124 Alfabet kobiecości - Magdalena




Magdalena całe swoje krótkie życie była przekonana, że dopiero chłopak, który będzie ją chciał potwierdzi, że jest czegoś warta. Bo całe życie nikt jej nie chciał. Nawet ojciec. A ona tak bardzo potrzebowała miłości i bliskości. Wmówiła sobie, że nie jest dość dobra by ktoś ją kochał.


I wtedy poznała Szymona. Zupełnym przypadkiem. I jej świat rozbłysł tysiącem gwiazd. A każda miała na imię nadzieja. Myślała, że teraz jej życie się zmieni. Teraz będzie wreszcie szczęśliwa, bo ktoś będzie ją kochał.


Kiedy pierwszy raz odprowadził ją do domu, całowali się w blasku księżyca w pełni. Nie wierzyła w swoje szczęście. Nie wierzyła, że to już. Tak bardzo pragnęła miłości w swoim życiu. 


Widywali się parę dni i wszystko działo się tak szybko. Jego dłonie posuwały się coraz dalej, jego usta całowały coraz mocniej. Nie miała odwagi powiedzieć nie. Zbyt bała się, że odejdzie, że ją zostawi. Chciała tylko jego bliskości. Chciała jego obecności

Zamiast tego dostała strach. Czuła go. Jeszcze bardziej niż wcześniej. Strach przed wszystkim. Bała się tego pierwszego razu. I choć broniła mu dłońmi do siebie dostępu, to on naciskał. Przekonywał.


Dokładnie tydzień od pierwszego spotkania, odprowadzał ją do domu. Trzymali się za ręce. A ona już się bała. Za chwile pójdzie. Zostawi ją samą. Nie potrafiła się cieszyć. Nic nie było tak, jak sobie wyobrażała. Nie tak to miało wyglądać. 


Byli już prawie na miejscu, rozmawiając o pierdołach, kiedy nagle się zatrzymał. On nie ma zwyczaju "chodzić z dziewczynami"- powiedział. Jeżeli ona źle to zinterpretowała, to nie jego wina. Ale on nie ma czasu na chodzenie, randki, podchody.


Co? Magadalena nie mogła uwierzyć. Nie słyszała jego kolejnych słów. W głowie powtarzała sobie "nie zostawiaj mnie, nie zostawiaj mnie" i płakała, głośno i wyraźnie, ale tylko w środku. Nie mogła się rozkleić.


Nie mogła zostać sama. Nie mogła na to pozwolić. 

Przecież jeszcze chwilę temu ją chciał.

-To nie bądźmy parą. Mnie sex wystarczy.

-Na pewno? - zapytał zdziwiony.


Pewnie, że nie. Ale przybrała poważną maskę, przytaknęła. A on się uśmiechnął. I wziął ją w ramiona. Szach- mat. Udało się. Ale czy to aby na pewno była to wygrana?


Dała mu wszystko to, czego chciał. Marzyła o tym, że jeśli będzie dokładnie taka, jaką on potrzebuje, to kiedyś ją pokocha. I starała się. Bardzo. Była na każde jego zawołanie. Nie ważne czy to był środek nocy czy środek dnia, nie ważne czy była akurat w kolejce do dentysty czy robiła zakupy. Czy uczyła się do testu, spała czy szykowała się na spotkanie z przyjaciółkami. Kiedy dostawała smsa, leciała do niego jak na skrzydłach oddając mu siebie, kochając go i dopieszczając tak jak potrafiła. 


Pamiętała o urodzinach, imieninach. Przytulała i głaskała jak miał zły dzień. Wszystko było mniej ważne niż on. A jak nie dzwonił, cierpiała, tęskniła, płakała. I tak minął rok.


Pierwszy raz przejrzała na oczy, kiedy próbował uwieźć jej przyjaciółkę. Ale błagał, na kolanach, by została. Powiedział, że jej potrzebuje. Że uwielbia z nią być. A ona uległa. Przecież te słowa właśnie chciała usłyszeć. Uległa tym razem. I wiele, wiele razy po tym. Oddając mu swoją kobiecość, godność, resztki swojego jestestwa by w zamian poczuć jego ciepło choć przez parę chwil. Tak bardzo go potrzebowała. Łudziła się, że kiedyś ją pokocha. Że kiedyś zobaczy w niej cudowną kobietę, bez której nie może żyć.


Bezsenne noce spędzone na wpatrywaniu się w gwiazdy, pytaniu - czemu? czemu ją to spotyka? Czy ona naprawdę nie zasługiwała na miłość? Czy sama by się pokochała? Nie, zdecydowanie nie. Nie miała nic do zaoferowania. Po za swoim ciałem, które i tak idealne nie było. 

Wylała tyle łez, że dokładne znała ich smak. Po każdym ich spotkaniu czuła ból. Ból rozstania. Ból cierpienia. Wstyd. Gdzieś w głębi serca wiedziała, że jej nie kocha, że chodzi mu tylko o te krótkie chwile przyjemności. Jego przyjemności. Bo ona nigdy nic nie czuła. Po za jego ciepłem.


Minął kolejny rok. Jego propozycje były coraz bardziej śmiałe. Więcej wymagał, więcej proponował. I choć udawał znajomego, czasem i przyjaciela, to chodziło mu tylko o jedno. Nigdy nie bywali razem w towarzystwie. Zupełnie jakby go wymyśliła. Ale ból był jak najbardziej realny. Tylko czemu go zadawał. Była zbyt łatwa? Zbyt lekko mu przychodziło ją zdobyć? Czy był nieświadomy tego, że ją niszczy? 


Trzy lata pozwoliła sobie na tą farsę. Kiedy pewnego dnia test ciążowy zapalił sie dwoma kreskami, spanikowała. I co ona teraz zrobi? - zapytał kiedy zalana łzami wyznała mu co się stało. 

Te słowa całkowicie zmieniły jej wizję świata. Co ona ma z tym zrobić? Czy on nie widział jaka jest przerażona? Nie wiedział, że go potrzebuje?

Nie, nie wiedział. Bo jej nie znał. Nic a nic. Nie wiedział jakiej muzyki lubiła słuchać, jakie książki kochała czytać. Co robiła wieczorami, sama, kiedy wszyscy spali. Jej ukochane filmy nagrane na kasetach leżały pod telewizorem, zamknięte. On, kiedy zostawał chwilę po, zawsze włączał kreskówki. Duży chłopiec. A ona kochała Bertolucciego i jego cudowne portrety. Istne dzieła sztuki na ekranie. Kochała kolory i światło. Obrazy Moneta i świąteczne lampki. Pięknie zatemperowane ołówki. Ale jak miał to wiedzieć, jeżeli ona cały czas udawała kogoś, kim nie była. Udawała kogoś, kogo on chciał. A może raczej, kogo jej się wydawało, że chciał. Czekała aż zobaczy w niej miłość swojego życia, choć wiedziała, że oprócz niej widywał się z innymi. Chodził z nimi na randki, na przyjęcia. Zabierał do kina i na spacery. Widziała ich wspólne zdjęcia. Internet potrafił wydać największy sekret. Żadnej nie był wierny. Żadnej. 


Dziecko straciła. Parę dni później. Wylała z siebie jak miłość do niego. Lekarz powiedział jej, że czarno to widzi. Jak będzie kiedyś myśleć o dzieciach, w przyszłości, będzie potrzebna terapia, leki. Wrodzony defekt macicy. Ale nie wnikała w ten temat. Miała inny orzech do zgryzienia.


Powoli miała go dosyć. Lecz tak wiele razy mówiła nie, tak wiele razy kazała mu spadać. A potem pisała, dzwoniła, ulegała jego namowom.


Przecież stać ją było na więcej. Wszystko wisiało już na włosku. Jak mleczak, który ledwo, ledwo się trzymał ale nie chciał wypaść. Trzeba było mu pomóc. I wtedy trafiła na tę książkę. To była magia. Niewiedziała jak i kiedy, ale trzymała ją w rękach i czytała. Cały wieczór, całą noc. A kiedy przyszedł świt, odłożyła ją i zapłakała. Pierwszy raz nie za nim, nie za Szymonem. Zapłakała za sobą. Bo zgubiła gdzieś siebie i sens swojego istnienia. Bohater książki szukał skarbu, szukał celu swojego istnienia. Wyruszył w drogę i podążał za swoją legendą. I wszystko czego szukał znalazł tam skąd wyruszył. A czego ona szukała? Miłości? Akceptacji? Ciepła? I co? I to wszystko miała tu, na miejscu? Gdzie? Że w niej? Chciała by ktoś ją kochał, a może wystarczyło żeby sama siebie pokochała. Sama siebie powinna była zaakceptować. Taka jaka była. Ale trudne to było zadanie. Przecież tyle lat powtarzała sobie, że jest nie dość dobra, że nikt jej nie chce. Była pewna swego. 


Czyżby była w błędzie?


Dzień po dniu budowała siebie od nowa. Pomogła jej praca. Ciagle miała coś w rękach. Ciągle coś robiła. I czytała, dalej czytała i szukała odpowiedzi na swoje pytania. Szukała swojej legendy bo chciała iść za nią i znaleźć prawdziwy skarb. Magdalena wiedziała, że Rzym nie zbudowali w jeden dzień. A człowieka? Ile lat będzie budować siebie?


A Szymon? Nie wierzył jej, kiedy powiedziała, że to koniec. Ale nie błagał już, nie prosił. Powiedział, że sama wróci. Jednak nie tym razem. Tym razem już nie.



Kochane Mistrzynie. Czytam wasze wiadomości, komentarze, historie i problemy kobiet. I wiem, że wiele z nas boryka się z tym samym - trwamy w związkach, które nas niszczą. Nie potrafimy odejść. Powodów są setki. Tysiące. Boimy się być same, nie wierzymy, że damy sobie radę. Trzymamy się kurczowo mężczyzn, którzy nas nie znają, nie szanują i nie są nas warci. Dajemy sobą pomiatać. Dajemy traktować się jak zero. I tłamsimy w sobie emocje. Udajmy kobiety, którymi nie jesteśmy. Cierpimy. I przekonujemy się, że tak już musi być. Przekonujemy siebie, że to z miłości.


Czy naprawdę zasługujemy na więcej? Czy naprawdę zasługujemy na akceptację partnera, jego szacunek, wierność i troskę...? Tak , zasługujemy. Niezależnie od wszystkiego.

Kiedy przyjdzie czas, by uwierzyć? Kiedy znajdziemy w sobie dość odwagi, by odejść?


Książka o której mowa w tekście, to Alchemik Paula Coelho. Dosłownie zmienił moje życie.  

Komentarze

  1. Stwarzamy w głowie nierealne wizję mezczyzny, który będzie nas kochal, przytulał, rozmawiał, sprzątał, gotował,zarabial , bronił przed złem tego świata i mówiłm, jak wspaniale i pięknie jesteśmy. Oczywiście seks ma być równie cudowny. Naogladamy się taśmowych seriali, naczytamy romansidel w których przekaz mowi, że do miłości prowadzi trudna droga i trzeba ją przetrzymać, pomimo cierpienia. I mając to w głowie brniemy w związki bez przyszłości i myślimy, że facet się zmieni, że pokocha i zacznie rozumieć. Sama tak kiedyś myślałam. Patrzyłam na siebie przez pryzmat faceta, poniewaz nie jest piękna kobietą. Wielokrotnie Ci faceci, którzy mi się podobali, mówili na głos, jakim "paszczurem"jestem. A zwiazki, ktore udało mi sie stworzyć były beznadziejne. W pewnym momencie pogodziłam sie, że zostanę sama i zaczęłam planować, życie samotnie. Zaczęłam akceptować siebie i swój wygląd. I nie zostałam sama. Znalazłam miłość życia. Nie chce być sama, bo miłość drugiej osoby jest cudowna, ale wiem również, że poradzę sobie sama i facet nie jest mi do niczego potrzebny. Pamietajce kobiety,MUSICIE SIĘ zaakceptować i pokochać, bo inaczej nie znajdziecie tego co szukacie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz