230 Świadomość






Ile razy zdarzyło ci się coś zaplanować, coś sobie wyobrazić, wypełnić się oczekiwaniami a kiedy nadeszła dana chwila, byłaś rozczarowana, smutna a może nawet i wściekła? Na siebie, na innych, na niesprawiedliwość tego świata?

Wracałam w ostatni wtorek do domu. Byłam niesamowicie wykończona, gdyż wtorki są dla mnie dość pracowite. Do 19 udzielam lekcji angielskiego zaraz po mojej regularnej pracy. A tego dnia wszystko nie szło tak, jak trzeba. Wszędzie byłam spóźniona, ludzie mnie niemile zaskakiwali, zapomniałam o tysiącu rzeczy a moja głowa była pełna myśli, trosk i wątpliwości. Wracałam zdenerwowana przez zakorkowane miasto. Wszędzie są remonty, i choć nie mieszkam w wielkim mieście, stałam w dość sporej kolejce, pośród innych, niecierpliwych i zdenerwowanych ludzi. Czułam jak wzbiera we mnie złość. Wyobrażałam sobie zdegustowaną minę mojego męża, kiedy wrócę do domu znów zmęczona i znów spóźniona. Wyobrażałam sobie wiele rzeczy. Do tego miałam wyrzuty sumienia o zjedzony, dość spory, kawałek sernika, którym zostałam poczęstowana na zajęciach. Rano nie wstałam wcześniej i nie zdążyłam zrobić porannej jogi. Czułam się totalnie rozbita. Czułam, że poległam dziś na całej lini. Czułam się tak niedoskonale niedoskonała, że chciało mi się płakać. Gdzieś z jednej strony myśli broniłam sama siebie, że przemęczona, że obciążona i jak zawsze niezrozumiana. Z drugiej strony, czułam właśnie ciężar tych tysięcy rzeczy, które mogłam zrobić lepiej, tych decyzji które mogłam bardziej przemyśleć.

To nie tylko praca czy zmęczenie może wprowadzić mnie w taki stan. Wczoraj pojechaliśmy na cmentarz do Poznania. Potem miały być zakupy, obiad w ulubionej restauracji, spacer po starym rynku i cudownie spędzony dzień w towarzystwie ukochanych mi ludzi. I znów pełna oczekiwań, po dwóch godzinach spędzonych w korkach i na szukaniu odpowiedniej alejki na cmentarzu, wracałam wściekła do domu. Pogoda nie była spacerowa a Nadię tak rozbolał brzuch, że chodziła zgięta w pół i marudna, że nie mieliśmy wyjścia. Głodni i zdegustowani wracaliśmy do domu.

Kiedyś tak wyglądał każdy mój dzień. I każdy tak się kończył. Każdy był przepełniony stresem, zmartwieniami i niespełnionymi oczekiwaniami. A dziś?

Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny i że muszę brać rzeczywistość dnia dzisiejszego taką, jaka jest. W ciągu ponad godzinnej drogi powrotnej do domu z Poznania, głęboko oddychałam i skupiałam się na tym, jakie wiele ten dzień mi zaoferował. Cudowne wspomnienia moich dziadków, zwłaszcza babci, która tak wiele mnie nauczyła. Bezpieczny powrót, i cudowny człowiek, którego wzięłam na męża i który został ojcem mojego dziecka. Po raz enty pokazał jak cierpliwy i opiekuńczy potrafi być. Ten dzień dobrze się skończył. Po wypiciu ciepłego rumianku i zjedzeniu lekkostrawnego obiadu, Nadia poczuła się lepiej i spędziliśmy popołudnie grając w zgadywanki i oglądając wspólnie film a nie w zatłoczonych sklepach. Owszem, postałam chwilę w kuchni i nie podano mi talerza pod nos, ale było warto. 

Wszystko dzięki temu, że potrafiłam zatrzymać te koszmarne myśli, to poczucie niewdzięczności i krzywdy, i odpuścić. Gdybym trzymała się tych niespełnionych oczekiwań, byłabym wściekła, sprowokowałabym pewnie niejedną kłótnie i poszła spać smutna. Nie ma idealnych dni, ale są nasze dni, a każdy z nich się liczy.

A tamten dzień? Kiedy wracałam znów zmęczona i spóźniona do domu? Doszłam do wniosku, że korków i tak nie przeskoczę. Jak już w nich stoję, to wykorzystam ten czas produktywnie. Włączyłam ukochane Storytel i zaczęłam słuchać nowej powieści Jo Jo Moyes. W domu czekała na mnie stęskniona, uśmiechnięta od ucha do ucha córka i gorąca herbata. Dzięki dziesiątkom rozmów z moim mężem, już nie wita mnie stwierdzeniami, że znów się spóźniłam, bo doskonale wie gdzie i co robię, i ufa mi. Leżąc w łóżku stwierdziłam, że i tak dałam z siebie wszystko. Nie zwróciłam uwagi jak wiele rzeczy zrobiłam naprawdę dobrze. Jak pozytywny wpływ miałam na innych ludzi w moim życiu. Jestem niedoskonała. Ale to nic nie znaczy. Wybaczyłam sobie błędy, podziękowałam za cierpliwość, A wiarę i za wszystko inne, co mnie dobrego spotkało. I czasem sama się dziwię w takich chwilach i czuję w sobie nieskończoną wdzięczność. Za codzienność, za moją codzienność. Nauczenie się jej doceniać to była trudna przeprawa.

Musiałam poszerzyć własną świadomość, rozbudzić ją, i zbudować z nią przyjacielską relację. Świadomość odnosi się do indywidualnych uczuć, myśli i wspomnień. To świadomość samej siebie i świata wokół siebie.

Każdego dnia zajęte jesteśmy tysiącem rzeczy. Od zwykłych obowiązków domowych,  wychowania dzieci, obowiązków zawodowych czy innych, równie zajmujących. Te wszystkie zajęcia okupują nasze myśli, naszą świadomość a jednak czy aby na pewno jesteśmy na co dzień świadome?

Czas leci jak szalony a my zdajemy się wiecznie odliczać czas do czegoś, co się ma wydarzyć. Lub pomimo biegu czasu, myślami tkwimy w przeszłości. W krzywdach, które nam wyrządzono, w okazjach, które nas ominęły czy porażkach, które poniosłyśmy. 

I w tym całym bałaganie nasza świadomość śpi, lub drzemie, a my przeżywamy kolejne dni nieświadome całkowicie tego, co wokół nas i w nas samych rzeczywiście się dzieje.

Czy jesteśmy świadome faktu, że nasze dni są policzone? Kobiety żyją w Polsce około 80 lat. Czyli mamy do dyspozycji niecałe 30 000 dni. To wcale nie tak dużo, czy nie?
Ja już dobre 12 tysięcy mam za sobą. I właśnie świadomość tego, jak niewiele dni dane mi będzie przeżyć pomaga mi dojść do wniosku, że każdy dzień się liczy i nie tracę czasu na rozpamiętywanie przeszłości, rozdrapywanie ran czy gniewanie się na kogoś choćby przez godzinę. 

Jestem wrogiem porównywania się, ale czy my na co dzień doceniamy jak wiele życie kobiet zmieniło się w ciągu ostatniego stulecia, albo dwóch? 
Wyobrażacie sobie całkowite uzależnienie od mężczyzny? Brak prawa do głosu? Do kariery zawodowej? Do posiadania czegokolwiek na swoje nazwisko? 
Nasza niezależność i fakt, że żyjemy w wolnym kraju całkowicie odmieniło nasze życie i nasze postrzeganie. Choć miliony z nas dalej nie zdają sobie z tego sprawy. Dalej uzależniamy nasze szczęście od tego, czy zostaniemy docenione i "odkryte" przez partnera. Dalej wydaje nam się, że jesteśmy skazane na to, by być zdradzane, oszukiwane, nieszanowane.

Pomimo ogromnego postępu nasza świadomość dalej śpi. Dalej żyjemy w strachu, w przekonaniu, że tak musi być jak jest. Nasza codzienność nas niszy. Nie doceniamy jej bo nie żyjemy w niej. My zwyczajnie pędzimy przez życie, narzekając na wszystko, zapominając, że przecież jesteśmy Mistrzyniami własnego życia.

Danica Patrick to niesamowita kobieta, która jako kobieta osiągnęła niesamowicie wiele w świecie kierowców wyścigowych. Kocham słuchać wywiadów, które przeprowadza Tom Bilyue i to właśnie tam usłyszałam, jak Danica mówi: "Im trudniejsza sytuacja, im bardziej mam pod górkę, tym ciężej pracuje i bardziej się staram." 

I zaczęłam się zastanawiać nad jej determinacją, jej pasją i tą wolą działania. Ona się nie poddaje. Ona się uczy, rozwija. I nigdy się nie poddaje. I wierzy w to, co chce osiągnąć i w to, że da radę.  Czym ona się różni od milionów innych kobiet? Nie jest lepsza, nie wierzę w lepszych/ gorszych ludzi. Ale zachwyca mnie ta wiara, wiara w to, że dasz radę...

W swoim życiu spotkałam wiele kobiet. Kobiet, które wątpią w siebie i swoje możliwości.

Czy odniesiesz, którąś z tych sytuacji do siebie?
  • Nie jeżdżę autem, bo nie jestem dobrym kierowcą. Nie radzę sobie na drodze, przerażają mnie korki, trąbienie i piesi. Nie do końca odnajduje się na drodze i nie potrafię pojąć tego piekielnego ronda!
  • Przerażają mnie odwiedziny bliskich, zwłaszcza teściów. Czuję, że nie sprostam ich oczekiwaniom. Szykuje wszystko maniakalnie, staram się być dokładna, wręcz perfekcyjna, ale nigdy mi nic nie wychodzi tak, jak bym chciała. Nigdy nie jestem z siebie zadowolona.
  • Nie mam specjalnych marzeń. Nie marzę o niczym wielkim. Bo i po co? I tak niczego nie osiągnę.  I tak nie dam rady. Nie mam środków ani talentu.
  • Mój partner nie kocha mnie tak, jak kiedyś. Jestem pewna, że już go nie pociągam. Jego zainteresowanie mną praktycznie już wygasło bo nie jestem ani ładna ani ciekawa.
  • Nie dam rady sama. Nie mogę się rozstać. Nie mogę się rozwieść. Nie dam rady sama z dziećmi. To będzie moja porażka, z którą nie dam rady sobie poradzić.
  • Nie jestem odważna. Boję się nowych miejsc i ludzi. Przerażają mnie nowe sytuacje. Jestem zbyt wrażliwa/nieśmiała/zamknięta by nawiązać nowe przyjaźnie, by poznać kogoś ciekawego i nie zrobić z siebie idiotki.
  • Jestem za słaba psychicznie. Nie poradzę sobie z tym zadaniem/ nie sprostam tej pracy. Nigdy nie odniosę sukcesu, nie dostanę tego wymarzonego awansu bo jestem nie dość dobra.

Tych przykładów jest tysiące. Naprawdę. Tysiące. Mogłabym tak pisać i pisać, a każda z tych sytuacji jest równie prawdziwa i bolesna. Nasza świadomość wobec tego, co same umiemy, czujemy czy chcemy, jest koszmarnie ograniczona. 
Powtarzamy utarte schematy, powtarzamy słowa zasłyszane od rodziców, bliskich, ludzi, którzy nas otaczają na codzień. I zaczynamy w nie wierzyć nie zastanawiając się, czy są prawdziwe czy nie. Wierzymy w najgorszą opinię na swój temat a komplementy przyjmujemy z trudem. 

Idziemy przez życie nie będą świadomą ani tego, kim jesteśmy, co potrafimy czy czego możemy w życiu jeszcze doświadczyć.

Od małego nasiąkamy negatywnymi myślami i z roku na rok jest gorzej, a nasze myśli odpływają w otchłanie depresji. Przestajemy wierzyć w to, że mam na coś wpływ. Przestajemy wierzyć, że  mamy wpływ na własne życie.

Ale czy tak naprawdę jest?

Słucham właśnie jak Rachel Hollis, kobieta niegdyś uzależniona od zadowalania innych i przerażona wszelką krytyką na jej temat,  dziś opowiada z odwagą o swojej rodzinie, o adopcji, o byciu matką, która jest jednocześnie świetnym przedsiębiorcą. Słucham jak Marie Forleo z niczego zbudowała niesamowity biznes i karierę, jak nauczyła się siebie i zaczęła żyć życiem pełnym satysfakcji. Słucham dziesiątek kobiet, które żyją z uśmiechem na ustach, nieważne czy sprzedają mi rano chleb i wychowują czwórkę dzieci, tworzą niesamowite produkty z głębi własnej wyobraźni i żyją zgodnie z własnymi zasadami czy przybijają pieczątkę na kopertach, które codziennie wysyłam.

Wśród nas, na całym świecie jest tak niewiele kobiet, które mają tą świadomość, tą wiedzę i wiarę w to, że są kimś- takie jakie są. Ale jak taką widzę, to czuje to od razu i przepełnia mnie radość.

Rachel Hollis, której książki ci serdecznie polecam, opowiada Tomowi Bilyeu jak udział w warsztatach Tonego Robbins'a zmienił jej życie. Jeśli widziałaś Nie jestem waszym Guru, to tam jest takie zdanie, o którym ona opowiada. "Czyjej miłości jako dziecko łaknęłaś najbardziej. Matki czy ojca? Kim musiałaś być, by tę miłość otrzymać?" Rachel opowiada jak z jednej strony czuła, że musi wiecznie coś osiągać, wiecznie być w czymś dobra, by jej tata zwrócił na nią uwagę. Ale z drugiej strony musiała też być niewidoczna. Musiała być cicho, bo przecież dzieci nic nie wiedzą i nie powinny się wypowiadać. Mają być cicho i nie przeszkadzać. A jak żyć starając się sprostać obu tym oczekiwaniom?
Czy nie zasługujemy na miłość rodziców, tacy jacy jesteśmy?

Świadomość takich rzeczy, świadomość tego, co nie gra, co w nas nie działa czy co krwawi, pozwala to naprawić i zrobić krok do przodu.

Nasz system edukacji jest tragiczny. A sytuacji nie pomaga fakt, iż rodzice wiecznie podważają działania nauczycieli. Dzieci nie mają wzorców. Nie są nim rodzice, którzy mają sami swoje problemy, z którymi nie potrafią sobie poradzić. Nie są nimi nauczyciele. Do tego uczymy się według schematu sprzed stu lat. Więc jedyna nadzieja dla nas to zdanie sobie sprawy z faktu, iż nic nie wiemy... wiem, że nic nie wiem-Scio me nihil scire  ... i jeśli wyjdziemy z takiego założenia i zaczniemy się uczyć, zaczniemy czytać i słuchać, by poszerzyć własne perspektywy, własne poglądy i system wartości, staniemy się świadomymi ludźmi, którzy zaczną mięć własne, indywidualne pragnienia, nie oparte na trendach z telewizji czy internetu, na oczekiwaniach innych czy własnym wychowaniu. Zaczniemy też wierzyć w to, że mamy władzę nad własnym życiem. I tylko nad własnym.

Za bardzo skupiamy się na naszych zdeptanych oczekiwaniach i trzymamy się kurczowo własnych ograniczeń, które w większości przypadków same sobie narzucamy.

