53 Kocham to co robię! - Justyna Hexadecymalna




W serii  Kocham to co robię! zapraszam was na historię Justyny, bardzo kobiecej motocyklistki, która przemierza świat na dwóch kółkach! Justyna to kobieta, która mnie inspiruje tym, iż jak mówi jest sobą w swoim świecie. Głód życia kieruje jej decyzjami. Znalazła w sobie odwagę by szukać tego co przyniesie jej spełnienie, co nada jej życiu sens. I znalazła.  Więc czytajcie, i szukajcie. Takiego głodu życia życzę i wam.

Myślę, że mówienie o motocyklizmie w moim wyobrażeniu to nie jest mówienie o hobby, a o stylu życia. Moją pasją jest głód życia, otwarta głowa, korzystanie z tego co jest w zasięgu moich możliwości, a pomagają w tym motocykle.

Trzy lata, od kiedy jestem motocyklistką, utwierdziły tylko w przekonaniu, że jest to moja droga życia. Konsekwencje wyborów i kompromisy na jakie chodzę są rekompensowane tym co dostaję w zamian. Jestem po prostu sobą w swoim świecie. Z pośród wszystkich odmian motocyklizmu wybrałam podróżowanie. Do tej pory tylko motocyklem odwiedziłam 10 państw i choć jeżdżę sama nie czuję się samotna, a głód przygód rośnie.

Moja praca zawodowa nie jest połączona z motocyklami, chociaż sprawia mi ogromną przyjemność. Jest za to wspólny mianownik pomiędzy nią, a drogą motocyklową – to wymaganie bycia kreatywną, przewidującą i wytrwałą.

Jak wspomniałam wcześniej motocykle są w moim życiu od trzech lat, ale od kiedy pamiętam szukałam w życiu czegoś więcej niż utarte schematy narzucane przez społeczeństwo. Zdobycie się na odwagę by iść swoją drogą zajęło mi trochę czasu i wymagało pracy nad sobą. Marzyłam o tym by poczuć, że to co robię jest zgodne ze mną i szukałam tego w nauce tańca, nurkowaniu, w tradycyjnym podróżowaniu, zwiedzaniu. Teraz niewiele się zmieniło, nadal jestem bardzo aktywna tyle, że towarzyszy mi przy tym motocykl. Nadal tańczę na ulicach południa, zwiedzam pomniki historii, jeżdżę w góry, nurkuję i sięgam po kolejne marzenia. W 2016 roku prawie trzy miesiące spędziłam w podróżach (sprzyjały mi w tym plany urlopowe jak i delegacje), w tym roku zwolniłam tempo, wiązało się to min. z zakupem nowego motocykla, ale był to czas równie intensywny.
Motocykl narzucił mi duży rygor w planowaniu czasu i życia w ogóle. Owszem mam tę przyjemność brania urlopu pod kątem planów motocyklowych, czasem pojadę na delegację na dwóch kółkach czy wezmę dzień wolny w środku tygodnia tylko po to by pojeździ, bo akurat pogoda dopisuje. To jest duży komfort, a umiejętność zarządzania czasem bardzo się przydaje.

Na przestrzeni roku żyję w dwóch systemach. Pierwszy to ten kiedy jeżdżę motocyklem czyli pomiędzy marcem, a listopadem, wtedy w dużej mierze weekendy przeznaczone są na wyjazdy bliższe i dalsze, w domu bywam gościem. Pomaga mi w tym to, że mieszkam blisko gór (Sudety) i przejazd po pobliskich przełęczach jest przyjemnością na „wyciągnięcie ręki”. Drugi okres to ten zimowy kiedy nadrabiam zaległości w codzienności, nadrabiam nowości filmowe, remontuję mieszkanie, szukam inspiracji na nadchodzący sezon. Mając na uwadze, że po drodze są święta to ten wolny bezmotocyklowy czas bardzo się kurczy. 

Mam też taki plan by odważyć się w końcu na zimowe przejażdżki, bądź spakować motocykl i pojechać w stronę np. Hiszpanii w okresie noworocznym. Bezsprzecznie prowadzę też normalne życie w którym pracuję, płacę rachunki, piorę, sprzątam i martwię o bliskich.
Moja pasja zaczęła się od założenia rękawic motocyklowych. Nie interesowałam się wtedy motocyklami, ale podarowałam je w prezencie i po rozpakowaniu ich po prostu przymierzyłam. Były sporo za duże, o charakterze sportowym (wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego na jak wiele kategorii dzieli się motocyklizm) i sprawiły, że naszła mnie taka myśl, że strój motocyklisty to trochę taki strój kosmonauty i musi być w tym coś magicznego, trochę nadludzkiego. To było dokładnie 04.03.2015 roku, a tydzień później już wiedziałam, że chcę zostać motocyklistką i tak to się zaczęło - Od jednej pary rękawic, niekoniecznie rzuconych jak to było według średniowiecznego obyczaju rycerskiego, gdzie rzucenie rękawicy oznaczało wyzwanie na pojedynek, a podjęcie jej – przyjęcie wyzwania.

Kto cię mnie zaraził? Inny motocyklista. Ciekawym jest to, że pierwszą przejażdżkę motocyklową wspominam bardzo źle. Miałam pożyczony za duży kask, cienkie ubranie, siedziałam z tyłu jako pasażer i nie bardzo wiedziałam jak się zachować.  Kierowca nie ułatwiał mi zadania gdyż niekoniecznie płynnie prowadził swoją, wtedy nową ponad 100 konną maszynę. Myślę że gdyby nie moja ciekawość jakby to było kierować samej, uciekłabym gdzie pieprz rośnie. Dwa tygodnie później w swoim kasku pierwszy raz zasiadłam za sterami maleńkiej Yamaszki i rozpoczęłam przygodę z nauką jazdy na motocyklu.

Bardzo podziwiam otwarte umysły, obieżyświatów, ludzi dla których nie ma granic. Nie myślę o szaleńcach, ale o ludziach, którzy dążą to realizacji swoich marzeń, którzy wyznaczają nowe cele, wyzwania i realizują je. Nie są to tylko osoby które są związane z motocyklizmem, ale każdy kto oddaje się swojej pasji, poświęca się jej, pokazuje że szczęście to żyć świadomie. Ostatnio przyglądałam życiorys Gertrude Bell i podziwiam jej odwagę oraz determinację. W czasach kiedy żyła jej dokonania były czymś niezwykłym i wychodzącym poza utarte schematy.

Czytam dosyć dużo publikacji związanych z moją pracą zawodową, ale biblioteczka motocyklowa rośnie z roku na rok. Pierwszą publikacją jaką dostałam były „Strategie uliczne”. Było to na chwilę przed rozpoczęciem kursu na prawo jazdy i miała mnie lekko ostudzić w tej gorączce przygotowań. Przeczytałam ją w dwa popołudnia i pamiętam, że chciałam dyskutować o każdym przestawionym w książce przypadku. Teraz trochę się podśmiewam z siebie, ale faktem jest, że dzięki teorii zawartej w książkach motocyklowych wiem jak się zachować w trudnych sytuacjach, a takich było wiele. Teraz polecam komu mogę Motocyklistę doskonałego, to takie kompendium wiedzy dla każdego. Perełką w kolekcji jest zaś Adventure motorcycling handbook. Książa ta jest biblią każdego moto podróżnika, pisana przez praktyka i regularnie uaktualniana np. o sytuacje polityczne na terenach spornych czy dokumenty potrzebne do przemieszczania się pomiędzy państwami dla kierowcy jak i motocykla.

Motto? Tak! Idealnie daje kopa w chwilach trudnych : 
„Nie ma szans, byś dostał ten dzień raz jeszcze”







Komentarze

  1. Pozdrawiamy Justine ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna historia "zarażenia się" pasją do motocykli. Motto „Nie ma szans, byś dostał ten dzień raz jeszcze” do mnie przemawia.

    OdpowiedzUsuń
  3. To motto też mi się spodobało. A miłość do motocykli najlepiej rozumieją motocykliści.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz