40 Wybaczenie
Patrzysz na bardzo puszystą kobietę i myślisz, jestem szczuplejsza.
Albo na kiepsko ubraną
dziewczynę, i myślisz, że wyglądasz lepiej. Jakieś dziecko w sklepie leży na posadzce i drze się, a
ty myślisz, że twoje jest grzeczniejsze.
Może też masz lepszego męża, przystojniejszego, milszą
teściową albo większy dom. Wszystko jest możliwe.
Jeśli szukasz uparcie, kogoś, kto ma gorzej. To go znajdziesz.
Jeśli szukasz uparcie, kogoś kto ma lepiej. To go znajdziesz.
Problem nie jest w szukaniu i znajdywaniu tylko w samej potrzebie. Nie czujesz się dość dobra,
dość piękna, dość mądra, dość zamożna, czy jak tam jeszcze. Nie czujesz się wystarczająca. Jesteś
wybrakowana w swoim własnym mniemaniu o sobie, i to jest źródło twoich wszystkich
problemów. WSZYSTKICH. I nie kłóć się ze mną, bo ja się sama ze sobą kłóciłam przez paręnaście
lat zanim uwierzyłam mądrzejszym od siebie.
Często, choć kiedyś częściej, czuję gdzieś w sobie tę małą dziewczynkę. Patrzę na świat jej oczami i
jestem przerażona. Wiem jak z tym walczyć. Teraz. Ale kiedyś?
Mijały dni a ja walczyłam. Każdego dnia wstawałam rano z jasną wizją tego co ma się tego dnia
wydarzyć. Wszystkie złe myśli, które podszeptywała mi moja podświadomość odganiałam jak tylko
się pojawiały. Powtarzałam sobie, że potrafię. I potrafiłam. Ale wiara w to nie przyszła mi łatwo.
Wszystko to co zmieniłam w sobie, w swoim codziennym życiu pozwoliło mi być choć troszkę
pewniejszą tego, że jestem wystarczająca. A cała ta wiedza, którą pochłaniałam wieczorami czytając
kiedy Hania odrabiała lekcje na dywanie przy moich stopach, albo kiedy przygotowywałam
niedzielny obiad słuchając kolejnej książki czy wykładu.
No i biegałam. Rano budzik dzwonił a ja
wstawałam. A na ustach pojawiał się uśmiech a nie grymas. Pewnie, że były dni kiedy padał deszcz i
zamiast biegać jadłam z Hanią naleśniki, ale nie martwiłam się tym. Wiedziałam, że nie będzie
padać przez cały rok.
Nasze mieszkanie nie było oazą ładu i czystości, ale nauczyłam się
odpowiednio stawiać priorytety. Kiedy pranie wisiało dwa dni na sznurku albo naczynia nie były
wyciągnięte ze zmywarki, ja dalej spałam jak suseł. A rano po prostu wstawałam, włączałam dobrą
muzykę i robiłam to co było do zrobienia
Nauczyłam się też prosić o pomoc i delegować zadania. W domu i w pracy. Nie jestem maszyną i nie
muszę robić wszystkiego sama. Hania pomagała mi sprzątać, stała się bardziej samodzielna i
bardziej zaangażowana w to co dzieje się w domu.
Wieczorami dalej razem rozmawiałyśmy o tym, za co jesteśmy wdzięczne i to pozwoliło mi bardziej
poznać moją własną córkę. Kiedy pewnego dnia powiedziała, że dziękuje za to, że choć raz poczuła
się nie gorsza a tak samo dobra jak inne dziewczynki w klasie, szczęka mi opadła. Nie miałam
pojęcia, że czuła się gorsza niż jej koleżanki. Nie wierzyła w siebie tak i jak. Choć miałam nadzieję,
że ją tego nauczę.
