330 Seria fortunnych nieprzypadków Odcinek 11

 

Pierwszy odcinek znajdziesz tutaj!

Spędziliśmy miły wieczór, naprawdę miły. Maks mnie rozśmieszał opowiadając żarty i pokazują śmieszne memy, które wynalazł dzisiaj w necie. Co więcej, naprawdę potrafił gotować. A ja po całym dniu w pracy, byłam głodna jak wilk. Zaserwował pieczonego królika i marchewki. Do tego moje ulubione, czerwone wino. Opowiadaliśmy sobie o tym i o tamtym, aż poczułam jak zmęczenie bierze górę. Najedzona, odprężona, w cieple jego mieszkania, miałam ochotę okryć się kocem i usnąć. On zdecydowanie miał inne plany i wcale nie był śpiący. Wręcz przeciwnie. Pomimo kontuzji nogi, poruszał się sprawnie i był wręcz pobudzony.

Rozsiedliśmy się na kanapie telewizyjnej. Podał mi drinka i usiadł tak blisko mnie. Zaczął całować mi dłonie, potem ręce. Podwijał materiał bluzki wyżej i wyżej. Jego druga dłoń błądziła po moich nogach, po brzuchu. Czułam jak oczy mi się zamykają, bynajmniej nie z podniecenia. Hamowałam każde kolejne ziewnięcie, które chciało się ze mnie wydostać. Nie wiedziałam co mam zrobić. Powiedzieć, że nie mam ochoty na nic więcej? Odsunąć się? Zagadać go? Faktycznie ziewnąć? Czułam się jak sparaliżowana. Nie mogłam się na nic zdecydować, a potem wydawało się już za późno na odwrót. Pozwoliłam mu się rozebrać i zaprowadzić do sypialni. Starał się bardzo mnie rozpalić ale jakoś nie mogłam znaleźć w sobie tego entuzjazmu.

Chyba nie zauważył mojej konsternacji ani zmęczenia. Gdy doszedł, opadł koło mnie, zmęczony i spełniony. Ja w między czasie też udałam, że dochodzę, żeby nie przeciągać. Momentalnie usnął. Ja za to, całkiem się rozbudziłam. Źle się czułam sama ze sobą. Zbyt często po fakcie, przychodzi mi do głowy dokładnie to, co chciałam powiedzieć. Tym razem było tak samo. Powinnam była mu powiedzieć, że nie jestem w nastroju na seks. Powinnam. Jednak tego nie zrobiłam. To wszystko szło nie w tym kierunku. Miałam dbać o siebie. Zacząć myśleć o swoich potrzebach. Jednak w kółko myślałam o tym, czego się ode mnie oczekuje. Nawyk jak stara, zdarta płyta, której nie możesz przestać słuchać.

Spałam niespokojnie i rano byłam nie do życia. Budzik zadzwonił punkt szósta. Na siódmą trzydzieści miałam pierwszą klientkę. Maks poruszył się nerwowo, ale obrócił się na boku i usnął. Wzięłam prysznic, ale musiałam założyć wczorajsze ubranie. Dobrze, że w torebce miałam świeżą bieliznę na kryzysowe sytuacje. Bardziej chodziło o miesiączkę niż nocowanie u faceta, ale czyta bielizna to czysta bielizna. 

Mój fatalny nastrój utrzymywał się cały dzień. Klientki szczebiotały o imprezach, na które się szykują i ciuchach, które założą, a ja nie potrafiłam czerpać radości z tego, co robię. Jednej buzia się wcale nie zamykała. Marudziła, że zaplątywanie tego warkocza jest nieprzyjemne. Nie była też zadowolona z ostatecznego efektu mimo iż, miała dokładnie to, o co poprosiła. O piętnastej marzyłam już o tym, by wrócić do domu a czekały mnie jeszcze trzy klientki. Powinnam się cieszyć, że pracuje i zarabiam na swoje rachunki. Robiłam przecież dokładnie to, co chciałam, tylko dzisiaj jakoś to wszystko wydawało mi się takie niesprawiedliwe. Nie chciałam szukać winnych. Zwyczajnie chciałam się lepiej poczuć.

Renia ciągle powtarzała, że wszystko w moich rękach. Muszę wiedzieć dokładnie czego chce, by to dostać. A ja chciałam uczcić siebie i ten rok. Chciałam podziękować sobie za to, że się nie poddałam. To przecież powód do radości i świętowania, prawda? Chciałam fajerwerków, pięknej sukni i szampana. Chciałam tańców i zabawy do białego rana. Zdecydowanie. Tego właśnie chciałam. Wiedziałam o tym, czułam to. Całą sobą wiedziałam, że to prawda. Wszystko wskazywało jednak na to, że nic z tego się nie wydarzy. Gdy wychodziłam z salonu na autobus do domu, rozdzwoniła się moja komórka.

- Halo - zapytałam grzecznie.
- Hejka, tu Dorian. Nie przeszkadzam? - usłyszałam grzeczny i radosny głos w słuchawce. Bardzo męski, jednocześnie dźwięczny i taki klasyczny.
- Dorian? Jaki Dorian? - nie mogłam skojarzyć o kogo chodzi - to chyba pomyłka.
- Nie, nie. Tosia, dostałem twój numer od mojej matki, Renaty. Mam sprawę.
- Och. Tak, tak, kojarzę. No hej, jak mogę ci pomóc.
- No więc co roku organizuje taką imprezę sylwestrową i w tym roku mamy motyw Alicji w krainie czarów i rozchorowała mi się fryzjerka. W sumie to złamała rękę i na pewno nikogo nie uczesze. Matka mówi, że jesteś świetna. Wiem, że tak w ostatniej chwili dzwonię, ale próbowałem znaleźć kogokolwiek, kto zna się na robocie, bez rezultatu. Wszyscy są przebookowani. Zapłacę podwójnie! I w gratisie masz oczywiście zaproszenie na naszą imprezę. Będzie fantastycznie!
- Czekaj, czekaj - próbuje ogarnąć co do mnie powiedział - Alicja w krainie czarów?
- No tak. Praca jest od siódmej rano. Mogę zapłacić z góry. O strój się nie martw, na miejscu coś wybierzesz. Znajome projektantki przy okazji zrobią sobie mini pokaz.
- Ja mam rozpisane klientki u siebie w zakładzie - zaczynam tłumaczyć, ale coś we mnie
krzyczy, że mam powiedzieć tak, że mam rzucić wszystko i jechać tam!
- Wiem, że to już za dwa dni. Matka zawsze mi wytyka, że organizacja nie jest moją mocną stroną, mimo iż zajmuje się tym zawodowo. Koniec końców zawsze się wszystko udaje.
Może faktycznie mam więcej szczęścia niż rozumu - śmieje się, tak szczerze i pięknie. Ma piękny śmiech, taki, że sama zaczynam się uśmiechać.
- Okej. Dam radę. Poprzesuwam coś u siebie i przyjadę - odpowiadam, zszokowana swoimi słowami.
- Naprawdę! Dzięki, jesteś moją boginią! Wyślij mi swój mail na ten numer, prześle ci wszystkie informacje. To pa!
- Pa! - odpowiadam ale on już się rozłączył. Co ja najlepszego zrobiłam?!

Wróciłam do domu i od razu położyłam się spać. Unikałam rodziców i konfrontacji. Nie miałam im nic nowego do powiedzenia. Wiem, że ich nie zmienię. Ale tak bardzo bym chciała, żeby mnie zrozumieli, żeby mnie wspierali kiedy podejmuje jakąś decyzje a nie wywierali presję, bym robiła to, czego ode mnie oczekują.

Spałam jak zabita. Bite dziewięć godzin niczym nie zakłóconego snu. Wstałam i pierwsze na co spojrzałam, to moja mapa marzeń. To był naprawdę dobry pomysł, by ją tam postawić. Wzięłam trzy głębokie wdechy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Było dość wcześnie. Miałam czas żeby zastanowić się nad organizacją. W Sylwestra miałam rozpisane klientki tylko do piętnastej licząc, że będę miała czas na przygotowanie się do imprezy z Maksem, na którą nie idę. Zamiast imprezy wyszła jakaś domówka. zaczęłam działać.

Rozpisałam plan i zaproponowałam niższą stawkę za zgodę na przełożenie wizyty na jutro. Wszyscy się zgodzili. To oznaczało dwa dni intensywnej pracy. Nawet dostałam maila z prośbą na upchanie jednego zaplecenia bokserskiego warkocza i postanowiłam się zgodzić. Oznaczało to, że nie zobaczę już Maksa w tym roku. Napisałam do niego, że potrzebuje kilku dni dla siebie. Początkowo miałam wyrzuty sumienia i było mi strasznie głupio, gdy do niego pisałam. Potem jednak doszłam do wniosku, że nie powinno być mi głupio. Wcale nie miałam ochoty się z nim widzieć a po ostatnim spotkaniu, zastanawiałam się czy nasz związek ma sens. Miałam zacząć dbać o siebie i swoje emocje. Miałam myśleć o tym, czego ja potrzebuje. Nie może być mi głupio z tego powodu. Jak się spodziewałam, nawet nie odpisał.

Zajechałam do pracy i pomimo mrozu, szarugi i chłodu, zaczęłam pracę z nową determinacją. Nie przeszkadzało mi już szczebiotanie klientek, wręcz przeciwnie. Plotkowałam sobie z nimi z uśmiechem na ustach. Wieczorem, leżąc w łóżku, zastanawiałam się na tym, skąd te moje zmiany nastroju. Zdecydowanie nie czułam się dobrze robiąc coś, co wydaje mi się, że powinnam, że inni tego ode mnie oczekują. Męczyło mnie to, tak cholernie męczyło mnie to psychicznie. To nie wina Maksa. Nie mogę jego obwiniać za moje decyzje. To ja zgodziłam się na jego świąteczną wizytę. To ja zgodziłam się do niego pojechać przed wczoraj. To ja nie powiedziałam mu zdecydowanie, że nie mam ochoty na seks. Muszę wieźć to na klatę i wyciągnąć naukę na przyszłość. Nie mogę zgadzać się na coś tylko dlatego, że głupio mi odmówić. Obiecałam sobie, że to był ostatni raz.

Zasnęłam spokojniejsza i szczęśliwsza. Pełna nadziei. I zdecydowanie podekscytowana na to, co mnie czekało. Prawdziwe wyzwanie. 

Komentarze