10 Głód

Ten dzień zaczynał się nieciekawie. Budzik nie zadzwonił. A może go całkowicie zignorowałam? W lodówce nie było mleka, i nie mogłam przygotować ani sobie ani dziecku śniadania. Hania nie chciała rano współpracować i wyjechałyśmy zdecydowanie za późno z domu. W korkach stałyśmy więcej niż zazwyczaj. Do tego na światłach okazało się, że siedzonko jest źle przypięte i Hania wleciała mi pod siedzenie. Nic się nie stało, ale ja miałam zdecydowany wzrost adrenaliny.

Kiedy dotarłam do swojego biura, zaczęłam swoją codzienną rutynę, która zawsze pozawala mi się uspokoić i z rozwagą podejść do zadań zaplanowanych na dany dzień. Kiedy zaczęłam przeglądać wiadomości na swojej skrzynce, okazało się, że mój kolejny klient, dość duża firma produkująca przetwory mleczne, zrezygnował z moich usług na dwa dni przed podpisaniem umowy. I nawet nie miał jajec powiedzieć mi tego osobiście, albo chociaż przez telefon. To oznaczało, że mam miesięczną przerwę w harmonogramie i jak już zakończę projekt dla Czajkowskiego, jestem bez pracy. Cały czas miałam złe przeczucia co do tej firmy, i akurat dziś musiały się ziścić.

Po dwóch dużych latte, sałatce owocowej i dziesięciu kilometrach na ścieżce w parku, wybija południe i ruszam do siedziby Czajkowskiego. Straszny tu dziś tłok, przynajmniej dziesięć osób wisi mu nad biurkiem.
- Spokojnie, już się z stąd wynoszą - mówi Damian przelotnie patrząc w moim kierunku. Jego blond włosy, lekko już przydługawe, opadają mu na zmęczone oczy a jego twarz wypełnia znajomy grymas.
- Dzień dobry, nie ma problemu. Po prostu zajmę się swoją robotą - odpowiadam, siadając za biurkiem.
Po piętnastu minutach zaciętej wymiany zdań dotyczącej wydatków, na coś o czym nie mam pojęcia, wszyscy wychodzą po tym jak Czajkowski opierając się w swoim fotelu i oddychając z ulgą powiedział, że mają spierdalać do siebie.
- Przepraszam za ten hałas - mówi nie zmieniając pozycji.
- Nic się nie stało. Do siebie? - pytam, zastanawiając się o co chodziło.
- Cały ten budynek mieści naście biur, każde należy do innej firmy, którą prowadzę. A to jest moja świątynia, i rzadko tu kogoś dopuszczam, no chyba że muszę.
- Każdej? To ile ich w sumie jest? Na budynku jest tylko jeden neon.
- Dwadzieścia dwie. Pespektywa to nazwa budynku.
- Dwadzieścia dwie? I każda zajmuje się tym samym?
- Nie. Nie do końca. długo by opowiadać. Masz coś dla mnie?
- Tak. Oczywiście. Już podchodzę.

Zbieram wszystkie plakaty, foldery i ulotki i siadam na przeciwko niego. Przegląda wszystko przez chwilę z nieokreślonym wyrazem twarzy. Nie mogę z niej wyczytać czy mu się podoba to co widzi, czy nie.
- Zajebiste. Kiedy będzie impreza promująca? - pyta z entuzjazmem w głosie, który raczej rzadko słyszę.
- Za miesiąc. Przed rozpoczęciem wakacji.
- No to musimy przedłużyć kontrakt, bo z tego co pamiętam to chyba został nam tydzień - pyta, patrząc mi znowu prosto w oczy. Ten jego nawyk jest bardzo krępujący.
- Tak, ale każdą imprezę poprowadzi firma zewnętrzna, która ma wszystko podane na talerzu. Wszystko już jest ustalone. Nie jestem Panu potrzebna.
- Nie zgadzam się z Panią. Ktoś musi ich pilnować.
- Zazwyczaj wszyscy eliminują mnie z tego ostatniego procesu by obciąć koszty.
- Pierdolić koszty. Wszystko ma być perfekcyjne. Zostajesz i kropka - mówi stanowczym głosem, który dociera do każdego kawałka mojego ciała. Tym jednym zdaniem nie tylko rozwiązał moje problemy z angażem ale też rozbudził we mnie coś, co powinno zostać uśpione.
- Ok. Muszę w takim razie zorganizować opiekę nad córką, uzgodnić to z mężem. Wszystko potrwa
tydzień. Mamy cztery obiekty, które zostaną otwarte z początkiem wakacji.
- No to uzgadniaj. I zarezerwuj sobie pokój w tym samym miejscu co reszta.
- Ok. Ale potwierdzę to jutro. Dobra?
- Dobra, dobra. To fajrant na dziś? - pyta, znów rozsiadając się wygodnie w swoim fotelu.
- Nie, jeszcze nie. Muszę jeszcze dopiąć parę rzeczy z firmą cateringową, zamówić foldery i takie
tam. Ale jak przeszkadzam, to mogę to zrobić z domu.
- Nie. Nie przeszkadzasz. Po prostu mam dosyć na dziś. Jesteś głodna?
- Jak wilk.
- To co zamawiamy? Spaghetti czy sushi?
- Nie lubię sushi.
- I wszystko jasne.

Damian dzwoni po jedzenie, przegląda jeszcze chwilę foldery, po czym zbiera wszystko do jednej
teczki i odkłada na bok.

- To w sumie mamy teraz trochę czasu? - pytam nie specjalnie wiedząc co mam teraz ze sobą robić
i mając cień nadziei, że może coś mi o sobie opowie. Pracujemy razem od paru tygodni, i zawsze
jest taki tajemniczy - możemy dokończyć naszą rozmowę?
- Co taka ciekawska?
- Taka wrodzona cecha.
- To o co właściwie pytałaś?
- O twoje firmy. Na mieście wiele się o tobie mówi, ale jestem ciekawa jaka jest prawda.
- Nie słuchaj ludzi. To banda szarej masy, która z własnego lenistwa, dupy plaszczy przed telewizorem, oglądając kolejny odcinek jakiś bzdur. A ci co jeżdżą lepszym autem, to zaraz musieli ukraść - mówi podniesionym głosem dalej wiercąc mi dziury w twarzy swoim spojrzeniem.
- Ja tak nie uważam.
- Ale większość tak. Ludzie są zawistni, chamscy, mają ograniczone pole widzenia. Zazwyczaj kończy się na ich własnej dupie.
- Chyba na nosie?
- Nie ważne. Co za różnica.
- O tobie też mówią, że ukradłeś pierwszy milion.
- Tak, wiem. A wiesz od czego zaczynałem? Wiesz jak moje życie wyglądało jak wyprowadziłem się
z domu?
- Nie, opowiedz mi.
- Na pewno chcesz słuchać tych bzdur?
- Nawijaj - zachęcam go, strasznie ciekawa tego co usłyszę.
Chwilę nic nie mówi, szukając czegoś w szufladzie pod biurkiem. Po chwili wyciąga niewielki album
ze zdjęciami i podaje mi na otwartej stronie.
- To ja kiedy miałem osiemnaście lat. Chwilę przed tym jak wyprowadziłem się z domu.

Na zdjęciu jest jedna osoba. Młody chłopak, z niesamowitą nadwagą, pryszczami na buzi, i smutnym wyrazem twarzy. Ubrany jest w luźną, spraną koszulkę i krótkie spodenki.
- To rzeczywiście ty? - pytam z niedowierzaniem, porównując zdjęcie z mężczyzną, który siedzi na przeciwko mnie. Sportowe ciuchy najlepszych marek, Wranglery, szczupła, wysportowana sylwetka. Tenis i bieganie z tego co wiem. Człowiek sukcesu jak się patrzy. Pewny siebie. Zadziorny. Wyszczekany.
- Tak. To ja. Kiedy wychodziłem z domu moim jedynym celem były tory. Ale nie mogłem. Coś mnie powstrzymało przed zrobieniem tego ostatniego kroku. Pierwsze dwa miesiące spałem pod gołym niebem, włóczyłem się po okolicy. Pomagałem w gospodarstwach za żarcie i jakieś drobne. Na jesieni uzbierałem trochę kasy i wynająłem mały pokój, który kiedyś służył za rupieciarnię na tyłach jednego z gospodarstw. Ale zbliżała się zima, nie było roboty. Żeby nie mój brat, nie byłoby mnie tu dziś.
- Nie wiedziałam, że masz brata.
- Nikt o nim nie mówi. Jest starszy o pięć lat. Czarna owca w rodzinie. Wyjechał do Stanów z siostrą mojego ojca. Wykradła go w nocy, jak ojciec leżał schlany na łóżku. Papiery wyrobiła mu w tajemnicy, i wywiozła. Ojciec by w życiu go nie puścił. Kamil najwięcej z nas obrywał. Miał już złamane wszystkie żebra, nogę i dwa razy nos. Ojciec był bezlitosny i czuł się całkowice bezkarny.
- Mówiłeś, że to straszny człowiek, ale nie myślałam, że aż taki.
- Był taki jak i jego ojciec, i pewnie jak i dziadek i pradziadek.
- I jak ci brat pomógł? Zabrał cię do Stanów?
- Nie, nie mógł. Nie dostałbym wizy. To nie były te czasy. Przysłał mi pięćset dolarów i książkę.
- Książkę?
- Ta, książkę. Od tamtego czasu czytam około siedemdziesięciu książek rocznie. Skończyłem tylko
zawodówkę, ale wiem że to mnie nie czyni głupim. Samemu można też się wiele nauczyć.
- Co to była za książka?
- Myśl i bogać się napisana przez Napoleona Hilla.
- Nie słyszałam o niej. O czym jest?
- Przeczytaj, to się dowiesz. W każdym razie ja przeczytałem ją wtedy chyba dziesięć razy . Nie wychodziłem z domu, prawie nie jadłem. Czytałem i myślałem. Zastanawiałem się co mogę zrobić, żeby nie podzielić losów ojca. Niewiele umiałem. A tak właściwie to umiałem tylko jedno.
- Co to było? - pytam umierając z ciekawości. Ale akurat w tym momencie dotarł nasz obiad.
Damian spokojnie odbiera jedzenie, płaci i podaje mi moje pudełko.

- Będziesz się śmiać. Ale to nie ważne, nie wstydzę się tego. Kiedy jeszcze mieszkałem w domu, matka pracowała w polu całymi dniami a ojciec pił, nie było co jeść. A mąka w domu była zawsze. Nauczyłem się piec sam kiedy miałem czternaście lat i robiłem to codziennie od tamtego czasu. Więc zacząłem piec chleb. Spałem w dzień, w nocy siedziałem przy piecu, który za zgodą gospodarzy postawiłem w swojej chałupce. A o świcie brałem prześcieradło i starą taczkę, którą kupiłem za pieniądze od brata i rozwoziłem chleb po okolicy. Przez rok nabrałem formy, schudłem i
zarobiłem dość pieniędzy by móc się rozwijać. Właściciele gospodarstwa gdzie mieszkałem zgodzili się na remont. I zrobiłem tam piekarnie z prawdziwego zdarzenia. Po kolejnym roku kupiłem od nich stodołę i pierwszy samochód dostawczy.
Zatrudniałem wtedy już dziesięć osób. Interes sam się kręcił. Starałem się dobierać odpowiednie osoby do pracy ze mną. I wszystko chodziło jak w zegarku.
- Ale od piekarni do biura turystycznego, hotelu, restauracji i teraz sieci Apartamentów na końcu
świata?
- Kiedy miałem dziewiętnaście lat poznałem Kingę. Po miesiącu zaszła w ciążę. Chciałem za wszelką cenę zapewnić im dom, którego ja nigdy nie miałem. Więc otwarłem najpierw małą kawiarnię w mieścinie, w której się wychowałem, a potem pierwszą restaurację w Poznaniu. Pieniądze spływały, więc zacząłem budować dom. Kiedy Tomek miał trzy lata, a Antek rok, dom został ukończony i wprowadziliśmy się dwa dni przed świętami. Kinga z najmłodszym, Nikodemem, mieszka tam do dziś.
- Jesteście rozwiedzeni?
- Kolejne pytanie. Naprawdę ciekawska z ciebie bestia - mówi z ironicznym uśmiechem na twarzy.
- Korzystam z chwili kiedy jesteś rozmowny. Na co dzień raczej nie jesteś skory do rozmów. Częściej krzyczysz.
- Wielu rzeczy się w życiu nauczyłem, jednak dalej jestem wybuchowy. Rozwiedziony nie jestem, ale
nie mieszkamy razem. Nie chce nam się bawić w tą całą papierologie. Kinga prowadzi swoje życie, ja swoje. Żyjemy w zgodzie ze sobą, to świetna kobieta ale przez te lata nie poświęcałem jej uwagi. Bywały dni, kiedy wcale nie wracałem do domu.
- Zdradziła cie?
- Nie. Nic z tych rzeczy. Po prostu stwierdziła, że nie jest z mojej bajki. I że musi poszukać kogoś, kto będzie z jej, póki jeszcze nie jest stara i brzydka - kiedy to mówi, odwraca wzrok. Patrzy teraz gdzieś w przestrzeń pomiędzy mną a oknem. Jego wzrok odpływa gdzieś daleko a z twarzy znika delikatny uśmiech, który pojawił się tam przed chwilą.
- Jak to przyjąłeś?
- Wyszedłem w ciszy. Gdybym się odezwał, źle by się to skończyło. Poszedłem kupić wódkę, pierwszy raz w swoim życiu. Usiadłem z nią dachu - mówi skinieniem głowy wskazując na sufit - i
siedziałem przez całą noc, myśląc.
- Wypiłeś te wódkę?
- Nie. Ani kropelki. Stwierdziłem, że nie jestem pijakiem. Mam na tyle odwagi by przyznać się przed sobą, że małżeństwo to jedyna rzecz, którą akurat w życiu spieprzyłem na całej lini. Nie dbałem o swoją kobietę, nie nosiłem jej na rękach, nie interesowałem się jej problemami, nie mówiłem komplementów, nie było mnie przy niej, kiedy rodziła i wychowywała naszych synów. Moje relacje z nimi zaczęły się poprawiać dopiero po tym wydarzeniu. To było dwa lata temu i wiele zmieniłem w swoim życiu. Nie pracuje już tyle, polegam na ludziach, którzy wiem, że dobrze wykonują swoją robotę. Teraz robię to co mi sprawia przyjemność i co robię dla frajdy. Z Nikodemem całe wakacje spędziliśmy w drodze, szukając wyjątkowych miejsc. I znaleźliśmy te cztery. I już wtedy wiedziałem, że to moje miejsca. Wiedziałem, że coś tam powstanie, ale z początku jeszcze nie wiedziałem co - kiedy o tym mówi, oczy mu błyszczą i słychać w jego głosie pasję. Ton jego głosu staje się cieplejszy, delikatniejszy.
- Pomysły rodzą ci się w głowie jakby same. Jak ty to robisz? - pytam, będąc pod wrażeniem jego
opowieści.
- Nic się nie dzieje samo. Wszystko co robisz, ludzi których spotykasz, książki które czytasz, rzeczy które słyszysz. Wszystko to części układanki. I jeśli poświęcisz trochę czasu każdego dnia by spróbować je ułożyć, przyjdzie czas że twój umysł pozwoli ci zobaczyć gotowy obraz.
- Co masz na myśli, mówiąc żeby poświęcić temu trochę czasu?
- Po prostu spędzić trochę czasu ze samym sobą i swoimi myślami. Niektóry nazywają to medytacją, inni czasem regeneracji. Nie ważne jak to nazwiesz. Chodzi o to, żeby na chwilę odłożyć wszystko i się wyciszyć. Kiedy wyłączysz cały hałas, który ciągle słyszysz w tle, możesz
zobaczyć co jest na głównym planie, a czego nie jesteś w stanie zrobić kiedy brzęczy telefon, kiedy
dziecko płacze, telewizor nadaje jak katarynka.
- Tylko tyle?
- Tylko, albo i aż. Ale przede wszystkim musi ci się chcieć. Moje pragnienie osiągnięcia czegoś paliło mnie od środka, jak żar w piecu. Całymi dniami myślałem o tym, czego pragnę i jak to ma
wyglądać. I zrobiłem to. 
- To prawda, zrobiłeś. - mówię z uśmiechem na twarzy. Patrzę na niego, na jego już rozluźnioną twarz i błękitne oczy. Jest bardzo pociągający. A historia, którą właśnie mi opowiedział, urzekła mnie całkowicie 
- Na mnie już czas. Dziękuje za obiad. Widzimy się jutro - wstaje pośpiesznie, zanim moje myśli odpłyną w niepożądanym kierunku.
- To ja dziękuj za towarzystwo. Nie zapomnij o folderach - mówi podając mi teczkę kiedy ruszam w
kierunku drzwi. Podchodzę do niego i sięgam po folder. Nasze palce dotykają się przypadkiem i momentalnie przechodzi mnie dreszcz. Podnoszę wzrok i nasze spojrzenia się spotykają.
- Dziękuje - mówię, patrząc mu prosto w oczy, powolutku się w nich rozpływając.
- Proszę - odpowiada z coraz szerszym uśmiechem na ustach. Czuje jak leciutko ciągnie mnie w swoją stronę, i momentalnie staje sparaliżowana. Nie mam pojęcia jak mam się zachować. Nie wiem czy dobrze to odbieram, czy nie. Ale niezależnie od wszystkiego, dalej jestem mężatką. Nie jestem w stanie podjąć żadnej rozsądnej decyzji w tym momencie, więc zbieram się w sobie, prawie wydzieram mu folder z ręki i wychodzę.

Kiedy jestem już za drzwiami, oddycham głęboko, próbując nabrać więcej powietrza niż moje płuca
są w stanie pomieścić. Zbiegam szybciutko po schodach i pędzę po Hanie. Ten dzień definitywnie
skończył się inaczej niż się spodziewałam.


zdjęcie:freepik


Można powiedzieć, że nie ma tygodnia, kiedy ktoś by mi nie powiedział : ” … że też ci się chce?!”
Ale czemu miało by mi się nie chcieć? Teraz mnie to dziwi, ale nie zawsze tak było.

Wiele lat spędziłam na marnując czas. Godzinami oglądałam telewizję, i to raczej tę mniej inspirującą i poszerzającą horyzonty. Nocki zarywałam przed komputerem grając w gry, które
niczego nie wnosiły w moje życie. Budowałam relacje z ludźmi, którzy byli nieistotni, nieodpowiedni, płytcy. Życie przewijało mi się między palcami jak rolka filmu a ja wmawiałam sobie, że tak musi wyglądać moje życie.

Myśli wypełniały mi listy, które tworzyłam bazując na tym czego mi brakuje. Serce przepełniało mi poczucie niesprawiedliwości, strach i wstyd przed własnymi pragnieniami. Wiele razy upadałam, i bywało, że tygodniami się nie podnosiłam.

Wszystko się zmieniło kiedy zaczęłam czytać. Jakież było moje zdziwienia jak odkryłam jaką siłę rażenia mają książki. Całe ich sterty piętrzyły się koło mojego łóżka, zazwyczaj w bezbarwnej foli
i z wyświechtaną okładką gdyż były to książki z biblioteki. Mijały lata, a ja cały czas czytałam.
Mój głód na cudze historie był nie do zaspokojenia. I do dziś tak jest. Już nie tylko na książki, na cudze historie. Ale i na wiedzę, na doświadczenia i przeżycia.

Mam wielu ludzi, których uważam za swoich mentorów a jeden z nich mówi: ” It is not over until
you win. Nigdy nie jest koniec, póki nie wygram” - Les Brown

Kiedy zaczyna się czytać historię ludzi takich jak Brown, Oprah czy Anthony Robbins, wydawać się może, że to tylko historyjki, jak z filmu, zupełnie nie realne. Ale to są żywi ludzie, prawdziwe historie, które pokazują, że wszystko jest możliwe.

Les Brown był nikim, nie miał niczego. Po za marzeniem. Chciał mieć własną audycję w radiu. Chciał być DJ’em. I poprzez swoją wytrwałość, cierpliwość i zaciętość, odniósł sukces.

Tony Robbins wychowywał się w domu gdzie była przemoc, alkohol, brak środków do życia. Był wyrzutkiem społeczeństwa, nieakceptowanym przez rówieśników. Dziś jest jednym z najsławniejszych i najbogatszych ludzi na świecie. Ma swoją wyspę, ponad dwieście firm i co roku karmi miliony ludzi, którzy tak jak kiedyś on, nie mają nic.

Jak to osiągnęli? Czując w sobie ten głód! Będąc zdeterminowanym. Nie poddając się.
Od czego zaczynasz? Od wizji. Od marzenia.

A potem je realizujesz. Powiesz, że nie masz czasu? Pieniędzy? Koneksji? Wyglądu? Na pewno wymyślisz długą listę rzeczy, które uniemożliwiają ci osiągnięcie tego o czym marzysz. Ale nie problem jest w tym, jak użyć to co masz, ale jak zdobyć to czego nie masz. Nie masz zasobów, to znajdź sposób by je znaleźć. Nie ma tu gotowej odpowiedzi jak to zrobić. Ale wystarczy, że będziesz czuć ten żar w sobie i będziesz go pielęgnować i myśleć o nim codziennie, a znajdziesz sposób na wszystko.

Chcesz innej pracy? Bo w tej cie nie doceniają, nie płacą wystarczająco, nie zapewniają dobrych warunków. To ją zmień. Po prostu to zrób.
Nie wiesz jak? Po prostu zrób to.

Pragniesz podróżować, zwiedzać, oglądać najpiękniejsze zakątki świata, to zrób to.

Chcesz lepszego związku, bardziej udanego, z lepszym pożyciem i zabawniejszym partnerem. To znajdź go.

Chcesz rozwiązać swoje problemy, chcesz wyjść na prostą i zapanować nad swoim życie, to po prostu to zrób do jasnej cholery!

Chciej, pragnij, pożądaj. Kultywuj w sobie te uczucia. Niech rosną w tobie jak dziecko i niech kiełkują, dają plony o których nigdy nie śniłaś.

Żeby ułatwić sobie to wszystko, musisz pracować nad sobą. Fizycznie i psychicznie. Mięśnie są po to by je ćwiczyć, i te w twoim ciele i te w twojej głowie czy sercu.

Rozwijaj się, ucz się ciągle nowych rzeczy. Czytaj, rozwijaj swoje pasje.

Nie licz na to, że zrobi się samo. Wstań i zrób to.

Nie licz, że będzie łatwiej, prościej. Ty bądź mądrzejsza, silniejsza, lepsza.

Powiesz kiedy? Dom, rodzina, dzieci i praca. Tyle obowiązków. Tyle zadań. Zero pomocy?
Nie licz na pomoc, ty jesteś odpowiedzią.

Zależy ci? Chcesz tego naprawdę? Jesteś głodna przygody jaką jest życie? To idź i jej skosztuj.
Zrób rachunek sumienia. Użyj swojego pamiętnika.

1. Wypisz wszystko o czym marzysz, dlaczego o tym marzysz, i jak będziesz się czuć jak to
osiągniesz.

2. Zrób listę rzeczy, które robisz każdego dnia. Wszystkich rzeczy. Wypisz czas jaki spędzasz
robiąc daną czynność. Zastanów się, które czynności robisz z miłości do rodziny, które z
miłości do siebie. Które wnoszą coś do twojego życia, a które kradną ci tylko czas.

3. Zaplanuj kolejne dni. Skup się na tym co chcesz osiągnąć, jaki efekt uzyskać. Nie pisz po
prostu co musisz zrobić.

I żyj pełnią życia. Ciesz się każdą chwilą i skup myśli na tym co masz, co kochasz i co widzisz w swojej przyszłości. Pamiętaj o jednym, to czemu poświęcasz uwagę, co siedzi ci w głowie, to jest właśnie to co będzie. Podejmij dziś decyzję, o tym jak ma wyglądać twoje życie jutro.

Komentarze

  1. Kilka godzin temu myślałam, że przeczytam jedno opowiadanie i koniec. Teraz żałuję, że jest ich tylko 10 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ogromnie! Zapraszam we wtorek i czwartek na kolejne :)

      Usuń
  2. Moim zdaniem bardzo fajnie opisany problem. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz