266 Wojowniczka, odcinek pierwszy, WOLNOŚĆ






WOJOWNICZKA

Seria Mistrzyni

Część trzecia


Rozdział 1

Wolność


"Who am I, what and why 'Cause all I have left is my memories of yesterday, Oh these sour times."


Niebo było czarne tej nocy, przeplatane nitkami białych chmur. Wyglądało upiornie i pięknie zarazem. Za dużo czasu spędzałam ostatnio wpatrując się w niebo. Czułam się tak jakoś sentymentalnie. Szukałam czegoś, szukałam odpowiedzi na tysiące pytań kłębiących mi się w głowie. Czekałam na przyjazd mamy. Zadzwoniła parę tygodni temu. Powiedziała, że spędzi ze mną lato. Nie widziałyśmy się tak dawno. Wyjechała z Warszawy w poszukiwaniu siebie. Rozumiałam ją doskonale. Studia, choć naprawdę ciekawe, nie dawały mi satysfakcji. Chciałam robić coś, co ma znaczenie. Chciałam zmieniać świat na lepsze i coraz częściej myślałam o powrocie do domu, do Polski i rozpoczęciu studiów na kierunku Praca Socjalna. Chodziło mi to po głowie już jakiś czas. Ale ojciec był taki szczęśliwy, że poszłam w jego ślady. Twierdził, że mam talent, że będę się realizować i osiągnę wiele. Ale ja tego nie czułam. Już nie.

Coraz częściej widziałam wokół siebie kobiety, które powtarzały, że nie mają wyboru, że tak musi być. Szukałam ich podświadomie wzrokiem, słuchałam ich niewypowiedzianych modlitw. A ja miałam wybór, ale bałam się ostatecznej decyzji i tego, co ze sobą przyniesie. Bałam się, co powiedzą rodzice, co powie Przemek. Przyjechaliśmy tu przecież razem. Wszystko robiliśmy razem. Hiszpańskiego uczył się jak szalony byleby tylko dać sobie tu radę i być ze mną. A ja chciałam to zostawić. On studiował reżyserię, podążał w ślady swojego ukochanego Almodovara. A ja? A ja się dusiłam i bałam cokolwiek zrobić.

Wracając wczoraj do domu, mijałam jakąś parę, na oko mieli po czterdziestce, on trzymał ją mocno za rękę, mówił do niej przez zaciśnięte zęby: „Chyba się suko zapomniałaś! Nie będziesz za mnie decydować, rozumiesz!? Jestem twoim mężem i to ty masz mnie słuchać."

Kobieta była przerażona. Nie wypowiedziała słowa, tylko skinęła głową. Była bardzo ładna. Oliwkowa skóra, błyszczące, kręcone włosy o kolorze gorzkiej czekolady i cudowna, kobieca figura. A on? Zwykły gbur, z brzuchem piwnym, w za ciasnym podkoszulku. Zastanawiałam się, czemu ona z nim jest? Przecież to było oczywiste, że powinna go zostawić. Prawda? Czyżby go tak mocno kochała? A może to siebie nie kochała wystarczająco mocno? Przypomniały mi się słowa mamy, tego dnia kiedy mi powiedzieli, że się rozwodzą na dobre.

-Nie kochasz już taty? - spytałam, wpatrując się w jej ciepłe, pełne miłości spojrzenie. Zawsze miała do mnie cierpliwość i odpowiadała na moje najbardziej irytujące pytania.

-Nie kochanie, to nie tak. Wiele z twoim tatą przeżyłam, zawsze będę go kochać. Ale siebie też kocham. I wiem, że nie potrafimy już się nawzajem uszczęśliwiać. Mąż i żona powinni wyciągać z siebie to, co najlepsze. A my z tatą ostatnio raczej pokazujemy to, co najgorsze. To też nie fair wobec ciebie.

-Wobec mnie?

-No tak kochanie. Wiesz, że oboje cię kochamy. Zawsze będziesz naszą kochaną córeczką i nie ma w tym twojej winy, że się rozstaliśmy. Ani troszeczkę. Będziemy lepszą rodziną osobno.

- Mama mojej koleżanki powiedziała jej, że nigdy się nie rozwiedzie z jej ojcem, bo przecież mają ją. I muszą być razem dla niej.

- Kochanie, ja uważam, że udając, że się dalej kochamy tak, jak kiedyś, kłócąc się, jak będziemy myśleć, że nie słyszysz, wyrządzilibyśmy ci większą krzywdę. Chcę dla ciebie jak najlepiej, a takiego małżeństwa bym dla ciebie nie chciała. Musimy być odważni właśnie dla ciebie. Żebyś wiedziała, że masz prawo szukać własnego szczęścia. 