Rację miał ten kto powiedział, że nie można dać nikomu tego czego nie masz, ani
nauczyć tego, czego nie potrafisz. Jak Hania miała być pewną siebie dziewczynką bez wątpliwości
we własne możliwości jak jej matka na co dzień walczyła z samokrytyką.
Całe życie obwiniałam rodziców, za to że nie nauczyli mnie jak żyć. Mamę za to, że nie nauczyła
mnie kochać samej siebie. Że nie nauczyła mnie tego, że jestem warta by mnie kochać. Ale ona
sama czuła się niewarta, więc jak mogła mnie tego nauczyć. Nie pozwoliła mi się spotykać z ojcem,
bo bała się, że jego pokocham bardziej. Nie oceniam już jej, nie krytykuje, nie wytykam błędów.
Kocham za to, że dała mi życie, i poświęciła więcej dla mnie niż zadawałam sobie sprawę. Jestem jej
wdzięczna za to, że dziś jestem taką, a nie inną kobietą. Wybaczam jej oschłość, jej libacje
alkoholowe i wszystkie te chwilę kiedy jej przy mnie nie było, a ja płakałam w samotności.
Jestem wdzięczna ojcu, za to że kochał mnie całe życie, nawet jeśli ja o tym nie wiedziałam.
Wydawało mi się, że mnie nie chciał. Pocieszenia szukałam w ramionach mężczyzn, którzy mnie ani
nie kochali, ani nawet nie znali.
Dziś jest inaczej. Jestem wdzięczna za to co mam, za to że jestem wystarczająca. Jeśli czuję się nie
dość dobra, nie chowam się w kąt, ale zmierzam się z tym uczuciem i walczę. Sama ze sobą.
Nigdy nie miałam tendencji do krytykowania innych. Ale zdarzyło mi się szukać pocieszenia w
trudach i utrapieniach innych, w tym że ktoś ma gorzej. Dziś rozumiem, że kierował mną wstyd. I
moje dążenie do perfekcji, też zganiam na wstyd, który czułam całe życie. Bo jestem kobietą, a to
zawsze znaczyło że czegoś mi musi brakować. Potrzebowałam zapewnienia od innych, nie mogąc
żyć bez niego, uzależniając się od tego, a jednocześnie nie wierząc w żaden usłyszany komplement.
Hotel funkcjonował świetnie, ale moja kariera tu dobiegała końca. Już jakiś czas temu
postanowiłam znaleźć taką samą pracę gdzieś daleko od Poznania, od własnego domu, i zacząć
gdzieś raz jeszcze. Sama od początku zdana tylko na siebie. Chciałam się sprawdzić. W jednej z
książek z przeraźliwie długiej listy obowiązkowych lektur przesłanych mi przez Damiana
przeczytałam jedno zdanie, które pozwoliło mi uwierzyć w siebie - "... jeśli czegoś ci brakuje,
udawaj, że to masz, udawaj tak długo, aż w to uwierzysz i stanie się to rzeczywistością."
Pojechałam
więc z Hanią w zeszły weekend do Warszawy, weszłam na spotkanie i dałam z siebie wszystko. Już
w pociągu wyobrażałam sobie co powiem, co oni powiedzą, jak będę się zachowywać. Zaczęłam
szukać szkoły dla Hani i mieszkania dla nas obu. Zachowywałam się tak jakby ta rekrutacja była tylko
formalnością. Wczoraj dowiedziałam się, że zaczynam 1 marca.
Damian to była jedyna niewiadoma w moim życiu. Choć miało być prosto to sami to sobie
skomplikowaliśmy bojąc się przyznać do własnych uczuć.
Wiedziałam już, że się zakochałam. Ale
nie chciałam mówić tego przez telefon.
Karol miał przyjechać po Hanie za niecały tydzień. To znaczyło, że na święta zostanę sama. Może
nie tak zupełnie sama, ale bez najbliższych mi osób. Karol układał sobie życie w Madrycie. Oboje
wiedzieliśmy, że między nami już koniec ale nikt nie chciał tego powiedzieć na głos. Nie było mowy
o wspólnych świętach.
Wiedziałam, że Damian spędzi je z synami, z Kingą, z rodzeństwem. Po raz
pierwszy rodzina Czajkowskich miała być w komplecie. Kamil miał przyjechać dzień przed Wigilią.
Bardzo się cieszyłam ze szczęścia Damiana. Ale dalej nie wiedziałam, co będzie z nami. Kinga
twierdzi, że Damian się we mnie zakochuje ale jakoś nie mogłam zmusić się do tego by zmierzyć się
z tym. Czy czułam się dość wartościowa, by zasłużyć na jego uczucie? Tak, chyba tak. Ale bałam się
jego własnej niepewności. Ja swoją dopiero zyskałam. Nie chciałam jej znów stracić.
Po długim dniu w pracy, kiedy co chwilę coś się waliło, a potem z powrotem zbierało do kupy,
Hania wyprosiła mnie by puścić ją na noc do koleżanki. Wreszcie znalazła bratnią duszę, z którą
rozumiała się bez słów. Dzieciom to jakoś łatwiej przychodzi. A może i nie?
Ja więc umówiłam się z Jolką i Aśką, naszym trzecim muszkieterem z liceum. Nie widziałam jej już z dziesięć lat. To Jolka dalej miała z nią kontakt. Miał być alkohol, dobre jedzenie i przegadana noc.
To chyba było dokładnie to czego potrzebowałam.
Zaprosiłam je do siebie. Upiekłam piernikowe ciasto, które wypełniło mieszkanie zapachem
przyprawy do piernika i skórką z pomarańczy. Nakryłam pięknie do stołu, zrobiłam kanapki i
wyciągnęłam kupione po drodze z pracy zimne przekąski.
Dziewczyny przyszły przed czasem, i
minęło chyba z dwadzieścia minut zanim skończyłyśmy się ściskać, całować, płakać i przytulać.
- Znów razem po tylu latach - powiedziałam patrząc na dwie najcudowniejsze dziewczyny, jakie
było mi dane w życiu poznać. Po za Hanią oczywiście.
- Gośka, nie mogę uwierzyć w to jak bardzo się zmieniłaś - mówi Aśka patrząc na mnie z szerokim
uśmiechem na twarzy. - Ja się zmieniłam? Jolka mi opowiadała twoją transformację. I wszystko to przez co musiałaś
przejść. Przepraszam, że mnie przy tobie nie było.
- Gosia, nie twoja wina. To my wyjechałyśmy z domu. Ty zostałaś sama. Ale dałyśmy radę i znów
jesteśmy razem.
- Tak, znów razem. Silne jak nigdy dotąd - Jolka mówi z zamyślony wyrazem twarzy.
- Jolka, co jest? O czym myślisz? Dajesz rade?
- Daję. Dzięki tobie - odpowiada Jolka, ściskając mnie za dłoń. - Ty sama się z tego bagna wykopałaś.
- Ja ci tylko pomogłam zrozumieć to co już dawno wiedziałaś. To co zrobiłaś, to czego
dokonałaś. Masz jaja większe niż niejedne byk.
- Gosia ma racje. Jak zobaczyłam na fejsie ten film, ja... ja nie miałam pojęcia. Byłam koło ciebie
tyle lat i nie widziałam. A on cię bił tyle lat.
- Nie bicie było Aśka najgorsze. Najgorsze było to, że czułam się jak gówno, jak nic nie warty twór,
którym należy pomiatać. To Gosia mi uświadomiła, że to nie ze mną jest wszystko nie tak, ale z
nim. Kiedy postanowiłam ten film nakręcić, schowałam telefon na półce z książkami.
Sprawdziłam wcześniej wszystko cztery razy. Nigdy wcześniej go nie prowokowałam celowo,
wiedziałam, że mocno mi się oberwie. Tak łatwo mi to przyszło.... I wiecie co? Pomimo bólu, który
czułam, byłam szczęśliwsza niż przez wiele ostatnich lat. Wiedziałam, że to ostatni raz.
Wiedziałam, że nie jestem ścierwem, którym mnie nazywał.
- Jolka... - Aśka zaczyna, ale łamie jej się głos. Trzymamy Jolkę obie za ręce patrząc na jej dzielną
postawę.
- Oj tam, już dajcie spokój. Temat zamknięty. Dostałam oszczędności, dom, który niedługo
sprzedam i opiekę nad dziećmi. Jestem zabezpieczona finansowo. Dzieci odetchnęły z ulgą.
Zaczęliśmy wspólną terapię. A ja odzyskałam siebie.
- Nie żal ci firmy?
- Nie, Gosia. Ja nie mogłabym już tam pracować. Chcę zacząć od nowa. Chcę spróbować czegoś
sama. Chcę sama projektować. Ale mam czas. Teraz chcę być z dziećmi. Ze sobą. Ułożyć sobie
wszystko od nowa.
- A co na to wasi znajomi, klienci, ludzie którzy was znali? - pytam, gdyż od dawna zżera mnie
ciekawość jak Jolka sobie z tym radzi, ze spojrzeniami ludzi, który widzieli jak jej mąż ją maltretuje.
- Ludzie nic nie mówią, większość z nich udaje, że nie ma sprawy. W sumie tylko parę osób
pogratulowało mi otwarcie odwagi i jaj, tak jak wy, i życzyło pomyślności. Reszta milczy.
- Aśka, a ty? - zwracam się do niewidzianej od lat przyjaciółki -Jak ty dajesz sobie radę po tym
wszystkim co przeszłaś?
- Idę do przodu. Żyję. Jestem szczęśliwa. Kosztowało mnie to siedem lat życia i cały mój majątek.
Prawie. Ale przebrnęłam przez całe to bagno.
- Nie mogę sobie wyobrazić co czujesz. Opowiesz mi o tym? Jolka mi tylko ogólnikowo
opowiedziała co się wydarzyło.
- Miałam 21 lat kiedy wyszłam za mąż za Jaśka. 22 kiedy urodził nam się Stasiu. 23 kiedy straciłam
ich obu przez kierowcę, któremu wydawało się, że dwa drinki nie przeszkodzą mu prowadzić auta
po ciemku, w deszczu. Zimny, chłodny, marcowy wieczór. Ja byłam w szpitalu, w ciąży z
Malwinką. Źle znosiłam te początki. Wracali z powrotem do domu. Jasiek przywiózł mi rzeczy
na zmianę, jakieś jedzenie i jechał go wykąpać i położyć spać. Już więcej ich nie zobaczyłam. Nie
wiem jak przeszłam te ciążę. To cud, że Malwinka urodziła się zdrowa. Ale przez pierwsze trzy
lata wychowywała ją moja matka. Ja zajadałam swój ból. Siedziałam tylko w domu, nie
wychodząc na świat. Kiedy ważyłam 110 kilogramów, moja matka się zbuntowała, zostawiła mi
Malwinkę i wyjechała. Musiałam się jakoś pozbierać, znaleźć pracę. Wydawało mi się, że daję radę, że wszystko ogarniam.
Ale nie mogłam patrzeć w lustro. Nie poznawałam się, brzydziłam się siebie. Nie czułam się
warta niczego. Nie z takim wyglądem. Ale nie potrafiłam przestać jeść. Budziłam się każdego
dnia, funkcjonowałam jakoś, zajmowałam się Malwinką, ale nie byłam szczęśliwa. Powtarzałam
sobie, że będę szczęśliwa jak schudnę, wtedy moje życie będzie lepsze. Poznam kogoś, zmienię
pracę, będę żyć znów pełnią życia. Ale nie wiedziałam, jak mam dojść do tego miejsca. I wtedy
przeczytałam list tego Francuza, co stracił żonę w ataku w Paryżu. I wszystko się zmieniło. Ten
facet, Leiris, stracił żonę w tamtym ataku ale powiedział, że nie przyzna terrorystom tego
zwycięstwa. Nie będzie ich nienawidził. Ani on, ani jego syn nie będą żyć nienawiścią do ludzi,
którzy zabili jego ukochaną żonę i matkę jego malutkiego syna. Nie będą żyć w strachu, nie
pozwolą by nienawiść zniszczyła im życie. A ja tak szczerze nienawidziłam tamtego faceta. Jemu
nic się nie stało. Żył dalej a ja darzyłam go najszczerszą pogardą. Nie ważne było dla mnie, że
cierpiał, że żałował. Nienawidziłam też siebie za stan, do jakiego się doprowadziłam. Matkę, za to
że mnie zostawiła. Nie potrafiłam znaleźć w sobie miłości. Ani do siebie ani do tego co mnie
otaczało. A przecież miałam tak wiele. Miałam Malwinkę, która miała Jaśka oczy. Miałam
najwspanialsze wspomnienia, te wszystkie chwile, które dane mi było z nimi przeżyć. Miałam
nasz dom, miałam siebie. Ale wiele czasu zajęło mi zauważenie tego.
- Ale jak to osiągnęłaś? Jeden list wystarczył?
- Nie, pewnie że nie. Ale to był początek. Zaczęłam szukać wsparci w kobietach, które przeszły to
co ja. Grupy wsparcia, najpierw online. Potem w realu. Dziewczyny pomogły mi zrozumieć, że
muszę wybaczyć. Przeze wszystkim sobie. Powtarzałam to tysiące razy w myślach, na głos, stojąc
przed lustrem. Dużo czytałam, zwłaszcza biografii, pamiętników. Zrozumiałam, że nie jestem
sama. Że to co przeszłam, co przechodzę, ktoś już przeszedł i znalazł drogę wyjścia.
- To samo powiedziała mi Gosia. Że nie jestem sama, że ktoś już przeszedł to co ja. Kiedy zaczęłam
szukać kobiet, które przeszły to co ja, kiedy zobaczyłam jak wiele nas jest, zrozumiałam, że nie
mam się czego wstydzić. To nie ze mną coś było nie tak.
- Jestem z was dumna Mistrzynie! - powiedziałam przez łzy, które cały czas płynęły mi po
policzkach. Miałam spocone i gorące dłonie i czułam jak w środku mnie wszystko płonie. Z
dumy, że mam tak silne przyjaciółki.
- Mistrzynie?
- Oj, no tak mi się powiedziało. Damian tak na mnie mówi.
- Damian? Twój mąż ma na imię Karol jak dobrze pamiętam. Ale pewna nie jestem bo odkąd się
zaczęłyśmy znów spotykać, to bardzo niewiele o sobie mówisz. A jak już mówisz to o pracy i
dziecku - mówi Jolka patrząc na mnie dociekliwie. Jej twarz też jest cała mokra, makijaż
rozmazany.
- Moje życie to też był bałagan. Wasz wyjazd mi nie pomógł, ale nie obwiniam was. Moje
małżeństwo to już przeszłość, Karol układa sobie życie w Madrycie a ja jestem teraz tu, z wami. I
nie żałuje tego co było. Każdego dnia walczę ze swoimi demonami. Ale odzyskałam swoje życie
kiedy poznałam Damiana. To najmądrzejszy facet jakiego w życiu poznałam. I tak, byliśmy
kochankami, ale nie tylko. Stał się moim przyjacielem, moim mentorem w pewnym sensie.
Zakochałam się w nim, ale nie wiem co będzie z nami. Czas pokaże. Na razie jestem szczęśliwa, że
jesteśmy znów razem i ogromnie wdzięczna, z to, że znalazłyśmy drogę powrotną do siebie.
Jestem wdzięczna za waszą siłę i wasze sukcesy i za tego ogromnego kopa inspiracji, która dziś
mi dałyście. Kocham was dziewczyny.
Pól godziny potem jeszcze miałyśmy łzy w oczach, ale to były łzy szczęścia. Nie smutku. Bo byłyśmy
razem, i czułyśmy się jak Mistrzynie, jak lwice które żądzą własnym życiem.
Żródło : Freepik.com
Nie dasz nigdy nikomu tego, czego nie masz. Iylana Vanzant powtarza to na każdym swoim
seminarium. Więc czas zmierzyć się z tym co widzisz w lustrze i stoczyć walkę. Walkę o siebie i
własne szczęście. Życie nie dzieje się tobie na złość. Życie się dzieje dla ciebie jak mówi
Anthony Robbins swoim męskim, chrypiącym, donośnym głosem.
Spójrz więc w lustro i zobacz siebie, ale taką prawdziwa.
Co sama o sobie myślisz? Jakie jest
twoje własne zdanie o sobie?
Nie porównuj się do innych, nie myśl o twarzach z okładek, ciałach z
rozkładówek Playboya. Spójrz na siebie obiektywnie i zastanów się co widzisz?
Nie jesteś idealna, wiem. Ja też nie. Bo nie ma rzeczy ani ludzi idealnych.
Ale jesteś piękna. W
środku i na zewnątrz.
I jesteś warta tego by wybaczyć sobie wszystko to czego się wstydzisz.
Jesteś warta tego by się pokochać. Taką jaka jesteś.
Jesteś warta tego, by być kochaną, by być
szczęśliwą, by mieć w życiu to czego pragniesz.
Ale musisz w to uwierzyć.
Wybacz sobie.
Wybacz sobie wszystko to co mogłaś zrobić inaczej.
Wybacz sobie wszystko to czego nie zrobiłaś.
Wybacz sobie to, że dałaś sobą gardzić, że dałaś się traktować gorzej niż na to zasługujesz.
Wybacz sobie to, że sama siebie krytykowałaś.
Wybacz sobie to, że wierzyłaś we wszystkie te złe rzeczy, które inni ci mówili.
Wybacz sobie to, że wierzyłaś, że nie jesteś wystarczająca. Że nie jesteś dość dobra.
Wybacz sobie to, że wierzyłaś, że nie jesteś piękna.
Wybacz sobie. Dziś.
Powiedz to głośno. Powiedz to wyraźnie.
Poczuj to w sobie.
Resztę świata zostaw w spokoju, to ich problem, że własny wstyd czyni ich okrutnymi,
kłamliwymi, biednymi istotami pozbawionymi szczęścia, radości i miłości.
Wybacz sobie. Jesteś o jedną decyzję od lepszego życia jak mówi Mel Robbins.
Podejmij ją dziś. Weź swój dziennik i zapisz.
WYBACZAM SOBIE.
JA SOBIE DZIŚ WYBACZAM . Wybaczyłam wczoraj. Jutro znów to zrobię. I nie pozwolę
wstydowi panować nad własnym życiem.
Bo to ja nim rządzę.
Bo jestem Mistrzynią.
Mistrzynią mojego życia.
Dziękuję. Po prostu.
OdpowiedzUsuńdziekuje również :)
UsuńJak bys mnie znala... Wiedziala co we mnie siedzi... Dzis po raz pierwszy sobie wybaczylam...
UsuńPrzeczytałam, wzruszyłam się tak, że nie wiem co powiedzieć, a rzadko mi się to zdarza. Już wiem, że ten tekst przeczytam jeszcze raz jak nie więcej... DZIĘKUJĘ!!! :)
OdpowiedzUsuńDziękuje też Mistrzyni! Czasem niby coś wiesz ale zdajesz sobie z tego sprawę dopiero kiedy przeczyatsz... pozdrawiam ciepło.
Usuń