Życie nie stanie się prostsze. Życie nigdy nie będzie się składało z samych pozytywnych momentów, chwil radości i sukcesów. Życie jest wyzwaniem, do którego wszyscy jesteśmy tak samo wyposażeni ale w większości jednak nieprzygotowani. 

Nasza świadomość życia. Świadomość tego jak działa nasze ciało. Jak działają nasze myśli, energia, którą wytwarzamy. Jak działa życie i kim my w nim jesteśmy. Ta wiedza zabija wszystkie wymówki. Ta wiedza pozwala żyć bardziej wdzięcznie i uwolnić się od naszego uzależnienia od osądzania samych siebie, oraz od szukania perfekcji.
Musimy sobie uświadomić, że to czego chcemy i co czujemy, jest równie ważne jak to czego chcą i co czują inni ludzie w naszym życiu. RÓWNIE WAŻNE. Nie jesteśmy gorsze. Nie jesteśmy słabsze. Nie jesteśmy mniej utalentowane. Mamy prawo do siebie

Jutro nie jest gwarantowane. Nic nie jest gwarantowane. To co mamy dziś, jest rezultatem naszych wierzeń, naszych decyzji, naszych przekonań. Nie możemy tego skreślać, nie możemy tego podważać. Powinnyśmy docenić siebie, wyciągnąć wnioski i zacząć się rozwijać, zacząć się uczyć i budować dzień po dniu, własne przekonania a zwłaszcza to jedno, najważniejsze. Każda z nas jest Mistrzynią własnego losu. Nie ma znaczenia czy w to wierzysz czy nie. Jesteś Mistrzynią własnego życia. I albo to wykorzystasz, pójdziesz za głosem wewnętrznej intuicji wyciszając wszystko inne lub wyciszysz siebie, zignorujesz i, najczęściej za strachu czy wstydu, zmarnujesz własne przeznaczenie.

Wierzę, że każda z nas ma własną legendę. Może to być wychowanie wspaniałego, dobrego potomstwa a może to stanie się nową Panią burmistrz w mieście. Nie ma znaczenia jaka jest twoja własna legenda, ważne byś ją realizowała, byś żyła pełnią swoich możliwości. Ważne byś uwierzyła, że się liczysz. 

Buduj swoją świadomość. Rozwijaj ją. Dopieszczaj. Ucz się siebie i bądź sobą. I najważniejsze, uwierz, że to wystarczy. Możesz być sobą, nie musisz udawać kogoś innego. Bo tak samo się liczysz, tak samo ma znaczenie twoje istnienie jak każdego innego człowieka. Nigdy w to nie wątp. 

Bądź świadoma. Każdego dnia w każdej chwili. Porzuć oczekiwania, porzuć przekonane o tym, że świat jest niesprawiedliwy. Bądź świadoma. Każdego dnia korzystaj ze swoich zmysłów i doceniaj każdą chwilę.

Wiem, czasem nie jest lekko. Czasem jest cholernie ciężko. Ale te najtrudniejsze chwile nas budują, robią z nas super-bohaterki.

Świat nie jest twoim wrogiem. Ty jesteś. A powinnaś być swoim najlepszym przyjacielem.
Bądź świadoma swojej wartości, swoich zdolności i talentów, swojego wkładu w ten świat. Nie wstydź się być z tego dumna. Nie waż swoich osiągnięć fałszywą wagą. Nie rób tego wcale. Bądź dumna i tyle, bez porównywania z innymi.

Bądż świadoma. 
Oddychaj.
Czuj.
Dostrzegaj.
Kochaj siebie i życie.



Ps.
Po więcej inspiracji zapraszam do czytania innych postów bądź moich książek.
Dziękuje, że tu jesteś. 
Gosia
Ps.2.
Trwa sprzedaż świątecznych paczek Mistrzyni. W środku narzędzia w sam raz do budowania świadomości. Szczegóły znajdziesz tutaj!
Szczegóły znajdziesz tutaj!

Komentarze