. 
-Naucz mnie.
-Nie mogę. Nie teraz. Bo jeśli pójdę z tobą, to zatracę się w tobie i zapomnę o sobie. Będę cię wielbić pomimo twoich wad jak ci wszyscy ludzie wokół ciebie i będę cierpieć. I boję się, że jeśli do tego dopuszczę, nie będę miała siły i odwagi by odejść. Tak jak Kinga. 
-Ale ja cię potrzebuje, potrzebuje cię do szczęścia. 
-Nie Damian. Nie dziś, nie teraz. Kocham cię. Od początku cię kochałam. Ale siebie kocham bardziej. I wybieram siebie. 

Na zdjęciu, na ścianie jesteśmy uśmiechnięci, oczy nam się świecą, i nic nie sugeruje tak bolesnego rozstania, które nastąpiło wkrótce potem. Bo choć to ja odeszłam, i wiedziałam, że zrobiłam dobrze, to tęskniłam za nim jak głupia i tysiące razy chwytałam za telefon. Ale wybrałam siebie. Bo chciałam być szczęśliwa. 


Mistrzynie!

Kiedy przyjdzie moment, że uwierzysz, że ten bałagan w twojej głowie jest za wszystko odpowiedzialny?! Twoje decyzje kreują twoje życie. Nie innych. TWOJE! A wszystko to co cię powstrzymuje przed podjęciem tych właściwych decyzji to wymówki. A tworzymy ich w głowach setki. Bo za stara, za młoda, bez kasy, za gruba, za chuda, za głupia, za mądra, za wysoka, za niska, za brzydka, za słaba, zbyt nieśmiała...za jakaś tam.... 

Wierz mi, ja wiem. Każda z nas tworzy wymówi. Brak nam determinacji by podejmować konkretne decyzje. A czas leci i nic się nie zmienia. 

Zanim założyłam tego bloga minęło mnóstwo czasu. Wątpliwości było tyle, że czułam się cięższa o ładnych parę kilo. Ale postanowiłam to zrobić. Bo miałam i mam coś do powiedzenia.  Każdego dnia, przy każdym tekście muszę sobie powtarzać - dałaś z siebie wszystko, oddałaś się temu, wolny czas poświeciłaś na to by podzielić się czymś wartościowym, by odmienić życie choć jednej kobiety.

Są chwile kiedy wątpię... ale wtedy biorę głęboki oddech i przypominam sobie gdzie byłam kiedyś, wiele lat temu i myślę nad tym gdzie jestem teraz. I wiem, że warto. Bo żyjemy w klatce, i nie chcemy wyjść. W klatce ograniczeń, które same tworzymy. 

A tak niewiele potrzeba. Co to znaczy być Mistrzynią własnego życia? 

To znaczy zdawać sobie sprawę z tego, że ludzie gadają i będą gadać.... z różnych powodów ( najczęściej krytyka jest efektem własnych deficytów ) ale Mistrzyni nie bierze opinii innych za swoją.  

Mistrzyni wie, że szczęście jest w każdej, najmniejszej rzeczy i kiedy to dostrzegamy nasze życie nabiera sensu.  

Mistrzyni nie zwraca bowiem uwagi na to, czego brak w jej życiu a na to, co w nim jest. I nie ma takiej osoby na świecie, która nie ma za co być wdzięczna. Wystarczy poczytać historie ludzi, którzy doświadczyli tragedii, a którzy dziękują za każdy oddech, jaki jest im dany. 

Mistrzyni słucha uważnie i uczy się, wyciąga wnioski z niepowodzeń. 

Mistrzyni nie boi się swoich uczuć i emocji. Nie boi się łez. Tylko będąc autentyczną, prawdziwą sobą możemy mieć udane związki. 

Mistrzyni wie, że tego czego nie ma i nie umie, nigdy nie da drugiemu człowiekowi. Nie nauczysz samoakceptacji dziecka i tego, że jest warte miłości takie jakie jest jeśli sama w to nie wierzysz w związku z własną osobą.

Mistrzyni jest uśmiechnięta nawet w ponury dzień, kiedy wszystko idzie nie tak.

Mistrzyni jest dobra dla innych, szanuje ludzi i dzieli się tym co ma. Mistrzyni pomaga.

Mistrzyni kocha. Siebie i innych. Kocha całą sobą. I nie wstydzi się uczuć, bo nic co ludzkie nie jest nam obce.

Mistrzyni żyje tu i teraz i daje z siebie wszystko a może i jeszcze trochę, bo wie, że kiedy robimy ten jeden, dodatkowy krok, jeden dodatkowy ruch, to właśnie nas wyróżnia od reszty świata.

Mistrzyni jest szczęśliwa, i we wszystkim stara znaleźć się dobre strony. Pozytywne nastawienie to wybór, którego dokonujemy przy każdej sytuacji. Czasem jest ciężki. A czasem nie.

Więc tego wam życzę, byście znalazły w sobie determinację i chęci by stać się Mistrzyniami własnego życia.

Najlepszego, bądźcie szczęśliwe,

Gosia.

Ps. Czytasz? Zastaw swoje myśli. Daj znać, które posty lubisz najbardziej, gdzie znajdujesz najwięcej inspiracji! Twoje uwagi są bezcenne. Czekasz na kolejny odcinek?


Komentarze

  1. Wszystkie Twoje posty to opis mojego życia. Żebym tylko umiała wcielić Twoje mądre rady w swoje życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę wszystkie jesteśmy do siebie podobne i codziennie zmagamy się z tymi samymi problemami! Wcielić w życie nie jest łatwo, ale da się! Podekmij decyzję i rób małe kroki każdego dnia ku twojemu celowi! Buziaki!

      Usuń
    2. Właśnie w tym tkwi największy problem, BRAK CELU...

      Usuń
    3. Każdy ma cele. Marzenia. Pragnienia. Ale czasem ich nie widać bo są daleko, i coś je przysłania. Często jest tak dlatego, bo tkwimy w mattwym punkcie, w sytuacji która nas dusi. Trzeba odnaleźć wtedy siebie, swoje cele i powiedzieć sobie głośno, że zasługujesz! Bo tak jest, zasługujesz na to co najlepsze. I nigdy nie jest za późno. Po prostu trzeba zrobić pierwszy krok i walczyć. Walczyć każdego dnia ze sobą, z własnymi słabościami, z nawykami do narzekania i krytyki. Powodzenia Mistrzyni. Z całego serca najlepszego!

      Usuń
  2. Czytam Cie i bardzo lubie to robic dodajesz mi sily kazdego dnia ja rowniez jestem pogubiona wrrr i kazdego dnia staram sie wydobyc siebie prawdziwa:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedyne czego w tym tekście nie lubię to "Mistrzyni jest uśmiechnięta nawet w ponury dzień, kiedy wszystko idzie nie tak". Nie zawsze można się uśmiechać. Czasem jak życie Ci dowala to trzeba się do tego przyznać zamiast udawać jak jest wspaniale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne. Masz rację. Są takie dni kiedy faktycznie jest fatalnie. I wcale nie jestem za tym, by udawać. Nie jestem za tym, by łzy przykrywać uśmiechem. Wręcz przeciwnie. Czasem trzeba usiąść i się wypłakać, przyznać sama przed sobą jak jest do dupy. Ale nie siedzieć też z złożonymi rękami i narzekać, a szukać rozwiązań. Przekuć fatalną sytuację czy przykre doświadczenie na swoją korzyść. I koniec końców się uśmiechnąć, być dumną z siebie, że dałaś radę. Cudnego, dziękuje. I z całego serca powodzenia!

      Usuń
    2. Uwielbiam czytać teksty, ktore piszesz. Są takie prawdziwe :)

      Usuń
  4. Czekam i próbuje nadrobić wszystkie odcinki :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz