46 Koszmar
Nigdy nie pada 365 dni, ale też nigdy nie świeci słońce przez całe rok. Zima zawsze
przychodzi. Nie możesz tego zatrzymać. Ale możesz się na nią przygotować, postarać się by
była delikatna, niesroga.
Kiedy byłam nastolatką bałam się szczęścia. Bałam się tego, że kiedy pozwolę sobie
rozkoszować się tą króciutką chwilą czystej radości, to upadek będzie zbyt bolesny.
Każdy
uśmiech przychodził wraz ze strachem, niszczycielskim, trawiącym od środka strachem.
Przed czym? Przez bólem, cierpieniem, przed tym że tym razem nie podniosę się z klęczek.
Kiedy byłam już matką i żoną, kiedy miałam wszystko poukładane w życiu, w głowie dalej
miałam bałagan.
Niby dorosłam, ale jednak nie tak do końca. Bardzo często czułam się mała dziewczynka,
która tylko udaje dorosłą. A każde udawanie źle się kończy. Prawda zawsze wychodzi na
jaw.
Jako kobieta nie bałam się tego, że już się nie podniosę, że nie dam rady. Bałam się strachu
samego w sobie, bardziej niż czegokolwiek innego. Że kiedyś mnie dopadnie i będę
bezbronna.
Skąd ten strach?
Wiele lat zajęło mi zrozumienie, że tak naprawdę czułam się zbyt kiepska,
przeciętna, niewarta niczyjej miłości. Niewarta troskliwości czy szczęścia.
Miałam wbudowane we własną podświadomość to, że ulewa zawsze przyjdzie w najmniej
spodziewanym momencie i dlatego cały czas o niej myślałam. Nie byłam w stanie się
cieszyć tak naprawdę, czuć szczerej radości, nie myśląc o tym co będzie później.
Kiedy poznałam Damian, zrozumiałam, po czasie, że strach jest i będzie, ale to moja
decyzja co z nim zrobię. Mogę robić swoje, i go przezwyciężać każdego dnia. A mogę mu się
oddać i zrezygnować z lepszego życia dla siebie i dla Hani.
Wreszcie zrozumiałam, że to co ja czuję, jaka jestem, jak się zachowuje, jak działam i co
myślę ma wpływ na nią. Nie mogę nauczyć ją szacunku do siebie samej. Nie mogę sprawić
by uwierzyła, że jest wartościowa i warta szczęścia i miłości, jeśli sama się taka nie czuje.
Jak możesz nauczyć kogoś, tego czego nie potrafisz?
Jak możesz pokazać komuś coś, czego sama nie widzisz?
Jak możesz dać to czego nie masz?
Ostatnie tygodnie były zwariowane. Każdego dnia odkrywałam siebie na nowo. To co
potrafię. To do czego jestem zdolna. Odkrywałam też na nowo swoje dziecko. Hania i ja
nigdy wcześniej nie miałyśmy tak silnej więzi ze sobą. Dziesiątki godzin tygodniowo
spędzonych na rozmowach, na płaczu, na wyznaniach i na zabawie. Choć miała skończyć
niedługo 8 lat, dla mnie była bez wiekowa. Nie ważne było ile ma lat, traktowałam ją jak
część siebie. Jak najcenniejszy skarb ale też jak i osobną, oddzielną osobę, która ma swoje
zdanie, swoje uczucia i poglądy o których nie miałabym pojęcia bez naszych rozmów.
Tak
często zakładałam, że ją znam, że wiem co czuje. Traktowałam ją kiedyś jak małe dziecko, a
jej uczucia brałam za pewniaka.
Nauczyłam się nic nie brać za pewne. Przestałam zakładać, że wiem, że rozumiem.
Zaczęłam pytać i słuchać odpowiedzi.
Pomimo własnego rozwoju, spokoju jaki czułam i chyba po raz pierwszy niczym nie
zakłóconego szczęścia, dzień po tym jak pożegnałam Hanię i Karola na lotnisku, a nad dwa
dni przed powrotem do rodzinnego miasta, do Damiana, obudziłam się w nocy cała mokra,
spocona od stóp do głów, z krzykiem.
Pierwszy raz od wielu miesięcy. Myślałam, że moje
koszmary odeszły na zawsze. Byłam pewna, że radzę sobie już dość dobrze ze strachem.
Moja podświadomość jednak nie była jeszcze w stu procentach przekonana.
W moim śnie, koszmarze właściwie, jednym z gorszych jakie miałam, byłam znowu
dziewczynką. Miałam może z jedenaście lat. W śnie leżałam w łóżku i słyszałam swoje myśli i
swój płacz.
Czułam swój strach, swoją pogardę wobec siebie. Słyszałam, jak błagam o to by obudzić się
w innym miejscu, w innym ciele, w innej rodzinie. Niczego nie pragnęłam tak bardzo jak
tego, by moje dotychczasowe życie okazało się pomyłką. Ktoś się pomylił i coś pozamieniał.
A jutro obudzę się i wszystko będzie inaczej.
Ale wtedy przychodził ranek a ja budziłam się w ciele, którego się wstydziłam, w domu,
którego nie lubiłam i w rodzinie, w której nie czułam się kochana.
Ten sen przypominał mi jak okropnie się wtedy czułam, jak bolesne były te doświadczenia.
Do rana nie mogłam już usnąć. Siedziałam w oknie i patrzałam na ciemne, puste ulice
Poznania. Na bezlistne drzewa, czarne ulice i bezkresne, nieprzyjazne niebo.
Rozglądając się po pokoju, mój wzrok padł na stertę książek, które czekały na przeczytanie.
Chwyciłam w rękę egzemplarz Braving the wilderness i zaczęłam czytać.
Odwaga jest wykuta w bólu, ale nie tylko. Ból, któremu broni się dostępu, lub który się
ignoruje staje się strachem bądź nienawiścią. ( Courage is forged in pain, but not in all
pain. Pain that is denied or ignored becomes fear or hate, Brené Brown.)
Ja zmierzyłam się z bólem. Pozwoliłam mu wyjść na powierzchnie. Spisałam wszystko to
czego się wstydzę, czego nie lubię w sobie, w swoim życiu, w swoim ciele, w swoim
zachowaniu.
To czego nie mogłam już zmienić, to co już było, wybaczyłam sobie. Jestem
człowiekiem. Popełniam błędy. Jeśli bym ich nie popełniała, to znaczyłoby, że robię coś nie
tak ( Susan Jeffers, Feel the fear and do it anyway).
To co mogłabym zmienić, zmieniam. Powoli, w swoim tempie. Każdego dnia robię krok do
przodu. Pobudka pięć minut wcześniej, zdrowsze śniadanie. Dłuższy spacer. Małe, niby nic
nie znaczące zmiany. A jednak.
Z dnia na dzień wszystko zaczęło się zmieniać. Moja
wytrwałość, cierpliwość i determinacja sprawiły, że jestem już inną kobietą.
Do tego pierwszy raz w życiu mam wyraźne, ambitne cele, o których nie zapominam, i które
mam przed oczami każdego dnia, w każdej chwili.
Czasem najbardziej niebezpieczną rzeczą dla dzieci jest cisza, która pozwala im tworzyć
ich własne historie - historie, które prawie zawsze sprawiają, że czują się samotne i
niewarte miłości i swojego miejsca na świecie (Sometimes the most dangerous thing for
kids is the silence that allows them to construct their own stories—stories that almost
always cast them as alone and unworthy of love and belonging.” Brené Brown) .
Zagłębiając się dalej w słowa Brené czułam się jakbym czytała o sobie i swoim życiu. Było
dokładnie tak jak powiedziała Jolka i Aśka. Im też w pewnym momencie wydawało się, że
są same. Że one jedyne na całym świecie i w całej historii przeżywają takie cierpienie, taką
krzywdę. I przez to jeszcze bardziej im było wstyd. A ja coraz bardziej rozumiałam, że
cokolwiek by się nie stało, nie byłam sama.
Jako dziecko, ale też i jako kobieta, często dopisywałam sobie historię do nie
dopowiedzianych opowieści. Zamiast zapytać, sama sobie odpowiadałam. Zawsze na swoją
niekorzyść. Obiecałam sobie, że zawsze będę pytać. Zawsze będę z Hanią rozmawiać i pytać ją o to co czuje i myśli. I będę słuchać jej odpowiedzi. Będę z nią
rozmawiać o tym co dzieje się w moim życiu, i zapewniać ją, że moje rozstanie z jej ojcem
nie jest jej winą.
Ja czułam się winna rozstania moich rodziców, mimo że byłam wtedy
bardzo mała. Czasem się zastanawiałam, czy jakby moja mam mnie nie urodziła, to może
byłaby szczęśliwsza. Byłam doba w dokładaniu sobie bólu.
Ale przede wszystkim będę ją uczyć tego, że zasługuje na miłość,
szacunek i to co w życiu najlepsze. Zasługuje na szczęście i na to by spełniać swoje
marzenia.
Przestań chodzić przez życie szukając potwierdzenia, że nigdzie nie należysz. Zawsze je
znajdziesz, bo to twój cel. Przestań przeszukiwać twarze ludzi za dowodem na to, że nie
jesteś dość dobra. Bo jeśli to będzie twój cel, to zawsze go osiągniesz. Poczucie
przynależności i poczucie własnej wartości to nie dobra. My nie negocjujemy własnej
wartości ze światem. Prawda na temat tego, kim naprawdę jesteśmy jest w naszych
sercach. Naszym zadaniem jest odnaleźć w sobie dość odwagi by chronić nasze dzikie
serca przed ciągłym osądem, zwłaszcza własnym. Nikt nie ma większego prawa być tu
niż ty.( Stop walking through the world looking for confirmation that you don’t belong.
You will always find it because you’ve made that your mission. Stop scouring people’s
faces for evidence that you’re not enough. You will always find it because you’ve made
that your goal. True belonging and self-worth are not goods; we don’t negotiate their
value with the world. The truth about who we are lives in our hearts. Our call to courage
is to protect our wild heart against constant evaluation, especially our own. No one
belongs here more than you.” Brené Brown.)
To właśnie było dla mnie najtrudniejsze. Przestać szukać odpowiedzi na pytanie JAKA JA
JESTEM? w innych. Bo na to pytanie tylko ja znałam odpowiedź. Tylko ja wiedziałam na
co mnie stać. Tylko ja wiedziałam co we mnie drzemie. Wiedziałam już jak okropna jest
krytyka i osąd, zwłaszcza własny i walczyłam z tym każdego dnia. Wiedziałam, że mam
swoje miejsce na ziemi, tylko jeszcze nie do końca wiedziałam gdzie ono jest.
zdjęcie : Freepik.com
Komentarze
Prześlij komentarz