80 Kocham to co robię! - Jola Czaja


Wychowywała się na obrazach wielkich reżyserów, zagranicznych magazynów mody i stylu, w czasach postpeerelowskich. Więc marzyła o tym, by samej tworzyć. Chciała kreować obrazy, nie szare i ponure, ale barwne, bajeczne, dające radość. I dopięła celu. W rękach Joli, stylistki magazynu VIVA, te obrazy są jak z Krainy Czarów. Patrząc na nie wpadasz przez króliczą norę w bajkowy, kolorowy świat jej wyobraźni.

W zeszłym tygodniu miałam tę niesamowitą przyjemność porozmawiać z Jolą przez telefon i zadać jej parę pytań, by wam i sobie, przybliżyć jej postać i jakże bogatą osobowość.
Niesamowicie przejęta, słuchałam i pochłaniałam każde słowo. Jej ciepły i pełen entuzjazmu głos obudził coś we mnie. Bo ludzie są największą inspiracją.


Co jest twoją pasją?

18 lat już robię to co robię i ciężko sobie wszystko przypomnieć. Ale dobra. Musimy się cofnąć daleko, do zeszłego stulecia. Dla ludzi z wyobraźnią, w tamtych czasach jedynym łącznikiem między światem mody i show biznesu była telewizja, takie magiczne pudełko. Ja wychowywałam się w małej miejscowości i dla takiej dziewczynki jak ja to był niesamowity, magiczny świat. I ja ten świat, te obrazy pokochałam. Bo to był i jest świat ludzi, którzy robią ładne rzeczy. To były czasy programu Kocham Kino, Tomasza Raczka i Grażyny Torbickiej, DKF-ów, czas wielkich reżyserów jak Krzysztof Kieślowski i Zbigniew Kałużyński. I mając osiem lat wiedziałam, że chce być reżyserem i tworzyć takie obrazy jak oni. Bo teraz komunikujemy się właśnie przez obrazy, to jest nasza dominująca forma przekazu. Zaczęłam więc szukać drogi by zrealizować to marzenie.

Trafiłam na dziennikarstwo i w 2003 roku wybrałam specjalizację jako stylistka lifestylowa. Od 18 lat pracuje dla VIVY. I tu się spełniam. Nie wyobrażam sobie dnia, w którym nie stworzyłabym przynajmniej setki obrazów. W mojej głowie zbyt dużo się dzieje. Muszę to z siebie wypluć bo
inaczej jestem chora. To jak obsesja. Jestem jak alkoholik, tylko uzależniona od tworzenia a nie od butelki. Bez tego nie mogę funkcjonować. I właśnie czasy estetyki postpeerelowskiej w których dorastałam sprawiły, że marzyłam żeby tworzyć takie obrazy jak w VANITY FAIR i VOUGE'u amerykańskim. Uważam, że ludzie zasługują na piękno, którego jest dookoła tak mało. Przez siedem miesięcy w roku otacza nas szarość. Czuję się wręcz zobligowana by właśnie pokazywać ludziom to co piękne, co cudowne, bajeczne. By wyróżniać ludzi w ładnej rzeczywistości.

Moje czasy to Carrie Bradshaw i Sex w wielkim mieście. Przy tym serialu po raz pierwszy zetknęłam się z czymś takim jak tworzenie wizerunku gwiazdy, który zawładnął milionami widzów. Świat Carrie Bradshaw był tak cudnie wystylizowany, że zachwycał. Jego bohaterki, a zwłaszcza Carrie, były ucieleśnieniem mody i stylu życia glamour. Miałam tę ogromną przyjemność pracować z Patricią Field, kobietą, którą projektowała kostiumy właśnie do tego serialu. To było tutaj, w Warszawie w 2008 roku. Niesamowite doświadczenie.

Dziś mogę bawić się swoimi lękami, swoimi demonami z przeszłości i zamieniam je w te bajeczne obrazy. Moje stylizacje to nie tylko stylizację, to coś więcej, przynajmniej taką mam nadzieję. To tworzenie nowej rzeczywistości, nowego świata, w który wchodzę wraz z resztą ekipy i razem współtworzymy coś wyjątkowego.

Co cię inspiruje?

Największą inspiracją są ludzie. Ich Instagramy, ich profile, strony internetowe. To nie tylko zdjęcia czy słowa, ale ich historie. Oczywiście fotografie Alexi Lubomirskiego, Tima Walkera, Mario Testino czy Annie Leibovitz. Kocham, obrazy Rothko i jego kolorystkę świata. Oglądam pokazy mody, nowe kolekcje choć raczej nie jeżdżę na nie do Mediolanu i Paryża. VIVA to nasz, lokalny magazyn. W sumie mogłabym jeździć sama, bo kiedy oglądasz to wszystko na żywo, to nie tylko cieszysz oczy, ale wchodzisz w to jakby głębiej, wewnątrz tego świata. Ja jednak jestem tu, w Warszawie i też nie mam problemu ze znalezieniem inspiracji. Może już nie te lata. Nowe pokolenie jest naprawdę cudowne, ale już nie do końca je rozumiem. Jakby na pokaz mody z lat 80 czy 90 wszedł ktoś ubrany w obecne stylizacje, to uznaliby go za kloszarda, prawda? Ja po prostu już nie nadążam za zmianami. Dlatego podziwiam wielkie marki jak Channel, Dior, które pomimo upływu czasu, dostosowują się do zaistniałych zmian i dalej mają silną pozycję. Moda stała się totalnym manifestem. Daje ci możliwość nakładania wszystkich stylów. Ja to rozumiem, uwielbiam, ale nie jest to już moja bajka. Kate Moss w latach 80 jako alternatywę dla sukni wieczorowej i diamentów zakładano dżinsy i tank top. To był szczyt glamour'u dla mojego pokolenia. Nikt by jej nie założył klapek z futrem do sukni czy sneakersów Balenciagi. A dziś jest tolerancja na modę.

Jak siebie stylizujesz?

Wcale. Pomimo tego, że uwielbiam barwne rzeczy to sama często nosze czarne ubrania. Nie lubię kupować ciuchów dla siebie. Nie kręci mnie to. Kiedy chodzę po bazarkach czy sklepach i szukam czegoś, marzę o czymś, to cała ta pogoń bardziej mnie kręci niż noszenie tego. Wolę ubierać, bawić się stylizacjami. Moje modelki ubieram jak lalki. Tworze własne bajkowe obrazy. Jak przy ostatniej sesji blogerek. Miałam moje pięć lalek, które mogłam przebierać i ubierać jak chciałam i dać upust swojej wyobraźni. Miałyśmy przy tym mnóstwo frajdy.

Tworzysz, jesteś artystką. Masz czasem chwilę zwątpienia w to co robisz? Miewasz wątpliwości czy to co stworzyłaś, jest dość dobre?

Kochanie, oczywiście. Codziennie. Codziennie.

Jak sobie z tym radzisz?

Jak sobie radzę? Słuchaj, gdy robisz coś co uwielbiasz, co jest twoją pasją, to robisz to dalej pomimo zmęczenia i wątpliwości. Nie ma znaczenia czy jesteś 18 godzin na nogach, co mi się często zdarza bo mam dobry kontakt z fotografami z całą ekipą i lubię tam być, brać czynny udział w sesjach. Ja uwielbiam pracować.

Chodzę też na spacery. Ładuję baterię. Od dwóch miesięcy z moim czarnym labradorem, Szymkiem. Uwielbiam przyrodę. To mnie nakręca. Bo nie o to chodzi, żeby siedzieć w pałacu jak Lagerfeld, ale by wyjść do świata i zobaczyć jego piękno.

Jedynym problem może być moje ciało, które już czasem odmawia mi posłuszeństwa. Plecy bolą, nogi odpadają. Oczywiście dbam o siebie, robię ćwiczenia wzmacniające, stretching, ale to już chyba te lata.

Jaki cel przyświeca twojej pracy?

Mój cel jest jeden. Chce wzbudzać pozytywne emocje. Za dużo jest uprzedzeń i brzydoty na tym świecie. Chce żeby moje obrazy, to co robię, wzbudzało euforię. Zdaję sobie sprawę, że są komentarze, że jest hejt. Ale ja uważam, że język obrazu jest wolny od krytyki. Nie przestaję się jednak uczyć. Cały czas muszę się rozwijać. I jak każdy artysta, mieć swoje zdanie i swój własny język.

Od czterech lat prowadzę mój Instagram i to moja obsesja. Kręci mnie mój wypracowany profil lifestylowego glamour'u. Mogę się tam dzielić sobą, swoją bajeczną wyobraźnią.

Co jest koło ciebie jak kładziesz się spać?

Ha! Mój mąż oczywiście. Mój ukochany, wariacie. Mój mąż, który jest dla mnie przyjacielem, moim talizmanem życiowym.

Nad łóżkiem mamy obraz całujących się aniołów. Kojarzy mi się z Paryżem i z atmosferą Montmartre'u, którą ubóstwiam. A obok, z mojej strony, wisi kolejny, przedstawiający hinduski
ślub.

Masz swojego mentora?

Wiesz co? Kocham ludzi, którzy każdego dnia znajdują coś nowego, zaskakującego w tym co ich otacza. I potrafią być tym oczarowani. Moimi mentorami są też wielkie marki i ludzie, którzy za nimi stoją jak Dior. Miał 41 lat kiedy zaczynał na nowo zakładając swój własny dom mody. Lubię takich twórców jak Diane von Furstenberg. Zapytana, dlaczego stworzyła swoją słyną, wiązaną sukienkę, tak zwaną szmizjerkę, powiedziała, że wiesz, to były czasy kiedy kobiety myślały jak się szybko rozebrać, a nie ubrać. Rozumiesz?To były lata 60, 70 zeszłego stulecia.

Jak wygląda twój poranek. Co robisz zaraz po przebudzeniu?

Zamykam się w łazience z kawą albo herbatą mate. Robię sobie medytację wdzięczności siedząc w wannie pełniej pachnących soli. Poważnie. Dziękuje za to jak wiele mam w swoim życiu, skupiam na tym myśli. Czasem coś czytam. Zawsze też planuje swój dzień, jak będzie wyglądał.

Kochasz obrazy, uwielbiasz kino. Jakiś ulubiony film?

Tak. Tak oczywiście. Obywatel Cane. To prześwietny film. I wyciągnięta z niego nauka. Przerób swoje dzieciństwo, swoje demony żeby stać się gigantem. Ale też Pół żartem, pół serio z Marilyn Monroe. Zwłaszcza ta scena kiedy ubrana w zwiewną sukienkę idzie chodnikiem. Wiem, że to totalnie dwa różne obrazy, ale co mogę poradzić. Może dlatego, że Pół żartem, pół serio to pierwszy film, który obejrzałam w kinie?

Plany na przyszłość?

O jezu. Mnóstwo. Ale nie mogę ci powiedzieć, bo się nie ziszczą. Ale chciałabym mieć taki kosmiczny statek z magicznym przyciskiem, by na przykład zabrał nas na kawę gdzieś w stolicy mody. Ale kto wie? Zobaczymy co będzie za rok. 

Jola poprosiła mnie na koniec rozmowy, bym ja napisała jej przyszłość. I może spotkamy się by zobaczyć co z tego wyszło?!

Ja jej przyszłość widzę jasno i wyraźnie. Niczym wróżka i Kopciuszek w jednym, za sprawą magii będzie malować świat. Własna publikacja? Może kolekcja jej marzeń sennych, stylizacji i charakteru w pięknie wydanym albumie? Jedno jest pewne. Jola nie jest zwykłą kobietą, a Mistrzynią, która inspiruje, która odkrywa piękno. Nawet tam gdzie nikt by się go nie spodziewał.

"Świat jest przepiękny a czasu tak mało by go całego poznać, zobaczyć." - mówi moja rozmówczyni. 

Jak najświetniejsi tego świata, zna moc wdzięczności. Jej obrazy, to co tworzy, jest dowodem tego jak ogromną odwagą musi się wykazywać. Bo zajrzeć w jej stylizacje, jej obrazy, to jak zajrzeć w jej duszę, w jej wnętrze. Możemy ją zobaczyć w całej okazałości. I to według mnie, klucz jej sukcesu. Nie wiem czy boi się czy nie swojej wrażliwości, ale pokazuje ją. Tylko kiedy otwieramy się, i opowiadamy swoją własną historię z sercem na dłoni, możemy naprawdę
znaleźć radość w życiu. Tylko wtedy możemy znaleźć swoje miejsce i poczuć, że gdzieś przynależymy.

Świat jest piękny i ja w to wierzę. Tylko my jesteśmy wyjątkowo uparci i we wszystkim doszukujemy się brzydoty, nawet - a może przede wszystkim w sobie. Więc bierzmy przykład z Joli. Bądźmy odważne! Nie bójmy się swojej wrażliwości.






Komentarze