123 Alfabet kobiecości - MARZENA.



Przeciętna. Tak czuła się całe życie Marzena. W szkole była średnia, z średnią ocen 4.0. Nie wyróżniała się. Nie wychylała. Nie była popularna. Ale też nie była obiektem drwin. Nie była tą jedną, którą w każdej klasie znajdziesz, na której wieszano wszystkie psy. 


W domu było normalnie. Mama wychowywała ją i jej brata. Idealna parka. Tata pracował.  Miał swoją firmę. Sprzedawał ubezpieczenia. Nie byli bogaci. Ale nie byli też biedni. Raz do roku jeździli nad morze. Wyjątkowo w góry. Ale mama Marzeny miała lęk wysokości i bała się jeździć wyciągami. Więc dali sobie spokój.


Rodzice czasem się kłócili. Czasem byli źli na nią, Marzenę. Spędzali razem niedziele. Kościół. Obiad z dziadkami. Spacer po parku. Taka normalna Polska rodzina.


Marzena żyła w spokojnym, zakoloszowanym poczuciu, że nic wyjątkowego ją nigdy nie spotka. Widząc podróżniczki w czasopismach albo spikerki w telewizji zazdrościła im. Potem gdy na studiach założyła profil na Instagramie, zazdrościła wszystkim. A na co dzień wiodła zwykłe życie. Była ślepa na innych. Ślepa na siebie.


Mężczyźni w jej życiu pojawiali się rzadko. Ale jak już byli, zostawali na krótko. Czy była zakochana? Czy czuła kiedyś motyle w brzuchu? Nie, chyba nie. Związała się z Patrykiem, bardziej dlatego, że był dobrą partią niż jakiegokolwiek innego powodu. Był fajny, miły. Ale trochę nijaki. Pracował w dużej firmie jako kontroler jakości. Studiów nie skończył. Nie skrojono go do nauki. A pracę pomógł mu dostać ojciec. I tak jakoś poszło.


Mając trzydzieści lat miała dwójkę dzieci, nudnego męża i nudne życie. I wtedy wszystko się zmieniło. Potrząsnęło nią porządnie i wreszcie obudziła się i zobaczyła swój świat naprawdę.


Jej ojciec zmarł na zawał a matka stała się obcą osobą. Sprzedała wszystko i wyjechała. Narazie do Hiszpanii, bo znała trochę ich język. Zostawiła Marzenę, jej brata, wnuki. Dlaczego? Bo całe życie robiła to, czego chcieli inni. Miała 18 lat jak urodziła Marzenę. 20 kiedy była w ciąży z jej bratem. Teraz miała prawie 49. W życiu nie podjęła samodzielnej decyzji. Miała dosyć ich domu, miasta, dosłownie wszystkiego. Nie minęły cztery miesiące od śmierci ojca, a ona siedziała już w małej Corsie i szusowała w stronę półwyspu iberyjskiego. 


Marzena nie rozumiała jej. Jeszcze nie. 

Dnia kiedy dostała pierwszą kartkę z Blanes, z Costa Brava, mąż Patryk przyszedł wcześniej z pracy. Zwolnili go. Firma miała problemu, ogłosiła bankructwo. Ale przecież mieli oszczędności. Prawda? Nie wiedziała. Bo nigdy nie obchodziły ją rachunki. Nie wiedziała nawet ile płacą za czynsz czy ile kosztuje ich ubezpieczenie na życie. Robiła zakupy, zawsze oszczędne i przemyślane. Nie lubiła marnować pieniędzy. Matka nie wychowała ją na rozrzutną. Ale była nieświadoma tak wielu rzeczy. 

Patryk ją zostawił. Z dnia na dzień. I odszedł do innej. Mieli romans już od paru lat. Ona miała kasę i bezpieczeństwo, którego on nie potrafił nikomu zapewnić. Bo swoje pieniądze wydawał na bieżąco. Trochę na strony dla dorosłych, trochę na zakłady. 


W wieku 30 lat została sama. Z dwójką dzieci w wieku szkolnym. Bez pracy. Z ogromnym kredytem, poczuciem niesprawiedliwości i żalu do całego świata.


Musieli sprzedać mieszkanie. Nie stać ją było na spłatę. To co zostało, dostała w małej kopercie. Nie było mowy o kupnie czegokolwiek. Co z tego, że on został z niczym. Ona miała mniej niż nic. Czuła się jak mniej niż zero.

Zaczęła się budzić. A ta pobudka była jak skok z wysokości i tyłek bolał ją niemiłosiernie po upadku. Cierpiała w środku i na zewnątrz. Ale nie nawykła narzekać. Jej matka nigdy nie narzekała. Jak było coś do zrobienia po prostu to robiła. Ale co miała teraz zrobić Marzena? Umiała tylko sprzątać, gotować i zajmować się domem. Ze szkoły dowiedziała się, że matką też niebyła zbyt dobrą. Nikt w domu nigdy nie czytał. Nie spędzała z dzieciakami za dużo czasu na kreatywnych zabawach. Plac zabaw i telewizja. Okazjonalnie kino, kościół, spacer. 


Pierwszej nocy, wśród kartonów na wynajętym mieszkaniu w niewielkim bloku na obrzeżach ich maista, siedziała przy oknie i myślała. Nigdy nie była płaczliwa. Choć dziś żałowała, bo miała ochotę wypłakać wszystkie bóle. I strach. Pierwszy raz w życiu bała się jutra. Co powie dzieciom? Za co będą żyć? Jak ma znaleźć pracę?


Zrobiła plan. Odstawiła Instagram i strach na bok. Policzyła, że kasy starczy im na pół roku. Ale wygospodarowała 10 tysięcy i wpłaciła na lokatę. Tego nie zamierzała ruszać. Kasa na czarną godzinę. Albo pierwsza wpłata na nowy dom. Praca? Co ona mogła robić? Skończyła tylko licencjat. Wydział geografii. Tylko z tego miała dobre oceny, więc to poszła studiować. Czy lubiła geografię? Ciężko powiedzieć. Lubiła różnorodność świata. Terenu. Różnorodność przyrody. Na Instagramie obserwowała wszystkie piękne rejony świata. Polski nie znała. Nie jeździli specjalnie na wakacje. Czasem do większego miasta do zoo. Ale Patryk wolał w domu, narzekał wiecznie na przemęczenie.


Co miała ze sobą począć? Rano odprowadziła dzieci do szkoły. Bartuś miał 9 lat i zaczynał 3 klasę a Karolinka 7 i była tylko rok niżej. Miała fajne dzieci. Bystre. Świetnie się same sobą zajmowały. Same odrabiały lekcje. Ale czy ona była dobra matką? Miała ogromne wątpliwości. Kiedy dzieci były już na lekcjach, ona chodziła po mieście. Od firmy do firmy, od pośredniaka do banku. 


Po tygodniu znalazła pracę. W osiedlowym sklepie. Na początek musiało starczyć. A praca otwarła jej oczy jeszcze bardziej. Musiała się napracować, a potem wrócić do domu i pracować dalej. Obowiązki, na które kiedyś miała cały dzień, musiała wykonać w dwie godziny. Wieczorem, kiedy kładła się spać, miała wszystkiego dosyć. Zastanawiała się jak inne kobiety radzą sobie z tym wszystkim. Mieli skromny dom, a ona chciała, żeby był chociaż czysty. Brak zmywarki oznaczał mnóstwo zmywania. Mieli tylko dwa pokoje. W jednym spały dzieciaki. Nie było tam miejsca na biurka, więc lekcje odrabiali w pokoju gościnnym, który był połączony z aneksem kuchennym. Chcąc nie chcąc, ciągle byli razem.  


Więcej rozmawiali. Więcej robili razem. Chciała być lepsza. Chciała wynagrodzić im rozwód i brak ojca, który był obecny tylko raz w miesiącu, kiedy przesyłał alimenty. 


Starczało im. Jakimś cudem trzymała się budżetu. Ale wszystko wisiało na włosku. Nie miała pojęcia za co zrobi dzieciakom gwiazdkę i jak zorganizuje ferie. Godziny pracy były znośne, ale szefowa gderowata. Prowadziła dzieci do świetlicy jak tylko ją otwierali i pędem do pracy. Kończyła o 16:00 więc dzieci spędzały większość dnia w szkole. Nie miała wyjścia. Póki co musiało tak być.


Wiązanie końca z końcem miało swoją cenę. Nie miała kompletnie czasu na siebie. Nie pamietała kiedy ostatnio wypiła spokojnie kawę lub pomalowała sobie paznokcie. Czuła się jak chomik w kołowrotku i nie potrafiła go zatrzymać. 


Tak minęło pół roku. Dała radę i była z siebie dumna. Ucierpiał na tym jej wygląd. Ale o dziwo jej poczucie własnej wartości i wiara w siebie wzrosły. Pierwszy raz w życiu była zdana na siebie. I przetrwała. To dało jej takiego pozytywnego kopa, że zaczęła jeszcze bardziej intensywnie myśleć. Kolejne plany i kolejne postanowienia. Do końca roku szkolnego średnia jej snu wynosiła 4 godzinny dziennie. Ale ułożyła plan i wszystko przemyślała. Wykupiła domenę i założyła stronę internetową. Nauczyła się ją obsługiwać, publikować i wstawiać zdjęcia. Jej stary laptop był oporny ale dawał radę. Zainspirowana książką, na którą trafiła zupełnym przypadkiem, i która w sumie nie była o tym co ona miała w planach, stronę nazwała 2+1 i jak tylko dzieciaki miały dyplomy w rękach, ruszyła w drogę. Zamknęła mieszkanie na cztery spusty i wynajętym kamperem ruszyła w drogę. Szefowa, wściekła jak osa, zgodziła się na urlop bezpłatny, i obiecała że pozwoli Marzenie wrócić we wrześniu.


Przez zamki, jeziora, góry. Zjechali całą południową Polskę. W dzień była z dziećmi. Zakochała się w nich ponownie. Trzej muszkieterowie. Nierozłączni. I uśmiechnięci jak nigdy przedtem. 

Wieczorami siadała do laptopa, pisała, ładowała zdjęcia. Prowadziła social media i czytała poradniki oraz wskazówki. A potem spała. Jak dziecko. Kiedy wstawali rano byli podekscytowani. Żadne z nich nie miało pojęcia jak piękna jest Polska. Nie stać ich było na hotele ani drogie restauracje. Ale starali się zawsze jeść lokalne specjały i zwiedzali wszystko co było po drodze. 


Z tygodnia na tydzień robiła lepsze zdjęcia, a jej teksty były coraz ciekawsze i budziły większe zainteresowanie. Do sklepu już nie wróciła. Kiedy dzieciaki wróciły do szkoły, za grosze opłaciła kamper do końca roku. Zrezygnowała z mieszkania a cały dobytek sprzedała. Pralkę, lodówkę, telewizor. Nowego laptopa kupiła na raty. Zaryzykowała. Postawiła na siebie i na to, że odniesie sukces. Nie myślała o porażce, bo cokolwiek by się nie stało, ona da radę. Najwyżej zacznie od nowa. Pokochała niezależność. Pokochała siebie. I choć nie było mężczyzny u jej boku, nie czuła się samotna. Marzyła, że kiedyś spotka na swojej drodze kogoś, kto będzie jej partnerem i kto razem pójdzie z nią pod ramie w nieznane. 


12 lutego dostała pierwszy przelew. 14 przyszedł następny. Ciężką pracą, determinacją i wytrwałością odniosła sukces. Zrobiła to o czym marzyła. Swoje zamiłowanie do ładnych zdjęć przekuła na pasję. Zróżnicowanie naszego kraju było inspiracją. Święta, Nowy Rok i ferie zimowe spędzili znów w drodze. Kamper nie był ciepły, ale zima też nie była sroga. Wiedziała, że lada dzień coś się zmieni. I wreszcie stało się. Wpłynęły pierwsze pieniądze za reklamy, znalazła dwóch sponsorów i jednego partnera. Ośrodki, muzea i wszelkie miejsca od zamków po jaskinie zaczęły pisać do niej. By przyjechała. By napisała o nich. By zrobiła foty. Więc jechała. Nie zawsze dobrze się to kończyło dla danego miejsca, niektóre musiała zjechać od góry do dołu. Ale podróżowanie było fantastyczne. Wakacje spędzili przy lini brzegowej. Od Świnoujścia po Suwałki. Stać ją było na więcej. Założyła firmę, wzięła kredyt i kupiła własnego kampera. Ale od czasu do czasu pozwalali sobie na noc w jakimś spa. Leżeli cały dzień na basenie i chlapali się wodą rozkoszując się swoim towarzystwem. 


We wrześniu wrócili. Dzieciaki nie chciały zmieniać szkoły. Ale już nie musieli spać w kamperze. Marzena nie miała pojęcia, że stać ją na tak wiele. Nie zdawała sobie sprawy jak silna i pomysłowa potrafi być. I na pewno nie była przeciętna. Niedoskonała, owszem. Ale świadoma, przede wszystkim tego co dzieje się wokół niej. Nie była już ignorantką. Przestała być ślepa i zauważała wszystko. Do tego była oczytana i cały czas się uczyła. I była dumna z tego, że wychowuje swoje dzieci zgodnie z wyznawanymi zasadami. Bywały dni, kiedy było smutno. Kiedy przyjeżdżał ojciec i pokazywał jak sobie nie radzi w tej roli. Żal było patrzeć. Ale nie mogla mu zabronić kontaktów z własnymi dziećmi. Było smutno, kiedy Karolina, już wtedy czternastoletnia, nie chciała jeździć z miasta do miasta. Nawet jeżeli to miała być Francja. Zakochała się. Ale i wtedy dali radę. Zawsze znalazła sposób, kompromis. Bo była kobietą. Bohaterką swojej historii. Mistrzynią Własnego Życia.


Mistrzynie! Bardzo często nam się wydaje, że jesteśmy słabe, że nie damy rady bez wsparcia faceta, rodziny, przyjaciół. Ale prawda jest taka, że damy. Pewnie, że fajnie mieć przyjaciół. Wspierająca rodzina to skarb. A dobry partner? Prawie mit, co? Ale nie wszystkie mamy takie skarby wokół siebie. A prawda jest taka, że złoto ciągnie do złota. Jeżeli ty sama wierzysz w siebie, szanujesz się, uważasz się za wartościową osobę, to zgromadzisz wokół siebie też osoby które za taką będą cię uważać. I będziesz mieć siłę odeprzeć tych, co nie życzą ci dobrze. 


Mamy w sobie pokłady siły, kreatywności. Mamy w sobie moc. Ale nie korzystamy z niej. Trzymamy ją na uwięzi. I swoje szczęście uzależniamy od akceptacji ludzi, którzy cię otaczają, od tego czy jesteś sama czy masz partnera. Przed telewizorem, ekranem telefonu czy w pędzie codzienności tracimy cel z oczu. Tracimy siebie.


Musimy mieć czelność być niezależne. Musimy mieć czelność się akceptować i szanować. Takie jakie jesteśmy. I raz na zawsze musimy sobie coś wyjaśnić.  Nie jesteś przeciętna. I nigdy nie byłaś. Może chwilowo zachowujesz się nijako, ale nigdy nie byłaś i nie będziesz przeciętna!


Do boju Mistrzynie. Walczcie. O siebie! Przede wszystkim o siebie!



Ps. Moje historie oparte są na prawdziwych emocjach, rozterkach i problemach. Ale to historie fikcyjne.


Jeżeli chcesz opowiedzieć mi swoją - pisz! Adres znajdziesz na blogu!

Komentarze