75 UCZENNICA - Lekcja 5



Cały dzień po wyjść z biura Szafrańskiej miałam jej słowa w głowie. Jak odtwarzane z płyty, słyszałam je w kółko i w kółko.
Kiedy siadałam przy swoim biurku i patrzałam kątem oka na Monikę. W mojej głowie już powstawał komentarz do mojej rzeczywistości. Oczywiście negatywny. Kiedy szłam do domu, i mijałam kobiety ubrane w garsonki na wysokich obcasach. Kiedy widziałam jak faceci na światłach oglądali się za pięknymi, zgrabnymi kobietami. Kiedy kupowałam sobie fajki w sklepie pod moim blokiem i widziałam okładkę ostatnich magazynów biznesowych, albo gorzej, magazynów fitness, to w głowie wręcz czułam stado, hordę mrówek, która zatruwała moje myśli. 
Ale idąc po schodach zdałam sobie sprawę z tego, że tak jak mówiła Szafrańska, moje myśli mają wpływ na moje życie. Z całą tą hordą mrówek w głowie, z myślami typu …" jestem gorsza," "to nie dla mnie," "nie dla psa kiełbasa," "nie jestem dość dobra, dość ładna, dość zdolna, dość mądra," z tymi myślami nie mogłam działać. One mnie paraliżowały, kąsały jak mrówki faraona.

I wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego co się dzieje w mojej głowę, jak i dlaczego, nagle odzyskałam swoją przestrzeń. Mrówki nie zniknęły, ale jakby stały się mniejsze i zeszły na drugi plan.

Weszłam do domu, jak zwykle pustego, i stanęłam zrezygnowana. Znów to samo. Te same obowiązki, te same czynności, które odciągały mnie od czegoś przyjemniejszego, bardziej pożytecznego. Stojąc tak chwilę, patrząc na te ponure ściany, stare meble i niezbyt wyszukane dodatki z chińskiego marketu, nie czułam się wcale zmotywowana. Czułam się jak dno, z którego nie mogę się wyrwać. I znów te mrówki. Tupnęłam nogą. Niespodziewanie. Ten ruch był tak nieoczekiwany, że aż mnie przestraszył. Sama siebie sabotażowałam. I choć nie miałam pojęcia czy zmiana myślenia coś mi da, to na bank wiedziałam jedno - obecny stan mojej głowy nigdzie mnie nie zaprowadzi.

Wyciągnęłam mojego laptopa z szuflady, na you tubie wpisałam hasło "do tańca" i kliknęłam w pierwszy link. Rytmiczne dźwięki instrumentów dętych i perkusji zespołu Poparzeni Kawą Trzy ( oryginalna nazwa, nie ma co ) poruszyły moim ciałem. I z melodią na ustach zrobiłam wszystko to co zawsze tylko szybciej i chyba może i lepiej. Kiedy siedziałam nad parującym talerzem spaghetti bolognese miałam na ustach nieśmiały uśmiech. Czemu? Bo tańcząc, sprzątając i gotując jednocześnie cały czas walczyłam z myślami. Zamiast myśleć, że robie wszystko jak za karę, dla innych, którzy tego nie zauważą, nie pochwalą i a nawet może i nie docenią, to robiłam wszystko dla siebie. Bo przecież i ja tu mieszkam, i ja muszę coś jeść. Moi rodzice niewiele mówią, ale nie wiem co dzieje się w ich głowie. Czy zauważą moje wysiłki dopiero jak ich zaprzestanę? Jak wejdą do nieposprzątanego mieszkania, w którym nie będzie czekał gorący obiad? Czy może doceniają cały czas, po prostu nic nie mówią? Ale czy ja doceniam ich? Czy ja mówię im jak bardzo jestem wdzięczna za ich pracę? A jestem wdzięczna? 

W mojej głowie raczej górują myśli dotyczące tego czego nie ma w moim życiu, na co mnie nie stać i czego nigdy nie będę w stanie doświadczyć, niż tego co mam. A przecież mam wiele za co mogę być wdzięczna. Jestem zdrowa. Nigdy nie miałam problemów ze zdrowiem. Nie chorowałam. Pomimo nadwagi, palenia, niezróżnicowanej diety i raczej mało aktywnego trybu życia, jestem zdrowa. Ale nie korzystam z tego. Moje nogi są rozleniwione, moje ręce obwisłe, słabe a ciało pokryte sporą warstwą zbędnego tłuszczyku.
Mam oboje rodziców, którzy są ze sobą już tyle lat a którzy rzadko się kłócą. Zawsze stawiali mnie na pierwszym miejscu. Przynajmniej tak jak potrafili. Nie byli wzorowymi rodzicami, ale nauczyli mnie wszystkiego co umieli i dali wszystko co mieli. A że mieli nie wiele a umięli jeszcze mniej, to już życie. Nie mogę ich za wszystko obwiniać.

Kiedy padnięta, przebrana w koszulę nocną wkulnęłam się pod kołdrę, miałam ochotę już tylko na sen. Zamknąć oczy i odpłynąć. Moja głowa była pełna myśli i chciałam je choć na chwile zatrzymać. Ale ocknęłam się w ostatnim momencie, sięgnęłam po laptopa który leżał na stoliku przy łóżku i odpaliłam przeglądarkę. Moje ograniczone myślenie hamowało moje życie. Więc to właśnie wpisałam, dodałam do tego słowo TED, i kliknęłam w pierwszy klip. Nie był długi. Ale po angielsku, z polskimi napisami. No dobra. Jeden wykład i niuniu. Ale nie spodziewałam się tego, że paręnaście minut może tak mną wstrząsnąć.

Pomad dwie godziny siedziałam przed ekranem laptopa nim wreszcie usnęłam z głową w dłoniach na klawiaturze. Zapłakana, zszokowana i kompletnie rozdygotana. Kiedy się obudziłam było już po 11. Zadzwoniłam od razu do biura i skłamałam, że mam jelitówkę. Ogarnęłam się szybko i wyszłam z domu. Dusiłam się w czterech ścianach.

Poszłam nad Wisłę tak bez celu, tak po prostu. Z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach patrzałam przed siebie na horyzont, na innych ludzi, na własne dłonie. 

Cały czas wydawało mi się, że wiem jak wygląda życie. Wiedziałam co jest możliwe a co nie. Wiedziałam jacy są ludzie. Wszystko było takie znajome i oczywiste. Takie realne i przyziemne. By być kimś, trzeba się kimś urodzić - myślałam. 
Ludzi dzieliłam na dwie grupy - tych na górze i tych na dole. Jedni pracują na drugich, by tamci mogli korzystać z życia. Tak już jest i tyle. Nic nie mogę zrobić. Swoją bezradność tak łatwo było mi wytłumaczyć. Własne lenistwo, brak chęci, brak motywacji zganiałam na życie, na warunki. Przecież nic nie jest moją winną. 

I tak użalając się na sobą, w pędzie, bez namysłu, szłam przez życie jak na autopilocie. Zero refleksji za to tysiące ale. Moją ulubioną rozrywką było szukanie tych, którzy mają ode mnie lepiej. A w chwilach totalnej doliny, tych którzy mają ode mnie gorzej. W zależności od potrzeby, zawsze się ktoś znalazł. 

I nagle, niespodziewanie, zobaczyłam, że są na świecie ludzie, realni ludzie, którzy nie załamali rąk, tylko z własnej tragedii zrobili coś pożytecznego. Użyli jej żeby być lepszym, silniejszym. By zrobić świat piękniejszym dla siebie, ale przede wszystkim dla innych.

Ludzie, którzy z zero zrobili milion, którzy nie bali się sięgnąć po marzenia. A ja bałam się własnego cienia.

Usłyszałam o rzeczach, pomysłach i ideach, o których wcześniej nie miałam pojęcia. Zrozumiałam teraz co miała na myśli Szafrańska każąc mi tego słuchać. Nie ma lepszego sposobu na oświecenie niż zobaczyć je i doświadczyć na własnej skórze. 

Bardzo długo płakałam tej nocy, nim usnęłam wykończona i zdołowana jak nigdy wcześniej w swoim życiu.

-Z tygodnia na tydzień, zamiast lepiej to wyglądasz coraz gorzej. Podkrążone oczy, zmęczona twarz i spojrzenie jakbyś miała umrzeć. Co się dzieje Leti? - pyta Szafrańska w poniedziałek rano, kiedy mijając mnie na korytarzu, kazała mi natychmiast do siebie przyjść.
-Nic. 
-Jak to nic? To czemu wyglądasz jakby cię z krzyża zdjęli?
-Nie wiem.
-Znowu to nie wiem. Letycjo, masz dwa wyjścia. Albo będziesz to dusić w sobie albo się wreszcie otworzysz. Nie jestem ci w stanie pomóc, jeśli nie wiem o co chodzi. Masz jakieś problemy rodzinne? - pyta z wyraźną troską w głosie.
-Nie. W sumie to przez Panią. Po trochę... - mówię cicho spoglądając w jej kierunku. Cieżko mi się mówi. Boje się, że zaraz znów się rozpłaczę.
-Przeze mnie...? - pyta zadziwiona.
-Tak. Przedwczoraj cały wieczór słuchałam tych Pani TedTalków. Nie wiem czy taki był Pani cel, ale jeżeli celem było uzmysłowić mi że zmarnowałam tyle lat na użalanie się nad sobą kiedy inni biorą się w garść to się Pani udało.
-I dlatego wyglądasz jak własny cień? Bo użalasz się jeszcze bardziej?
-Nic nie mogę na to poradzić. Nie umiem przestać. Po prostu nie umiem. Może po prostu ja taka już jestem. Może po prostu ja jestem tylko sobą i nigdy w życiu do niczego nie dojdę?! - krzyczę ze łzami w oczach. Wszystko mnie w środku boli.
-Letycjo. Czemu uparcie twierdzisz, że jesteś gorsza od całej reszty świata? Czym niby się różnisz? Masz te same...
-Co te same? Proszę na mnie spojrzeć! Jestem odrażająca. Nic we mnie nie ma! Nic! Kompletnie nic! Nie jestem ani ładna, ani mądra, ani zdolna. Potencjał, który Pani we mnie niby widzi to jakaś bujda!

Nie mogę powiedzieć, ani wykrzyczeć już ani słowa. Uczucia wylewają się ze mnie powodzią. Chciałabym zniknąć. Zapomnieć. Przestać istnieć choć na chwilę. Całe życie byłam niewidzialna dla innych. Całe życie wszyscy mnie mieli za nic. Włącznie ze mną. I tak się dziś właśnie czuje. Uwierzyłam innym, uwierzyłam im w to, że jestem nikim. Nie widzę już dla siebie nadziei.
Nie mija chwila jak czuję ciepłe raniona tulące mnie do ciepłego ciała. Zatapiam się w jej miękkim swetrze, w jej cieple, w jej delikatnym zapachu. Świeżym, subtelnym. I pozwalam sobie płakać.

-Płacz dziecinko. Wyrzuć to z siebie... - szepce mi do ucha Szafrańska tuląc mnie mocno, klęcząc przede mną.
-Czemu to Pani dla mnie robie? Czemu tu Pani jest? - mówię przez łzy kiedy już się trochę uspokoiłam.
-Bo nikt nie zasługuje na to by tak cierpieć. Nikt nie powinien mieć się za nic. Ale w dzisiejszych czasach tak właśnie się czujemy. I wszystkich wokół ciągniemy za sobą w dół. A ja chcę cię wciągnąć do siebie, na górę. Bo na to zasługujesz - Szafrańska mówi cicho. Jej głos jest ciepły, ale zdecydowany. Łatwo jej zaufać. Ale czy ja jestem w stanie to zrobić?
-Skąd Pani wie, że zasługuje? 
-Bo każda kobieta na to zasługuje. Ale łatwiej jest uwierzyć innym kiedy cię krytykują. Podlewają to ziarenko zwątpienia w tobie a ty pozwalasz mu kiełkować. 
-Jak mogę tak po prostu przestać? Jak to zrobić?
-Krok za krokiem, dzień po dniu. Nic się nie dzieje od razu. Całe życie powtarzali ci, że jesteś nic nie warta a ty im uwierzyłaś. Teraz musisz sobie powtarzać, że nie mieli racji. I musisz w to uwierzyć.
-A jak? Jak ja mam to zrobić?
-Udowodnij sobie, że nie jesteś taka beznadziejna. Tylko nie pytaj mnie znowu jak. Ogarnij się. Wróć do pracy. Mam teraz coś do zrobienia. Po pracy czekaj na mnie przy wyjściu. Ok?
-Ok.

Monika spojrzała na mnie z uśmiechem na twarzy. Nie wiedziałam czy był fałszywy czy nie, wolałam nie wiedzieć, ale byłam szczęśliwa, że o nic nie pyta. Musiałam wyglądać jak chodząca porażka. Wróciłam przed swoje biurko.  Wzięłam parę głębokich wdechów i wsłuchałam się w rozmowę Moniki z klientem. Nieśpiesznie wróciłam do swoich obowiązków.

-Odwróć się do mnie -niespodziewanie wyrywa mnie z mojego transu Monika.
-Co się stało? 
-Nic. Tylko wyglądasz raczej średnio. Pozwolisz mi to naprawić?
-Chyba szkoda twojego czasu.
-Mnie nie. To co? Mogę? - mówi pokazując mi pędzelek do pudru.

Nie mówię nic tylko kiwam głową. Nigdy wcześniej nikt mnie nie malował. Sama raczej tego też nie robię. Tusz do rzęs i tyle. Zamknęłam oczy i dałam jej swoją twarz i cierpliwość, choć to było raczej przyjemne.

-Ok. Teraz to rozumiem - powiedziała z zadowoleniem po jakiś piętnastu minutach.
-Mogę zobaczyć?
-Ha, to twoja twarz. Myślę, że nie musisz mnie pytać.

Wstałam i poszłam do lustra w holu. Na początku nie wiedziałam na kogo patrzę. Moje ubranie, nie do końca dobrane, moja okropna figura ale twarz jakby obca. Wyglądałam ładnie. Na prawdę ładne.

-Widzisz? Parę minut i jesteś innym człowiekiem. Jak chcesz mogę cię nauczyć. Mam w domu dużo próbek i kosmetyków, które nie pasują mi do cery ale może tobie by pasowały. Kiedyś byłam konsultantką firmy kosmetycznej przez krótki czas. Chyba co nie co umiem.
-Dziękuje, byłoby super -mówię cicho -Naprawdę ci dziękuje - patrząc jej w oczy chciałabym pokazać jej jak bardzo jestem jej wdzięczna.
-Spokojnie. Będzie lepiej. Początki są trudne.
-Co?
-Kiedyś ja byłam na twoim miejscu.... Poczekaj...- mówi i idzie do swojej torebki. Wyjmuje coś z portfela i podaj mi - Mam to zdjęcie zawsze przy sobie. Żeby nie zapomnieć.
-Nie zapomnieć? Czego?
-Tego, że wszystko jest możliwe.
-Nie rozumiem.
-To jestem ja pięć lat temu. Kiedy wyszłam z bidula byłam zagubiona, ale jakoś dawałam sobie radę. Studiowałam wieczorowo, pracowałam w supermarkecie, jakoś się utrzymywałam. Kiedy poznałam Szymona mój świat zawirował. Zakochałam się na zabój. Kiedy rok później mnie zostawił, bez specjalnego powodu. Że tak będzie lepiej, że do siebie nie pasujemy. Kiedy poznałam Małgosie byłam bliska samobójstwa. A teraz? Robię to co lubię, za miesiąc wychodzi moja pierwsza książka dla dzieci, mam dom, faceta, który mnie kocha i szanuje i tysiące planów na przyszłość. Ale to i tak nie opisuje tego co zmieniło się tu, i tu - Monika pokazuje na swoje serce i na swoją głowę.
-Teraz mi głupio. Bo wiesz, jak cię zobaczyłam to myślałam, że ... - zaczęłam się tłumaczyć.
-Wiem. Rozumiem. Robiłam tak samo. Dobra muszę wracać do pracy. Na prawdę ślicznie wyglądasz. Trochę nad sobą popracujesz i sama się nie poznasz.
-Dziękuje... naprawdę.

Nic nie odpowiada tylko daje mi mocnego przytulasa i wraca do siebie. Ja robię to samo. 

Parę godzin później czekam przed wejściem na Szafrańską. 

-Co za transformacja! Popieram.
-Ja też. Ale to zasługa Moniki.
-Pięknie wyglądasz. Do twarzy ci. Ale dobra, idziemy.
-A gdzie?
-Zobaczysz.

Jest tajemnicza jak nigdy wcześniej. Ale nie zadaje pytań. Szczerze powiedziawszy byłam przekonana, że pójdziemy gdzieś porozmawiać, że będziemy dalej bawić się w analizowanie i pozytywne myślenie.
Zamiast tego poszłyśmy na stołówkę przy Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Założyłam posłusznie biały fartuszek jak z poprzedniej epoki i ramię w ramię z Szafrańską wydawałam obiad biednym, starszym ludziom, którzy dziękowali mi szczerym uśmiechem. Całe popołudnie robiłam coś czego się kompletnie nie spodziewałam - uśmiechałam się.

Po dwóch godzinach Szafrańska odwiozła mnie swoim autem do domu. Dostałam porcję dla siebie i rodziców bo w domu nie było nic do jedzenia.

-Najlepszym sposobem na zły dzień jest dać innym to czego ci najbardziej brakuje.
-Czyli?
-Radość. Uszczęśliwiłaś dziś wiele osób. I świetnie się z tym czułaś. A zawsze jest coś co możesz zrobić dla innych. Nie muszą to być pieniądze. Możesz oddać swój czas, swoją uwagę tym, którzy jej potrzebują. A dzięki temu wyciszysz swoje złe myśli i przerwiesz błędne kółko w którym trwałaś. Wiem, że jest ciężko zapanować nad bałaganem jaki masz w głowie. Ale jest to możliwe. Ja jestem tego przykładem, Monika jest jak i tysiące, miliony innych. Pierwsze co musisz zrobić to uwierzyć. A teraz mykaj do domu. Aaa... jak będziesz słuchać kolejnych wykładów, to nie porównuj ich ze sobą a potraktuj je jak napęd, jak okno na świat. 
-Spróbuje. Do widzenia.
-Na razie .

Patrzałam jeszcze chwilę jak odjeżdżała swoim Audi niknąc w ulicznym korku. Zastanawiałam się 
jak ta kobieta kiedyś mogła być mną. Ale póki co nie będę sobie tym zaprzątać głowy. Wbiegłam po schodach na górę pierwszy raz czując w sobie cień nadziei i ciekawość tego co przyniesie jutro.



Komentarze