122 Alfabet kobiecości - NATALIA



Natalia dorastała na wsi, w otoczeniu natury i śpiewu ptaków. Nigdy nie miała wielu przyjaciółek, ale zawsze koło niej znalazło się dwóch kumpli, z którymi spędzała wiele czasu. Rodzice byli zajęci  pracą. Nie pamiętała by wieczorami siedziała w łóżku, wtulona w swoja mamę, która czytałaby jej bajki na dobranoc. Nie pamiętała wielu chwil na kolanach ojca, ale była szczęśliwa. Pomimo skromnego domu, braku luksusów, wyjazdów czy atrakcji. Była szczęśliwa.

Do miasta przeprowadzili się jak zaczęła czwartą klasę. Trudny to był dla niej czas. Zaczęła dojrzewać, dostała pierwszą miesiączkę, na którą kompletnie nie była przygotowana. Urosły jej znacznie piersi i wyróżniała się wśród swoich rówieśniczek. A one potrafiły być okrutne.  Nie pamiętała dnia bez docinek. Karteczki przesyłane za jej plecami. Wyzwiska pisane na tablicy.

Kiedy niespodziewanie dostała miesiączkę na lekcji geografii, wiedziała że ma przechlapane. Wszyscy się śmiali. Chłopaki też. Wróciła do domu biegiem, zalana łzami. Nie mogła zrozumieć, czemu ją tak ranią. Czemu robią jej krzywdę swoimi słowami i swoim zachowaniem. Czemu ludzie
są tak okrutni? Czym sobie na to zasłużyła?!

Zaczęła swoje smutki zajadać słodyczami i hamburgerami z pobliskiej budki. Napięta sytuacja między rodzicami, nie pomogła jej w opanowaniu emocji. Zaczęła tyć i tylko dała koleżankom kolejny powód do drwin.

Kończąc podstawówkę, marzyła o tym, by wyjechać daleko, daleko stąd, gdzie znajdzie akceptacje wśród rówieśników. Czy to było możliwe? Sama już nie mogła patrzeć na swoje odbicie w lustrze. A kiedy zaczęły się szkolne dyskoteki i pary chodzące dumnie za rękę po szkole, marzyła o tym by się zakochać. By znaleźć kogoś, kto pokocha ją taką jaka jest.

Próbowała się zmienić. Próbowała diet i ćwiczeń. Ale kiedy po tygodniu nie widziała efektów, dawała sobie spokój. Użalała się nad sobą i swoim losem. Przeklinała wszytko i wszystkich. I marzyła o tym, że pewnego dnia obudzi się w innym ciele i jej życie wreszcie będzie miało sens.

Ale nic się nie zmieniało. Słowa dalej bolały. Docinki, wyśmiewanie. Nowe, coraz bardziej kreatywne wyzwiska. Każde zakupy były dla niej porażką, kolejnym gwoździem do trumny. Wielkie lustra przymierzalni, w których widziała kogoś, kogo się sama brzydziła. Słuchając tyle lat tych wszystkich wyzwisk i obelg, uwierzyła w nie i stały się jej prawdą. Była nimi przesiąknięta. 

Będąc w klasie maturalnej, na jednej z ostatnich lekcji przed świętami, poszli do auli na jakieś przedstawienie. Grupa dziewczyn z innego miasta napisała scenariusz i zagrała sztukę opartą na Opowieści Wigilijnej Dickensa. Kiedy dziewczyny weszły na scenę, Natalia była zaskoczona. One były grube. Pryszczate i wielce dalekie od ideału. A miały odwagę stanąć na scenie i pokazać się ludziom. Do tego całe przedstawienie było świetne. Śmieszne, czasem poważne, z morałem, dobrze
zagrane, dynamiczne. Dziewczyny w pewnym momencie tańczyły w baletkach i sukienkach tiulowych i nie przejmowały się tym, że ktoś może wyśmiać ich wygląd.

Opadła kurtyna i wszyscy zaczęli klaskać. Widownia była pod wrażeniem. Jej koleżanki, które tak wyśmiewały jej nadwagę, z szczerym uśmiechem klaskały i wiwatowały. Były pod wrażeniem. Tak
jak ona. Całą drogę do domu, człapała z nogi na nogę a myśli wirowały jej w głowie. Czym się różniły? Czy to kolejne potwierdzenie tego, że świat jest niesprawiedliwy, że się na nią uwziął? Nikt jej nie akceptował. Ale przede wszystkim ona sama siebie nie akceptowała. A te laski? One były cudowne. Nawet jeżeli miały tremę, nie było tego po nich widać. Pewne siebie, poruszały się po scenie jakby były najlepsze. To było nie do pomyślenia, że jakaś gruba dziewczyna jest pewna siebie.
Może jeszcze ma fajnego chłopaka, co? Nie no, jakieś bajki. Bzdury wręcz!

Nie mogła spać tej nocy. Ani następnej. Miała mętlik w głowie. Wreszcie nie wytrzymała. Odpaliła Internet i wpisała pierwsze hasło jakie przyszło jej do głowy - samoakceptacja. Czytała i szukała długo, a że angielski był zawsze jej mocną stroną, zaczęła też szukać po angielsku. Trafiła na wystąpienia wielu osób, które mówiły o samoakceptacji. Które, tak jak ona, zmagały się z własnym
wizerunkiem, swoją pozycją w społeczeństwie. 

Harry Baker, chudy kujon, dobry z nauk ścisłych, całe życie słyszał, że nie znajdzie żony i nie będzie
miał kreatywnego, artystycznego zawodu. Ale on, zafascynowany opowieścią o naukowcu i trzmielu, nie uwierzył szydercom i został tym kim chciał -matematykiem i poetą, ale jak sam mówi, bardziej poetą jednak niż matematykiem. I to takim poetą, który mówiąc chwyta cię za serce.

Opowieść o trzmielu i naukowcu? O czym ona? Pewien naukowiec twierdził, że trzmiele nie potrafią latać. Bo są za grube i mają za małe skrzydła. Ale przecież trzmiele latają... nie słuchały żadnych teorii, na temat własnych zdolności. Nie ograniczały swojego zasięgu umiejętności. Po prostu latały. A Kelli Jean Dirkwater, artystka i aktywistka o nieprzeciętnej wadze, mówi głośno o tym, że czas przestać. Czas przestać dawać innym wmawiać sobie, że jesteśmy tacy czy owacy.

Natalia czytała te wszystkie słowa i zaczęła się zastanawiać. Czy to możliwe, by ignorować komentarze innych? Czy to możliwe, nie porównywać się z każdą inną dziewczyną na ulicy i nie czuć się fatalnie za każdym razem kiedy wydaje nam się, że wygląda lepiej niż my? Czytała, że jeśli szukasz kogoś gorszego od siebie, to zawsze znajdziesz. A jeśli szukasz kogoś lepszego, też znajdziesz. Problem tkwi w tym, by przestać szukać. Przestać porównywać. Czas znaleźć własną wartość w sobie i samemu być jej świadom. Świadom na tyle, by inni nie mieli jak cię skrzywdzić. A jeśli słuchać to tylko tych, którzy cię kochają. Jeśli słuchać tylko tych, którzy cię znają.

Natalia przypomniała sobie swój pierwszy dzień w mieście. Pierwszy dzień w szkole. Nikt jej tu nie znał. Zdjęła pośpiesznie album z dzieciństwa, zakurzony przez tyle lat nieużytkowania, i wyciągnęła zdjęcie, które sąsiadka zrobiłam im na dzień przed wyprowadzą. Stoją w piątkę przed domem. Stoi i
ona. Natalia. Dziewięcioletnia wtedy dziewczyna. Dość wysoka, ładna, uśmiechnięta o rumianych policzkach, i pięknych, zdrowych, hebanowych włosach. Nie była gruba. Miała okrągłą twarz i dołeczki, ale całość była miła dla oka. Czemu więc dziewczyny obrały ją za cel? Czemu strzelały do niej słowami, jak ostrą amunicją, która robiła dziury w jej duszy? Nie znały jej. Ale Natalia im pozwoliła. Nie broniła się. Po prostu słuchała. I stawała się słabsza. Z dnia na dzień. I pozwalała słowom wsiąkać w jej jestestwo. Choć nigdy tak naprawdę jej nie poznały. Więc co krytykowały? Skąd ten hejt?

Natalia nie mogła wiedzieć, że przyszła przewodnicząca ich klasy, Oliwia, pochodziła z rozbitego domu. Że jej rodzice, nigdy nie widzieli jej, ale jej osiągnięcia. Musiała być najlepsza. Mieć najlepsze oceny. A jak nie? Byli źli. Krzyczeli. Zwalali winę na siebie na wzajem. Na Oliwię. Popisywali się między sobą. Jak wygrała zawody jeździeckie, to dla tego że ją ojciec woził i pomagał. Jak wygrała konkurs recytatorski, to dlatego, że matka z nią siedziała po nocach. A Oliwia czuła się jak pomiędzy młotem a kowadłem, i nigdy się nie uśmiechała. Czuła się nic nie warta, nie kochana a najbardziej na świecie bała się, że kiedyś i jej rówieśnicy zdadzą sobie sprawę, że jest nikim.

Natalia nie wiedziała też, że później, jak już była w liceum, to Kasia, ta która zawsze podjudzała innych by razem ją przezywali i wyśmiewali się, nigdy nie patrzała w lustro bo szczerze się siebie brzydziła. Jakiś chłopiec, w którym była od przedszkola zakochana, nie chciał jej. Odrzucił ją, a ona wzięła to bardzo do siebie. I wyżywała się na innych. By ktoś czasem nie poczuł się atrakcyjny. Skoro ona nie była to nikt inny nie miał prawa się tak czuć.

Następne trzy miesiące była wyciszona. Prawie się nie odzywała. Wszędzie chodziła z książką w dłoni. Cały czas czytała. Przede wszystkim o innych kobietach, takich jak ona. Z wątpliwościami.
Czytała o samoakceptacji i o hejcie. O szydercach.

Kiedy pierwszy raz na lekcji polskiego miała faktycznie coś do powiedzenia, serce jej waliło, krew w
żyłach się gotowała, ale odezwała się. Wystąpienia publiczne, nawet na forum klasy, były traumą. Stanąć i pokazać się wszystkim, odezwać, odkryć - to było totalne wyjście ze strefy komfortu. Ale
zrobiła to. Nikt jej nie skrytykował, a wręcz przeciwnie. Pani pochwaliła jej odwagę. Pierwsze ziarno pewności zostało zasiane.

Następnym krokiem było spojrzenie w lustro i przeanalizowanie tego co jest. Długo stała nago w łazience. Potem dalej, przy kartce papieru i z piórem w ręku pisała o sobie i swoim życiu. Płakała i pisała. Słowo po słowie. Próbowała odpowiedzieć na pytanie kim naprawdę jest Natalia? Grubą, głupią brzydulą za którą wszyscy ją mieli? Kolejne ziarno pewności zostało zasiane.

Patrząc na zakupy w koszyku przy kasie, przeraziła się. Czipsy, cola, cukierki, ciasto. Hamburgery do odgrzania w mikrofali i gotowa lazania, jej ulubione danie. Co robią z twoim ciałem węglowodany w
nadmiarze i fast foody, zadała kolejne pytanie wyszukiwarce. I znów się przeraziła. Żądała od innych szacunku a sama siebie traktowała jak śmietnik. To co jadła i co robiła ze swoim ciałem, co na nie wkładała.  To co robiła ze swoją głowa. Godziny spędzone przed ekranem tableta, oglądając kolejne odcinki jakiegoś serialu, marząc by być kimś innym, kimś takim jak oni.

Nie zaczęła żadnej diety. Po prostu zaczęła myśleć o tym co je. Owoce i warzywa były nieczęstym gościem w ich domu. To się musiało zmienić. Odstawiła przetworzone słodkości i zaczęła sama piec.
I okazało się to jej pasją. W bardzo krótkim czasie tak wiele się nauczyła i wszystko to kotłowało się jej w głowie. Starała się być świadoma. Tego co robi, co mówi, i tego jak to na nią wpływa. Więcej czasu spędzała w parku, ucząc się do egzaminów. Za oszczędności kupiła rower, i codziennie okrążała swoje miast dookoła, zaczynając doceniać jego uroki.

Po maturze miała cztery miesiące na myślenie. Oceny miała za słabe by dostać się na jakąś rozsądną uczelnie. Ale czy studia były faktycznie jej niezbędne?

Zatrudniła się w niewielkiej kawiarni w centrum miasta. Miała do tego smykałkę. Zapach kawy, słodkich ciasteczek i owoców - to było coś, co lubiła. Piękne ciasta, które widziała całymi dniami próbowała odtworzyć w domu. I choć początki były trudne, to kochała piec. Fascynowało ją to, jak parę różnych składników i wysoka temperatura mogą dać takie efekty.

Czas leciał, a ona doskonaliła swoje umiejętności. Torty i ciasta sprzedawała. Wieczorami czytała o marketingu, sprzedaży i biznesie. Wykupiła za 30 złotych dostęp do wielu audibooków i słuchała nawet piekąc w kuchni. Chłonęła każde słowo, a każdą zarobioną złotówkę odkładała. Zapisała się do szkoły policealnej. Była tak zajęta, że nie miała czasu już na rozpamiętywanie bólu, jaki czuła w sercu nie tak dawno temu. Nie miała czasu rozmyślać i analizować co ktoś powiedział. Słuchała innych, owszem, ale ich zdanie już było tylko ich zdaniem. Ona miała swoje.

Kiedy zdmuchnęła dwadzieścia trzy świeczki na torcie, otoczona przyjaciółmi z pracy i rodziną, była
szczęśliwa. Jej ciało się zmieniło. Nie była chuda ale wyglądała przyjemnie. Swoje krągłości podkreślała ładnymi sukienkami z second handu i delikatnie się codziennie malowała. Czuła się kobieco i cudownie we własnej skórze. Owszem, nie była idealna. Ale nikt nie jest. Więc przestało jej przeszkadzać to, że czasem jest inna niż wszystkie.

Od przyjaciółek, które poznała w pracy prawie cztery lata temu, dostała na urodziny kobiecą sesję zdjęciową. Fotografka nie była najbardziej znana w mieści, jednak efekty jej pracy mówiły same za siebie. Odważyła się pokazać swoje ciało, tylko lekko okryte bielizną. Odważyła się na to jak i na wiele innych rzeczy w ostatnim czasie. Złożyła biznes plan i wniosek o dofinansowanie w pośredniaku. Znalazła idealne miejsce na lokal. Opracowała plan działania na kolejne lata. Ale nic jej tak nie rozbroiło, jak moment kiedy otwarła kopertę ze zdjęciami właśnie z tej sesji. Nie mogła uwierzyć, że to była ona. I rozpłakała się. Zaniosła się płaczem, całą sobą, jak małe dziecko. Patrząc na to zdjęcie żałowała tych wszystkich lat, które marnowała na użalanie się nad sobą. Które zmarnowała na narzekanie i nic nie robienie. Ale wybaczyła sobie to. Jak i wszystkie inne błędy, które popełniła. Bo przecież była człowiekiem, kobietą, która tak jak wszystkie inne na świecie, jest doskonała w swojej niedoskonałości. Była piękna, taka jaka była. Nie szczuplejsza czy inna jakaś. Była piękna. I kochała siebie, taką jaką była dziś. 

Mistrzynie. Wiem co to znaczy być powodem drwin i inspiracją do przezwisk. Wiem, co to znaczy całkowicie nie wierzyć w swoja wartość i wiem co to znaczy się nie akceptować. Wiem, jak boli kiedy inni cię oceniają, nie znając prawdy. Wiem, jak trudno jest bronić się przed słowami, które mogą na całe życie wsiąknąć w twoja duszę. Głupia. Brzydka. Biedna. Tępa. Kiepska.

Tak wiele lat zajęło mi zrozumienie, że to ja buduje swoją wartość. To ja muszę się akceptować i szanować jako pierwsza by inni poszli w moje ślady. Tak wiele lat. I nie stałam się nagle kobietą o figurze modelki, z doktoratem i pełnym kontem w banku. Ale nawet jakbym taką na swojej drodze
spotkała, nie poczułabym się źle. Nie zazdroszczę innym. Nie chcę tez być kimś innym. Chcę być sobą. Najlepsza sobą jaką potrafię. A jak komuś się nie podoba to jak wyglądam czy co robię, to jego problem. Jestem szczęśliwa. Sama ze sobą. 

Jak powiedziała Eleonora Roosevelt, to my nadajemy moc słowom. My pozwalamy by to, co słyszymy nas raniło. Nie masz wpływu na innych, na to co zrobią czy powiedzą. Ale to ty decydujesz jak będziesz reagować, jakim emocjom pozwolisz się wydostać. 

Uwierz, ty jesteś Mistrzynią Własnego Życia. Czasem po prostu nie jest łatwo nią być i czujesz, że jesteś za słaba.... ale to nie prawda. Znajdź w sobie siłę. Bądź Mistrzynią. Bądź Mistrzynią już dziś. 

Poprzednie odcinki Alfbetu


Komentarze