Rodzice kochali siebie nawzajem i mnie, ale kochali też samych siebie na tyle mocno, by wiedzieć kiedy powiedzieć stop. To był mój pomysł, żeby wyprawić im przyjęcie rozwodowe. Dzięki temu do dziś są przyjaciółmi.

Pamiętałam początki końca ich związku całkiem dobrze, mimo, że miałam wtedy tylko sześć lat. Mama założyła swoją firmę i szło jej coraz lepiej. Chciała wszystko pogodzić, pracę, dom, siebie. Rano zajmowała się mną, prowadziła do przedszkola, czytała mi książki, gotowała. A potem jeździła do pracy i ojciec miał jej chyba trochę za złe, że nie może zwyczajnie nic nie robić, odpoczywać, gdy wracał z pracy. Musiał siedzieć ze mną, podawać mi kolacje. Wiedziałam, że mnie kocha. Ale nudził się kiedy byliśmy tylko we dwójkę. Wkurzało go, że mama jest daleko. Chciał dla niej dobrze ale chyba nie kosztem swoich wolnych popołudni. Pewnego dnia, gdy wróciła bardzo późno, jak myśleli, że już śpię, strasznie się pokłócili. 

- Gośka, do cholery, nie możesz robić co ci się żywnie podoba!

- Co mi się żywnie podoba? Przecież ja byłam w pracy!

- Nie musisz tyle pracować, mamy przecież pieniądze, zarabiam wystarczająco.

- To nie chodzi o pieniądze, nie tylko. Ja to lubię i jestem w tym dobra. I chcę być niezależna.

- Niezależna? Kosztem czego? Naszej rodziny.

- Kosztem rodziny? Przecież tu jestem prawie cały czas! Pracuję jak Hania jest w przedszkolu i dwa popołudnia, tak jak się umówiliśmy.

- Ja nie mam kiedy projektów kończyć, przychodzę z pracy i jestem zmęczony, nie mam chwili dla siebie!

- A ja mam? Przecież wspólnie ustalaliśmy jak to ma wyglądać, chciałeś, żebym robiła to, co lubię, żebym wyszła z domu i pracowała.

- Ale nie myślałem, że to tak będzie wyglądać. To nie może tak wyglądać. Musisz zrezygnować z pracy albo pracować krócej.

- Muszę? A może to ty musisz coś zmienić?

Kłócili się tego dnia jeszcze długo. Następnego też. Już nigdy więcej nie widziałam, żeby się razem tak naprawdę śmiali. Życie codzienne ich poróżniło. Ukryte oczekiwania i nadzieje nie pokryły się i powstał z nich chaos. Ale często słyszałam, jakby echo, słowa mojego taty, jak mówi, że mama nie może robić co jej się żywnie podoba. Czy ja też nie mogę? Może niekoniecznie co mi się żywnie podoba, ale czy mogę decydować o sobie i swoim życiu, tak naprawdę? Nie mam nikogo pod swoją opieką. Mój partner jest troskliwy, opiekuńczy i szanuje mnie. Ale męczą mnie słowa Lady Gaga'y, które słyszałam jakiś czas temu: "Kobiety mogą podążać za mężczyzną, albo za swoimi marzeniami. Jeśli się zastanawiasz, którą drogą pójść, pamiętaj, że kariera nie powie ci pewnego dnia, że cie nie kocha." 

Wiem, że mam ogromne szczęście, że tu jestem, że mam szansę studiować w Madrycie. Ale czy przyjazd tu był tak naprawdę moją decyzją? Przemek marzył o Hiszpanii od dziecka, to dzięki niej się poznaliśmy. Ojciec od dawna liczył na to, że chociaż tę parę ostatnich lat, zanim pójdę na swoje i się usamodzielnię,  spędzę z nim. Nie potrafiłam na tę chwilę podjąć decyzji. Położyłam się do ciepłego łóżka. Przemek już od dawna pochrapywał cicho. Wtuliłam się w niego i próbowałam usnąć ale po głowie wciąż latało mi tysiące myśli. Gdy już wreszcie usnęłam, śniłam o Warszawie, o pierogach z jagodami i o mojej przyjaciółce, Paulinie. Kiedyś byłyśmy nierozłączne. Całą podstawówkę, odkąd tylko przeprowadziłyśmy się z mamą do Warszawy, Paulina była moją bratnią duszą. Wszystko się zmieniło w liceum. Wybrałyśmy zupełnie inne profile, widywałyśmy się rzadziej. A kiedy Paulina poznała Kubę, "tego jedynego" jak go nazywała, nasza przyjaźń całkiem się rozpadła. Nie byłam zazdrosna. Tylko źle się z tym czułam. Im więcej ona o nim mówiła i go wychwalała, tym ja czułam większy niepokój.

Spotkałyśmy się przypadkiem jednego dnia, gdy zbliżały się wakacje. Zanosiłam podanie o pracę do kawiarni, którą prowadziła znajoma mamy. Paulina stała w kolejce. Uściskałyśmy się praktycznie odruchowo, jakby to było zupełnie naturalne, jak oddychanie, jakbyśmy widziały się wczoraj wieczorem.

Usiadłyśmy i zaczęłyśmy rozmawiać. Zamówiłam moje ulubione ciastko marchewkowe. Uwielbiałam jego smak i konsystencje. 

- Paula, a co dla ciebie? - zapytałam moją przyjaciółkę z szczenięcych lat.

- Ja dziękuje. Tylko kawa dla mnie.

- Ale przecież ty też uwielbiasz ciasto marchewkowe, zawsze je razem jadłyśmy.

- Ale dziś nie chce. Muszę uważać na linię - odpowiedziała poważnie a jej twarz stała się chłodna i bez wyrazu.

- No daj spokój! Jaka linia? Wyglądasz świetnie - zaprotestowałam, bo naprawdę wyglądała jak z obrazka.

- Dziękuje, ale podziękuje.

Pokłóciłyśmy się o głupie ciasto marchewkowe. Ja chciałam poczuć tę więź między nami, taką jak kiedyś. Ale okazało się, że nie mamy już o czym rozmawiać. To co nas łączyło jakby wyparowało. Kiedy opowiadałam o tym koleżance z ławki, totalnie załamana zamknięciem tego rozdziału mojego życiu już definitywnie, Klara powiedziała mi, że to chłopak Pauliny zabrania jej jeść słodkości. Zresztą nie tylko tego jej zabraniał. A ona słuchała. Niby ta Warszawa taka duża a plotki każdy zna o każdym.

Ja od małego wbiłam sobie do głowy, że nie mogę być dla nikogo ciężarem i nie mogę nikomu nic utrudniać. Więc niejednokrotnie rezygnowałam ze swojego szczęścia. Na przemian walczyłam o siebie i rezygnowałam z siebie. Czasem czułam się wyjątkowa, a czasem przeciętna. Ale ktoś mądry mi kiedyś powiedział, bym nigdy się nie poddawała i nigdy nie rezygnowała. Śniła mi się jego twarz. Jego niebieskie oczy. A gdy rano się obudziłam. Wiedziałam, że nadszedł czas na zmiany.


Kobiety często czują się bezradne. Uwięzione w klatkach pełnych ograniczeń, boim się wyfrunąć pomimo ogromnego cierpienia. Ze względu na dzieci, na sentyment, na obawy związane z finansami. Czujemy, że w pojedynkę nie damy rady. Czujemy, że nie do końca mamy prawo walczyć o własne szczęście. Wiele z nas tak czuje. W ciszy cierpimy, wolimy przemilczeć prawdę.  Zawsze znajdzie się powód, by stwierdzić, że czyjeś szczęście czy spokój są ważniejsze. Łatwo przychodzi nam spychanie siebie na niższy poziom. 

Czy mamy prawo walczyć o własne szczęście czy jesteśmy skazane na spełnianie oczekiwań naszego społeczeństwa lub naszej rodziny? Oczywiście, że mamy prawo do własnego szczęścia. Niezależnie czy chcemy spełnić się zawodowo, czy w domu, jako mama, mamy do tego prawo i żadna z decyzji nie czyni nas gorszą czy mniej wartościową. Najważniejsze by decyzję podjąć świadomie i z premedytacją, by nie pozwolić decydować innym.

Nasza wolność kończy się w miejscu, w który, rezygnujemy z siebie, kiedy robimy coś dla innych kosztem siebie.

Musimy pamiętać, że choćbyśmy potrafiły cudownie udawać, nigdy nie uda nam się ukryć ani siebie, ani własnego cierpienia. 

Warto zmierzyć się z życiem i sięgnąć po własną wolność, warto korzystać z wolności do decydowania o sobie, której jeszcze nie tak dawno nie miałyśmy. Możemy dziedziczyć, możemy głosować, możemy pracować. Pierwszy raz w historii ludzkości kobiety mają tak wiele praw, tak wiele wolności. Szkoda byłoby ją zmarnować.

Więc sięgnij po swoje, niezależnie od wszystkiego. I zawsze, ale to zawsze wymagaj szacunku do siebie i od siebie.

Mandela mówił, że wolność może być osiągnięta dopiero wtedy, kiedy kobiety zostaną uwolnione spod opresji mężczyzn. A prawdziwa wolność to świadomość, że to nasza decyzja czy i komu oddamy władzę nad sobą.


Poprzednie części serii nabędziesz tutaj! Z dedykacją. Wojowniczka już wkrótce w przedsprzedaży.

Komentarze