268 (Nie)doskonała - mój manifest

Zdjęcie: Marta Jandy



Nie jestem idealna.

Nie taka, jak by wszyscy chcieli. Ale przecież nie mogę być.

Bo nie o zadowalanie innych chodzi ale o to, by żyć swoim życiem.

Nie jestem idealna i nigdy nie będę.

Potykam się, bardzo często tak naprawdę. Rzeczy wypadają mi z rąk a jak trzymam czajnik z gorącą wodą to wszyscy ode mnie uciekają. W sumie to nawet nie musi być czajnik. Mi po prostu przytrafiają się "rzeczy". Jeśli gdzieś jest napisane, że coś może się przytrafić na 

0,03 %, to będę właśnie ja. Ale pod warunkiem, że to raczej coś niedobrego.

Moja przyjaciółka mówi, że ze mną się nie da pokłócić ale to dlatego, że najczęściej to ja kłócę się sama ze sobą, z innymi już nie muszę. Bo w mojej głowie zawsze jest jakieś pole bitwy.

Od dzieciństwa jedzenie było nagrodą, taką "od ręki", która po czasie stawała się karą. Kiedy cierpiałam, sięgałam po to, co dawało mi natychmiastową ulgę. Dlatego łatwo się uzależniam. Od wszystkiego. Od jedzenia, telewizji, od ludzi i tysiąca innych rzeczy. Bo szukam ulgi od swojego cierpienia, choćby złudnej. Dlatego odstawiłam wszystko, co korci chwilą bezmyślności. Dlatego czytam, by zgłębiać swoje emocje i szukać nowych perspektyw.

Jestem bardzo niedoskonała. Moje ciało, dla którego wiele razy nie byłam łaskawa, jest jedynym jakie mam i mieć będę i staram się je kochać, ale różnie bywa. Moje ciało jest jak pole bity, znajdziesz na nim wiele oznak przegranych walk i bitew. Ale jest moje, dzięki niemu chodzę, widzę, słyszę i czuję. Muszę być wdzięczna, że je mam.

Nie jestem doskonała, choć moja córka często mi to zarzuca. Bo nie oszukuję jak gramy, bo dotrzymuję obietnic. Bo wszystko wiem. Ale to nieprawda. Oszukuję, jak każdy, od czasu do czasu wyłazi ze mnie ta gorsza wersja mnie. Nie dotrzymuję wszystkich obietnic a najtrudniej mi dotrzymać te dane samej sobie. Definitywnie nie wiem wszystkiego, tak naprawdę bardzo często zdaje mi się, że nic nie wiem. 

Nie jestem dokonała. Moja poranna rutyna miała zapewnić mi harmonię i siły, by sprostać wyzwaniom rzucanym przez dany dzień. Ale rano zdarza mi się zrobić to, co łatwiejsze. Wyłączam budzik i idę dalej spać. Choć wiem, że krzywdzę tym samą siebie, to dalej to robię. Po prostu śpię dalej. 

Nie jestem doskonała. Zapomniałam- to chyba najpopularniejsze słowo w moim słowniku. Napewno jedno z tych bardziej popularnych. Kolejne to przepraszam. Pamięć mam świetną, ale bardzo wybiórczą. Niestety mój mozg często wypiera te "przyziemne rzeczy" z pamięci, jak to by kupić chleb po drodze do domu, wyrzucić śmieci czy coś załatwić. Moja rodzinka nie ma ze mną lekko. A urodziny czy imieniny? Nigdy o nich nie pamiętam. No może swoje. Swoje to pamiętam. Ale reszta to już koszmar jakiś. Wszystkie daty zlewają mi się i zawsze sobie przypominam o jakiejś okazji tydzień po fakcie. Naprawdę nie celowo. Nie z niedbalstwa czy olewania. Tak już mam. 

Potrafię też ranić. Potrafię sprawiać przykrość. Potrafię krzywdzić, czasem niecelowo, a czasem podświadomość podsyła mi okropieństwa a ja się ich chwytam. Czasem żałuję, a czasem nie.

Często też krzywdzę samą siebie. Czasem za kare, czasem z przypadku, czasem z lenistwa. No właśnie.

Ile razy sobie myślę, że gdyby tylko mi się tak chciało jak mi się nie chcę. Bo czasem mi się naprawdę cholernie nie chcę. Choć staram się być obowiązkowa, żyć zgodnie z zasadą "najpierw praca, potem przyjemności". Nie zawsze wychodzi. 

Popełniam błędy i podejmuje złe decyzje. Czasem to bardzo złe decyzje i bardzo głupie błędy. Powtarzam córce, by brała odpowiedzialność za swoje błędy. I ja też staram się brać tę odpowiedzialność. Czasem tylko chowam głowę w piasek i długo dojrzewam do przyznania, że faktycznie zrobiłam źle. 

Ego jest moim wrogiem i walczę z nim jak mogę, ale czasem jest jak ten rzep, co się nie może odczepić. Czasem ja jestem jak rzep i też się nie mogę odczepić. A umiem się czepiać i drążyć temat do znudzenia wkurzając tym swe otoczenie niemiłosiernie.

Nie jestem idealna. Nie umiem się ładnie uczesać, a że mam problem z wypadaniem włosów, czasem wyglądam jakby mi coś zdechło na głowie. Nie umiem się też ładnie malować, co czynię coraz rzadziej im więcej wiosen sobie liczę. Nie mam też kompletnie gustu. Nie umiem dobrać ubrań i gdyby nie mój mąż dalej chodziłabym w eleganckim płaszczu, czerwonych spodniach i żółtych adidasach. 

Lubię ładnie wyglądać ale nie lubię marnować tego czasu jaki jest potrzebny by robić "to wszystko". Odżywki, peelingi, nawilżanie. To wszystko nie dla mnie. 

Nie mam też talentu do innych, "babskich" rzeczy. Bo choć gotuje dobrze to moja teściowa ma strach powierzyć mi zrobienie prania. Nie lubię siedzieć w domu, praca to moja natura. Macierzyństwo było dla mnie ogromnym wyzwaniem, totalną rewolucją. W sumie dalej jest. Dalej wydaje mi się, że go nie ograniam.

Bo nie jestem idealna. 

Jako żona nie jestem idealna ( w stringach wyglądam conajmniej śmiesznie, spontaniczna nie jestem wcale i brak mi poczucia humoru). Jako matka ( choć widziałam pierwsze kroki mojej córeczki to więcej czasu spędza z ojcem, bo ja jestem w pracy). Jako przyjaciółka ( Te urodziny, brak czasu by się spotkać czy kupienie orzechowych ciastek dziecku uczulonemu na orzechy). Jako pisarka też nie ( W swoje książki włożyłam swoje serce, duszę, całą siebie, ale jako, że wydałam je samodzielnie, nie są idealne ). Jako kobieta tym bardziej  ( Niesymetryczna, z jedną piersią większą, włosami na palcach u stóp i irytująco śpiewnym głosem. Jestem bardzo daleka od ideału.

Nie jestem idealna ale 35 lat uczę się, że jestem taka, jaka mam być.

Jestem taka, jaka jestem i jestem wystarczająco dobra.

Nie zawsze wychodzi ze mnie 100%, ale nawet jeśli to tylko 10%, to zawsze daję tyle, ile mogę z siebie wykrzesać. Bo jestem człowiekiem. Popełniam błędy, ale ich nie roztrząsam, traktuje je jak kolejne lekcje, które muszę przerobić. Wybaczam sobie, wybaczam innym. Nie jestem idealna ale jestem kobietą, która stara się żyć najlepiej jak potrafi, która stara się być najlepszą wersją siebie.

Kiedyś wierzyłam w to, że nie zasługuje na to, by mnie kochać, by szanować, taką jaka jestem. Wierzyłam, że nie zasłużyłam na to. Wiele doświadczeń doprowadziło mnie do tego myślenia. Wiele musiałam przetrwać, wiele przepracować w sobie by się od tego myślenia uwolnić.

Bo zasługuje na to, by mnie kochać. Dzisiaj, teraz, taką jaka jestem. Bo choć jestem tak bardzo niedoskonała to zasługuje na to, by mnie szanować i nie pozwolę już nikomu mi tego odebrać, nie pozwolę już nikomu na brak szacunku wobec mnie. Ale dziś wiem, że musiałam zacząć od siebie. Sama siebie musiałam uznać wartą, sama siebie musiałam pokochać, sama siebie musiałam zacząć szanować by zrobili to inni, bym ja poczuła ich prawdzie intencje.

A ty? Ty też jesteś niedoskonała i porównywanie się do nikogo nie ma sensu. Nikt nie jest doskonały. Ani ta młoda celebrytka, ani ten bogaty przedsiębiorca ani nikt inny. Nie jesteśmy doskonali, nasze życia też takie nie są. Ale możemy sprawić by nasze życie było wartościowe, by się liczyło. Kochając, kierując się dobrocią i szacunkiem, akceptują siebie nawzajem, akceptując to, że się od siebie różnimy, bo przecież z drugiej strony jesteśmy tak do siebie podobni, bojąc się i pragnąc tego samego. Nieraz idziemy przez piekło, mrok nas przytłacza i wydaję się, że już nie będzie dobrze. Ale musimy iść dalej. Musimy po prostu iść dalej a wyjdziemy z tego silniejsze, mądrzejsze i szczęśliwsze. Zawsze będzie przecież jakaś bitwa do stoczenia, jakaś górą, na którą będziesz musiała się wspiąć. Dasz radę? Pewnie, że dasz. Tylko nie zatrzymuj się jak zrobi się trudno, nie poddawaj się, kiedy inni powtarzają, że nie dasz rady. Idź dalej. Wiem, że czasem masz dość, że czasem wydaje ci się, że już nie dasz rady. Ale dasz! Bo choć jesteś niedoskonała, to możesz naprawdę osiągnąć wiele. Wszystko w twoich rękach.


Podoba ci się to, co piszę?

Moje książki znajdziesz TU!

Komentarze